# 94 Dzieci

*Mikołaj*

Znowu to samo. Znowu jej nie ma! Marnie i Scott płakali na całe mieszkanie. Usłyszałem jak ktoś przekręca klucz w drzwiach i po chwili w progu stanęła nasza sąsiadka. Szczupła kobieta po siedemdziesiątce z włosami zafarbowanymi na brąz. Stała tak w szlafroku i rozglądała się po mieszkaniu. Dopiero po chwili skierowała swoje spojrzenie na mnie.

- Mikołaj, co się dzieje?! Dzieci ciągle płaczą. – spytała kierując się do pokoju na drugim końcu mieszkania. Bez namysłu ruszyłem za nią. Pani Mills jako jedyna miała klucze do naszego mieszkania, oczywiście oprócz nas, w razie potrzeby przychodziła zająć się dziećmi lub podlać kwiaty. Było mi cholernie wstyd przed nią. Gonię starszą kobietę po schodach chwilę przed północą bo dzieci znów płaczą. Wiktorii jak zwykle nie było, a w domu panował bałagan. Nic nowego. *A już myślałem, że ten koszmar się skończył...*

- Nie wiem, Panno Mills. Dopiero wróciłem z pracy. – przyznałem odwieszając marynarkę na oparcie jednego z krzeseł w pokoju i rozluźniając krawat.

- Dziecko, ty się zamęczysz. Wychodzisz o szóstej rano i wracasz po nocach. Jak dalej tak pójdzie to zrobisz z nich sieroty. Matki już praktycznie nie mają, a ty długo tak już nie pociągniesz. Mój świętej pamięci teść zmarł cztery lata temu. Z przemęczenia zasłabł za kierownicą... zderzył się czołowo z tirem. Lekarzowi udało się go odratować, natychmiast został przewieziony do szpitala i na miejscu dostał zapaści. – powiedziała odkładając do łóżeczka już śpiącą Marnie. – Lekarze stwierdzili, że był to efekt przemęczenia. Gdyby Leon mniej angażował się w pracę prawdopodobnie był by jeszcze z nami.

- Przykro mi z powodu teścia. – przyznałem. Może ta kobieta rzeczywiście miała rację? Może powinienem trochę zwolnić i przestać pracować na wszystkie zmiany? Ale kto wtedy zarobi na mieszkanie i dzieci? – Bardzo dziękuje Pani za pomoc i przepraszam za to wszystko, ale ja już naprawdę nie wiem co robić.

- Na pewno coś wymyślisz.

- Wątpię. Kiedy Wiktoria była ostatni raz w domu na noc była całkiem zalana. – przyznałem. – Najlepiej było by dla nas wszystkich gdyby odeszła ale nie chce odbierać dzieciom matki. Już wystarczy fakt, że nie mam stuprocentowej pewności iż jestem ich ojcem. Wiktoria już na początku zdradzała jej poprzedniego chłopaka ze mną. Nie mam wątpliwości, że teraz robi dokładnie to samo. Nie wiem czy jest w tym mieście jeszcze ktoś z kim nie spała. Ostatnio odbierałem ją z posterunku bo zalana okradła jakiegoś gościa w klubie. - przyznałem padając na kanapę w salonie.

- To straszne. – Pani Mills zakryła usta dłonią.

- Najgorsze jest to, że mimo wszystko ciągle mi na niej zależy. – odparłem chowając twarz w dłoniach. Kochałem ją ale bałem się, że któregoś dnia gdy wrócę z pracy mogę zastać w domu innego faceta. Obawiałem się, że może skrzywdzić lub odebrać mi dzieci i wywieźć je nie wiadomo gdzie. To nie była już ta sama Wiktoria którą poznałem parę lat temu.

*Wiktoria*

- Jeszcze jednego. – wybełkotałam.

- Nie przesadzasz małą? To już chyba twój dwudziesty... jak nie lepiej. – barman odwrócił się w moją stronę.

- Nie pierdol tylko lej. – rozkazałam, jestem tu już od trzech godzin i jeszcze nikt nie zaproponował mi seksu. *Muszę się napić.*

- Jeszcze nikogo nie pierdolę. – odparł znacząco ruszając brwiami.

- Ha ha ha, w chuj zabawne. – powiedziałam czekając aż ten chuj mi w kocu naleje.

- Owszem, ale już nie wiem czy taki zabawny jest fakt, że nie masz czym zapłacić. Na ostatniego już ci brakło. Ale jako, iż jestem taki dobroduszny i wspaniały to przymknąłem oko. – przypomniał odkładając wytarty kieliszek na półkę.

- To zamknij je jeszcze raz. - *Fuck!* Kompletnie zapomniałam, że za wszystkie musiałam płacić sama. Zazwyczaj to się nie zdarzało.

