Rozdział XIV
IZABELA
Pamiętam, że tamtego dnia obudziłam się w bardzo dobrym nastroju. Mój świetny humor doskonale komponował się ze słoneczną pogodą, ale nijak miał się do mojego wyglądu. Wyglądałam jak strach na wróble ― włosy stały mi na wszystkie strony i nie zmieniła tego nawet interwencja grzebienia i szczotki. Wreszcie dałam za wygraną i związałam je pierwszą lepszą gumką. Kilkudniowe zdenerwowanie odbiło się także na mojej twarzy w postaci fioletowych kręgów pod oczami, ale zadecydowałam, że obejdę się bez pudru. Przecież kiedy dzisiaj wszystko się rozwiąże, nie będę miała się czym denerwować, a sińce same znikną bez pomocy kosmetyków!
Po raz pierwszy od... chyba od zawsze! pobiegłam radośnie do szkoły, odtwarzając sobie w myślach kwestie dyrektorki, które prawdopodobnie popłyną przez głośniki. Jej głos będzie pełen zadowolenia, gdy poinformuje wszystkich uczniów i nauczycieli o szczęśliwym zakończeniu, a na koniec ucieszy się, że sprawcy całego zamieszania wreszcie powrócił rozsądek. Wszystko rozejdzie się po kościach i wszyscy będą szczęśliwi ― nawet Kuba! Bo przecież udało mu się wywrócić życie naszego liceum do góry nogami, tak jak chciał. Za kilka lat może nawet pochwali się kolegom, że to on za tym stał...
Jeśli ktoś będzie rozczarowany, to pewnie Andżelika. Dziką radość sprawiał jej fakt, że ma na mnie haka, a ja męczę się ze świadomością, że może wydać mnie i Kubę. A teraz...? Teraz może pobiec do dyrektorki, ale ona będzie musiała dotrzymać danego wcześniej przyrzeczenia, więc ani mnie, ani Kubie nic już nie grozi.
Musiałam podzielić się z kimś pozytywną energią i jedyną osobą, jaka mi przychodziła do głowy, był Kamil. Już wcześniej postanowiłam, że o niczym mu nie powiem, ale mogłam go przecież zarazić dobrym humorem, nie zdradzając, co go spowodowało, prawda? Pędząc po szkolnych korytarzach przyłapałam się na tym, że wcale nie wypatruję Kuby, lecz najlepszego przyjaciela. Przyznaję, zrobiło mi się głupio, ale nadrobiłam to szybko, wypatrując ciemnej czupryny swojego chłopaka wśród reszty uczniów. Wiedziałam jednak, że jego egzamin zaczyna się dużo później, więc ta nieobecność nie wzbudziła moich podejrzeń.
Szybko dostrzegłam za to Kamila, który nieśmiało pomachał mi na powitanie. Postanowiłam zmienić taktykę w rozmowie z nim i nie wypytywać go o siniaki na jego twarzy ― jeśli zechce, sam powie mi o wszystkim. Pobiegłam szybko do niego i pocałowałam go w policzek.
― Cześć, Iza ― mruknął, a ja ryknęłam śmiechem, widząc jego zdezorientowaną i zdziwioną minę.
Na lekcjach po raz pierwszy od tygodni skupiałam się na tym, co mówią nauczyciele, a nie na tym, jak na mnie patrzą. Udało mi się nawet udzielić kilku poprawnych odpowiedzi, bo nie rozpraszało mnie poczucie, że jestem kryminalistką współwinną kradzieży! Moja radość sięgnęła zenitu, gdy spotkałam na pauzie Kubę, który wyjawił mi, że jeden dziennik jest już w bibliotece. Miałam ochotę od razu tam pobiec i przeszukać osobiście wszystkie regały, ale w końcu doszłam do wniosku, że lepiej nie wplątywać się bardziej w tę sprawę. Rozmawiając z dyrekcją na pewno bym coś sypnęła, dając do zrozumienia, że wiedziałam o dziennikach od samego początku.
Na przerwach rozglądałam się we wszystkich kierunkach, licząc na to, że być może uda mi się ponownie dostrzec Kubę albo drugi dziennik porzucony gdzieś w szczelinie między ścianą a kaloryferem. Pohamowałam się dopiero wtedy, gdy zauważyłam, że Kamil patrzy na mnie dziwnie.
― Wszystko w porządku? ― zapytał na kolejnej przerwie.
