# 35 Zabójcza torebka!
Jak ja "kocham" wyścigi. Jak zwykle musiała się przyplątać jakaś lala. Co wyścig inna, a tym razem znowu mamy blond sucz Weronikę. Mistrzyni z Sydney. *Coś czuje, że jeszcze się spotkamy.* Akcja jak zwykle, ona się ślini do Jack'a ten ją spławia, a gdy to nie zadziała mówi, że ja jestem jego dziewczyną. Oczywiście jest to obgadane z Kubą... po części. Ale ta była wyjątkowo upierdliwa. Podeszła do mnie w tym swoim różowym stroju... *O boże zaraz się zrzygam!* ... i po chwili się zaczęło.
- Ej ty! - zawołała z obrzydzeniem w moją stronę.
- Czego? - odpowiedziałam już na start wrogo nastawiona. Nie było po co udawać, że jej nie widzę. Taki róż na spokojnie dałoby się zobaczyć z kilometra.
- On jest mój rozumiesz!? Jestem mistrzynią w wyścigach w Sydney! - powiedziała, dumnie unosząc głowę i gestykulując rękami.
- Legalnych? - zapytałam. Wiedziałam, że tym ją zagnę. Nie ma możliwości żeby taka ameba zorientowała się w czym bierze udział i na jakich warunkach. Liczy się kasa.
- Oczywiście ty dziwko! - wrzasnęła z wyrzutem, a we mnie zaczynało się coraz bardziej gotować.
- Posłuchaj mnie uważnie, „mistrzyni w legalnych wyścigach z Sydney". Jesteś teraz na nielegalnych wyścigach w innym kraju i chyba nie znasz wszystkich zasad jakie tu obowiązują. - warknęłam podchodząc bliżej.
- Jak to nielegalnych?- powiedziała zdziwiona. *No oczywiście.*
- Dobra, czyli nie wiesz nic. Tu panują trochę inne zasady suko, z którymi radze ci się szybko zapoznać i spierdalać stąd gdzie pieprz rośnie. - powiedziałam już mocno wkurzona.
- Jak możesz się tak do mnie odzywać! Wiesz kim ja jestem?! - wrzasnęła z wyrzutem i kpiną w głosie. *Boże daj mi siły, a jej mózg!*
- Mało mnie to obchodzi! Tak samo jak ty nie wiesz kim ja jestem! A teraz won! - krzyknęłam. *Jak Boga kocham zaraz nie wytrzymam!*
- Ty suko jesteś nikim! - krzyknęła po czym zamachnęła się i walnęła mnie torebką w głowę. *Ja pierdole! Co ona tam ma?!*
Zachwiałam się i złapałam za głowę. Na szczęście szybko odzyskałam równowagę. Spojrzałam na rękę, która jeszcze przed chwilą była na mojej głowie. Ciekła z niej krew. Odwróciła się i widziałam już chłopaków biegnących w naszą stronę. *Nie no tego już za wiele!*. Zacisnęłam rękę w pięść i z całej siły przypierdoliłam jej prawy sierpowy prosto w pysk. Słuchać było trzask i w tym samym momencie to coś wylądowało na ziemi i zwijało się z bólu. Ale co usłyszeliśmy pomiędzy wyzywaniem mnie?
- Moja sukienka, to nowiutka kolekcja! Zapłacisz mi za to! - załkała. Chłopaki już byli i przypatrywali się tej całej sytuacji. Przed oczami pojawiły mi się mroczki. Czułam jak krew spływa mi do oka. Odchyliłam się trochę i po barierkach zsunęłam na podłogę.
- Choć, trzeba opatrzyć ci tą ranę. Zaniosę cię. - powiedział Jack i już miał mnie podnosić, ale go zatrzymałam.
- Jack... to miło z twojej strony, że tak się o mnie troszczysz, ale jeszcze żyję i dam rade iść. - powiedziałam i lekko się do niego uśmiechnęłam. Co on po chwili odwzajemnił.
- Nigdy się nie zmienisz, co? - zapytał pomagając mi wstać z podłogi, a następnie łapiąc w talii.
- Nie mam najmniejszego zamiaru. - powiedziałam ze śmiechem. Po chwili znaleźliśmy się w namiocie naszej grupy. Gdy tylko weszliśmy, zostaliśmy zasypani pytaniami w stylu "Co się stało?" albo "Kto to zrobił?". Jack pomógł mi usiąść na fotelu, a w tym samym czasie przyszła jakaś sanitariuszka i zaczęła opatrywać i ranę. Jak się okazało, było nawet potrzebne parę szwów. Jack łaził w te i z powrotem po namiocie, co chwilę ciągnąc się za włosy.
- Możesz łaskawie przestać się tak kręcić, bo mi się niedobrze już od tego robi? - powiedziałam, gdy kobieta skończyła wiązać mi głowę.
- Proszę się położyć i nie przemęczać. Głowa może cię jeszcze boleć po zejściu znieczulenia. Wtedy proszę wziąć tabletki. Są na stole. – powiedziała, pożegnała się i wyszła z namiotu.
- Czym się tak martwisz co?
- Przejmuje się ta cała sprawą z Jakubem, dzisiejszym wyścigiem i tym! – powiedział wskazując na moją głowę. - Miałaś się dzisiaj ścigać, ale w takim stanie... – jęknął siadając obok.
- Jakim znowu stanie?! Żyję, tak? Kontaktuję, tak? Rozmawiam z wami, tak? - zaczęłam zadawać oczywiste pytania.
- No...tak. - odpowiedział Thomas.
- Czyli się ścigam! - zawołałam, ale nie spotkało się to z uznaniem Jack'a.
- Czy ty zwariowałaś! Masz leżeć i odpoczywać! - powiedział Jack.
- No dobra, a wy mi się przypadkiem za chwile nie ścigacie? - powiedziałam. *Ta szmata mnie jeszcze popamięta!*
-------------------------------------------
2 Chainz & Wiz Khalifa – We Own It
To znowu ja!
Mamy next!
Piszcie co myślicie!
Co wymyśliłam Maja?
Co na jej pomysł powie szef gangu gdy się dowie?
Mam nadzieje, ze przed świętami się jeszcze zobaczymy ale to wyjdzie w praniu. Postaram się żebym tak było! Ale na wszelki wypadek...
Życzę wam moi drodzy miłych i spokojnych Świąt Bożego Narodzenia i szczęśliwego Nowego Roku! 🎅🎅🎅🎅
Paaaa! ;)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top