Stolica upada
Na horyzoncie majaczyły rysy miasta. Trzymając się ledwo w siodle z uśmiechem na ustach powitała bym nadzieje na kąpiel i ciepłe jedzenie. Jednak by dojechać do miasta musiałam spędzić w siodle jeszcze dwa dni. Zjechałam z traktu by móc napoić konia i samej odpocząć. Siwek zachłannie pił z małego strumienia, a ja usiadłam pod drzewem. Bardzo mnie nużyła, jednak wiedziałam, że w tych okolicach kręci się kilku wiedźminów, a ja nie mogę poprosić jakiegokolwiek stworzenia o pomoc, bez zwracania na siebie uwagi. Sięgałam do torby i wyjęłam ostatni pasek suszonej koniny. Spojrzałam na dno torby, gdzie majaczył jeszcze kawałek chleba i mała sakiewka złota. Przymknęłam oczy i westchnęłam, zastanawiając się kogo mam szukać, jak mam pozbyć się sojuszników Śnieżki. Jęknęłam i ponownie wsiadłam na konia. Ruszyłam do miasta i poszukałam do najbliższej karczmy. Weszłam i usiadłam w kącie tak by mieć widok na całe pomieszczenie. Mieszczanie, żołdacy i kupcy rozmawiali, a gwar ich rozmów roznosił się po izbie. Moja moc rozlała się po pomieszczeniu i szparami rozszerzyła się po mieście. Miałam nadzieje, że wychwycę jakąś pomocną dłoń, ale zamiast wdarłam się w umysł Yennefer. Szybko się wycofałam z jej umysłu i postanowiłam się z nią spotkać. Wyszłam i ruszyłam na spotkanie z czarodziejką. Przemierzając ulice stolicy nałożyłam czar ochronny. Kilku magów stanęło,gdy ich mijałam. Energia ludzi wchłaniana przez czar powodowała nagły spadek aktywności oraz ruchu na ulicy. Nawet pogoda się pogorszyła: słońce zostało zastąpione chmurami, a z nich zaczął padać deszcz. Delikatnie pchnęłam drzwi i weszłam do sklepu zielarskiego. Woń werbeny wypełniła moje nozdrza. Za ladą stała dobrze znana mi czarodziejka.
-Co ty kombinujesz?-Yennefer założyła ręce
-Ja, nic.-Odparłam
-Ta, bo uwierzę.
-Naprawdę.- Zrobiłam minę niewiniątka
- I tak ci nie wierzę. Wchodź. - ponagliła na zaplecze
Ruszyłam na tył sklepu, gdzie zastałam rozwleczone mapy, flakony, listy i inne mniej potrzebne rzeczy.
- Słyszałaś co odwalił twój towarzysz?- Yen odwróciła się do mnie
- Nie. - spytałam
- Puścił z dymem kilka miast, Dothrakowie wielbią go, dzisiaj jest spotkanie w związku z jego agresywną polityką.....
- Ale ty jesteś tam zaproszona i dzięki temu ja się dostanę, udając twoją uczennicę.- uśmiechnęłam się
- Co ja czynię. Niech ci będzie. Zgoda,ale się mnie słuchasz.- pogroziła mi palcem jak małej dziewczynce
- To kiedy tam idziemy?- zapytałam
- Za cztery godziny, idź się umyj załóż jakiś strój jak na moją uczennicę przystało i zabieramy się.- Yennefer zaczęła pakować mapy i inne klamoty
Poszłam do łaźni i wskoczyłam do bali. Szorowałam się dotąd dopóki skóra nie nabrała czerwonego koloru. Założyłam bieliznę i zaczęłam tworzyć strój. Czarne spodnie z elementami spódnicy, granatowy gorset z czarnymi wstawkami i na materiałowe ramiączka. Ułożyłam włosy w niski kok,by nie było widać mojego znamiona. Usiadłam do lustra i zapięłam wisiorek oraz pasujące kolczyki. Po chwili stanęłam obok czarodziejki, gotowa do wyjścia.
- Już jesteś? Szybko...- urwała wraz z trzaskiem otwieranych drzwi
Do środka wszedł zdyszany goniec.
