Rozdział XIII


JOANNA

Mina tego chłopaka była bezcenna. Zawsze gdy nagle żałuję, że nie powiedziałam mu prawdy od razu, przypominam sobie jego rozdziawione w skrajnym zadziwieniu usta i zarumienione ze wstydu policzki. Lecz po chwili mnie samą zaczęło to irytować, może i nawet trochę peszyć. Uświadomiłam sobie, że być może moja obecność go zestresuje na tyle, że źle pójdzie mu na egzaminie... W bufecie nie myślałam wcale o tym, że tego dnia dojdzie po raz drugi do naszego spotkania. A drugie spotkanie w takich okolicznościach mogło chłopaka nieco zbić z pantałyku...

Do tej pory mam do siebie pretensje, chociaż moje obawy na szczęście były bezpodstawne. Kuba poradził sobie na maturze znakomicie, a przynajmniej lepiej niż mogłabym się spodziewać, biorąc pod uwagę krępujące okoliczności. Zachował się świetnie, w przeciwieństwie do mnie... No, pomijając może ten jeden jedyny fakt, że nieustannie się na mnie gapił, zmuszając mnie do udawania, że leżące na biurku niepotrzebne papiery wymagają natychmiastowego przejrzenia. Ale zmartwiło mnie to, że te spojrzenia bardzo miło łaskotały moje ego, chociaż zainteresowanie około sześć lat młodszego chłopca nie powinno robić na mnie wrażenia.

Jestem chyba pierwszą na ziemi kobietą, która wystosuje taką prośbę, ale... Daj Boże pierwsze zmarszczki, byleby już tak na mnie żaden uczniak nie patrzył, amen!

Nie wiem, kto zjadł starą, porządną Joasię i podmienił ją na tę flirtującą z uczniami kreaturę. Widok Kamila na szkolnym korytarzu trochę mi przywrócił rozsądek i poniekąd z ulgą zawołałam jego imię i pomachałam mu wesoło. Poczułam ucisk w żołądku, gdy tylko spojrzałam na jego posiniaczoną jeszcze twarz... Nadal miałam jeszcze wyrzuty sumienia, choć Kamil przyznał po wszystkim, że nie ma do mnie pretensji.

Ale zaraz...Co to za blada mina... Czyżby się Kamil wstydził własnej ciotki przy koleżance? Przecież już się dzisiaj przekonałam, że jeszcze nie tak staro wyglądam...
Jednak on wcale nie na mnie tak patrzył, lecz na tego chłopaka ― i wydawało mi się, że to właśnie przez niego czuł się przyłapany na gorącym uczynku ― nie przeze mnie. Nie lepszy wyraz twarzy miała tamta dziewczyna, na nadzwyczaj bladą buzię (przynajmniej biorąc pod uwagę porę roku i słoneczną pogodę) wystąpiły gorączkowe rumieńce, a oczy powiększyły się do rozmiarów sporych spodeczków. Dziewczyna miała na sobie rozciągniętą, zieloną bluzkę i szare rybaczki, a ciemne włosy niedbale związała w kucyk. Sińce pod oczami świadczyły, że nie spała dobrze od wielu dni i ogólnie sprawiała wrażenie nieco znerwicowanej, nieśmiałej dziewuszki.

Czyżby to brzydkie kaczątko to była właśnie ta słynna Izabela? Nie spodziewałam się, że Kamilowi wpadła w oko jakaś śliczna blondynka ze szkolnej drużyny siatkówki, ale, na Boga, co on widział w tej bezbarwnej panience?!

― Cześć, Iza ― mruknął Kuba, podchodząc do niej i cmokając ją delikatnie w policzek. Tym samym potwierdził moje wątpliwości dodał kilka nowych. Co ci faceci w niej widzą? Izabela pociągnęła go nerwowo ze rękaw i Kuba po raz ostatni spojrzał na mnie, jakby chciał coś powiedzieć, przez chwilę spojrzał także na Kamila... by w końcu zejść po schodach razem ze swoją dziewczyną.

Ten chłopak wyglądał na takiego, za którym wzdychały wszystkie panny w szkole, więc dlaczego zdecydował się akurat na tę jedną? Zmarszczyłam brwi i miałam właśnie coś miłego do Kamila na temat Kuby powiedzieć, gdy ujrzałam, jakim pogardliwym wzrokiem mój siostrzeniec go śledził. Słowa „Jaki ten Kuba to miły i sympatyczny chłopak" zamarły mi na ustach, gdy usłyszałam:

― Nienawidzę go.

― Co...? Ale jak to... Dlaczego?! ― ostatnie pytanie prawie wykrzyczałam, bo na korytarzu panował niesamowity gwar.

― Nie wiem... On... On coś zrobił Izie, ale jeszcze nie wiem co... Ona nie chce mi nic powiedzieć! ― Kamil spojrzał na mnie z żalem. ― A przecież widziałaś, jak ona wygląda ― cały czas jest zdenerwowana, zmęczona i dziwnie się zachowuje...

― To znaczy?

