²:Dziewczynka, która zgubiła swój świat
O, na serio, nie wiem, co mi wtedy padło na mózg.
— Porozmawiajmy — rzuciłam ugodowym tonem, biorąc drżącymi ze zdenerwowania dłońmi kosmyk włosów pomiędzy dwa palce i odgarniając z twarzy. Mgła wydała się rozsiąść wygodnie na moim łóżku, rozlała się trochę i chyba nawet zaczerniła. Przeszło mi na myśl, żeby ją pogłaskać, niczym małego, czarnego kociaka. Nie zrobiłam jednak tego.
— Nie mamy zbyt dużo czasu — poruszył się mój rozmówca. Nawet teraz nie wiem, jak powinnam nazywać go w myślach. Jakby nie patrzeć, był w końcu dziwnym, czarnym kłębkiem mgły nie z tego świata.
— A to niby czemu? — Zmrużyłam oczy. — Przed nami cała noc.
Zaczęłam czuć się bardziej komfortowo i stałam się nieco pewniejsza siebie, choć nie mogę zaprzeczyć, że niewiele brakowało mi do tego, żeby moje zęby zaczęły szczękać. Sam dym był nienaturalny, a głos mnie uspokajał.
— Pomyliłaś się w rachubie — zaprotestował głos.
— Jest ciemno.
— Życie jest złudne. Nie wierz swoim oczom.
Coś trzasnęło, ale nie zwróciłam na to zbyt wielkiej uwagi.
— Życie jest piękne. Miło było poznać, chyba muszę już iść — westchnęłam, poniekąd teatralnie i obróciłam się na drugi bok. — Skąd przybywasz? — spytałam po chwili, aby przerwać dręczącą ciszę, tonem wyrwanym żywcem z powieści fantasy. Podejrzewałam, że mgła nie da tak łatwo się przekonać do opuszczenia mojego łóżka, ale nie było aż tak duże, abym dzieliła go z kimś innym, byłam przy tym dość śpiąca, a środek nocy nie jest porą na przyjacielskie pogawędki. Ale nie mogłam zasnąć.
— Mieszkam w różnych miejscach — zbył mnie gadający dym. — Mam ci do zaoferowania pewną misję.
— Jasne, dawaj — wzruszyłam ramionami bez odwracania się w jego stronę. W głowie przeleciałam kilka najróżniejszych scenariuszy, co byłoby najdziwniejszym wyborem misji. W końcu tak naprawdę mgła pochodziła z tajnego świata klocków lego i miała zamiar poprosić mnie o moje ich zapasy, zresztą od dawna nieużywane, bo nie miałam na nie czasu. Tak brzmiała jedna z tych wersji, zresztą, całkiem prawdopodobna w porównaniu do niektórych innych.
Przekonałam mój mózg, że to wszystko jest zaledwie dziwnym snem i nie muszę zwracać uwagi na to, co mówię.
— Jestem tu, ponieważ musisz uratować mój świat — odezwał się po chwili ten głos.
Gdybym w tej chwili coś piła, pewnie wyglądałabym dokładnie jak te postacie w kreskówkach w chwilach zaskoczenia - zaczęłabym pluć, albo coś, zakrztusiłabym się i umarłabym. Prawdopodobnie. Ale nie piłam. Ta odpowie była tak beznadziejna, typowa, powtarzająca się we wszystkich ksiazkach fantasy, jakie przeczytałam. W każdej z nich znajdował się bohater, często pochodzący z mojego świata, zmuszony do tego, by odnaleźć się w nowym środowisku, obdarzony niesamowitymi mocami. Oczywiście, zanim tam trafił, nie był nikim specjalnym. Po krótkim zastanowieniu, pewnie nadawałabym się na takiego bohatera. Jednym z moich największych naturalnych talentów była umiejętność zwijania języka w rurkę lub też wywalenia się na płaskiej drodze. Ciekawe tylko, kto by to czytał.
Prychnęłam i przewróciłam oczami, czyli zrobiłam to, co każdy normalny człowiek na moim miejscu. Postacie z książek zwykle miały jakie koligacje rodzinne prowadzące do tego niezwykłego zapoznania z nowym światem, ale to było w moim przypadku totalnie wykluczone. Zawsze istniała jakaś magiczna przepowiednia. Schemat się powtarzał. Ale znałam dziesiątki ludzi całkiem podobnych do mnie, setki innych - niesamowitych, takich, jak moja przyjaciółka z dawnych lat, jak i setki gorszych. Może i każdy jest wyjątkowy na swój sposób, ale zdarzają się podobieństwa, a ja mogłam określić się niemalże jako typowego przedstawiciela gatunku ludzkiego - często leniwy, lubi spać, myśli, lubi małe kotki i nie ma planów na przyszłość.