- Pani, król nakazał natychmiast się pojawić. - wypowiedział na jednym tchu
- A co się stało? Khal przyjechał?- zaśmiała się Yennefer
Goniec przytaknął i nagle pojawiło się zdziwienie na twarzy kobiety. Szybko wyszłyśmy i ruszyłyśmy do zamku. Budynek był wysoki i masywny. Wokoło pełno było straży i wysoko postawionych ludzi. Yen szła niewzruszona i weszła na balkon. Na nim stał młody mężczyzna - marnie zbudowany, blady z czarnymi, krótkimi włosami. Obok niego siedział siwowłosy mężczyzna z głęboką szramą na policzku.
- Yennefer miło cię widzieć. A ta młodziutka piękność to..- Siwiec spojrzał na mnie
- Debora, panie. Jestem uczennicą pani Yennefer.- dygnęłam
- Miło cię poznać Deboro. To jest mój już jedyny syn Center. Mojego starszego syna Voresa zabił khal Center jest jedynym następcą.- król chwycił dłoń swego syna
,,Szlag."
- Miałam przyjemność go poznać. Najszczersze kondolencje, Wasza Wysokość.- posmutniała
- Ten dzikus ma przybyć i spróbujemy się dogadać. Choć w to wątpię...- chłopak prychnął - Dla nich to za skomplikowana polityka.
Spojrzałam na Yennefer,która pokręciła głową i delikatnie przyłożyła palec do ust. Warknęłam pod nosem i subtelnie się uśmiechnęłam. Król na mnie spojrzał i pochylił się w moim kierunku.
- Myślisz,że możemy się dogadać z nimi?- spytał
- Tak, Wasza Wysokość. W końcu dzięki dyplomacji udało mi się wyjść z obozu. I dla mnie nie są to takie dzikusy.- spojrzałam na widocznie zszokowanego Centera
Spojrzałam na rozległe równiny. Nigdzie nie było widać Dothraków, tylko jednego zwiadowcę. Gdy się zbliżył, kiwnął delikatnie głowę i powiedział:
- Khal nie przybędzie.- odparł i wrócił do swoich
- Jak to?!- Center oburzył się
- Widocznie, coś ważnego się wydarzyło. Dothrakowie są bardzo zżyci ze sobą. Khal nie podejmie ryzyka jeśli nie będzie miał pewność zwycięstwa. - spojrzałam na władcę
- No nic. Wracajmy do swoich obowiązków. A was panie proszę ze mną. - król wskazał na mnie i czarodziejkę
I podążałyśmy za władcą. Korytarze momentalnie opustoszały, a jedyne stukot naszych obcasów.
- Jestem za stary na zabawy w podchody z khalem. Teraz powinienem odejść na emeryturę i wypoczywać, a nie użerać się z młodzieżą.- westchnął
- A Panie twój syn?- Yennefer spytała
- Jest zbyt agresywny. Brak mu obycia w polityce. On nie rozumie, że z niektórymi nie dogadasz się na swoich warunkach. A ten khal nie może tak czy siak tu się udać. Zabił by go.- król wszedł do malutkiej komnaty
- Ale wiecie, że jest duże prawdopodobieństwo ataku Dothraków jeśli by ich przywódca zginął. - odparłam
- Wiem. Oni to jedyny problem. Drugi to koalicja przychylna radykalnej polityce Śnieżki. - król przetarł twarz i usiadł na krześle
-A co takiego planuje ta młódka?- Yennefer spytała z jadem
- Wyrżnąć w pień wszystkich. Mi się to nie podoba i chcę jak pokojowo to załatwić. Ale Dothrakowie dodają kolejne powody by zbrojnie interweniować. Śnieżka często wspomina o dziwnym pomorze w armii nagłej suszy czy osłabionych runach.- Król westchnął- Z każdym dniem prawdopodobieństwo buntu jest większe. Jeśli demony nie zaczną dobierać się do skóry Śnieżki, ja nie będę mógł bagatelizować ich. Będę musiał wypowiedzieć im wojnę.
-Czyli jak szybko one muszą się na nią rzucić?- spytałam z ciekawości
-W ciągu dwóch, trzech dni muszą przerzucić się na cesarstwo....- powiedział władca- A ty pani Yennefer?
-Wybaczcie, zamyśliłam się. Ale mam plan.- czarodziejka uśmiechnęła się diabolicznie - Otworzymy portal dla nich w wielu miejscach i zwabimy je do nich.
