# 37 Złe przeczucie.

*Maja*

Obudziłam się dziś w okropnym humorze. Wstałam z łóżka i skierowałam się w stronę szafy, z której wyciągnęłam szary dres, a następnie ruszyłam do łazienki. Zdjęłam opatrunek z głowy i ułożyłam włosy. *Bycie wilkiem ma dużo plusów. Po ranie prawie nie ma śladu.* Po około trzydziestu minutach wyszłam z łazienki, wzięłam telefon i skierowałam się do kuchni. Postanowiłam zjeść płatki. Po chwili dołączył do mnie mój brat i po dosłownie paru sekundach siedzieliśmy przy stole.

- Co ty taka zamyślona siedzisz? - zapytał Przemek.

- Mam złe przeczucia.

- Na temat czego? - zapytał dosypując sobie płatków.

- Gdybym tylko wiedziała... - westchnęłam i wróciłam do spożywania mojej porcji płatków. Ciszę przy stole przerwał mój telefon. Spojrzałam na wyświetlacz " Thomas ". To nie wróżyło nic dobrego. Nigdy nie dzwonili o ósmej rano. Przeprosiłam mojego brata i poszłam do mojego pokoju, gdzie odebrałam telefon.

- Halo

- Maja mamy problem! Potrzebujemy pomocy!

- Co się dzieje?

- Wczoraj w nocy porwali Kubę. Jack jak się o tym dowiedział pojechał go ratować. Od paru godzin nie mamy z nim kontaktu. – zakończył, a ja poczułam jak nogi się pode mną uginają.

- Za piętnaście minut w biurze Jack'a! - powiedziałam i rozłączyłam się.

- Wiedziałam, kurwa widziałam! - wykrzyknęłam sama do sobie. Szybko zbiegłam na dół i zaczęłam ubierać buty i kurtkę.

- Dokąd się tak spieszysz? - zapytał Przemek pojawiając się obok.

- Mam ważną sprawę do załatwienia. Zamknij okna i drzwi... zgaś światło i nie wpuszczaj nikogo. - powiedziałam zabierając klucze do mojego auta. Już miałam wychodzić, ale Przemek pociągnął mnie za rękę z powrotem.

- Jadę z tobą! - wykrzyknął.

- Nie.

- Maja widzę, że coś jest nie tak i nie mówisz mi prawdy. Proszę. - powiedział błagalnie. Nie miałam czasu żeby mu wszystko tłumaczyć i nie uśmiechało mi się zabieranie go do bazy skoro nic o tym nie wie, ale z drugiej strony, tam będzie bezpieczny.

- Dobra, ale robisz co karze. Nie chce żeby coś ci się stało. - powiedziałam. Po dziesięciu minutach byliśmy na miejscu. Od razu ruszyłam do biura. Tego co tam zobaczyłam za Chiny bym się nie spodziewała. W pokoju oprócz Thomas'a i paru znajomych z gangu był Remek, Karol, Florian, Dezy, Szymon i Michał. *Czy to są kurwa jakieś żarty?!*

- Co wy tu robicie!? - zapytałam zszokowana ich obecnością w tym miejscu.

- Ja ich tu ściągnąłem. Będą bezpieczniejsi. - powiedział Thomas.

- My, a przynajmniej ja wiedziałem czym zajmuje się Jack i że mu pomagasz. - powiedział Florek.

- I ja. - dodał Karol.

- Ja też. - powiedział Remik. *Czyli wychodzi na to, że ukrywałam przed nimi to o czym doskonale wiedzieli... super.*

- No dobra.... Thomas wiadomo coś? - zapytałam, siadając za biurkiem i odpalając system. *Jeżeli im się coś stanie to sobie tego nie wybaczę.*

- Ostatni sygnał był tu.- powiedział i wskazał punkt na mapie. Poczułam ja krew odpływa mi z twarzy.

- Maja co jest? - zapytał Remik podchodząc bliżej.

- To moja wina. - powiedziałam i schowałam twarz w dłonie. - Przeze mnie Jack i Kuba teraz mają kłopoty... za co mogą przypłacić życiem. - powiedziałam załamana.

- Spokojnie, damy rade. Będzie dobrze, uratujemy ich. - powiedział Karol.

- Nie. – warknęłam podnosząc się. - Wy się stąd nigdzie nie ruszacie.

Wyciągnęłam z kieszeni klucz do szafki z bronią, która po chwili wylądowała w mojej dłoni, a następnie za paskiem.

- Jak to? - zapytał Michał.

- Ja ich w to wyciągnęłam i ja ich stamtąd wyciągnę... choćbym miała przypłacić za to życiem. - powiedziałam, biorąc potrzebny mi sprzęt.

- Pomożemy ci i nie próbuj odmawiać. Jack to mój przyjaciel, a Kuba niedługo będzie członkiem rodziny... przynajmniej taką mam nadzieję. - powiedział Florek.

- To co mamy robić? - zapytał Szymon. *Nosz kurwa mać!* Usiadłam na kanapie i zaczęłam myśleć nad tym jaką mogę dać im robotę, żeby się nie narażali, ale jednocześnie mieli poczucie, że coś robią. Nagle mnie olśniło.

- Remek, ty będziesz odpowiedzialny za kamery i nawigację. Karol, ty jesteś odpowiedzialny za system zamków. Budynek jest monitorowany, trzeba uważać. Florek i Szymon wyprowadzicie chłopaków i przyjedziecie tu bez względu na to co by się tam działo. Michał i Thomas, wy monitorujecie bazę i jej okolicę najlepiej za pomocą drona. Nie chcemy nieproszonych gości. Dajcie też znać lekarzowi może być potrzebny. Wszystko jasne? - skończyłam moją wypowiedź.

- Tak! - odpowiedzieli chórem.

- A co z nami? - zapytał Dezy.

- Lepiej jak nie będziecie się mieszać i zapomnicie o tym co się tu dzieje. Skoro dotychczas nie wiedzieliście niech tak zostanie. - powiedział Florek. Podałam Szymonowi i Florkowi kamizelki kuloodporne i broń. Po około pół godzinie jechaliśmy już na odsiecz chłopakom. W pewnym momencie z krótkofalówki wydobył się głos Florka.

- Maja, a co jeśli się nie uda?- zapytał.

- Waszym zdaniem jest ichstamtąd wyprowadzić i spierdalać gdzie pieprz rośnie. Na mojej głowie, żebyściesię stamtąd wydostali w jednym kawałku. - powiedziałam. Więcej pytań nie było.Jako obstawę dla chłopaków jechało z nami jeszcze parę osób z gangu. *Oby się udało.* pomyślałam i docisnęłamgaz.

------------------------------------------

Laura Marano – Parachute (from Austin & Ally)

Dum...Dum....Dum! Się dzieje!

To drugi rozdział dzisiaj.

Następny pojawi się prawdopodobnie jutro. Mam teraz trochę czasu bo rozłożyła mnie choroba i leżę z gorączką. Jak będzie ze mną w miarę okej to może będzie jakiś maraton?

Paaaa!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top