#12 Wypadek.

Nie spałam zbyt długo, bo po niecałej godzinie obudziłam się cała roztrzęsiona, miałam koszmar. *Motor, ciężarówka, Przemek, Kuba, droga, białe światła, szpital, ciemność... .* Wstałam i po cichu wyszłam na balkon. Musiałam się jakoś odmóżdżyć, bo za dużo myślę. *Muszę odreagować.*

Weszłam do pokoju, pozbierałam potrzebne rzeczy, przebrałam się i zeszłam na dół. Wzięłam kluczyki oraz kask i wyszłam z domu, od razu kierując się do garażu, gdzie stała moja maszyna. Odpaliłam ją i pojechałam w las, gdzie jeździłam z dobre cztery godziny. Dopiero po spojrzeniu na zegarek stwierdziłam, że najwyższy czas wracać. Wyjechałam na drogę i nagle zza zakrętu wyjechała ciężarówka. Jedyne co pamiętam to białe światło i okropny ból... .

*Kuba*

Gdy się obudziłem Mai nie było w pokoju, więc postawiłem rozejrzeć się po domu. Po sprawdzeniu każdego pomieszczenia z osobna i nie natrafieniu na nic, udałem się do salonu.

- Przemek, widziałeś gdzieś Maję? - spytałem lekko zaniepokojony.

- A nie ma jej z tobą?! - zapytał wstają z kanapy.

- Właśnie nie. Może jest na dworze? - już mieliśmy wychodzić, gdy Przemek zatrzymał się w drzwiach i dodał.

- Obawiam się, że nie. Klucze od motoru zniknęły. - w tym momencie nie mieliśmy już pojęcia gdzie jej szukać. Nagle usłyszeliśmy sygnał karetki. Miałem złe przeczucia. Postanowiłem ją zatrzymać w najgłupszy z możliwych sposobów, wbiegłem im pod koła.

- Co Pan robi do jasnej cholery, spieszy nam się?! - odrzekł poirytowany kierowca.

- Co się stało? – spytałem jak gdyby nigdy nic.

- Jakaś dziewczyna zderzyła się z ciężarówką. Przepraszam nie mamy czasu. - powiedział i odjechali. Chwilę stałem łącząc fakty, nie wiedząc co robić. Dopiero kiedy to do mnie dotarło, poczułem jak uginają się pode mną kolana... jechali do niej.

- Przemek!!! - zawołałem biegnąc w stronę auta.

- Co jest? I co to w ogóle była za akcja. Mogli cię przejechać jełopie! - zapytał dobiegając do mnie.

- Maja miała wypadek. Wsiadaj. - rozkazałem. Przemek wsiadł do auta, a ja ruszyłem z piskiem opon w kierunku, w który udała się karetka. Gdy dojechaliśmy na miejsce wszędzie walały się części motoru, a na masce tira było pełno krwi. Zaczęło mi się robić słabo. Nagle usłyszałem Przemka.

- Patrz! - powiedział i wskazał palcem na ratowników którzy "zbierali" kogoś z jezdni. Od razu wiedziałem kto to.

- Maja... . -powiedziałem ledwo słyszalnie i pobiegłem w ich stronę. Po chwili Przemek dołączył do mnie, łapiąc się z niedowierzaniem za głowę.

- Co z nią?

- Pan jest kimś z rodziny?- zapytał jeden z ratowników przyglądając mi się badawczo.

- Ja jestem jej bratem. - dodał Przemek.

- Jej stan jest krytyczny. Musi być natychmiast operowana. - powiedział wsiadając do karetki.

- Przemek jedziemy!! - zawołałem i już miałem wsiadać za kierownicę, gdy zostałem szarpnięty za kołnierz do tyłu.

- Nie ma mowy żebyś w takim stanie prowadził, ledwo trzymasz się na nogach! Ja prowadzę. - powiedział i wsiadł na miejsce kierowcy.

*Przemek*

Gdy byliśmy na miejscu Kuba wyskoczył z auta jak poparzony, a ja zaraz za nim. Od razu pobiegliśmy do recepcji.