-Jak ty chcesz to zrobić? Nie mam tylu magów!- Król podniósł się
-Nie trzeba od razu. Najpierw portale pojawiają się w ogromnej ilości, a potem co jakiś czas. I tak do zakończenia wojny. - Yen spojrzała na mnie - Powiadomić wszystkich magów o twojej decyzji, ładnie to ubrać w słowa, a jak spytają się dlaczego, powiedzieć, że w ten sposób dostają bezbronne demony.- Czarodziejka spojrzała na mnie, ja kiwnęłam głową
-I wtedy jedynym problemem zostają te kocury.- Odparłam
- Wolałbym nie mieć was za wrogów. Jesteście bardzo przebiegłe i okrutne.- Monarcha popatrzył na nas z wyrazem aprobaty
-Po prostu dostosowałyśmy się do czasów. Teraz trzeba twardą dupę by w obecnych czasach przeżyć.- Powiedziałam
- Zaraz wydam rozkaz, a wy panie jesteście wolne.- król machnął ręką,a my ukłoniłyśmy się i wyszłyśmy z komnaty
- Nie właź mi do umysłu albo przynajmniej powiedz wcześniej.- czarodziejka warknęła
- Ale coś się stało? Najważniejsze, że łyknęli przynętę.- uśmiechnęłam się
Szłyśmy w stronę wyjścia gdy drogę zagrodził nam królewicz.
- Już nas opuszczacie?- spytał z wyczuwalną nutą złości
- Niestety musimy już wracać. Mamy dużo roboty.- Yennefer odparła wyniośle
- A czy mógł pomówić z twoją uczennicą?- jego oczy niebezpieczne pociemniały - Na osobności.- dodał przez zaciśnięte zęby
Kiwnęłam głową i ruszyłam za księciem. Weszłam do komnaty i czekałam na rozwój sytuacji.
-Potrzebuje twojej pomocy. Chcę wkupić się w łaski cesarzowej, ale także odsunąć od władzy mojego ojca.- uśmiechnął się perfidnie
-Serio? Jeśli tylko to chciałeś ode mnie, to zawracaj mi głowy. - Prychnęłam i ruszyłam w kierunku wyjścia
- Czekaj. To był roz......- urwał, gdy zaczął zwijać się z bólu
- Mi się nie rozkazuje. Pamiętaj. - warknęłam i wyszłam
Przejrzałam jego myśli co do joty. Plan obalenia ojca, plany połączenia Strefy z Cesarstwem i inne plany związane z polityką. Ma aspiracje na cesarza. Uśmiechnęłam się pod nosem i stanęłam jak wyryta. Ale mi okazja przeszła koło nosa. Zaraz, zaraz mam plan. Coś wymyślę, ale nie teraz.... Muszę to przemyśleć, na spokojnie z odpowiednim człowiekiem. Szybkim krokiem wyszłam z pałacu i zatrzymałam się zdyszana dopiero w domu Yen. Ta też wbiegła za mną spocona.
- Co ... Się..... Stało?- wydyszała
- Jestem głupia. Zaprzepaściłam możliwość dobrania się Śnieżce do skóry... - uderzyłam się w czoło
- Nie denerwuj się. Coś wymyślimy, teraz musisz odpocząć, a przede wszystkim wyśpij się. - pogładziła mnie po policzku - Zaraz będzie kolacja. - pogłaskała mnie po policzku
Poszłam do pokoju, wzięłam dzbanek wina i wypiłam duszkiem. Zaczęłam się rozbierać...
- Ładną masz dupcie. Już wiem dlaczego on jest taki zaborczy.
Odwróciłam się i ujrzałam Nevrę, siedzącego z dzbanem wina.
- A ty? Nie gap się na mnie, znajdź sobie babę i sobie na nią popatrz. - fuknęłam
- Oszukałaś mnie.- Yennefer stanęła w drzwiach - Ten sztywniak ma mi się nie szlajać po domu.
- Nie jestem sztywny! - Nevra warknął
- Zaraz nie widzisz sztywny, że rozmawiam.- czarnowłosa fuknęła - Zejdź na kolację i porozmawiamy.
- I widzisz co zrobiłeś. Przez ciebie obraziła się.- powiedziałam
- Sam przyszedłem, bo mam dla ciebie informację. Facet z którym dzisiaj gadałaś został zamordowany. Przez swojego syna, Centera. - wampir uśmiechnął się, odsłaniąc białe kły
- Czyli wybije nas? - spytałam
- Nie, ale chcę nawiązać współpracę ze Śnieżką.
- A ja myślałam o realnym zagrożeniu...