Pogrążyłam się w takich nienormalnych rozmyślaniach i nie zauważyłam, kiedy przerwał mi je cichy szmer i trzask drzwi. Światło w pomieszczeniu zapaliło się, mrugając kilka razy. Żarówki były już stare i czasem, zwykle wieczorem, musiałam włączać dodatkową lampkę, aby odrobić zadania domowe, ale służyły mi już całkiem długo i jak dotąd nie było specjalnej potrzeby ich wymieniać.
— Wstawaj, jest prawie ósma — rozkazał mi znudzony głos mojego starszego o kilka lat brata. Poruszyłam się gwałtownie i usiadłam na łóżku, zrzucając wszystko, czym byłam przykryta. Niebo za oknami wciąż było ciemne, rozciągała się tam szara panorama miasta, które zaczynało budzić się do życia. Widziałam czubki sąsiednich bloków, sama mieszkałam dość wysoko, a w okolicy nie było tak dużych wieżowców, aby zasłonić skrawek nieba, widoczny pomiędzy budynkami. Wciąż czarne.
— Nie wkręcaj mnie.
— Nie żartuję — zaprotestował. — Na niebie są takie ciemne chmury.
Resztką sił zwlekłam się z mojego posłania i doczołgałam do okna, aby wyjrzeć przez nie i zweryfikować prawdziwość tej informacji. Patrzyłam tam i zdusiłam ciche słowo, nie nadające się raczej do powtórzenia.
— Czemu nie przylazłeś i nie obudziłeś mnie wcześniej? — warknęłam. — Wyłączyłeś mój budzik w telefonie?
Z rozbawioną miną pokręcił głową.
— Nie mogłem. Wyglądałaś tak słodko, gdy spałaś... Poza tym lubię, gdy się spóźniasz do szkoły.
Wymamrotałam coś niekoniecznie pochlebnego w jego kierunku.
Nie zauważyłam nawet, gdy czarna mgła spłynęła i wsiąkła pomiędzy deski podłogi. Ciekawe, co powiedzieli sąsiedzi z mieszkania pod naszym. Myślę, że ten dym nie miał problemów z przeniknięciem przez ich sufit.
⇢˚⋆₊˚✧✎﹏
Podczas gdy szłam do szkoły, siąpić zaczął drobny deszcz. Na szczęście przezornie zawsze nosiłam w plecaku parasolkę. Wyjęłam ją i rozpostarłam nad swoją głową. Była już, co prawda, trochę popsuta, kilka drutów się ułamało i czasami, zanim udało mi się ją w końcu zamknąć, musiałam próbować kilka razy, ale nie miałam siły na szukanie nowej. Czarny materiał nade mną przypomniał mi dziwne wydarzenia z tej nocy. Odruchowo obejrzałam się za siebie. Co prawda miałam wrażenie, że ktoś... coś za mną idzie, ale oczywiście niczego za sobą nie zobaczyłam. Chociaż wydawało mi się, że czarna mgła z tego dziwnego snu sunie za mną, przemykając się skrawkiem chodnika i wpadając pod samochody. Nie mieszkałam w jakimś ogromnym mieście, ale także na szczęście nie miałam daleko do szkoły, więc nie musiałam dojeżdżać, a chodziłam na piechotę. Z autobusami bywają problemy. Nie lubiłam jakoś specjalnie tak codziennie zasuwać na nogach do tej szkoły, ale przynajmniej nie miałam problemów ze spóźnianiem się na przystanek albo coś w tym stylu. Nawet, kiedy skończyłam podstawówkę, nie było potrzeby zaznajomienia się z autobusami, bo budynek stał po drugiej stronie drogi. Mówiło się, że wszystkie dzieciaki z mojej starej szkoły szły właśnie tam i pewnie była to prawda, spotkałam się z większą częścią mojej dawnej klasy. Tylko niektórzy zdecydowali się rozszerzyć horyzonty i pójść gdzieś indziej, ale musieli dojeżdżać zupełnie na drugi koniec miasta.
Westchnęłam cicho i spojrzałam przed siebie, aby zobaczyć wyłaniający się spomiędzy niskich drzewek szary budynek szkoły, nudny kloc wśród innych jemu podobnych. Wtedy usłyszałam za sobą cichy plusk i panicznie odskoczyłam w bok, pewna, że jakiś samochód wjechał w jakąś kałużę i zaraz zamierzał mnie opryskać brudną wodą. Kilka razy w chwilach nieuwagi już mi się to zdarzyło, ale i tak zapominałam uważać po deszczu na te zdradliwe małe bajorka w częściowo dziurawej drodze. Swoją drogą, przydałby się jej remont albo coś.
Spojrzałam przez ramię, ale nic nie zauważyłam. Co się ze mną działo? Na myśl znowu przyszedł mi ten głupi sen z dzisiejszej nocy. Potrząsnęłam głową i wyrzuciłam go ze swoich myśli, wchodząc po kilkustopniowych schodach do szkoły.