― Tak, oczywiście.
― Jesteś pewna?
― Dziękuję za troskę ― roześmiałam się. ― Ale naprawdę, wszystko jest w jak najlepszym porządku! ― rozpromieniłam się, widząc, że Kamil także uśmiecha się szeroko.
Sekundę później usłyszałam, że ktoś woła jego imię. Odruchowo obejrzałam się w stronę schodów wiodących na kolejne piętro i dostrzegłam Kubę w towarzystwie ładnej, drobnej kobiety. Teraz przypominam sobie, że moje serce nie podskoczyło swoim starym zwyczajem na widok mojego chłopaka w białej koszuli i krawacie. Nie zaprotestowało też na widok innej u jego boku, tak jak do tej pory. A protestowało zawsze, obojętnie czy inną kobietą była brzydka ekspedientka mierząca Kubę pożądliwym spojrzeniem, czy piękna blondynka reagująca na niego zupełnie obojętnie. Ale za to moje oczy niemalże wyszły z orbit ― bo skąd mogłam wiedzieć, jak się zachowa serce Kuby?! Może w przeciwieństwie do mojego wpadnie w dziki galop na widok swojej drugiej połówki prowadzającej się z kimś innym?!
― To moja ciotka, ta, o której ci mówiłem ― poinformował mnie Kamil, starając się ukryć zdenerwowanie.
Kuba zacisnął zęby i wyglądał na wkurzonego, z kolei Kamil na zakłopotanego i zmartwionego. Co chwilę zerkał w moją stronę i czułam, że jest gotów łapać mnie w razie omdlenia. Ja z kolei nie wiedziałam, gdzie podziać oczy. Czułam, że twarz mi płonie, a w głowie myśli przeskakiwały mi jedna przez drugą ― gdzieś tam z tyłu pojawiła się także ta o dziennikach ― czy drugi też został już ukryty?! Za to nauczycielka wyglądała na kompletnie zdezorientowaną i miotała spojrzeniami od Kuby do Kamila, czasami przypatrując się także mnie. Rzeczywiście, w zaistniałej sytuacji nasze reakcje mogły wydawać się postronnemu obserwatorowi bardzo na wyrost.
― Cześć, Iza ― Kuba przysunął się do mnie i cmoknął delikatnie w policzek, ale nie dostrzegłam czułości w tym drobnym geście. To była raczej zakodowana informacja o treści: „Nie dotykaj jej i nie zbliżaj się do niej ― ona jest moja!".
Dzisiaj już wiem, jak bardzo się myliłam. Tam nigdy nie chodziło o mnie. Ale co takiego wyprowadziło mnie w pole...? Czy jako dziewczyna Kuby nie miałam prawa tak pomyśleć? Czy to była zbytnia pewność siebie? Zarozumiałość...?
Teraz to i tak nie ma znaczenia, ważne jest jedynie to, że nie dostrzegłam prawdziwych intencji Kuby i nie zadziałałam w porę. Obwiniałam się o to, że czułam do niego coraz mniej i wmawiałam sobie, że przecież nie powinnam, bo wszystko, co on robił, robił dla mnie. Nawet to, co niekoniecznie mi się podobało. Mówiłam sobie, że to taki typ faceta, który musi nieustannie imponować dziewczynom. Teraz już wiem, że ten cyrk w najmniejszej części nie był zorganizowany dla mnie. To ja byłam dla niego. Miałam patrzeć, podziwiać i bić brawo.
Chciałam już stamtąd iść. Nie mogłam znieść na sobie wnikliwego spojrzenia ciotki Kamila. Czułam bijącą od niej niechęć, choć nie miałam pojęcia, czemu ta kobieta miałaby mieć coś przeciwko mnie. Pociągnęłam Kubę za rękaw niczym mała dziewczynka, dając mu tym samym znak, że powinniśmy już odejść. Poszliśmy bez słowa pożegnania. Nie obejrzałam się ani razu ― i tak czułam, że Kamil z ciotką wypalają nam wzrokiem dziury w plecach i zaczynają szeptać na nasz temat.
Chwyciłam Kubę za rękę i zaczęliśmy schodzić na dół.
― Załatwiłeś już wszystko?
― Nie, jeszcze nie.
― Dlaczego?! ― syknęłam, mimowolnie zaciskając palce na jego dłoni.
― Nie zdążyłem przed egzaminem.
