# 40 Musimy czekać.
- Nie wierzę! - odezwał się Kuba.
- W co? - zapytał Jack spoglądając z powrotem na ekran komputera.
- Oni chcieli mnie zabić, chcieli ją zabić, ciebie też, a ona karze im uciekać?! - powiedział oburzony.
- Jeśli przeżyje to ci wytłumaczy, a teraz cicho, bo nic nie słychać. - powiedziałem. Maja rzuciła się na nich powalając oboje na ziemię. Przyparła Weronike do podłogi. Wyszczerzyła kły otwarła pysk i gdy już była przy jej szyi, Jakub wystrzelił. Kula trafiła w jej bark powodując, że pisnęła z bólu przewracając się. Jakub podniósł swoją córkę z podłogi i zaczęli cofać się, aż w końcu natrafili na ścianę. Byli w rogu pokoju. Maja stała z dwa metry od nich i już miała się na nich rzucić i to wszystko zakończyć, ale coś ją jakby.... zatrzymało? Przyglądała się im, a Jakub dalej do niej strzelał. Kiedy naboje mu się skończyły, Maja przestała warczeć, a sierść, która była posklejana od krwi oklapła. Rozluźniła się, podniosła wyżej łeb i zrobiła coś czego się nie spodziewaliśmy. Zawróciła i wybiegła z budynku zostawiając ich w spokoju.
Nie mam pojęcia co stało się z nią później. Poza budynkiem nie było żadnych kamer. Widzieliśmy za to jak ta dwójka zaczyna płakać. Razem z chłopakami wybiegliśmy z budynku i ruszyliśmy w las. W końcu na nas też to działa. W głowie cały czas miałem widok z kamer. Co tam się tak właściwie stało?
*Maja*
Obudziłam się koło mojego auta .Pamiętam co się wczoraj działo od pierwszego strzału jakby przez mgłę. Moja lewa ręka była cała we krwi. Nie umiałam nią ruszyć. Czułam tylko okropny ból przeszywający całe moje ciało. Z wielkim trudem podniosłam się z ziemi i wsiadłam do auta, odkrywając tym samym kolejną ranę na plecach. Odpaliłam je i ruszyłam modląc się żebym dała rade dojechać do bazy. Była 5.46 nad ranem, więc było jeszcze trochę ciemno, ale dla mnie to prawie żaden problem. Znacznie większym problemem był obraz rozmazujący mi się przed oczami, coraz trudniej było mi utrzymać głowę w pionie i nie zemdleć.
Na miejsce dojechałam po około dwóch godzinach. Za pomocą pilota otworzyłam bramę i wjechałam na teren bazy, zaciągając hamulec. Widziałam tylko chłopaków wybiegających z budynku jak poparzeni. Nic więcej nie pamiętam. Zemdlałam.
*Jack*
Siedzieliśmy na kanapie w moim biurze jak na szpilkach. Nie mogliśmy zasnąć. Nikt.... nikt nie zmrużył oka. W pewnym momencie zaczął pikać alarm oznaczający, że brama wjazdowa została otwarta. Podniosłem się jak poparzony, czego od razu pożałowałem. Przeszywający ból przebiegł przez całe moje ciało, ale i tak po chwili udało mi się dopaść komputera. Gdy zobaczyłem auto, które wjechało na podjazd nie mogłem uwierzyć własnym oczom.
Odskoczyłem od biurka i biegiem ruszyłem na podjazd. Słyszałem za sobą krzyki chłopaków, którzy nie wiedzieli gdzie tak pędzę.
- Maja! – krzyknąłem, a za dosłownie parę sekund pojawił się obok mnie Remek, a reszta biegła kilkanaście metrów za nami. Wybiegliśmy z budynku taranując wszystko po drodze i budząc chyba całą bazę. W końcu było dopiero po siódmej rano. I na dodatek sobota. Dopadliśmy auta jako pierwsi. Od razu otworzyłem drzwi, a Remek zaczął wyciągać Maję. Byłą nieprzytomna, cała we krwi i strasznie poobijana.
- Boże... . - nie zdołałem z siebie nic więcej wyksztusić. Chłopaki szybko przełożyli ja na tylne siedzenie. Karol, Florian, Remek i Kuba jechali z nią. Ja z Szymonem, Michałem, Przemkiem i Dezym pojechaliśmy drugim autem. Mam w dupie, że mogę trafić do więzienia jeśli ktoś się dowie o tych wszystkich akcjach. Musieliśmy jechać z nią do szpitala. Gdy dotarliśmy na miejsce, wyskoczyliśmy z auta i biegiem ruszyliśmy do środka. Na nasze szczęście przy schodach czekał na nas Florek, dzięki czemu nie musieliśmy się tłumaczyć recepcjonistce.
Chłopaki z trudemprzekazali nam informacje o jej stanie i co się dzieje. Wszyscy siedzieliśmyzałamani pod salą operacyjną. O dziwo, ciężko mi było stwierdzić kto jestbardziej załamany. Remek czy Kuba, o sobie nie wspominam. Blondyn co chwilępodrywał się z krzesła, klnął pod nosem i znikał za rogiem. Remek natomiastsiedział spokojnie na krześle ze spuszczoną głową, przyglądając się swoimrękom, które były całe we krwi. Nie odezwał się ani razu i na nikogo niespojrzał. Nie mogliśmy nic zrobić. Musieliśmy czekać.
---------------------------------------
Sebastián Yatra - Devuélveme El Corazón
Pam...Pam....Pam!
Mamy kolejny rozdział!
Piszczek co myślicie!
Jak minął wam sylwester?
Czy u was też jest "zamieć śnieżna" za oknem jak u mnie?
Paaa! ;) ♥
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top