# 36 Zawał.

Gdy wszyscy wyszli z namiotu i udali się na trybuny, ja zaczęłam się zbierać. Za chwilę będzie się można zmierzyć z tą szmatą na torze. Przebrałam się do końca w strój i założyłam kask, co niestety nie było zbyt przyjemne. Zabrałam mój motor i ruszyłam na linie startu.

"Panie i panowie kto chce się zmierzyć z Weroniką!? Mistrzynią z Sydney!"

Wołał komentator. Podjechałam na linię startu. Blondynka była wyraźnie zaskoczona tym, że ktoś ma odwagę się z nią zmierzyć. Stanęliśmy na starcie. Kontem oka zobaczyłam Jack'a, który pokazywał, że mam włączyć mikrofon w kasku. Zrobiłam to o co "prosił".

- Co ty odwalasz!? Miałaś leżeć i się nie przemęczać! Jeśli stracisz kontrolę nad maszyną zginiesz! - wrzasnął do mikrofonu. Wiedziałam dobrze, że mimo iż czasem tego po nim nie widać, to bardzo się przejmuję.

- Nic mi nie będzie, spokojnie. Ta szmata mnie dziś popamięta! Trzymajcie kciuki. - powiedziałam i czekałam aż "sędzia" skończy odliczać.

- Proszę, wycofaj się! - nalegał Jack.

- Ani mi się śni.

- Boże! Ta twoja upartość kiedyś cię zgubi... uważaj na siebie. Czekamy na mecie. - oznajmił i się rozliczył. Chwilę później odliczanie się skończyło i ruszyliśmy. Tak jak myślałam. Blondi może sobie pomarzyć o zwycięstwie ze mną. Po trzech okrążeniach dotarliśmy na metę. Ludzie zaczęli wiwatować. Podeszłam do blondynki zauważając, że chłopaki próbują się przedrzeć przez tłum. Czułam jak głowa mnie coraz bardziej boli. *Znieczulenie schodzi. Rozprawie się z nią i idę się położyć.*

- Ty, jak śmiałaś! Kim ty właściwie jesteś!? - naskoczyła na mnie blondyna.

- My już się dziś spotkałyśmy. Myślę, że pamiętasz. - odpowiedziałam. Postanowiłam zrobić coś, czego jeszcze na wyścigach nie robiłam. Zdjęłam kask, a wszelkie brawa i gwizdy zamilkły. Na trybunach zapanowała cisza jak makiem zasiał, a blond piękność zbladła do tego stopnia, że wyglądała jak pomalowana białą farbą.

- Co zdziwiona? - zapytałam z kpina w głosie. Dziewczyna zamachnęła się chcąc mnie uderzyć, ale zrobiła to na tyle nieudolnie, że złapałem ja za nadgarstek wykręcając przy tym rękę, a ona łkała z bólu.

- Lepiej ze mną nie zadzieraj, bo się to dla ciebie źle skończy. – warknęłam przy jej uchu. Puściłam jej rękę i odwróciłam się w stronę publiki. Wszyscy zaczęli gwizdać i bić brawa.

- Ty jesteś niemożliwa! Już od początku widziałem, że jesteś inna, ale teraz to bijesz rekordy! - wykrzyknął uradowany, a jednocześnie zdenerwowany Jack zamykając mnie w szczelnym uścisku i kręcąc wokół własnej osi.

Siedzieliśmy tam do końca wyścigów, a następnie pojechaliśmy do domów. W domu o dziwo był już Przemek. W sumie jest po dziesiątej. Zdjęłam kurtkę i ruszyłam do kuchni, żeby zrobić kolacje.

- Co ci się stało?! - wykrzyknął Przemek, a ja podskoczyłam jak poparzona. Nie zauważyłam kiedy wszedł do kuchni.

- Kurwa Przemek, chcesz żebym zawału dostała? – zapytałam, odkładając na stół talerz z kanapkami.

- Przepraszam. Ale powiedz co ci się stało w głowę? - powiedział siadając naprzeciwko i biorąc jedna z kanapek.

- Powiedzmy, że spotkałam pewną blond sucz.. Tak jakby trochę nawzajem się po wkurwiałyśmy w efekcie czego ja dostałam torebką w łeb, a ona ma rozwalony nos i wykręconą rękę. - zakończyłam moja wypowiedź i odłożyłam naczynia do zlewu.

- Ty się nigdy nie zmienisz, co?

- Nie! - powiedziałam wychodząc z kuchni i ruszyłam w kierunku mojego pokoju. Wzięłam z szafy piżamę i poszłam do łazienki. Po dziesięciu minutach leżałam już w łóżku. Podłączyłam telefon do ładowania i zasnęłam.

*Przemek*

Zaczynam się o nią bać. Znika na całe dnie, nikt nie wie tak naprawdę gdzie i co robi. Teraz wraca z rozwaloną głową. *To się źle skończy.*

Wstałem od stołu iposzedłem do siebie. Po chwili zasnąłem.


----------------------------------------

Post Malone - Blame It On Me

I mamy następny rozdział!!!
Akcja się rozkręca....

Podobał się rozdział? Może jeszcze dziś wleci następny!

Paaa kochani! ;)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top