Rozdział 5

Zwiadowcy i dziewczyna po kilku minutach znaleźli się w strefie. Jedynym bezpiecznym miejscu w całym labiryncie. Chłopak ruszył natychmiast z dziewczyną na rękach do szpitala. Liczyła się każda sekunda. Neu nadal traciła sporo krwi. I szczerze mówiąc wyglądała jak trup. Thomas wparował do szpitala kładąc ją na jednym z łóżek mówiąc, że za chwile wróci. Po chwili wrócił prowadząc Jeffa za sobą. Kilka sekund później dołączył Clint. Chłopacy wywalili Thomasa za drzwi i zakazali mu wchodzić do puki mu nie pozwolą. Brunet niechętnie się zgodził. Teraz siedział pod drzwiami pokoju i czekał aż się otworzą. A na to się jak na razie nie zanosiło. Co jakiś czas słyszał zduszony krzyk ukochanej, przez co cały się spinał. Schował twarz w dłonie. Po chwili poczuł jak ktoś usiadł obok niego. Spojrzał na tą osobę i zobaczył Teresę.

-O co chodzi?- spytał trochę zbyt ostrym tonem niżby chciał.

-O nic- westchnęła dziewczyna.- Nie mogę usiąść obok przyjaciela?- spojrzała na niego i się uśmiechnęła.

On oddał gest, chociaż bardzo niechętnie. Gdyby szatynka była choć trochę mądrzejsza zrozumiałaby o co mu chodzi. Chciał żeby sobie po prostu poszła. Siedzieli tak aż w końcu z pomieszczenia wyszedł jeden z Plastrów. Thomas natychmiast zerwał się na nogi patrząc na niego wyczekująco. Clint uśmiechnął się patrząc na bruneta przytakując głową. Ten natychmiast wszedł pomieszczenia podchodząc do jej łóżka. Miała zamknięte oczy co oznaczało, że spała. Złapał ją za dłoń ściskając delikatnie. Ujął ją drugą ręką i podniósł ją do ust. Pocałował lekko jej papierową dłoń, a jego spojrzenie utknęło w jej twarzy. Nie chciał jej teraz zostawiać. Ani teraz, ani nigdy. Oparł głowę o ramie pryczy przymykając oczy. Kiedy je zamknął oczy poczuł jak uścisnęła mu dłoń. Natychmiast usiadł prosto spoglądając na nią. Neu patrzyła na niego z uśmiechem. Z trudem przesunęła się na łóżku dając mu do zrozumienia żeby położył się obok. Od razu tak zrobił. Jeszcze pomógł jej się ułożyć oraz odjął ją ramionami. Leżeli przodem do siebie patrząc w oczy.

-Zastanawiałam się nad pewną rzeczą- powiedziała niepewnie i cicho.

-Jaką?- spojrzał jej w tęczówki, których kolor tak uwielbiał.

-Czy uznaliście mnie za martwą- powiedziała wręcz pod nosem.

-Próbowali mi to wmówić- powiedział i zgarnął jej z twarzy niesforny kosmyk włosów zakładając jej go za ucho.- Ale ja im nie wierzyłem. Rano byłem pierwszy pod wrotami, co mi się tak na prawdę nigdy nie zdarzało- brunet zaśmiał się, a ona z nim.- Śpij, przy mnie nic ci się nie stanie.- przysunął się bliżej całując ją w czoło.

-Wiem Tom, wiem- mówiąc to wtuliła się w niego i po chwili zasnęła.

Chłopak objął ją mocniej ramionami i również zasnął.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top