⇢˚⋆₊˚✧✎﹏
— Siadaj, nic więcej z ciebie nie wycisnę. — Nauczycielka pokręciła głową ze zrezygnowaniem. Wzruszyłam ramionami i ruszyłam w kierunku swojego samotnego miejsca w ławce, odprowadzana wzrokiem mojej klasy. Padłam na krzesło wyczerpana, jakby po przebiegnięciu maratonu. Rzut oka na czarne włosy chłopaka siedzącego przede mną przypomniał mi czarną chmurę ze snu, ten dym czy mgłę, która nie dawała mi dziś spokoju. W zasadzie to wszystko mi ją przypominało, choćby szarawy mop sprzątaczki zostawiony pewnie przypadkiem w kącie, sweter pana od WF-u, dosłownie - wszystko. Nie mogłam od tego odpocząć, czarne coś czekało na mnie wszędzie. Dlatego właśnie zrobiłam coś, czego normalnie nigdy bym nie odważyła się zrobić, drugą najgorszą rzecz od czasów zrobienia grafitti na szkole - uciekłam z lekcji.
Dla niektórych może to być codzienność, normalność, coś, z czego nie ma się prawa być dumnym albo zawstydzonym, ale dla mnie to była pierwszyzna. Naprawdę się stresowałam, kiedy zamiast do klasy po usłyszanym dzwonku ruszyłam w zupełnie przeciwną stronę, do drzwi szkoły. Nie miałam żadnego planu, to była spontaniczna decyzja, musiałam uciec swoim złudzeniom.
"Jestem tu..."
Skręciłam w stronę wyglądających na dawno nieużywanych drzwi, prowadzących prawdopodobnie do jakiegoś schowka na szczotki. Nie miałam odwagi na to, żeby po prostu sobie wyjść, nie umiałam wyobrazić sobie konsekwencji, gdyby ktoś mnie przyłapał.
"Ponieważ..."
Zdumiona wpadłam do zadziwiająco jasnego pomieszczenia, do którego światło wpadało przez średniej wielkości okna na przeciwległej ścianie. Wszystko pokryte było warstwą kurzu, ale kuchnia wydawała się niedawno odnowiona. Tak pewnie było w rzeczywistości. Słyszałam, że dyrekcja planuje zrobić stołówkę, ale w końcu nic nie wyszło z tych planów. Rozejrzałam się po pustym pokoju, szukając miejsca, w którym mogłabym usiąść.
"Musisz uratować mój świat."
Nagły ból przeszył moją głowę i aż się skuliłam. Czułam się tak, jakbym właśnie miała zemdleć. Po chwili to minęło i mogłam otworzyć oczy. Traciłam swoją wcześniejszą pewność, że wydarzenia tej wczorajszej - a może dzisiejszej - nocy były tylko snem. Kuchnia nagle stała się miejscem jak z horroru, surrealistycznie wyolbrzymiającym moje lęki. Zacisnęłam zęby i otworzyłam kolejne drzwi. Prywatna łazienka dla sprzątaczek, kucharek, czy kogokolwiek? Tym razem się postarali. Ciekawe miejsce, w którym można sobie siąść i popłakać spokojnie, takie wywoływało wrażenie. Klapa toalety była podniesiona, a woda w środku wirowała jak morze w czasie sztormu. To właśnie przyszło mi na myśl, choć właściwie nigdy nie widziałam morza podczas burzy. Albo oceanu. Albo czegokolwiek. Innym skojarzeniem była czarna mgła z innego świata.
Mogłam o tym nie myśleć.
Mogłam, ale to zrobiłam.
A może nie miałam nad tym kontroli? Niektórzy mówią, że przeznaczenia nie da się zmienić.
Bo to była zdecydowanie najgłupsza rzecz, jaka przydarzyła mi się odkąd się urodziłam.
Otóż nagle woda z ubikacji zaczęła wirować i zmieniła się w czarną mgłę, tak, tą z nocy.
A ja? Zaczęłam rozmawiać z toaletą. Coś musi być ze mną nie tak, chyba powinnam była uciec. Ciekawiło mnie tylko, dlaczego dym musiał pojawić się akurat w tym beznadziejnym miejscu. Czyżby nie miał wyboru? Albo śledził mnie ściekami. Kolejną sprawą było to, dlaczego drzwi do tej niedokończonej kuchni nie były zamknięte na klucz. Nic się nie ze sobą sensownie nie łączyło.
— No to wskoczysz? — dobiegł mnie głos od strony mgły.
Nagle zaczęłam się intensywnie zastanawiać nad tym, co by się stało, gdybym wcisnęła przycisk spłuczki i aż się zakrztusiłam, słysząc to pytanie.
Moja wyobraźnia musiała być na wakacjach w wariatkowie i po powrocie jeszcze nie do końca ochłonęła.
⇢˚⋆₊˚✧✎﹏
[1729 słów, 18 czerwca 2022]
Kolejny rozdział historii Julan skończony!
:D
ten moment, na który czekałam od początku świata XD
Co nasza bohaterka powinna zrobić?
a) wskoczyć, why not
b) zwiewać
c) porozmawiać z mgłą, bo nie wygadała się w nocy
d) propozycja czytelnika :>
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top