― No, na przykład dzisiaj: za każdym razem, kiedy ktoś zawoła jej imię, ona ma taką minę, jakby ją na czymś przyłapano albo jakby ktoś odkrył jej największy sekret... Cały czas rozgląda się wokół, o najbardziej błahych rzeczach mówi do mnie prawie wyłącznie szeptem, jakby się bała, że ktoś ją podsłucha. A nawet, kiedy się śmieje... to... to mam wrażenie, że ona tylko udaje.

W tym świetle przyszło mi trochę zmienić zdanie o tej dziewczynie. Może rzeczywiście kiedyś była inna, a zmiana jaka w niej zaszła sprawiła jedynie, że wszyscy wokół chcieli się nią zaopiekować? Może myśl, że to zwykła, wyrachowana panienka skłonna ciągnąć dwie sroki za ogon wcale nie była zgodna z prawdą? Ale czy Kuba byłby w stanie skrzywdzić tak jakąkolwiek dziewczynę? I nawet jeśli, to czemu ona po prostu od niego nie odejdzie...?

― Wiesz, że ten facet, który mnie skopał wtedy na sali, to jeden z jego najlepszych kumpli? ― zapytał Kamil bezbarwnym tonem.

― Co?!

― No, tak... A on teraz tak patrzył na mnie... Może ma mi za złe, że rozmawiam z jego dziewczyną... albo boi się, że ona może mi coś wygadać.

― Skoro tak... To może powinieneś sobie odpuścić kontakty z nią? ― zapytałam błagalnie. Myślałam, że teraz wszystko się już ułoży, że koledzy dadzą Kamilowi spokój i nie chciałam pozwolić, by piekło rozpętało się na nowo przez jakąś głupia dziewuchę!

― Zwariowałaś? To jedyna osoba, która chce tutaj ze mną normalnie rozmawiać.

Wzięłam głęboki oddech.

― Ale sam powiedziałeś, że... on się boi, że ona coś wygada. A jeśli naprawdę zacznie ją o to podejrzewać i wtedy zrobi jej krzywdę...?

Kamil zaczął to rozważać, gdy nagle wlepił wzrok w coś za moimi plecami, a jego źrenice rozszerzyły się do granic możliwości.

― O, Boże... On tu idzie!

Obejrzałam się za siebie. Rzeczywiście, Kuba zmierzał w naszą stronę szybkim i zdecydowanym krokiem, a za nim stała przerażona Izabela.

― Kamil, muszę z tobą pogadać.

― Niby o czym? ― zapytał mój siostrzeniec tak twardym i stanowczym tonem, że zaczęłam dziwić się ludziom, którzy śmiali z nim zadzierać.

Kuba spojrzał na mnie.

― Na osobności.

― Nie sądzę, by to było konieczne ― odparłam, patrząc na Kamila, z którego niechęć biła tak mocno, jak światło z morskiej latarni. ― Mów, co masz to powiedzenia, ja też muszę zamienić z Kamilem parę słów.

― Proszę, to naprawdę ważne... ― Kuba spojrzał na mnie błagalnie. Nie wyglądał na kogoś, kto miał wobec Kamila złe zamiary, ale... mój wzrok powędrował na chwilę do Izabeli. Wargi jej drżały, a teraz, gdy stała przodem do okna, sińce na jej twarzy były niemalże tak widoczne jak na twarzy Kamila.

„Wiesz, że ten facet, który mnie skopał wtedy na sali, to jeden z jego najlepszych kumpli?"

To przeważyło. Chwyciłam Kamila za ramię i powiedziałam:

― W takim razie będziesz musiał tę rozmowę przełożyć. Przykro mi. Moja przerwa zaraz się skończy.

Odciągnęłam Kamila w głąb korytarza, zostawiając Kubę daleko za sobą.
Siostrzeniec wyszarpał się nagle z mojego uścisku.

― Nie traktuj mnie, jakbym był jakimś zasmarkanym pięciolatkiem ― warknął z wściekłością.

― Przepraszam, ale nie mogłam się powstrzymać ― broniłam się, doskonale zdając sobie sprawę, że zachowałam się trochę jak nadopiekuńcza kwoka. Obejrzałam się za siebie.

― Jest tam jeszcze...? ― Kamil doskonale odgadł moje intencje.

Pokręciłam głową.

― Wiesz, czego on mógł chcieć od ciebie?

― Nie mam pojęcia.

― Nie wyglądało na to, by miał złe zamiary.

― Też mi się tak wydaje.

― I sądzę, że gdyby chodziło mu o Izę; postarałby się, by nie była świadkiem tej rozmowy.

― Może masz rację... Może powinienem był wysłuchać, co miał mi do powiedzenia... Myślisz, że jeszcze znajdę go w szkole?

Ponownie chwyciłam Kamila za rękę, bo już zbierał się do odejścia.

― Uważam, że trzymanie się z daleka od niego i od tej Izy wyjdzie ci na dobre. Cokolwiek miał ci do powiedzenia. To nie jest chłopak, który robi coś dla innych ― jeśli on chciał z tobą rozmawiać, to widocznie tylko on miał w tym interes. Ty na tym nic nie stracisz, Kamil.