― Więc mam rozumieć, że zrobisz to teraz?
Zmarszczył brwi i zaczął gorączkowo myśleć. Podejrzewałam, że nad odpowiedzią albo przynajmniej nad potencjalnym miejscem kryjówki, ale on zadał mi pytanie z zupełnie innej beczki:
― Od dawna przyjaźnisz się z tym Kamilem?
― Co...? ― zatrzymałam się w pół kroku, a że byliśmy akurat na schodach, to niemalże spadłam i zaryłam szczęką o ostatni stopień. ― Czemu pytasz?
― Nic, tak sobie. Po prostu byłem ciekaw. Gdy jeszcze bywałem tu codziennie, nigdy nie widziałem was razem.
Uświadomiłam sobie nagle, że Kamila Dąbka nie znam wcale od wieków, tak jak mi się wcześniej wydawało. Właściwie to... zbliżyliśmy się do siebie dopiero po zaginięciu dzienników. Nasza przyjaźń zrodziła się w momencie, w którym oboje czuliśmy się opuszczeni (chociaż on pewnie zmagał się z tym uczuciem o wiele dłużej ode mnie...), a ja, obciążona ciągłym poczuciem winy i wyrzutami sumienia potrzebowałam silnie czyjegoś towarzystwa. Na początku samolubnie lgnęłam do niego jako do szkolnej ofiary ― w wierze, że nawet jeśli czegokolwiek się domyśli, to nikomu nie powie, bo nie miał przecież komu. Potem zapragnęłam się z nim widywać z zupełnie innych powodów i zdarzało się, że martwiąc się jego problemami, zapominałam o swoich własnych.
To było magiczne i jak każda magia nie potrzebowało wcale wiele czasu. To wszystko zdarzyło się w ciągu zaledwie kilku dni.
Jednak nie mogłam Kubie powiedzieć, że ja i Kamil przyjaźnimy się od chwili zaginięcia dzienników, bo zacząłby podejrzewać, że coś wypaplałam.
― Bo właśnie wtedy... Kiedy opuściłeś szkołę, zaczęło brakować mi tu jakiejś bratniej duszy ― zaczęłam zmyślać na poczekaniu. ― I jakoś tak... Padło na Kamila. Ale przysięgam, my się tylko przyjaźnimy! ― zapewniłam Kubę na koniec, ale on wcale nie wyglądał na uważnego słuchacza. Popatrzył gdzieś przed siebie i zapytał, powoli i starannie wyrzucając z siebie słowa:
― Czy on jest dla ciebie... kimś ważnym?
― Przecież ci powiedziałam, że to tylko mój przyjaciel.
― Więc odpowiedź brzmi „tak" ― zauważył, patrząc na mnie badawczo, ale bez cienia złości czy zazdrości. Podejrzewam, że nie widział w Kamilu swojego rywala albo po prostu nie zależało mu na mnie. Jedyne na czym mu zależało, to jego własny obraz w oczach innych i bez względu na to, czy kochał mnie kiedykolwiek czy nie, nie mógł sobie pozwolić, by ktoś mu mnie odebrał.
― Tak, jest ważny ― przyznałam wreszcie, skoro tak bardzo pragnął to usłyszeć!
Kuba zrobił bardzo zamaszysty w tył zwrot i zaczął biec na górę.
― Ale... Kuba, zaczekaj! ― dwoma wielkimi susami udało mi się go dogonić. Chwyciłam go mocno za ramię i pociągnęłam, zmuszając do tego, by na mnie spojrzał. ― Co ty robisz?!
― Muszę z nim porozmawiać.
― Z kim?! Z Kamilem? Niby o czym? ― zaśmiałam się nerwowo, uświadamiając sobie właśnie, że moje słowa zasugerowały, że sama traktuję Kamila jak nic niewartą ofiarę. ― Chyba oszalałeś!
― Puść mnie, zaraz wrócę. Nie chodzi mi o ciebie.
― Więc o co?! Nie puszczę cię, dopóki mi nie powiesz! Jesteś zazdrosny?
Kuba zaśmiał się głośno, ale coś mi mówiło, że wcale nie jest rozbawiony. Jego śmiech zabrzmiał raczej złowrogo i złośliwie, jakby kpił sobie z mojego pomysłu zatrzymania na drodze faceta przewyższającego mnie o dobre piętnaście centymetrów.
