#13 Tęskniłem... .
*Przemek*
Minęło już półtora roku od wypadku. Maja ciągle jest w śpiączce. Kuba wynajmuje niedaleko mieszkanie, ale od tamtego feralnego dnia bardzo zamknął się w sobie. Prawie w ogóle nie wychodzi z domu i ciągle obwinia się za to co się wtedy wydarzyło. Jedyne miejsce, do którego jeszcze chodzi to szpital. Rodzice już dawno stracili nadzieję, że Maja się obudzi. *To wszystko moja wina...*
*Lekarz*
Jak co dzień od ponad roku idę do Mai sprawdzić parametry, które o zgrozo, pewnie znów będą bez zmian.
- Dzień dobry. - mówi ledwo słyszalne.
- Dzień do... . - nie dokończyłem bo zrozumiałem co się dzieje. *Nie wierzę, obudziła się! Stał się cud! ALLELUJA!*. W trybie natychmiastowym zabraliśmy ją na badania. Wszystkie wyszły cudownie, zupełnie jakby nic się nie stało. *Jak to możliwe?*
- Mam bardzo dobre wieści. Jeśli Pani chce, może Pani już dziś opuścić szpital. Pani organizm zachowuje się tak, jakby zupełnie nic się nie stało. To cud! – powiedziałem z uśmiechem od rana nie schodzącym mi z ust.
*Maja*
- Naprawdę?! - spytałam nie wierzyłam w to co mówi lekarz.
- Tak. – potwierdził z szerokim uśmiechem. - Zadzwonić po twoich rodziców, brata czy narzeczonego? - zapytał. *Chwila, chwila stop! Rodziców, brata i kogo?!*
- Brata. - powiedziałam krótko i zaczęłam grzebać w moim telefonie. Data widoczna na ekranie potwierdziła tylko wcześniejsze słowa lekarza. Od wypadku minęło półtora roku...
~**~
- M..Maja, ty żyjesz! - powiedział Przemek, ze łzami w oczach podbiegając do mnie.
- A czemu miałabym nie żyć? Ciężarówka to za mało by się mnie pozbyć. - zaśmiał się, a on zrobił to samo.
- Nawet po śmiertelnym wypadku i ponad roku w śpiączce, ciągle masz to samo kijowe poczucie humoru. Zachowujesz się jakby zupełnie nic się nie stało. - powiedział, siadając obok.
- Bo nic się nie stało. Straciłam prawie dwa lata życia, ale trudno, żyje się dalej. Nie będę z tego powodu płakać, bo i tak czasu nie cofnę. - powiedziałam obojętnie.
- Jesteś niemożliwa wiesz?
- Wiem. To co jedziemy? Zdecydowanie za długo już tu siedzę. - powiedziałam wstając.
- Pewnie, chodź. - oznajmił otwierając mi drzwi.
- Mogę cię o coś zapytać? - zaczęłam po dłuższej chwili milczenia.
- Pewnie.
- Kto przez te półtora roku mi się oświadczył, co? Bo jakoś sobie nie przypominam, żeby taka akcja miała miejsce, a tym bardziej żebym się zgodziła. - zapytałam wsiadając do auta.
- No... musiałem tak powiedzieć recepcjonistce bo nie wypuściła by Kuby. - powiedział po chwili.
- A tak w ogóle to co u niego? – zapytałam oczekując najprostszej w świecie odpowiedzi. Mogłam się założyć, że u chłopaka było wszystko w porządku, a może nawet w tym czasie, w końcu znalazł sobie kogoś normalnego.
- Od czasu twojego wypadku zamknął się w sobie. Obwinia się, że to przez niego wpadłaś w śpiączkę. Przychodził do szpitala codziennie. Przez ponad tydzień nawet z niego nie wychodził, teraz wynajmuje mieszkanie niedaleko naszego domu. Zmienił się... wygląda jak wrak człowieka. - gdy to powiedział zdębiałam. *Kuba.. TEN Kuba, którego znałam, zabawny i pełen energii wrakiem człowieka? Musze się z nim dzisiaj spotkać!*
~**~
- Przemek mam do ciebie sprawę. - zaczęłam wchodząc do jego pokoju.
- Jaką? - zapytał, obracając się w moją stronę.
- Zadzwoń do Kuby i powiedz, że chcesz się z nim spotkać za pół godziny na polanie. Jak nie będzie chciał powiedz, że to bardzo ważne. Nie mów, że się obudziłam. - rozkazałam na jednym oddechu.
- No okej, niech ci będzie. - oznajmił sięgając po telefon.
- Dzięki. - powiedziałam i wyszłam z pokoju. Jakieś 10 minut później Przemek oznajmił mi, że Kuba się zgodził i przyjdzie na polanę. Poszłam do przedpokoju zakładając bluzę, niestety krótki rękaw w taką pogodę to już nie najlepszy pomysł, oraz buty. Wyszłam z domu i skierowała się w stronę polany. Na miejscu byłam przed czasem, więc zamieniłam się w wilka i siedziałam w krzakach czekając na Kubę.
Nie musiałam długo czekać, po chwili chłopak pojawił się na miejscu. Przemek trochę przesadził z tym wrakiem człowieka, ale widać było, że się zmienił. Był zdecydowanie chudszy niż wcześniej, a dość długa broda opierała się o jego tors. Nie trzeba było mieć super mocy żeby zauważyć, że wyraźnie posmutniał, był ubrany cały na czarno, a na głowę miał naciągnięty kaptur. Nie żeby było to coś dziwnego, bo dużo ludzi się tak ubiera, ale w porównaniu do dawnego Kuby, to było zupełne przeciwieństwo.