- Ona jest realnym zagrożeniem!- wydarł się Nevra
- Dla niego, nie dla nas. - uśmiechnęłam się diabolicznie
- Niech zgadnę nastraszysz ją?
Spojrzałam w jego oczy.
- Nie patrz tak na mnie. - wampir się popłakał
- Chodź na kolację, potrzebuję ziół od Yennefer.- złapałam go i zaprowadziłam do kuchni
Na moim ciele pojawiła się zwiewna srebrna sukienka na długi rękaw. Weszłam do kuchni gdzie unosił się zapach pstrąga.
-Yen! Potrzebuję trochę ziół! - Weszłam do pomieszczenia, gdzie czarodziejka nakrywała do stołu
-Po co ci?- spojrzała spode łba
- Muszę kogoś uśpić. - Odparłam
- Prawa gablota, trzecia szafka na samym końcu. Taka zielona fiolka. -Prychnęła
Podeszłam do gabloty i poszukałam odpowiedniej fiolki. Smukła buteleczka z motywami roślinnymi odbijała zielone światło na ścianach. Wzięłam dwa pstrągi i wylałam na nie zawartość, która została wchłonięte przez rybę.
-Przydaj się na coś i zanieść to Śnieżce oraz Centrowi. Tylko nie jedz. -Ostrzegłam
-A mówili nie przychodź...- Nevra spuścił głowę i zabrał talerze
- Co ty chcesz zrobić?- Yennefer spytała- Po co ci moje specyfiki jeśli sama możesz to zrobić?
- Proste: ja wiem jak wygląda wojna. Nie chcę mieszać w to osób postronnych. - spojrzałam na czarodziejce - Nawet nie wiesz czy będzie wojna....
-O Boże, co ja z tobą mam. No, ale za jedno cię kiedyś pochwalę, jeśli zapobiegniesz rozlewowi krwi....
-Rozlew krwi będzie, ale postaram się go zmniejszę. Sami się wykończą, beze mnie.
Czarodziejka spojrzała na mnie i cicho westchnęła.
- Ale skoro tak chcesz to zrobić, to po co ci moja pomoc?- spytała
-Może dlatego, bo przypominasz mi bliską osobę.- spojrzałam na jej zdziwioną twarz
W tym czasie wampir powrócił do nas.
- No to kiedy idziemy ich nastraszyć?- zapytał
-Nie idziemy.- odpowiedziałam
-Co?! To po jaką cholerę mnie tam wysłałaś?!- wywrzeszczał
-Cierpliwości, nic tak nie napędza dynamiki w wojnie jak panika. Sojusznicy stają się wrogami, a priorytety się szybko zmieniają. - Umoczyłam usta w winie - Wiesz mi będziemy mieć tragedię, którą w przyszłości będziemy odtwarzać, by pokazać jaką cenę płacimy za żądze jakiekolwiek.
-Z ciebie to taki filozof się zrobił, a może to przez wojnę? - Nevra spojrzał na mnie z pytającym wyrazem twarzy
- To raczej przez wojnę. Bo gdy tak często widziałam śmierć i tak często zgłębiała moją duszę, zastanawiałam się nad wieloma sprawami. - Odpowiedziałam- Ale też dlatego, że wystarczy obserwować ludzi i logicznie myśleć. No choćby spójrz na Centera: po śmierci brata jest następcą tronu. Jego ojciec robi wszystko by nie walczyć z Dothrakami, co go irytuje. Następnie pociąga go władza, ale nie jako król, a cesarz. Taką władzę ma Śnieżka, która jest kobietą i jak można się domyśleć Center pragnie zostać jej małżonkiem, połączyć oby dwa tereny w jedno państwo, a następnie przy użyciu kruczków prawnych pozbawić władzy kobietę. On zostaje cesarze i ma to o czym marzył. Ale najpierw musi się pozbyć ojca, potem uwieść Śnieżkę, a resztę to się wymyśli po drodze. -Odparłam
-Czy ty zdajesz sobie sprawę, że streściłaś nam jego plan na najbliższe miesiące?- Yennnefer wyszeptała
-Owszem i dlatego on jest potrzebny żywy. Bo widzisz "Kompromis daje dobry parasol, ale lich dach." A my uwiniemy się na tyle szybko i sprawnie, że skorzystamy z ich parasolki, zanim postawią dach i on się na nich zawali.- Rzekłam, po czym wypiłam swoje wino
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top