# 67 BYŁY... 2/5

*Dezy*

Jeszcze tylko dwa dni i wyjdziemy z tego cholernego szpitala. Paula czuje się już o wiele lepiej, a mój syn rośnie jak na drożdżach. Florek był u nas wczoraj. Pytałem się go czemu Maja tak rzadko przychodzi. W odpowiedzi usłyszałam, że dużo rzeczy zwaliło jej się teraz na głowę i po prostu nie ma czasu ale jak tylko da radę to na pewno wpadnie. Nie byłem pewien słów mojego brata ale postanowiłem nie wnikać. Siedziałem teraz w pustej stołówce i dopijałem kawę kiedy podeszła do mnie jakaś dziewczyna. Spojrzałem na nią... blond włosy, cała ubrana na różowo. *Nie zapowiada się dobrze.*

- Cześć przystojniaku. Jak się nazywasz? – zapytała, a raczej pisnęła „seksownym" głosikiem.

- Eee... Dezydery.

- Pięknie imię. Ja jestem Weronika. Pewnie o mnie słyszałeś.

- Nie... jakoś nie obiło mi się nic o uszy.

- Nie szkodzi. Możemy się teraz poznać póki nikogo mnie ma. - szepnęła przesuwając się bliżej i kładąc dłoń na moim policzku. Natychmiast zabrałem jej rękę z mojej twarzy i odsunąłem się trochę.

- Nie dzięki. Wolę dokończyć w spokoju kawę i iść do SYNA i DZIEWCZYNY. - odparłem dając wyraźny nacisk na dwa ostanie słowa.

- Masz synka, tak? Jak się nazywa? - zaciekawiła się dziewczyna.

- Alan. - odparłem krótko dopijając kawę.

- Jak wygląda? - drążyła temat.

- Ma blond włosy i niebieskie oczy. Jest taki mały ale już pokazuje pazury. - stwierdziłem śmiejąc się pod nosem. Faktem było, że Alan z powodu moich genów rósł trochę szybciej ale charakterek to nie mam pojęcia po kim odziedziczył. Zadziorny, uparty.... no po prostu mały badboy. *Boje się co będzie jak dorośnie.* - Miło się gadało ale muszę iść. Cześć. - powiedziałem wstając od stołu. Nie udało mi się to bo dziewczyna złapała mnie za koszulkę i przyciągnęła do siebie łącząc nasze usta. Ze zdumienia stałem jak kołek. Nie mogłem nic zrobić.

- Dezy?! - na ziemię przyciągnął mnie dobrze znany głos który wcale nie brzmiał dobrze. *Paulina...*

*Paulina*

Zeszłam na dół poszukać Dezego bo już długo nie wracał. Zapytałam się jednej z lekarek gdzie jest stołówka i wiedząc gdzie iść ruszyłam dalej. Wejście tam było z jednej strony najgorszym, a z drugiej najlepszym co zobaczyłam. Przy jednym ze stolików siedział mój BYŁY chłopak i całował się z jakąś blond dziwką. Co gorsza nawet jej nie odepchnął.

- Dezy?! - wrzasnęłam bardziej zła niż zaskoczona. Chłopak oderwał się od dziewczyny i spojrzał na mnie przerażony. Nie chciałam go widzieć. Ruszyłam w stronę wyjścia ze szpitala. Musiałam się przejść i uspokoić bo zaraz mnie rozsadzi. Słyszałam za sobą krzyk chłopaka. Nie zwracałam na nic uwagi, szłam dalej szybkim krokiem. Kiedy byłam w połowie drogi Dezy złapał mnie za rękę tym samym zmuszając mnie do zatrzymania się.

- Paula to nie jest tak jak myślisz. Daj mi się wytłumaczyć. - błagał chłopak. Nie chciałam go słuchać. Nie chłam go znać. Nie chciałam ale pozwoliłam mu mówić. - Ta dziewczyna sama mnie pocałowała. Miałem wracać z powrotem do was, a ona mnie wtedy złapała za koszulkę i pocałowała. Nie chciałem tego. Chciałem ją odepchnąć ale byłem tak zszokowany, że nie umiałem. Proszę.... musisz mi uwierzyć. - Dezy tłumaczył się na wszystkie możliwe sposoby. Jedna strona mnie mówiła mi, że mówi prawdę i trzeba mu uwierzyć, a druga, że kłamie i nie wolno mu wierzyć.

W jednym momencie moje obie strony stworzyły jedność, a ja ogarnęłam co się dzieje. Prosto na nas jechała ciężarówka trąbiąc ile się da. Zastygłam w miejscu. Nie mogłam się stamtąd ruszyć. Spojrzałam przerażona na Dezego. Po może sekundzie poczułam potworny ból i zapadła ciemność.

*Jack*

- Stary co z tym wyjazdem? – zapytał Thomas. Od dobrej godziny ogarnialiśmy stare papiery.

- Którym?

- Miałeś jechać z Mają do Ontario. Nie pamiętasz? – zapytał przekładając kolejne wydruki.

- A tym! Racja. Raczejzostaje odwołany. Od tamtego czasu nic się nie stało więc nie wiedzę potrzebywyjazdu. – przyznałem przypominając sobie, że rzeczywiście taki wyjazd miałmieć miejsce od razu po świętach. – Dobra, ja idę przepuścić te dwa kartonyprzez niszczarkę i wracam.

---------------------------------------

Chris Collins and Tyler Ward – Isues (by. JuliaMichaels)

Taa... wy mnie kiedyś zabijecie.

Jak widać Weronika wróciła i znowu narobiła nie małych problemów.

Co stanie się z naszą dwójką? Przeżyją? A może Alan podzieli niegdysiejsze losy Mai i trafi do domu dziecka?

Tego dowiecie się niebawem.

Next o 1o.15

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top