*Dosyć tego Kuba. Wracamy do życia.* Wzięłam głęboki wdech i powoli wyszłam z krzaków nie spuszczając oczu z chłopaka. Gdy wkroczyłam na polane przemieniłam się w człowieka. Kuba stał w miejscu i dopiero po chwili zdjął kaptur. Wyglądał jakby zobaczył ducha. Spojrzał na mnie, uśmiechnął się, a po jego twarzy zaczęły spływać łzy. Podeszłam bliżej i go przytuliłam, a on zamknął mnie w szczelnym uścisku, szlochając w ramię.
- Tęskniłem... tak cholernie tęskniłem. – odezwał się po dłuższej chwili. - Nigdy więcej mi tego nie rób. Kiedy się dowiedziałem mało zawału nie dostałem. Przychodziłem codziennie. Zacząłem już tracić nadzieje, że jeszcze kiedyś cię zobaczę. - wyszeptał mi do ucha, a po moich plecach przebiegł przyjemny dreszcz.
- Tak szybko się ode mnie nie uwolnisz. – zaśmiałam się lekko.
- Brakowało mi tego. - powiedział patrząc mi w oczy. Powoli zaczęliśmy zmniejszać odległość między nami, a gdy dzieliło nas już jedynie parę milimetrów... - Kocham cię. – wychrypiał, po czym mnie pocałował. Odwzajemniłam pocałunek i zarzuciłam mu ręce na szyję, przyciągając go tym samym jeszcze bliżej. Pocałunek był długi i namiętny, zapewne trwał by znacznie dłużej gdyby czyjeś oklaski nam nie przerwały *Czy ktoś sobie żarty stroi do cholery?!*
Oderwaliśmy się od siebie, spoglądając na naszą "publiczność" wzrokiem pełnym nienawiści i chęci mordu. Na polanie stał Przemek i ciocia z wujkiem, Florek, Dezy i jego dziewczyna Paulina, którą zdążyłam już poznać. *Zamorduję tego debila.*
- Jeszcze raz! - krzyczał Przemek. Dezy z Florianem gwizdali, Paulina z wujkiem klaskali co chwilę wycierając nosy w chusteczkę, a Ciocia na okrągło wołała brawo.
- Nie wytrzymam, mam rodzinę idiotów. - powiedziałam, opierając czoło na ramieniu chłopaka i opuszczając ręce.
- No, to kiedy zamierzaliście nam powiedzieć, że do naszej rodziny dołączy koleiny "idiota" jak to pięknie określiłaś hmm? - powiedziała z uśmiechem ciocia, ale słyszałam w jej głosie lekkie poirytowanie. Zapadła cisza, obydwoje nie wiedzieliśmy co powiedzieć.
- Noo... to co ty na to? Chcesz dołączyć do tej chorej rodzinki? - spytał Przemek, a wszyscy spojrzeli na Kubę z wyczekiwaniem.
- No to co, będzie trzy razy na Tak i złoty przycisk czy odpada z programu? - zapytał nie kto inny jak Dezy. Wszyscy spojrzeli na niego z takim wyrazem twarzy jakby mieli powiedzieć "Serio Dezy? Serio?", ale powstrzymali się i skierowali spojrzenie z powrotem na Kubę.
- A więc...? - ciągnął z niecierpliwością Przemek. Kuba spojrzał na mnie i lekko się uśmiechnął.
- Niech będzie. Trzy razy tak! - wykrzyknął Kuba, a wszyscy zaczęli się śmiać.
- No to może mała imprezka? Trzeba by to uczcić. - zapytał pełen nadziei Przemek, a ja zastanawiałam się czy on przypadkiem nie jest już lekko wstawiony. Nie spodziewałam się już, że sprowadzi tu wszystkich, a tym bardziej, że postanowi zrobić „małą imprezę", na którą pewnie zaprosiłby pół miasta gdyby mu pozwolono. *Muszę przestać mu o wszystkim mówić.*
- W sumie czemu nie? Przy okazji zrobimy Mai urodziny. – powiedział wujek spoglądając na żonę, która tylko kiwnęła głową w geście zgody. Zdziwiły mnie dwie rzeczy. Czy każdy rodzic tak podchodzi do tematu imprezy? I czy Przemek przypadkiem im też czegoś nie podał. Moje rozmyślania przerwał wyżej wymieniony.
- Dobra, a więc impreza w sobotę! - zawołał uradowany, a mi od razu się odechciało gdy przypomniałam sobie ile z tym będzie roboty. *No ale trudno, damy rade.*
Jeszczechwilę staliśmy i gadaliśmy nie wiadomo o czym, aż ciocia zaproponowała żebysię zbierać, bo robi sie ciemno. W lesie nocą jest średnio bezpiecznie o czymjuż się przekonałam. Pod domem pożegnaliśmy się z braćmi Skowron oraz Pauliną iweszliśmy do środka. Chłopaki postanowili jeszcze coś pooglądać. Zaproponowalinawet żebym dołączyła, ale ja miałam już zdecydowanie dość jak na jeden dzień.Prawie od razu zasnęłam.
----------------------------------------
Caleb Hyles – This is Gospel (Panic! At the Disco)cover
Bosz ratuj bo zejdę na zawał!
Za dużo słodyczy jak na jeden raz! Znowu! Chciałam jeszcze przeprosić za moje specyficzne poczucie humoru które w ostatnim rozdziale ujawniło się bardziej niż zwykle.
Następny rozdział niedługo!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top