#23 Tu chyba musimy się rozstać.


Za niecałą godzinę będziemy w mieście. Już trzy dni wlekę się z tą bandą. *Trzy dni!* Rozumiem, że to nie było najłatwiejsze, bo po drodze mieliśmy góry, których nie dało się obejść. No ale bez przesady. Gdyby nie to, że pewna osoba...., wcale nie Karo, wcale, robiła przerwy co godzinę to bylibyśmy tu znacznie wcześniej, ale i tak jestem szczęśliwa. Nie napotkaliśmy obcej watahy i wyrobiliśmy się w sam raz z czasem. Dziś pełnia.

- No to co? Tu chyba musimy się rozstać. Ja idę w przeciwna stronę. - powiedział Jack. Był jednocześnie szczęśliwy i lekko smutny, zresztą jak wszyscy.

- Taa... chyba tak.

- Może i nie będzie to mój ulubiony rodzaj spędzania czasu, ale było fajnie. - stwierdził Jack ze śmiechem.

- Tak, to prawda. Zdecydowanie jedno z lepszych wspomnień. - stwierdziłam, z lekkim uśmiechem wpatrując się w chłopaka. Nie zamierzałam dziś kończyć naszej znajomości.

- Chciałem... podziękować. Dzięki wam zmieniłem nieco moje podejście do pewnych spraw, a tobie Maja to się do końca życia chyba nie odpłacę.

- Nie masz za co. To my powinniśmy dziękować za pomoc. – stwierdziłam spoglądając ukradkiem na resztę. Chyba nie do końca się ze mną zgadzali, ale nikt się nie odezwał.

- Gdyby nie ty, to teraz był bym już zapewne martwy. - stwierdził z lekkim uśmiechem. Niestety musiałam przyznać, że mógł mieć rację. Gdyby nie mój charakter pewnie byłby trupem.

- Miło było was poznać. – wtrącił się w końcu Dezy.

- Ja chciałam was wszystkich przeprosić. W szczególności Jack'a i Maję. Chcieliście dobrze, a ja tylko robiłam problemy. Podziwiam was, że daliście rade ze mną wytrzymać i doprowadzić nas do domu. - powiedział Karo. Wszyscy spojrzeli po sobie, a potem na nią nie mogąc uwierzyć w to co przed chwilą usłyszeliśmy. *Co tu się właśnie odjebało?!*

- Kim jesteś i co zrobiłaś z Karoliną? - zapytał Seba po czym wszyscy zaczęli się śmiać. Po chwili wszyscy zaczęli się żegnać. Korzystając z okazji szybko wsunęłam Jack'owi do kieszeni kartkę z numerem, a następnie każdy ruszył w swoją stronę. *Tak, będzie mi brakować tych idiotów na co dzień.*

Po około pół godzinie byłam pod domem. Weszłam na podwórko i zapukałam do drzwi, no bo oczywiście zapomniałam ostatnio wziąć kluczy. Gdy drzwi się otworzyły przede mną stanął Przemek, a zaraz za nim Kuba wraz z ciocią i wujkiem. Wszyscy mieli miny jakby zobaczyli ducha.

- Wyglądam aż tak źle, że macie takie miny? - zapytałam ze śmiechem. Fakt, że miałam rozwaloną głowę i byłam trochę brudna i poharatana, no ale bez przesady. Po moich słowach wszyscy się otrząsnęli i zostałam dosłownie wciągnięta do środka. Kuba usiadł na fotelu, a ciocia z wujkiem i moim bratem zajęli miejsca na kanapie. Gdy przechodziłam obok fotela zostałam pociągnie za rękę, lądując tym samym na kolanach mojego chłopaka... i się zaczęło.

- Co się stało!? - zaczął mój brat.

- Gdzieś ty była!? Dzwonić po karetkę? - zawołał wujek.

- Jak się czujesz? – spytał, na szczęście normalnie, Kuba.

- Wszystko dobrze? Jak ty wyglądasz!? – Ciocia wydarła się przerażona na cały dom.

- Tak, wszystko już okej. Nic mi nie jest, więc karetka nie będzie potrzebna. Cztery dni temu, około drugiej nad ranem, zadzwoniła do mnie przerażona Paulina z prośbą żebym jej pomogła, bo poszła do lasu i ktoś ją goni, więc... - w ten sposób streściłam im cała historie pomijając przemianę w wilka i to, że Jack był mordercą. Chciałam też ominąć fakt, że byłam zmuszona do zabicia człowieka, ale oczywiście musiało paść to pytanie.

- Ale co się stało z tym porywaczem skoro chciał zabić tego Jack'a, a potem nagle według twojej opowieści zniknął? - zapytała Ciocia. Zaczęłam gorączkowo myśleć nad odpowiedzią, ale to nie miało najmniejszego sensu, musiałam im powiedzieć.

- Pewnie już jesteście ma mnie źli. Nie zdziwię się jeśli po tym co powiem zadzwonicie na policje albo będziecie chcieli się mnie pozbyć. Zrozumiem. – powiedziałam, a pojedyncza łza spłonęła po moim policzku. Widząc to Kuba mocniej ścisnął moją rękę, a Przemek wstrzymał oddech. Domyślili się. Na ten widok normalnie bym się zaśmiała, ale nie teraz. Zależało mi na nich i nie wyobrażam sobie powrotu do tego miejsca. Niby jestem pełnoletnia, ale i tak przez jakiś czas musiałabym tam mieszkać zanim znalazła bym prace i mieszkanie. – Zabiłam człowieka. – oznajmiłam. Mimo, że już wiedzieli musiałam to powiedzieć. Musiałam się przyznać przed samą sobą.

- Ty żartujesz!? - zapytał zdziwiony wujek.

- Nigdy cię nie oddamy ani nie zdzwonimy na policję! Kochamy cię i z tego co wiem to nie tylko my. Kuba, Przemuś i twoi znajomi by nas chyba zamordowali gdybyśmy to zrobili! - zawołała ciocia, a ja od razu się uspokoiłam i lekko uśmiechnęłam. Czułam jak po słowach ciotki Kuba się rozluźnił, a Przemek spojrzał z wyrzutem na matkę za to, że przy nas nazwała go „Przymuś". *Będę mu to wypominać.*

- Byłaś zmuszona by to zrobić. Dzięki twojej odwadze doprowadziłaś wszystkich w jednym kawałku do domu. Nie jedna osoba nie miała by tyle odwagi by kogoś zranić, a co dopiero zabić. Ty uratowałaś im życie! Jesteśmy z ciebie dumni. - powiedział wujek.

- Ale na przyszłość, jak gdzieś idziesz, to daj nam znać, bo Kuba mało do głowy nie dostał, z reszta my też! - powiedział ze śmiechem mój brat, energicznie gestykulując przy tym rękami.

Resztę popołudnia spędziliśmy na oglądaniu filmów i obdzwanianiu wszystkich, że się znalazłam i jest okej. Gdy zaczęło się robić późno, a księżyc zaczął się pojawiać razem z chłopakami ulotniliśmy się do lasu.

----------------------------------------

Passenger - Holes

Memy kolejny rozdział!

Taki trochę ni w kij ni w oko ale mamy.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top