# 88 Jak brat
*Maks*
Stałem jak jakiś idiota za drzewem obserwując jak Kuba z Miguel'em pakują broń i jakieś dziwne przedmioty i kwiatki do auta. Cała ta sprawa śmierdziała coraz bardziej. Dziesiątki pytań i żadnej odpowiedzi. Jeśli chciałem sie czegoś dowiedzieć musiałem się wziąć ostro do roboty.
Niezauważenie wróciłem do swojego wozu i czym prędzej ruszyłem do domu. Wpadłem do mieszkania jak poparzony zamykając za sobą drzwi na klucz w razie gdyby wrócili wcześniej niż bym chciał. Zacząłem od przeszukania pokoju tego dziada. Oprócz ciuchów były tam jakieś stare zdjęcia i rachunki. Już miałem wrzucić to wszystko z powrotem do pudełka ale coś minie zatrzymało. Nad stołem obróciłem pudło do góry nogami i nie myliłem się. Najpierw wypadło drugie dno, a po nim kolejne zdjęcia, notatki, książki... i broń. Spojrzałem na zegarek. Nie miąłem czasu żeby teraz to wszystko czytać i analizować bo oni mogli wrócić w karze dej chwili. Zabrałem to wszystko szybko do siebie i zacząłem skanować wszystkie kartki. Po niecałej godzinie wszystko było już na komputerze. Zamknąłem pudło i zaniosłem z powrotem do pokoju, akurat w chwili gdy usłyszałem jak ktoś szarpie się z klamką. Wypadłem z pokoju tego szaleńca i pobiegłem na dół. Nie żeby otworzyć drzwi koledze, do kuchni.
- Mógłbyś czasem ruszyć swoją dupę kiedy słyszysz, że dobijam się do drzwi?! – warknął Kuba wchodząc do kuchni. Stałem przed nim oparty o blat z piwem w ręce, do połowy rozpiętą koszulą z podwiniętym jednym rękawem i rozczochranymi włosami. *Witaj normalności!* Właśnie kimś takim postrzegali mnie ludzie. Cham, kobieciarz, fleja, pijak, palacz, narkoman, złodziej, włamywacz... w skrócie margines społeczeństwa. Większość z tych określeń była wyssana z palca. Nigdy nikogo nie okradłem, nie naćpałem się i nie włamałem do nikogo, nie licząc tych razy kiedy wchodziłem do własnego domu przez okno bo zapominałem kluczy.
- Nie rzucaj się tak. Było brać klucze. – mruknąłem mijając go.
- Było nie zamykać drzwi na cztery spusty! – zawołał za mną ale miałem go gdzieś. W moi pokoju czekało na mnie dużo procy.
*Karolina*
Maja siedziała na balkonie z komputerem na kolanach i słuchawkami w uszach. Ku mojemu zdziwieniu kiedy tylko stanęłam w drzwiach balkonowych usłyszałam jej lekko zachrypiały głos.
- Co tu robisz? Po co przyszłaś? – nie odrywała wzroku od ekranu ale chociaż zdjęła słuchawki. *Jest postęp.*
- Trochę entuzjazmu! Przyszłam cię odwiedzić! Wszyscy gdzieś zniknęli więc przyszłam do ciebie. – oznajmiłam. Po chwili dopiero dotarło do mnie jak to zabrzmiało. *Ups...*
- Isaac cię wpuścił, prawda? – raczej stwierdziła niż spytała.
- A kto inny? Ty nawet się nie ruszyłaś! – oznajmiłam z wyrzutem. Maja odłożyła komputer na stolik gasząc wcześniej otwarte strony. Podniosła z podłogi kulę i z trudem wstała z fotela. Wzięła komputer pod pachę i mijając mnie weszła do pokoju. Odłożyła urządzenie na łóżko i ruszyła do wyjścia.
- A ty gdzie? – spytałam stojąc oburzona na środku pomieszczenia. *Gości się tak nie traktuje!*
- Do kuchni po kawę. – odburknęła i wyszła. Prychnęłam na jej zachowanie i z braku innego zajęcia poszłam za nią.
Było dokładnie tak jak mówił chłopak. Nie dało się z nią gadać, a kiedy zaproponowałam jej coś do jedzenia i herbatę zamiast kawy stanowczo odmówiła. Udało mi się ją namówić na obejrzenie czegoś w telewizji. Akurat leciały Star Warsy więc ja od razu zagłębiłam się w film. Co jakiś czas zerkałam na dziewczynę siedzącą na fotelu. Nie oglądała filmu. Wystarczyło na nią spojrzeć żeby wiedzieć, że jest w innym świecie. Z żalem wyłączyłam telewizor i postanowiłam spróbować nawiązać z nią rozmowę.
