#4 Drzewo!
*Maja*
Po wyjściu z auta zobaczyłam piękny dom z dużym ogrodem, był otoczony lasem, a z tyłu było wielkie pole. Przemek oprowadził mnie po domu, na sam koniec zostawiając mój pokój. Otworzyłam drzwi i weszłam do środka, pokój był piękny. Był bardzo duży, miał balkon i szeroki parapet na którym był położony koc i poduszki. Przy trzech szarych ścianach pięknie kontrastowała czwarta w kolorze intensywnej pomarańczy, przy której stało biurko, trzy monitory na chwytaku, niesamowicie wygodny pomarańczowo – czarno - biały fotel i śmietnik. *Muszę się dowiedzieć skąd tyle o mnie wiedzą.* Na podłodze przy biurku leżał okrągły pomarańczowy dywan, a nad biurkiem widniały półki, na których potem zapewne pojawią się moje rzeczy. Biurko jak i półki były czarne. Na przeciwległej ścianie była biała szafa i parę półek. W kącie stała szafa, oczywiście pomarańczowa. Przy ścianie naprzeciw balkonu stało duże drewniane łóżko, a przed nim na ścianie wisiał telewizor... . Po dokładnych oględzinach pokoju postanowiłam odetchnąć świeżym powietrzem, w tym celu wyszłam na balkon, z którego rozpościerał się widok na las.
~**~
Jestem tu już dwa miesiące. W tym czasie zdążyłam poznać naszych sąsiadów Floriana, Dezyderego oraz Kubę i parę innych osób. Właśnie wracam do domu z przejażdżki na mojej bestii, bo zerwał się strasznie mocny wiatr, co jakiś czas słyszę przewracające się drzewo. Jestem już pod wejściem na ogródek, przez okno widać Przemka siedzącego przed telewizorem. *Nic nowego.* Ciocia z wujkiem wyjechali w podróż służbową, więc zostaliśmy sami.
Odprowadziłam maszynę do garażu i skierowałam się w stronę drzwi. W pewnym momencie usłyszałam łamiące się drzewo, ale gdzieś bardzo blisko. Momentalnie odwróciłam się i zobaczyłam Floriana zapatrzonego w telefon, który kompletnie nie zdawał sobie sprawy z tego, co dzieje się dokoła. Drzewo leciało prosto na niego, niewiele myśląc rzuciłam się mu na pomoc. W ostatniej chwili pociągnęłam go za bluzę, w wyniku czego polecieliśmy na ziemie, a drzewo runęło może z metr od nas. *Jakim cudem on tego nie słyszał?!* Po chwili Florek usiadł, wyjmując z uszu słuchawki i jakby oprzytomniał.
- Nic ci nie jest? - zapytałam trochę zdyszana.
- Nie, tylko trochę mi się kręci w głowie. Ty wyglądasz gorzej. - stwierdził przyglądając się mi uważnie. Miał rację, miałam rozwaloną brew i krew ciekła mi z nosa.
- Dzięki wiesz! - powiedziałam z udawanym wyrzutem, ale po chwili i tak zaczęliśmy się śmiać.
- A proszę bardzo. - oznajmił wstając.
- Właśnie widzę, że nic ci nie jest. - spojrzałam na jego ranę na nadgarstku kiedy wyciągnął rękę w moja stronę, chcąc zapewne pomóc mi wstać. - Chodź, jak burza się skończy to wrócisz do domu. - stwierdziłam.
- Przecież mogę iść teraz.
- Nie, nie możesz, bo ci drzewo na łeb spadnie. - oznajmiłam, po czym ruszyliśmy w kierunku domu.
- Dobrze mamo. - powiedział Florek, na co oboje zareagowaliśmy śmiechem.
- Chciałem ci po... - nie dokończył bo z sąsiedniego pokoju jak poparzony wybiegł Przemek, przytulając mnie i zadając nam miliard pytań.
- Cała jesteś? Wszystko widziałem. Ja cię kiedyś uduszę! Mało zawału nie dostałem, gdy zobaczyłem to leżące drzewo i żadnego śladu po was... . - wystrzelił jak z karabinu maszynowego.
- PRZEMEK!!! - wydarłam się na całe mieszkanie, chcąc zatrzymać ten potok słów wypływający z jego ust. - Uspokój się! Nic mi nie jest, nie martw się tak. Byle drzewo nie da mi rady. - powiedziałam po czym zaczęliśmy się śmiać. Zaprowadziłam Floriana na górę do mojego pokoju i kazałam usiąść, a sama poszłam po apteczkę. Gdy wróciłam zobaczyłam chłopaka robiącego coś na telefonie.
- Co, już cię brat szuka? - zapytałam siadając obok i otwierając apteczkę.
- Nie. Musze zadzwonić do niego żeby się nie martwił, bo nie ma mnie prawie cały dzień. - powiedział i dał na głośno mówiący.
- Co ty robisz? - spytałam, biorąc się za oczyszczanie rany.
- Nic. - powiedział izaczął dzwonić. Ja tylko westchnęłam i skupiłam się na robocie.
-----------------------------------------
Afromental - Zaufaj
Ciekawe jak zareaguje Dezy na wieść, że jego brata mało nie przygniotło drzewo.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top