⁴ :Dziewczynka o dwóch twarzach
W geście niemego zdziwienia zakryłam dłonią usta i udałam zaskoczoną. Chyba takiej reakcji się powinien spodziewać, prawda? Czekałam teraz tylko, aż zauważy to, że się z niego trochę nabijam. Nie wiem, jakim cudem myślał, że zdoła zdobyć moje zaufanie i wciągnąć mnie w politykę, o nie. Zamierzałam dobrze zastanowić się nad każdą decyzją, jaką podejmę w tym zwariowanym miejscu, aby przynajmniej wyjść z tego żywa, pomimo rażącego błędu, jaki popełnili, zwracając się do mnie z prośbą o pomoc. Lub cokolwiek to miało być. Ratowanie ich świata, jeśli dobrze pamiętałam.
— Proszę? — skrzywiłam się w końcu, widząc, że mój rozmówca nie zajarzył. Gapiłam się na niego z dziwnym wyrazem twarzy i zmarszczonymi brwiami. — To był taki żart. Tak jakby.
Pokiwał niepewnie głową. Chyba wytrąciłam go z równowagi. A może to wciąż był sen? Bezmyślnie uszczypnęłam się w ramię, raz i drugi, zostawiając czerwony ślad, który już wkrótce miał zmienić się wręcz w ranę czy jakiegoś siniaka. Nie wiedziałam, co mnie czeka. Wciąż nie wiem.
— Więc? — zaczął nalegać Shon, wyciągając rękę i próbując dotknąć mojej. Cofnęłam ją prędko, nie dając mu szansy na jakąkolwiek poufałość.
— Proszę?! — powtórzyłam z niedowierzaniem, unosząc ramiona w górę. — Człowieku, kimkolwiek jesteś, właśnie wciągnąłeś mnie do jakiejś dziury, nie wspomnę nawet, jaką drogą i jeszcze czegoś ode mnie oczekujesz? Potrzebuję wyjaśnień. Wyobraź sobie, że zaciągnęłam cię za włosy i wepchnęłam do pralki, a po drugiej stronie zaczęła błagać o zgodę na dołączenie do Frakcji Latającego Spaghetti.
Zmieszał się widocznie. Zapomniałam, że pochodził z innego świata. Może tu nie istniały pralki.
— Mniejsza z tym — westchnęłam. — Daj mi się tu odnaleźć i zrozumieć, o co chodzi.
W miarę jak nasza rozmowa posuwała się dalej, odkrywałam w sobie nowe, właściwie nieznane mi dotąd pokłady pewności siebie i zaczęłam atakować chłopaka słowami, spychając go do defensywy.
— Spodziewasz się po mnie, że uścisnę ci rękę i z uśmiechem zapewnię o współpracy, czy nie?
Po jego minie domyśliłam się, że tak właśnie jest. Zaprzeczył jednak.
— To nie tak...
Uznałam, że nie ma sensu się z nim wykłócać i w międzyczasie rozejrzałam się naokoło raz jeszcze, próbując dopasować otoczenie do jakiegokolwiek znanego mi miejsca, co zawiodło. Sceneria wyglądała jak żywcem wyjęta z filmu fantasy, może jakiejś mrocznej wersji Alicji w Krainie Czarów. Piękne fioletowe grzyby zdały się jeszcze trochę urosnąć. Miałam tylko nadzieję, że nie były to muchomory.
— Hej, słuchasz mnie w ogóle? — przerwał mi wściekły głos Shona, kiedy wyłączyłam się totalnie. A, chyba coś mówił.
— Nie — wypaliłam szczerze i zamknęłam mu na chwilę usta.
— Och, trudno. I tak nie masz zbytnio wyboru.
Miał rację, nie miałam wyboru.
— A więc co takiego masz mi do przekazania?
— Pójdziesz ze mną — powiedział spokojnie, bez wątpienia przeciągając każde słowo, by jeszcze bardziej mnie zdenerwować. — W moim zamku — przerwa na to, bym się zakrztusiła — dowiesz się, co jest twoim celem, co powinnaś zrobić, by nam pomóc. Tam się ostatecznie zdecydujesz. Nie zostawiłbym cię tu przecież samej, z dala od jakiejkolwiek ludzkiej siedziby.
Taa, jasne. Założyłabym się, że zrobiłbyś to bez mrugnięcia okiem, chyba, że rzeczywiście byłam taka ważna, jak mówiłeś.