― O NIEGO? A powinienem? Nie bądź śmieszna. Ale jeśli chcesz, myśl sobie, że zielenieję z zazdrości i pozwól mi zrobić to, co muszę ― powiedział, jednym silnym szarpnięciem wyswobadzając ramię z mojego uścisku.
― Proszę cię, daj sobie wytłumaczyć... ― zawołałam do jego pleców, prosząc je o rozsądek, skoro głowie już go zabrakło.
Kuba obrócił się do mnie, spojrzał mi głęboko w oczy i odparł:
― Żyjesz w świecie bajek, Izabelo. W świecie bajek i romantycznych kochanków, ale wybacz mi, jeśli liczyłaś we mnie znaleźć takiego właśnie kochasia. Nie będę się z tym wymoczkiem pojedynkował tylko dlatego, że zafundowaliście sobie krótki spacerek po korytarzu.
Podniosłam obie ręce w geście rezygnacji, a oczy wlepiłam w podłogę.
― Dobrze, zrozumiałam. Nie jesteś o mnie zazdrosny. Tylko nie do końca pojmuję, dlaczego tak gwałtownie reagujesz. Mogłam sobie przecież tak pomyśleć. Te twoje wściekłe spojrzenia, wnikliwe pytania... ― mruczałam pod nosem ze świadomością, że Kuba i tak nie usłyszałby ani słowa z mojej wypowiedzi, nawet gdybym mu do ucha przystawiła wielki megafon.
― Aha, jeszcze jedno. Chcę z nim porozmawiać na osobności.
Pokiwałam tylko głową i posłusznie się zatrzymałam. Kamil z ciotką nadal stali w tym samym miejscu, chociaż mnie wydawało się, że minęły wieki, odkąd Kuba bardzo dobitnie zakomunikował mi, że wcale nie jest o mnie zazdrosny, a ja żyję w innym świecie. Tak, jasne.
Powinnam się nazywać Łęcka, a nie Kawka!
Nauczycielka spojrzała w moją stronę, a ja, przygotowana na mnóstwo gromów cisnących się z jej oczu, automatycznie skuliłam się w sobie. Ale tym razem odniosłam wrażenie, że jest o wiele przyjaźniej do mnie nastawiona... Co ten Kamil jej o mnie naopowiadał?!
Kuba zwrócił się najpierw do ciotki Kamila, zapewne prosząc ją, by pozwoliła im chwilę porozmawiać, ale ta stanowczo pokręciła głową. Kamil też nie wydawał się skory do rozmowy. Kuba próbował ich jeszcze przekonać, ale bezskutecznie ― kobieta jeszcze raz zerknęła na mnie przelotnie, po czym odmaszerowała ze swoim siostrzeńcem w głąb korytarza.
Spojrzałam pytająco na mojego chłopaka. Cała złość już z niego uszła, ustępując miejsca rezygnacji.
― Nie chcieli ze mną gadać.
Kubuś wyglądał na tak przybitego, że nie mogłam się oprzeć i pogłaskałam go delikatnie po plecach.
― Cóż, ich strata ― mruknęłam trochę bez sensu, bo nic innego nie przyszło mi do głowy.
― Och, żebyś wiedziała! ― zaśmiał się Kuba i zaczął iść o wiele raźniej. ― Szczególnie tego wymoczka...
Po tych słowach moja ręka ześlizgnęła się z pleców Kuby, a całe współczucie dla niego uleciało gdzieś daleko.
― Przepraszam! Zapomniałem, że go lubisz! ― zachichotał złośliwie.
― Możemy teraz dokończyć to, o co cię prosiłam?
― Nie. Zrobię to innym razem.
― Ale obiecałeś mi, pamiętasz?!
― To było wczoraj. Dzisiaj mówię, że tego nie zrobię, przynajmniej nie teraz.
― Dlaczego?!
― Iza, nie rób sceny. Wszyscy się na nas gapią.
Rozejrzałam się i rzeczywiście ― niektórzy przypatrywali się nam ciekawie, a inni okraszali całą sytuację złośliwym komentarzem albo wrednym uśmiechem.
― Nie obchodzi mnie to. Ostrzegam cię ― jeśli dzienniki się dzisiaj nie znajdą...
― To co, naskarżysz na mnie...? ― Kuba uniósł brwi. ― Droga wolna, ale lepiej tego nie rób, bo przysporzysz problemów sobie i... swojemu koledze. Mnie i tak już niewiele mogą zrobić.
