# 42 Grudzień.

*Maja*

Z trudem otwarłam oczy i tak szybko jak je otwarłam, tak zamknęłam oślepiona przez światło. Po chwili znowu otworzyłam oczy, ale tym razem wolniej. Rozejrzałam się po pomieszczeniu *Szpital...*

- Kurwa. - warknęłam pod nosem. Bolało mnie...WSZYSTKO! Ale najbardziej lewy bark, klatka piersiowa i prawa noga od kolana w dół. Dostrzegłam zegar nad wejściem który wskazywał 22.47. Rozejrzałam się dalej po pomieszczeniu i nad biurkiem dostrzegłam kalendarz. *20 Grudzień... chwila, ŻE CO?!*

Chciałam poderwać się z łóżka, ale od razu tego pożałowałam. Przez całe moje ciało przeszedł olbrzymi ból, a przed oczami zaczęły latać czarne punkty.

- Tu gdzieś musi być jakiś przycisk wzywający lekarza. To nie może być prawda, że "spałam" ponad tydzień. Nie znowu. - powiedziałam sama do siebie i zaczęłam się rozglądać za jakimś guzikiem. Mój głos był bardzo ochrypiały. *Brzmię jak jakiś bardzo stary pijak po pięćdziesiątce jak nie lepiej!*

Po około pięciu minutach namierzyłam to, czego szukałam. Wcisnęłam guzik i czekałam aż ktoś przyjdzie. Po chwili do sali wbiegło pięciu lekarzy i z sześć pielęgniarek! *Kurwa, ja chciałam jedną - dwie osoby, a nie cały personel!* Wszyscy przyglądali mi się z niedowierzaniem. Ta cisza trwała już zdecydowanie za długo jak dla mnie, więc postanowiłam ją przerwać.

- Emm... coś się stało, że państwo wyglądają jakby ducha zobaczyli? - powiedziałam. Może nie byłam jakoś mega miła, ale nosz kurna oni stali tam tak już piętnaście minut! Po moich słowach wszyscy się otrząsnęli.

-To cud jakiś! - wydarła się jedna z pielęgniarek, a ja czułam jak pęka mi głowa. Podszedł do mnie starszy mężczyzna koło sześćdziesiątki.

- Dobry wieczór. Nazywam się Kazimierz Jurczyk i jestem twoim lekarzem prowadzącym. Pamiętasz coś? - zapytał.

- Tak. Pamiętam wszystko i wiem, że dziś jest 20 Grudnia koło 23.05. - odparłam spoglądając na zegar.

- Dobrze. Coś cie boli? - zapytał i przeleciał po moim ciele spojrzeniem. *Gościu czy ty sobie kuźwa jaja robisz? Czy tak na poważnie? *

- Szczerze...boli mnie wszystko. Najbardziej bark, klatka piersiowa i prawa noga od kolana w dół. - odparłam kładąc głowę z powrotem na poduszkę. *Boże jaka ja jestem słaba. Czuje się jak trup!* Lekarz kazał pielęgniarką podać mi środki przeciwbólowe i elektrolity. Po chwili pożegnał się i poszedł do drzwi. Przy drzwiach zatrzymał się i oznajmił żeby poinformować rodzinę.

Po około godzinnej szarpaninie z tym całym sprzętem, w sali została jedna pielęgniarka. Starsza kobieta koło siedemdziesiątki.

- Przepraszam... wie Pani może kto mnie tu przywiózł? - zapytałam. Miałam podejrzenia, że to pewnie któryś z chłopaków, ale mogłam się mylić.

- W sumie przyjechało z tobą ośmiu - dziewięciu chłopaków. Dzisiaj dwóch z nich wyprowadziła ochrona, bo siedzieli tu cały czas. Nie spali, nie ruszali się spod twojej sali. - oznajmiła z uśmiechem kobieta. – Ale jak ten jeden się wyrywał... Nie wiedziałam, że mając problemy z nogą można się tak szarpań.

- A wie Pani może czy jest szansa żebym na święta była w domu? - zapytałam z nadzieją.

- Bardzo w to wierzę. Twój organizm bardo szybko się regeneruje. Oczywiście na pewno będą jeszcze te opatrunki i będziesz chodziła o kulach, ale postaram się żebyś święta spędziła z chłopakiem i rodziną. – odparła, odkładając ostatnie rzeczy do szafki. – Swoją drogą muszę przyznać, że zazdroszczę ci takiego chłopaka. Oczywiście jestem już za stara, ale gdybym była na twoim miejscu... Nie opuszczał cię nawet na krok. Na tych krzesłach przed salą i na tym koło łóżka przespał chyba cały tydzień... jeśli w ogóle spał i ciągle wypytywał lekarzy o twój stan. W twojej szafce leży jego bluza, zapomniał jak wychodził. Dobranoc. - powiedziała z uśmiechem i opuściła moją sale. Cieszył mnie fakt, że święta prawdopodobnie spędzę w domu.

Nurtowało mnie czemu siedzieli tu tak długo, że musiała ich aż ochrona wyprowadzić. Było oczywiste, że gdy kobieta wspominała o szarpiącym się chłopaku z uszkodzoną nogą mówiła o Jack'u. Ostrożnie przechyliłam się żeby wyjąć bluzę Kuby z szafki. Kiedy miałam już czarny materiał w ręce, przeszyło mnie dziwne... coś. Dziwne uczucie, którego nie byłam w stanie określić. Rozłożyłam bluzę i zamarłam gdy moim oczom ukazał się biały napis „Rezi Style".

- Remik?


----------------------------------------

Jessie J – Flashlight

Mam nadziej, że rozdział sów podobał! 😉

Trochę może zagmatwany ale mam nadzieje, że wszyscy się połapali o co chodziło.

Dajcie znać co myślicie o nowej okładce!

Paaa! 😍 😉 😂

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top