Rozdział XVII
IZABELA
Mój rozum powrócił, ale tylko na chwilę, bo potem uśpiły go gorące zapewnienia o wiecznej miłości, które Kuba okrasił wieloma namiętnymi pocałunkami. Fakt, że nie ja jedna bym się na to nabrała, wcale mnie nie usprawiedliwia. Nic nie jest w stanie usprawiedliwić mojej głupoty, bo kiedy ja beztrosko przeżywałam niby to najpiękniejsze chwile mojego nastoletniego życia, intryga zaciskała już pętlę na szyi mojego przyjaciela.
Ale przy Kubie było mi tak dobrze i bezpiecznie! Zawsze, gdy tylko zaczynaliśmy oboje dryfować ku lepszemu, nie decydowałam się na żaden ruch, w obawie, że mogłabym coś zniszczyć. Tak było i tym razem ― zasznurowałam sobie usta, byleby tylko nie wyzwalać się z uścisku kochanego chłopaka. Całe popołudnie i wieczór spędziliśmy w moim małym pokoju. Z rozpaczą przyglądałam się promieniom słońca, które pełzły leniwie po dywanie, aż wreszcie zupełnie znikły. Wiedziałam, co to oznacza.
― Już ciemno, chyba czas, żebym wracał, co? ― wyszeptał, całując mnie w czubek głowy.
― Nie! ― zaprzeczyłam, przytulając się do niego mocniej. ― Zostań jeszcze trochę.
― A twoi rodzice nie będą się niepokoić, że jestem u ciebie tak długo?
Spojrzałam na niego pytająco. No tak, zupełnie o nich zapomniałam. Już dawno musieli wrócić z pracy, a ja nawet nie wiedziałam kiedy. Ale dlaczego mieliby się niepokoić? Czego jeszcze mieliby się obawiać, ponad to, co już się dzisiaj stało...?
― Nie wiem i nic mnie to nie obchodzi. Nie jestem już małą dziewczynką ― zaprotestowałam.
― Oczywiście, że nie ― odparł Kuba, śmiejąc się głośno.
― Czy to takie dziwne, że chcę, byś przy mnie teraz został? ― zapytałam, patrząc z żalem, jak on zbiera się do odejścia.
― Nie, ale wiesz, że nie mogę zostać. Przemyciłbym cię wraz z sobą przez balkon, ale sama rozumiesz ― to piąte piętro.
― Kiedyś chciałam skakać z dziesiątego, nie pamiętasz?
Kuba usiadł ponownie obok mnie i objął mnie po raz ostatni tego wieczora. Miałam świadomość, że on zaraz odejdzie, a ja zostanę sama w ciemnym pokoju i będę rozmyślać, rozmyślać, rozmyślać... Z jednej strony chciałam tę chwilę odsunąć jak najdalej od siebie, a z drugiej wydawało mi się, że kolejne minuty oczekiwania na rozstanie zetrą moje serce na proch. Po całej nocy analiz na pewno dojdę do wniosku, że zrobiłam coś złego. Już teraz czułam się dziwnie ― dlaczego coś, co miało być początkiem zupełnie nowego etapu kojarzyło mi się raczej z końcem...?
― Cała się trzęsiesz ― zimno ci?
Pokręciłam głową i odsunęłam się od niego, podciągając kolana pod samą brodę.
― Nie, idź już, jeśli musisz.
― Na pewno wszystko w porządku? ― zapytał, głaszcząc mnie delikatnie po policzku.
― Tak ― odpowiedziałam, chcąc zabrzmieć przekonująco.
― Dobrze ― uśmiechnął się pogodnie. ― Więc idę.
Siedziałam ciągle na łóżku i nie miałam najmniejszego zamiaru wstać. Roześmiałam się smutno, widząc Kubę, który bardzo powoli skradał się tyłem w stronę drzwi. Wreszcie namacał za sobą klamkę, ale nadal nie wychodził, tylko patrzył na mnie uważnie, jakby czekał, że rzucę się na niego z pięściami i przemocą zmuszę do tego, by został.
― Znęcasz się nade mną ― mruknęłam, odwracając wzrok. Gdy ponownie spojrzałam na drzwi, już go nie było.