- Zrobimy tak. Naleję ci, a za piętnaście minut będziesz na mnie grzecznie czekać przy tylnym wyjściu z klubu. – zaproponował pochylając się nad blatem.

- A co będziemy robić? – spytałam opierając się o blat. *Może dzisiejsza noc nie będzie jednak taka całkiem do bani?*

- Pojedziemy do mnie, a potem zerżnę cię jak jeszcze nikt. – wychrypiał przybliżając się do mnie. Nasze twarze dzieliły milimetry.

- To się okaże. – odparłam zabierając drinka i odchodząc w stronę tłumu. - I załatwione. – powiedziałam do siebie z satysfakcją, że jednak udało mi się kogoś wyrwać.

*Maja*

- Remek to nie powinno się wydarzyć. To moja wina. Gdybym zgodziła się zostać w szpitalu nie doszło by do tego. – jęknęłam wstając. Nieważne czy tego chciałam, czy nie. Musiałam porozmawiać z Remkiem o tym co się stało. Godzinę temu przyjechałam do domu żeby to załatwić. Niespecjalnie chciałam wychodzić z bazy ale też nie było mi na rękę wołanie go tam.

- I jeszcze czego? W życiu nie uwierzę, że była byś w stanie leżeć sobie spokojnie w szpitalu kiedy tu jest co chwila afera, a Nathana nie ma. Ba! Nawet jakby się kompletnie nic nie działo i tak byś tam nie została. – zaśmiał się. - To co się wczoraj stało to była moja wina. Isaac zadzwonił po mnie żebym pomógł mu cię pilnować bo nie wiedział czy sam sobie da radę, a ja się nachlałem i odwaliłem coś takiego. Bardzo cię przepraszam. Nawet nie wiesz jak cholernie mi wstyd. – powiedział i spuścił głowę. Najwyraźniej kostka na podjeździe była bardzo interesująca.

- Nie masz za co mnie przepraszać, ja też nie jestem bez winy. Nigdy raczej nie dojdziemy do tego co tam się do końca wydarzyło... może i dobrze. Jeśli nie masz nic przeciwko jestem za tym żeby po prostu o tym zapomnieć, jakby nigdy nic takiego nie miało miejsca. Nie pamiętamy dokładnie co się stało więc nie możemy mówić chociażby o zdradzie. Poza tym oboje byliśmy nietrzeźwi. – powiedziałam sama nie wierząc w swoje słowa. *Od kiedy ja mam takie chujowe podejście do jakiejkolwiek sprawy? Było minęło, obgadać, zapomnieć?*

- Sam nie wierzę, że to mówisz, a tym bardziej, że ja się z tym zgadzam. Nie wiemy co dokładnie się stało. Wystarczy, że my dostaliśmy zawału. Agata i Nathan nie muszą... . Przepraszam. – urwał patrząc na mnie jakby się spodziewał, że co najmniej zaraz wybuchnę płaczem.

- Nie szkodzi, zaczęłam się już przyzwyczajać. – skłamałam.

- W każdym razie masz rację. Myślę, że najlepiej będzie jeśli zapomina o tym... cokolwiek się stało. – przyznał drapiąc się po karku. - Niestety muszę już jechać. Obiecałem babci, że dzisiaj pomogę jej z ogrodem.

- Pewnie, rozumiem. Pozdrów wszystkich ode mnie. – powiedziałam przytulając chłopaka.

- To do następnego młoda, uważaj na siebie! – zawołał otwierając Mustanga.

- Remek! – zawołałam przypominając sobie o czymś jeszcze - To chyba twoje. – powiedziałam podając mu bluzę. – Miałam o tym z tobą porozmawiać już dawno temu ale jakoś się nie złożyło. Naprawdę bardzo ci dziękuję za to, że wtedy ze mną byłeś chociaż wcale nie musiałeś. Kiedy pielęgniarka mi o tym opowiadała zastanawiałam się czy to się zdarzyło naprawdę czy opowiada mi scenę z jakiegoś filmu. – zaśmiałam się lekko.

- Nie masz za co mi dziękować. Nie mogłem cię tam zostawić. – uśmiechnął się i mocno mnie przytulił.

- Zadzwoń jak dojedziesz. – poprosiłam odsuwając się kawałek od auta.

- Zadzwonię.

---------------------------------------------

Andy Black – Break Your Halo

Dzisiaj się nie rozpisuję za to mam wyzwanie.

KTO WIE Z JAKIEGO FILMU JEST TEN FRAGMENT?

https://youtu.be/LhtgdBBYb7E

Swoją drogą serdecznie polecam!!!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top