— Świetnie — mruknęłam głosem wypranym z emocji. Z jednej strony targały mną różne uczucia, w zasadzie to podczas całej rozmowy nie wiedziałam, co powinnam czuć i wahałam się pomiędzy różnymi stanami, kryjąc się za swego rodzaju maską. Shon ciągnął tą grę, przynajmniej próbując odpowiadać na moje złośliwe zaczepki, choć widać było, że mi nie dorównywał - miałam wieloletnią praktykę z bratem i przyjaciółką, oczywiście. — Jaki mamy środek transportu? — spytałam nagle, ponieważ przyszło mi do głowy, że mogą z tym być problemy. A jakże.
Chłopak spojrzał wymownie na stopy, uśmiechając się z satysfakcją.
— Tym razem księżniczka będzie musiała się przespacerować.
***
Właściwie nie miałam nic przeciwko temu, spacer dobrze by mi zrobił, ale nagle zaczęłam bać się tego lasu. Zmierzchało, słońce zaczęło kryć się za wierzchołkami drzew, złota godzina się skończyła. Czerwony blask okrył wszystko w zasięgu mojego wzroku, a tam, gdzie się akurat nie dostał, z tamtych miejsc ziała nieprzenikniona czerń, noc, w której kryją się koszmary i czekają, aż będą mogły wyjść i najeść się światłem księżyca. Lub tym. czym koszmary zwykły się odżywiać. Światło księżyca brzmiało poetycko.
Robiło się coraz ciemniej i zimniej, tak, że w końcu zaczęłam drżeć, nieokryta niczym prócz lekkiego ubrania. Miałam sweter, ale zostawiłam go w szkole, tam zwykle było ciepło i nie potrzebowałam okrycia. Teraz, w podkoszulku i ulubionych dżinsach czułam się dziwnie odkryta, zwracałam uwagę wszystkiego, co tylko żyło i ruszało się po lesie.
Nic dziwnego, że panował taki mróz, w końcu była wczesna wiosna - nocami wciąż zdarzały się przymrozki i rankiem na trawie spoczywał śnieg. Nie wiem, jaką porę roku akurat zastałam w tym świecie, trudno było mi się zorientować po kolorze liści, ale myślę, że wcale się nie zmieniła. Przynajmniej jedna wspólna rzecz wśród tych wszystkich różnic.
Shon łaskawie odpiął swój ciężki płaszcz i zarzucił mi na ramiona, czego się, szczerze, nie spodziewałam po nim. Nie byłam aż tak słaba i zmarznięta, aby potrzebować jego pomocy. Ale jego uroda wciąż zapierała mi dech w piersiach, nie widziałam dotąd, w każdym razie na żywo, nikogo takiego. Żywcem z jakiegoś filmu wyjęty. Bywały czasy, gdy marzyłam, by to stało się rzeczywistością. Uczucie po przeczytaniu nowej książki i zanurzeniu się niemalże w innym świecie, to było nieocenione. Przywiązanie, jakim darzyłam fikcyjne postacie wydawało mi się nawet większe, niż to, które czułam względem realnego świata. Jedynie Jessie, ta przyjaciółka, która jako wyjątek zainteresowała się mną, mogła konkurować z bohaterami seriali czy książek pod względem więzi.
Drzewa naokoło nas zaczęły się przerzedzać. Do tej pory maszerowaliśmy w milczeniu, które postanowiłam przerwać, wyrzucając z siebie pytanie nieodłączne w każdej podróży.
— Ile jeszcze?
Nie odpowiedział, uniósł tylko głowę w kierunku mglistego kształtu, który zaczął prześwitywać pomiędzy wysokimi patykami pni.
O rany, a więc jednak miał zamek.
Chyba do tej pory w to nie wierzyłam.
Byliśmy już prawie na miejscu, kiedy z nieba runęła czarna smuga, w huku skrzydeł przelatując nad nami i mijając moje oczy o włos. Shon wciągnął powietrze ze świstem, rozpoznając ptaka.
— Czarny kruk — szepnął. — Uciekajmy!
Nie zdążyłam stwierdzić, że jego spostrzeżenie było bardzo oczywiste, kruku zawsze są w końcu czarne. Chwycił mnie za rękę i pociągnął w kierunku zamku. Potykałam się o własne nogi, kamienie na drodze, długi płaszcz, który w końcu spadł mi z ramion i upadł na ziemię, o powietrze, wszystko, co tylko zawadzało. Ptak zatoczył w powietrzu krąg i zapikował w naszym kierunku, tym razem bez jakże cennego efektu zaskoczenia, ale wciąż z nieziemską szybkością i sprawiając, że zaczęliśmy się jeszcze bardziej spieszyć. Nigdy nie byłam najlepszą biegaczką, ale gdyby pan od WF-u zobaczył mnie w tej chwili, na pewno pogratulowałby rekordu.