Przez chwilę siedziałam sama, starając się nie myśleć, bo i tak wiedziałam, że moja głowa nie dojdzie do żadnych dobrych wniosków. Jednak już czułam zbliżającą się koszmarną falę myśli, które zawładną mną do reszty, jeśli się zaraz nie ruszę. Wstałam więc i powlekłam się w stronę łazienki, zaglądając po drodze do salonu. Rodzice siedzieli przed telewizorem i oglądali jakąś komedię. Nie obejmowali się jak para nastolatków, ale mnie zupełnie wystarczyło, że siedzą blisko siebie na jednej kanapie i wyjadają chipsy z tego samego talerza. Wiedziałam, że się kochają. Mimo, że nic się nie działo, poczułam się jak intruz, więc minęłam drzwi do salonu i weszłam pod prysznic. Uderzyło mnie, że ja i Kuba nigdy nie zostaniemy przyłapani w podobnej sytuacji.
Zamknęłam starannie drzwi do łazienki i zdjęłam ubranie. Odkręciłam kurek z zimną wodą i stałam bezczynnie przez kilka minut, pozwalając, by spływał po mnie lodowaty strumień. Po kilku chwilach znów pachniałam tylko sobą. Gdy już czułam, że drętwieją mi palce u stóp, przyszła kolej na gorącą wodę. I tak w kółko, przez okrągłą godzinę. Przebierając się w piżamę ― tę samą co zawsze ― niebieską w białe owce skaczące jedna przez drugą, przyjrzałam się sobie dokładnie w lustrze. Wydawało mi się, że niby wszystko jest tak samo, a jednak coś mi nie pasowało. Te same włosy, usta, nos i oczy ― nadal w nudnym, nie zwracającym uwagi odcieniu niebieskiego. Może i wyglądają tak samo jak zawsze, ale patrzą inaczej ― pomyślałam, ścierając dokładnie parę z lustra.
Miałam nadzieję posiedzieć sama w swoim pokoju, ale po drodze zaczepiła mnie mama.
― Iza, zjesz coś?
― Nie, dziękuję.
― Żałuj, że nie oglądałaś z nami tego filmu ― zaśmiała się. ― Był przezabawny.
― Przecież miała gościa ― zauważył tata, który stanął tuż przede mną i przypatrywał mi się uważnie. Spuściłam wzrok. Czułam się jak na przesłuchaniu.
― Ach, właśnie! Dawno go u nas nie widziałam. Myślałam już, że się pokłóciliście.
― Wiesz, jak to bywa z nastolatkami. Kłócą się, zrywają...
― Potem godzą...
― Sama pamiętasz, jak to było z nami, kiedy byliśmy młodzi!
Wykorzystałam ten krótki moment, gdy rodzice przekomarzali się między sobą i na chwilę spuścili mnie z oczu. Przemknęłam szybko między nimi a ścianą do swojego pokoju, a po drodze rzuciłam przepraszającym tonem:
― Ja wolałabym się już położyć. Trochę boli mnie głowa... Dobranoc!
Zastanawiałam się przez chwilę, czym powinnam się zająć. Najchętniej zamknęłabym po prostu oczy i pogrążyła się w głębokim śnie, ale wiedziałam, że dzisiaj to raczej niemożliwe. Położyłam się do łóżka i mimo duchoty w pokoju nakryłam się kołdrą po same uszy. Niestety nawet pod wpływem takiego gorąca białko w mózgu nie ścięło mi się na tyle, bym przestała myśleć.
Źle się czułam w swoim ciele i to wcale nie dlatego, że coś mi się w nim nie podobało. Miałam wrażenie, że ono nie jest do końca moje, że coś się potoczyło nie tak, jak powinno. Nic nie było tak jak powinno ― pomyślałam z żalem i skarciłam się w duchu, że jednak nie udało mi się powstrzymać od rozmyślań. Straciłam nad sobą i Kubą kontrolę. Nie wróciliśmy już do tematu dzienników, chociaż przecież mieliśmy razem znaleźć jakieś rozwiązanie i wyciągnąć Kamila z tego bagna. Zastanawiałam się właśnie, czy taki był plan Kuby? Czy chciał jedynie odciągnąć moją uwagę miłosnymi wyznaniami, które z prawdą nie miały za wiele wspólnego...?
Roześmiałam się gorzko w poduszkę. Nie, przecież nie mógłby być aż tak podły. Nie okłamałby mnie, a na pewno nie w tej kwestii.
Wtedy poczułam się do Kuby przywiązana jak nigdy wcześniej. Wierzyłam mu i czułam, że muszę stać u jego boku bez względu na wszystko ― nawet jeśli nie będę się z nim zgadzać. Przecież on mnie kochał, więc sam na pewno zrobiłby dla mnie to samo. I tak właśnie znalazłam się w sytuacji, w której konieczne było podjęcie decyzji. Musiałam wybrać pomiędzy miłością, a przyjaźnią, między tym, co dyktował mi rozum a tym, co podszeptywało serce. Między Kubą i Kamilem.
Wybrałam Kubę.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top