- Słucham. W czym mogę pomóc? - zapytała kobieta stojąca na recepcji.

- Szukamy dziewczyny. Przywieźli ja przed chwilą z wypadku. - powiedziałem zdyszany.

- A Panowie z rodziny?

- Ja jestem jej bratem. - dodałem lekko poirytowany.

- A Pan? - wskazała na Kubę. *Po chuj ci to?! Przecież jest ze mną czyli muszę się na to zgadzać!*

- To jest jej... narzeczony. - powiedziałem szybko, a Kuba spojrzał na mnie zaskoczony. Na szczęście recepcjonistka tego nie zauważyła.

- Jest na bloku operacyjnym. Windą na drugie piętro i korytarzem w lewo. - odrzekła kobieta i wróciła do swoich zajęć.

- Dziękujemy. - dodałem szybko. Gdy byliśmy już w windzie Kuba spojrzał na mnie i powiedział.

- "Jej narzeczony", tak?

- Musiałem coś wymyślić żeby cię wpuściła. Nie mamy czasu na tłumaczenie się recepcjonistce. – wyjaśniłem, przyglądając się powoli rosnącym cyfrom na wyświetlaczu windy. - A co?

-Nic, nic. - chciałem coś powiedzieć, ale winda dojechała na drugie piętro, a Kuba wystrzelił z niej jak z procy. *Na spokojnie mógłby startować w sztafecie.* Po chwili dobiegliśmy pod blok operacyjny.

- I co teraz? - zapytał Kuba chodząc nerwowo w te i z powrotem.

- Nic nie zrobimy, musimy czekać. Weź usiądź, bo robi mi się niedobrze jak tak łazisz. – poprosiłem zajmując jedno z krzeseł.

~**~

*Siedzimy tu już pięć godzin i nic!* Nagle z sali wyszedł lekarz.

- I co z nią? - zapytałem bojąc się odpowiedzi.

- Żyje, ale jest w śpiączce. Przykro mi. - powiedział i odszedł jak gdyby nigdy nic.

- To moja wina. - jęknął Kuba, osuwając się po ścianie na podłogę i chowając twarz w dłonie.

- To nie jest ani twoja, ani moja wina, rozumiesz? - próbowałem przemówić mu do rozsądku. Jeżeli on mi się tu załamie, to nie będzie ciekawie.

- Gdybym jej pilnował, to by się nie stało. Nie leżała by tu teraz w śpiączce. - powiedział szlochając.

- Uspokój się, wszystko będzie dobrze. – zapewniłem, kucając przy nim. Chciałem mu dodać otuchy, ale sam miałem poczucie winy. Gdybym nie opowiedział wtedy mamie co widziałem i powiedział Mai od razu prawdę, to Kuba prawdopodobnie nie miał by tego wypadku w lesie, a Maja nie leżałaby w szpitalu.

~**~

Czas płynął nieubłaganie, aMaja w dalszym ciągu się nie obudziła. Nawet wyniki, od miesięcy, były bezzmian. Z każdą kolejną godziną nadzieje na jakąkolwiek poprawę topniały jaksople. Kuba prawie w ogóle nie opuszczał szpitala, częstym gościem był takżeFlorian czy reszta ekipy. Rodzice natomiast przychodzili tu już tylko raz wtygodniu. Kiedyś przyłapałem ojca jak w środku nocy wymykał się z domu, mojeprzypuszczenia następnego dnia potwierdził Kuba oznajmiając, że mężczyzna całąnoc spędził w szpitalu. Jedynymi osobami, które są w stanie wejść do jej pokojusą Remek, Kuba i ojciec. Nikt więcej.


----------------------------------------

Afromental - Opowiedz

I w ten oto sposób pojawił się dzisiaj drugi rozdział 🎉

Mam nadzieje, że się podobało.

Przepraszam za to, że taki rozdział ale cóż....było za dobrze. ;)

Następny rozdział niebawem.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top