Rozdział 4
Kiedy je otworzyła robiło się jasno. Co równoznaczne oznaczało, że zasnęła, ale przeżyła i za kilka minut otwierają się wrota. Oby wrócili po mnie- pomyślała Neu i westchnęła. A co jeśli nie, jeśli uznają mnie za martwą?- ta myśl zagościła w jej umyśle tak niespodziewanie, że aż sama się zdziwiła. Znowu dziewczyna westchnęła cicho zamykając oczy. Po chwili poczuła jak policzki robią się mokre. Płakała, robiła to z bezsilności. Nie potrafi chodzić. To właśnie ją dobijało. Nagle usłyszała dźwięki kroków, a raczej biegu. Otworzyła natychmiast oczy spoglądając w tamtą stronę. Po chwili zza zakrętu pokazali się Thomas i Minho. Na jej twarz wpełznął uśmiech. Brunet przyśpieszył, a kiedy znalazł się obok niej natychmiast zgarnął ją w objęcia. Nie mógł uwierzyć, że jego ukochana jednak żyje. Uśmiechnięty odsunął się od niej patrząc w jej oczy. Poczuł jak oczy robią mu się mokre, a po chwili również policzki. Płakał, płakał ze szczęścia. Dziewczyna uśmiechnęła się natychmiast wycierając słoną wodę.
-Czemu płaczesz? Przecież żyje- powiedziała uśmiechając się szerzej.
-Ponieważ osoba, którą kocham żyje- powiedział patrząc jej głęboko w oczy.- Ponieważ udowadniasz coś.
-Co?- spytała zdziwiona.
-Że nawet osoba nie mogąca chodzić przeżyła tutaj noc- odpowiedział z uśmiechem składając na jej ustach delikatny pocałunek.
-No gołąbeczki, zbierać się. Musimy wracać- powiedział skośnooki z uśmiechem.
Brunet odsunął się od Neu przeklinając przyjaciela pod nosem biorąc ją na ręce. Ona zaśmiała się tylko na jego słowa wtulając w jego tors. W końcu poczuła się bezpiecznie. Zamknęła oczy wsłuchując się w jego bicie serca. Minho doskonale znając labirynt prowadził ich skrótami, byle tylko przyjaciółka, o ile mógł ją tak nazywać została szybko opatrzona.
-Kochasz ją, co?- spytał na chwile odwracając głowę do Thomasa.
-Żebyś wiedział. Kocham ją jak nikogo innego- powiedział z uśmiechem i spojrzał kontem oka na jej drobną postać w jego ramionach.
-To lepiej się pośpieszmy. Plastry muszą ją szybko opatrzeć. Ale jednak zdolna z niej bestia, skoro umiała się opatrzeć- przyznał Minho z uśmiechem.
Thomas przewrócił oczami wiedząc o co mu chodzi. Dziewczyna z tą koleją rzeczy była bez bluzki. Po kilku minutach przyjaciel oznajmił, że za pół godziny powinni być już w szpitalu. Lecz jego słowa się nie potwierdziły. Przed nimi wyskoczyła jedna z tych kreatur zagradzając im drogę. Gdyby dziewczyna ją zobaczyła uznałaby, że jest jeszcze bardziej paskudna, wręcz obrzydliwsza od poprzedniej. Skóra potwora miała zgniło zielony kolor. Do stalowych odnóży miała doczepione różne rzeczy. Piły, chwytaki i jeszcze inne przedmioty. Oczy małe i czarne jak paciorki patrzyły na nich z chęcią mordu. Kiedy stwór się poruszył wydał okropny dźwięk. Przyprawiał on o drgawki, dreszcze przebiegające wzdłuż kręgosłupa, powodował gęsią skórkę. Zwiadowcy natychmiast zrobili w tył zwrot ruszając powrotną stronę. Biegli naprawdę szybko jakby zależało od tego ich życie, a uwierzcie, zależało. Już po dwóch zakrętach byli na wyczerpaniu, a to jest dopiero początek morderczego wyścigu. Jeśli nie zdążą uciec zostaną zabici. A jeśli nie zdążą pod wrota, które notabene zamykają się za pięć godzin, marny ich los. Może gdyby byli choć odrobinę bystrzejsi. Oczywiście nie mówię, że są głupi czy coś. Obudziliby kasztanowłosą. Wbiegając w kolejny zakręt dziewczyna jednak się obudziła.
-Co się dzieje?- spytała lecz nie uzyskała odpowiedzi od nich.
Uzyskała ją zza siebie. Odwróciła głowę spoglądając znad ramienia Thomasa. Za nimi biegła już nie jedna taka kreatura. Lecz pięć. Neu natychmiast odwróciła głowę, a co za tym idzie spojrzała przed siebie. Nie znała drogi, ale wiedziała jedno. Minho próbował ich prowadzić do bezpiecznej strefy.
-Zatrzymajcie się! Mogę je zatrzymać!- krzyknęła, ale jej nie posłuchali.
Spojrzała na nadgarstek i zobaczyła słowo hope. Chciała żeby się zatrzymali, ale wiedziała, że tego nie zrobią. Wyraz na jej kończynie co jakiś czas zmieniał się na czarną linie, ale natychmiast znikał. Zamknęła oczy i poczuła się dziwnie. Jakby jej oczy się zmieniły. Czuła ciepło wypełniające jej ciało. Poczuła chęć krzyku, ale wiedziała, że nie może tego zrobić. Wiedziała, że krzycząc ściągnie więcej tych stworzeń, a co za tym idzie zmniejszy ich szanse na przeżycie. Nagle usłyszała huk. Natychmiast otworzyła oczy. Thomas i Minho stali przodem do pogoni patrząc z niedowierzaniem. Dziewczyna również spojrzała w tą stronę zamierając. Potwory dosłownie się paliły. Widząc ogień natychmiast wtuliła się w osobę, którą jak sama się przekonała kocha.
-Minho wracajmy. Nie chce spotkać ich koleszków- powiedział brunet.
-Robi się- odpowiedział jego przyjaciel i odwrócił się.
Thomas zrobił to samo ruszając w ślad za nim.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top