― Co masz na myśli? ― zapytałam, ale Kuba zbiegł szybko schodami w dół i zaginął gdzieś w tłumie na parterze.
Dlaczego niby miałabym zaszkodzić sobie i Kamilowi, donosząc na Kubę...? Czy to oznaczało, że mnie jako kapusiowi ktoś może przysłowiowo obić pysk? Ale co Kamil miał z tym wspólnego? Czyżby Kuba przypuszczał, że własne zdrowie nie jest dla mnie tak ważne, bym ze strachu siedziała cicho i groził także jemu? Był tylko jeden sposób, by to sprawdzić.
Popędziłam do biblioteki. Po pierwsze, musiałam sprawdzić, czy Kuba mnie nie okłamał. Jeśli dziennik tam będzie, powiadomię o tym pierwszą lepszą osobę z personelu szkoły, puszczając w niepamięć moje wcześniejsze postanowienia. Wyhamowałam tylko na chwilę przy biurku bibliotekarki, ale zanim doszłam do czytelni, przywołała mnie do siebie.
― Ty znasz Kamila Dąbka, prawda?
Pokiwałam głową bez słowa, a kobieta uśmiechnęła się i dała nurka pod biurko. Sekundę później wynurzyła się ze starym i sfatygowanym zeszytem w ręce.
― Tak myślałam. Czasem widuję was na korytarzu. To jego własność ― możesz mu to oddać? Zostawił to rano w czytelni.
― Kamil był tu dziś rano...? ― zapytałam, niedbale kartkując pomarańczowy zeszyt. Wszystkie kawałki układanki zaczynały do siebie pasować.
― Taak ― uśmiechnęła się bibliotekarka. ― Często tu zagląda, by porozmawiać ze mną o książkach. On bardzo dużo czyta.
― Dziękuję pani ― mruknęłam. ― Ja już pójdę.
― A nie chciałaś iść przed chwilą do czytelni?
Tym razem to ja się uśmiechnęłam, a na twarzy bibliotekarki odmalowało się skrajne zdziwienie.
― Nie, jestem pewna, że tam już nie będzie tego, czego szukałam.
Jednak Kuba mnie nie okłamał... Już wszystko było jasne. Już wiedziałam, że oskarżając go, ktoś mógłby sądzić, że chcę odsunąć podejrzenia od prawdziwego winowajcy.
A prawdziwym winowajcą był w tym wypadku Kamil, który zupełnie nieświadomie dźwigał w swojej torbie niepotrzebny balast.
A teraz kolej na mój następny przystanek: gabinet dyrektorki.
Miałam świadomość, że Kamil w każdej chwili może otworzyć torbę, by wyciągnąć z niej drugie śniadanie czy cokolwiek innego. Pozostawała mi tylko nadzieja, że nikt nie dostrzeże tkwiącego w środku dziennika... Biorąc pod uwagę fakt, że czasu naprawdę mam mało, musiałam rozważyć dwie możliwości: albo poszukam Kamila, co może kosztować mnie kilka cennych minut... albo pójdę prosto do dyrekcji i wydam Kubę, zanim na mojego najlepszego przyjaciela padnie cień podejrzenia.
Wybrałam drugą opcję, jako tę potencjalnie łatwiejszą do wykonania. Tylko kilkanaście metrów dzieliło bibliotekę od sekretariatu i gabinetu dyrekcji, ale wolałam nie marnować czasu, idąc tam normalnym tempem, więc puściłam się biegiem, ignorując krzyki ludzi, którym po drodze podeptałam palce. Pozostało mi jeszcze wybłagać u sekretarki pozwolenie na krótką rozmowę, co okazało się o wiele trudniejsze niż myślałam.
― Czy mogłabym porozmawiać chwilę z panią dyrektor?
„Och, następna!" ― mruknęła wściekle pod nosem, a mnie odpowiedziała z fałszywym uśmiechem:
― Nie, pani dyrektor odbywa właśnie ważną rozmowę.
Jednak ton głosu, jakim to wypowiedziała, sugerował raczej, że była to przyjacielska pogawędka przy kawie, więc postanowiłam sekretarce powiercić jeszcze dziurę w brzuchu.
― Ale ja naprawdę muszę ― zerknęłam na ścienny zegar i ze zniecierpliwienia zaczęłam aż przebierać nogami. Na rozmowę z tą krową straciłam kilkanaście cennych sekund!