- Gdzie Isaac? – to pierwsze co przyszło mi go głowy. Dziewczyna obróciła się w moją stronę i spojrzała na mnie obojętnie.
- Na siłowni. Jakiś czas temu ustaliłam z nim, że nie może ciągle siedzieć ze mną. Daję sobie radę sama. Mieszka u mnie ale pilnuję żeby dziennie gdzieś wychodził i żył na tyle normalnie, na ile się da. – westchnęła i wzięła łyk kawy. W ten sposób rozmowa znowu dobiegła końca. Musiałam ją jakoś nakłonić do dłuższej konwersacji czy tego chce, czy nie. Postanowiłam zagrać jej trochę na nerwach i podrażnić się z nią.
- Kim Isaac jest dla ciebie? – zaczęłam powoli.
- Dobrym przyjacielem... bratem jak wolisz. – oznajmiła bez zastanowienia.
- Tak? Na pewno? – drążyłam.
- Na pewno. – odpowiedziała pewnie. Z jej oczu wręcz dało się wyczytać, że nie chce żebym drążyła temat. *O nie kochana! Nie ma tak łatwo!*
- Tsa, wmawiaj sobie. – mruknęłam ale na tyle głośno żeby dziewczyna mnie usłyszała. Jej wzrok mógł zabijać. – Od razu widać, że macie się ku sobie. Farciara z ciebie. Ciężko było go zdobyć? – z każdym moim słowem dziewczyna robiła się coraz bardziej czerwona. Nie wiem czy ze wstydu, czy złości.
- Mówiłam ci już, że Isaac'a i mnie nic takiego nie łączy. – starała się być spokojna i opanowana. - Kocham go i zależy mi na nim... - *Tak! Wiedziałam, że mam rację!* - ale jak na bracie, nie jak na chłopaku. - *No i zjebała....* - A poza tym Nathan... no właśnie... Nathan. – westchnęła i zamilkła.
*Isaac*
Wreszcie mogłem zrobić to co planowałem od dłuższego czasu. Parę dni temu w biurku Mai znalazłem jakieś dokumenty i adres ojca Nathan'a. Z pomocą Jack'a udało mi się zdobyć też numer telefonu. Umówiłem się z nim na rozmowę. Zgodził się bez wahania. Wiem, że Nathan jest u niego ale dzisiaj akurat musiał coś do załatwienia i gdzieś wyszedł. Na szczęście do Mai przyszła jej koleżanka więc byłem trochę spokojniejszy. Nie chciałem jej zostawiać samej. Mam nadzieję, ze załatwię co trzeba i uda mi się jak najszybciej wrócić. Dziewczyna nie wie o moim planie dlatego powiedziałem jej, że idę na siłownie. Ponieważ Maja nie mogła jeździć miałem do dyspozycji jej auto.
Niestety ojciec Nathan'a nie mieszkał zbyt blisko. Droga do miasta zajęła mi przeszło cztery godziny, a znalezienie dobrego osiedla i domu kolejne pół. Zaparkowałem przecznicę dalej w razie gdyby Nathan wrócił i nie daj Boże zobaczył auto lub mnie.
- Ty jesteś Isaac? – spytał mężczyzna kiedy stałem już pod drzwiami.
- Tak. – odparłem krótko. Mężczyzna przesunął się wpuszczając mnie tym samym do domu.
- Przejdę od razu do rzeczy bo nie wiemy kiedy Nathan wróci, a poza tym mi też się trochę spieszy z powrotem. – oznajmiłem idąc za mężczyzna do salonu.
- Oczywiście. Zgaduje, że jeżeli tak się spieszysz żeby wracać i ciężko było się z tobą umówić to Maja o niczym nie wie, prawda? – spytał ale chyba wszyscy znają odpowiedź na to pytanie. Potwierdzenie było tylko formalnością. – Z Nathan'em nie jest dobrze. Nigdy nie widziałem go w tak złym stanie. Nawet po zaginięciu mojej żony której w sumie ciągle nie znaleźli. Ciągle chodzi ze spuszczoną głową, nie chce z nikim rozmawiać i nikogo widzieć. Mi ledwo udało się od niego wyciągnąć co się stało... i mam nadzieję, że ty mi to wyjaśnisz bo w całej tej historii odgrywasz dość dużą rolę. – przerwał patrząc na mnie znacząco. – Na początku kiedy przyjechał nie chciał nawet nic jeść. Trzeba coś zrobić bo mi się chłopak zamęczy. Z resztą z tego co mówiłeś na początku przez telefon z Mają też nie jest chyba najlepiej.