— O co chodzi? — sapnęłam, z przerażeniem oglądając się za siebie. Shon pociągnął mnie mocniej do przodu. Czułam, jak moja dłoń poci się w jego uścisku. Łatwo mogłaby się wyślizgnąć.
— Nie mamy czasu na rozmowy! — wrzasnął, nie próbując nawet zachowywać ciszy.
Noc zapadła już całkowicie, więc niewiele widzieliśmy. Na szczęście wokół zamku nie było żadnej fosy, nie wiem, jaki sens był w zbudowaniu go w ten sposób, ale nie zamierzałam wnikać w zamysły architekta. Nie miałam czasu na dokładne przyjrzenie się budowli, zdążyłam zauważyć jedynie tyle, że wyglądała na niesamowicie solidną i wielką. W murze nagle otworzyło się nasze okno do wolności, drzwi, z których trysnęło światło. Wpadliśmy tam, jak para szaleńców, zapominając nawet o zatrzaśnięciu drzwi, o co musieli zatroszczyć się ludzie, którzy je otworzyli. Po chwili usłyszałam głuchy huk i zapadła cisza. Widocznie ptak wpadł na twarde drewno. Wydawało mi się, że powinien być w stanie wyhamować. Ale drzwi nawet nie zadrżały, źródłem hałasu mogło być coś innego.
Pochyliłam się i oparłam dłonie o kolana, czując, jak ogarnia mnie zmęczenie. Nogi i ramiona miałam jak z waty, a w miejscu, w którym Shon ściskał moją rękę znajdował się ciemny ślad. Cała byłam mokra, jedyne, o czym marzyłam w tamtej chwili, to zimny prysznic i chwila spokoju. A potem ciepłe łóżko, może właściwie jeszcze coś do jedzenia, bo porządnie zgłodniałam. Pory roku w naszych światach może się pokrywały, ale pory dnia już nie, takim sposobem zapadła już ciemna noc. Nie wiedziałam, czy mogę spodziewać się jakiegoś posiłku o tak późnej godzinie, w końcu podobno w średniowieczu ludzie szli spać z kurami, czy po zapadnięciu zmroku. A ten świat zdawał się być właśnie w tym okresie.
Shon był w znacznie lepszym stanie, a przynajmniej na takiego wyglądał. Jego włosy jedynie lekko się zwichrzyły. Poczułam oblewający mnie rumieniec, kiedy zdałam sobie sprawę, że moja fryzura pozostawia wiele do życzenia. Prawdopodobnie nawet i bez dokładnego szukania znalazłabym w niej jakiejś liście, gałęzie, cokolwiek, co mogłoby się w nią zaplątać podczas panicznej ucieczki przez las nocą.
To przypomniało mi o powodzie tego szaleńczego biegu. Wzięłam głęboki oddech, próbując uspokoić rozszalały organizm.
— CO SIĘ TU WŁAŚCIWIE STAŁO? — zaczęłam krzyczeć. — CZY KTOŚ MI TO WYTŁUMACZY?
Chyba wpakowałam się w niezłe bagno.
Jeszcze nie znałam siebie od tej strony.
1460 słówek/27 sierpnia 2022, rozdział cały pisany dzisiaj, bo miałam możliwości i wenę
ej, rozdział jest może trochę krótszy niż poprzedni
ALE JEST PIĘKNY WEDŁUG MNIE XDDD
KOCHAM TĄ BOHATERKĘ NA TEN MOMENT, BO SIĘ MOGĘ Z NIĄ CAŁKIEM UTOŻSAMIAĆ ;'D
jest tylko ode mnie bardziej odważna jak widać
albo bardziej szalona
(nienormalne myśli w takich sytuacjach time)
W każdym razie jest lepsza niż bohaterka poprzedniej książki.
piękny cytat, jakby ktoś przeoczył
"Potrzebuję wyjaśnień. Wyobraź sobie, że zaciągnęłam cię za włosy i wepchnęłam do pralki, a po drugiej stronie zaczęła błagać o zgodę na dołączenie do Frakcji Latającego Spaghetti."
- Julan 2022
co byście zrobili gdyby bohaterka wam to zrobiła? XDD
A teraz głosowanie
A więc, co Julan powinna zrobić?
a) zostać w tym zamku i próbować się dowiedzieć, o co chodzi, ale najpierw uzyskać odpowiedź na swoje pytanie
b) drzeć się dalej i wyrzucić z siebie emocje
c) być cicho i po prostu próbować odpocząć
d) uciec tym wszystkim ludziom na zamek
e) własna propozycja
jestem zadowolona z rozdziału, jak nigdy, pozdrawiam
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top