# 99 "Spać się nie da!"

*Maks*

Chodziłem po mieście licząc, że trafię na Maje albo na któregoś z tych chłopaków już któryś dzień. Jeśli wszystko dobrze ułożyłem, a szczerze wolał bym się mylić, to są w śmiertelnym niebezpieczeństwie! Wśród kartek które znalazłem były też rozpiski i zdjęcia różnego rodzaju broni którą zapewne facet miał ze sobą. Chciałem to zgłosić na policję ale istniało duże prawdopodobieństwo, że miał na nią zezwolenie, a wtedy policja nic by nie zdziałała oprócz zdradzenia mu, że wiem o wszystkim. Miałem mało czasu, nie wiedziałem kiedy przyjedzie, kiedy postanowi zaatakować, w jaki sposób, ani nawet czy nie zabrał ze sobą Kuby.

Od kilku godzin krążę pytając ludzi których napotkam czy przypadkiem nie wiedzą gdzie mógłbym trafić na Maje albo Nathan'a czy Isaac'a ale póki co nic nie ustaliłem. W pewnej chwili zobaczyłem nikogo innego jak Kubę wchodzącego do pobliskiego sklepu. *Czyli już tu są.* Serce zaczęło mi walić jak szalone. Na pewno nie przyjechał tu sam. Jeśli się postaram może mnie zaprowadzić do miejsca gdzie zatrzymał się jego wuj albo chociaż on.

*Mikołaj*

- Panie Mikołaju, naprawdę nie wiem jak to Panu powiedzieć. – zaczął lekarz. – Bardzo mi przykro ale podczas badania Pani Wiktoria... Pani Wiktoria poroniła. – oznajmił wreszcie na mnie spoglądając. *CO KURWA?!*

- Przepraszam ale chyba Pan coś pomylił Panie doktorze. Wiktoria nie mogła być w ciąży, nie, na pewno nie. Parę miesięcy temu wróciłem z delegacji ale do niczego w tym czasie między nami nie doszło. – powiedziałem lekko panikując i nie mogąc uwierzyć w słowa lekarza. Wiktoria nie mogła poronić skoro nie była w ciąży... ba! Ona nawet nie mogła być w ciąży! Ale jeśli to co mówi lekarz jest prawdą to znaczyło by, że... NIE. Nie, nie, nie i jeszcze raz nie!

- Bardzo mi przykro proszę Pana. Wiem, że to może być trudne do zrozumienia ale... .

- Chwila! Skoro twierdzi Pan, że Wiktoria była w ciąży... miesiąc. Który miesiąc? – spytałem błagając żeby nie usłyszeć najgorszego.

- Siódmy. – odpowiedział lekarz.

- Kurwa mać!

*Karolina*

- Seba! Weź to ścisz do chuja! Spać się nie da! – wydarłam się na chłopaka przewracając się na drugi bok i przykrywając głowę poduszką.

- Przepraszam księżniczkę bardzo ale jest piętnasta. Niektóry ludzie pracują, było nie balować znów po nocach. – odburknął. – Poza tym przecież ty do cholery jesteś u mnie, a nie u siebie! Podnoś dupę bo za półtorej godziny wychodzę i nie będę na ciebie czekać! – warknął na mnie opuszczając pokój. Jak mi się nie chce to jest kurwa nie pojęte ale jak trzeba to trzeba, ten jeden raz. Podniosłam się z łóżka *Pierdol się Sebastian!* i ruszyłam do łazienki zabierając po drodze jakieś ciuchy chłopaka.

- Pospiesz się bo nie będą na mnie czekać cały dzień, a twój stary mi jaja uwali jak cię nie odwiozę! – wydarł się z korytarza. *Kusząca propozycja...*

Kilka dni temu Seba wrócił do miasta więc jako dobra przyjaciółka postanowiłam zrobić mu nalot na chatę. Już w drugi dzień zorganizowałam imprezę i postawiłam go przed faktem dokonanym stając z bandą około pięćdziesięciu osób przed jego drzwiami. Nie wyglądał na specjalnie zadowolonego no ale błagam. Kto by się nie cieszył z moich niespodzianek? To w końcu była tylko mała impreza.

Niestety miałam to wątpliwe szczęście, że Sebek zatrudnił się jako DJ na imprezach i od tej pory w jego domu ciągle gra muzyka. Gdyby jeszcze było to coś spokojnego czy przyjemnego przy czym dało by się spać ale niee... przecież na imprezach najlepiej słuchać rock'a i metalu, prawda? *Że jego jeszcze nie wywalili z domu to jest jakiś cud!*

----------------------------------------------

Lady Antebellum – Hello World

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top