- Nie najlepiej to mało powiedziane. Z nią jest fatalnie. Nic nie je, pije tylko kawę albo alkohol, nie sypia po nocach, nie chce już nikogo widzieć, rzadko wychodzi z domu, większość dnia spędza zamknięta w pokoju lub biurze, potrafi cały dzień siedzieć wpatrzona w przestrzeń przed sobą, a nawiązanie z nią dłuższej rozmowy graniczy z cudem. Jeszcze ten cholerny wypis ze szpitala i leki. Jak tak dalej pójdzie to jej organizm nie wytrzyma. Jeszcze dzisiaj jak wrócę muszę jej podać leki po których zachowuje się jakby była na haju. W szpitalu buło to o tyle znośne, że pilnowali ja lekarze i była przypinana do łóżka, a my nie mięliśmy wtedy wstępu do sali. – westchnąłem. – Teraz wszystko jest na mojej głowie. Muszę zapewnić jej bezpieczeństwo i uważać żeby nie zrobiła czegoś głupiego.
- Robiłeś to już? – spytał po chwili.
- Nie. Teraz dostanie to pierwszy raz od wyjścia ze szpitala. Ehh... to wszystko moja wina. Gdybym w tedy nie zgodził się jej pomóc albo od razu po tym wyjechał to nie doszło by do tego. – westchnąłem chowając twarz w dłoniach. Byłem już tym wszystkim zmęczony.
- Nie obwiniaj się tak. Nie wiadomo czy gdybyś nie został to czy Maja by jeszcze żyła. Kocham mojego syna ale prawda jest taka, że on mimo wszystko ciągle w tych sprawach jest zielony. Uratowałeś ją, a to co wydarzyło się później to nie twoja wina. Nathan przeżywa to, że osoba której on prawie nie zna, czyli ty, wie więcej od niego, spędza z jego dziewczyną więcej czasu i jest z nią tak blisko, mimo, że nie widzieliście się tyle lat. – Jones próbował mnie pocieszyć i jednocześnie usprawiedliwić syna.
- On ciągle nie potrafi zrozumieć, że te sprawy którymi zajmuje się Maja są cholernie niebezpieczne, trzeba mieć doświadczenie i znać swoje możliwości żeby coś zdziałać? Poza tym ona specjalnie załatwia większość z nich ze mną, ewentualnie z Jack'iem, żeby go chronić. Zadarliśmy z łowcami. To już nie jest zwykła sprzeczka i popisywanie się. Oni nie odpuszczą, szczególnie po takiej rzezi jaka się odbyła. Całe tamtejsze stado które oni przeciągnęli na swoja stronę nie żyję... córka Reyes'a również. On nie przestanie póki nas nie zabije. Dziennie igramy ze śmiercią! – zawołałem unosząc ręce. Sam nie wiem czy byłem bardziej załamany czy zdenerwowany. Sytuacja wymykała mi się z pod kontroli, a czas na odzyskanie starej Mai uciekał jak piasek przez palce.
- Jeśli mój syn nie nauczy się jak nad sobą panować oraz, że są sprawy w które nie wtyka się nosa, to może się to źle skończyć. Zrobię co się tylko da żeby to zrozumiał i postaram się go jak najwięcej nauczyć. – oznajmił wstając. Ja również się podniosłem i pożegnałem z mężczyzną. Spędziłem tu prawie trzy godziny, a do domu miałem jeszcze cztery. *Jest szesnasta więc jak dobrze pójdzie to na ósmą z hakiem powinienem być.* Wpakowałem się do auta i ruszyłem w drogę powrotną zastanawiając się jak wytłumaczę Mai, że nie było mnie jedenaście godzin.
----------------------------------------------
Måns Zelmerlöw - Brother Oh Brother
Witajcie z powrotem moi drodzy tym razem już w nowym 2018 (po korekcie w 2020 xD) roku!
To straszne jak szybko ten czas leci. Dopiero co zaczynałam gimnazjum (jestem już wymierającym gatunkiem xD), a za trzy miesiące mam egzamin końcowy i znów nowa buda.
Ciągle nie mogę uwierzyć, że jesteście ze mną już ponad rok i ciągle zawzięcie śledzicie historię Mai i jej przyjaciół. To jest coś niesamowitego! Dziękuję wam za to.
Paaa!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top