Sekretarka spojrzała wymownie na moje nogi i powiedziała:
― Jak tak bardzo chce ci się siku, to idź raczej do toalety!
W tym momencie zadzwonił telefon, więc jedną ręką chwyciła za słuchawkę, a drugą zaczęła coś pilnie notować. Wykorzystałam tę okazję i przemknęłam na paluszkach w stronę gabinetu dyrekcji. Niestety, gdy sekretarka spostrzegła mnie z dłonią na klamce, rzuciła się w moją stronę, ale na szczęście zdążyłam już otworzyć drzwi.
― Przepraszam, pani dyrektor, naprawdę, mówiłam tej dziewczynie, że ma pani gościa!
Dyrektorka jednak nie wyglądała na zdenerwowaną, że przerwałam jej rozmowę. Pomyślałam sobie wtedy, że wygląda na sympatyczną kobietę, dobrze nastawioną do uczniów, która na pewno dotrzyma obietnicy danej na apelu, więc ani ja, ani Kuba nie będziemy mieli problemów. Dobrze będzie jej się ze wszystkiego zwierzyć i poczuć lekkość, bez poczucia winy i wyrzutów sumienia.
Szkoda tylko, że nie mogę tego zrobić i że tego nie poczuję. Wiedziałam, że dyrektorka nie jest sama i nie przeszkadzałoby mi wyjawienie wszystkiego przy osobie trzeciej, z jednym tylko wyjątkiem. Nie mogłam powiedzieć tego przy ciotce Kamila. Nie po tym, jak dzisiaj na mnie patrzyła. Nie mogłam zdobyć się na to, by opowiedzieć o wszystkich motywach mojego postępowania ― dlaczego na początku nigdy nie przyszłoby mi do głowy, by zdradzić Kubę, a teraz przychodzi mi to z taką łatwością. I to „tylko" dlatego, że mojemu przyjacielowi grozi niebezpieczeństwo.
Nie przyznałabym się przy niej, że Kamil jest dla mnie ważny, może nawet ważniejszy niż Kuba. Nigdy.
Iskierka nadziei pojawiła się dla mnie, gdy ciotka Kamila zaoferowała się, że wyjdzie, ale niestety dyrektorka kazała jej zostać, a mnie wyznać wszystko w jej obecności. A ja stałam jak ostatnia idiotka, nie mogąc wyrzucić z siebie słowa. Po raz kolejny zabrakło mi odwagi do zrobienia czegoś, co było konieczne. Wybiegłam szybko z gabinetu, obiecując, że zostanę w sekretariacie i będę tam siedzieć, dopóki panie nie skończą rozmawiać. Oczywiście z sekretariatu także uciekłam. Skoro mój pierwszy plan nie wypalił, musiałam wcielić w życie ten drugi i znaleźć Kamila.
Rozejrzałam się po korytarzu i zauważyłam, że wszyscy przybrali te wściekłe maski z moich koszmarów, patrzyli w jednym kierunku i wytykali palcami. Jedną tylko różnicą pomiędzy moimi przerażającymi wizjami a rzeczywistością był fakt, że to nie na mnie wskazywali... Wszyscy zwrócili oczy w kierunku schodów, po których schodziła nauczycielka geografii, jedną ręką ciągnąc za kołnierz Kamila, a w drugiej trzymając zaginiony dziennik.
― Odsunąć się! Zaraz zobaczymy, czy pani dyrektor doceni twoje poczucie humoru...
Byłam pewna, że ta sytuacja nie rozśmieszy dyrektorki i widząc miny uczniów mogłam przypuszczać, że oni też nie uważali jej za zabawną. Sądzę jednak, że żaden żart Kamila nie mógł być przez resztę uznany za śmieszny. Gdyby szedł tędy prawdziwy winowajca, czyli Kuba, na pewno rozległyby się gromkie brawa. Bo przecież cokolwiek zrobi nasz lider, to nam się to podoba ― pomyślałam gorzko, przypominając sobie zeszłoroczne zdarzenie na sali gimnastycznej.
W stronę Kamila zaczęły sypać się obraźliwe komentarze, ale nie dopowiedział nawet na jeden i miałam wrażenie, że nawet ich nie słyszy.
Patrzył tylko na mnie, a jego oczy mówiły wyraźnie „To nie ja".
A o tym to ja akurat doskonale wiedziałam.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top