― Mówisz, jakbyś go znała bardzo długo ― zauważył.

― Tak się właśnie czuję. Tacy nadęci i egoistyczni faceci niestety nie należą do zagrożonego gatunku.

Kamil roześmiał się serdecznie, a ja poczułam, że serce mi rośnie. Miło było go widzieć takiego wesołego, nawet jeśli sytuacja w niczym nie przypominała sielanki.

― Przepraszam cię, ale chciałam jeszcze zajrzeć do dyrekcji, a moja przerwa za chwilę się skończy.

Kamil zmarszczył brwi i spojrzał na mnie podejrzliwie. Obrócił głowę do okna, tak że jego siniaki na twarzy były szczególnie widoczne.

― Proszę cię, nie rób zadymy w mojej sprawie. Widzisz przecież, że to nie szkoła jest moim największym problemem ― wycedził przez zęby, mając na myśli niewątpliwie agresywnego ojca.

― Nie zrobię zadymy! Jak mogłeś w ogóle tak pomyśleć? Przecież ci obiecałam, że póki nic się nie dzieje, nie będę się do tego mieszać.

― To dobrze. A zauważyłaś, jak mocno wziąłem sobie do serca to, co JA ci niedawno obiecałem...? ― Kamil wypiął z dumą pierś. ― Widziałaś, jak go pogoniłem?

― Taaa, byłam z ciebie naprawdę dumna ― uśmiechnęłam się, mierzwiąc mu czuprynę. Kamil szybko wyrwał się spod mojej ręki i zaczął poprawiać fryzurę, upewniając się równocześnie, czy aby nikt nie widział, jak ciotka czochrała mu włosy. ― Idę już. Może dowiem się czegoś nowego na temat tych dzienników.

Pokiwał ochoczo głową i pomachał mi na pożegnanie. Ja popędziłam po schodach, bo nie miałam pojęcia, ile mam jeszcze czasu. Coś mi mówiło, że moja przerwa dobiegła już końca, ale nie podejrzewałam, by uczniowie mieli coś przeciwko odwleczeniu egzaminu o kilka dodatkowych minut. Zauważyłam bowiem w tej szkole tendencję do powtarzania kluczowych rzeczy tuż przed drzwiami sali egzaminacyjnej.

Zapukałam nieśmiało do sekretariatu i weszłam, nie doczekawszy się „Proszę" ani niczego w tym rodzaju. Za biurkiem spostrzegłam dziewczynę młodszą chyba ode mnie, która (o dziwo!) posłała mi pełne wyższości spojrzenie i protekcjonalnym tonem zapytała, w czym może mi pomóc.

― Chciałam zamienić słówko z panią dyrektor.

Dziewczyna uniosła wysoko pociągnięte czarną kreską brwi i powiedziała, że pani dyrektor nie przyjmuje dziś uczniów.

― Nie jestem uczennicą ― syknęłam.

Co jest z tymi ludźmi?! Tym razem tej pomyłki nie potraktowałam jak komplement, czułam się po prostu najzwyczajniej w świecie zirytowana. Może dlatego, że ta dziewuszka z tlenionymi włosami i nieproporcjonalnie do tego czarnymi brwiami nie wyglądała wcale jak... jak... Kuba...?

No, właśnie!

― Jestem członkiem komisji egzaminacyjnej i mam kilka słów do zamienienia z dyrekcją tej szkoły! ― niemalże wrzasnęłam, sprawiając, że sekretarka wytrzeszczyła oczy i bez słowa podeszła do drzwi opatrzonych tabliczką z napisem „Dyrektor".

Nie można było tak od razu?

Dziewczyna uchyliła lekko drzwi do gabinetu i nieśmiałym głosem zapytała, czy pani dyrektor ma chwilę czasu. Potem odwróciła się do mnie i nie patrząc mi w oczy, pokazała gestem, że mogę wejść.

Dyrektorka okazała się być elegancką kobietą w średnim wieku, która zobaczywszy mnie na progu, wstała i wskazała na krzesło.

― Słucham? ― spytała rzeczowym, ale przyjaznym tonem.

― Nie jestem uczennicą ― zaczęłam trochę onieśmielona i poczułam, jak krew przypłynęła mi do twarzy, oblewając policzki ciemnym rumieńcem. Zorientowałam się, jak głupio to zabrzmiało, więc odchrząknęłam i trochę odważniej zaczęłam mówić: ― Jestem członkiem komisji egzaminacyjnej na maturze ustnej z angielskiego.

― Wiem ― odparła kobieta z ciepłym uśmiechem, a ja uświadomiłam sobie, że pewnie znowu palnęłam głupotę. Jako dyrektorka musiała pewnie wiedzieć takie rzeczy.

Odchrząknęłam po raz drugi i postanowiłam, że przejdę do sedna sprawy.

― Mój siostrzeniec chodzi do tej szkoły i...

― Jak się nazywa?

― Kamil Dąbek ― odpowiedziałam natychmiastowo, zanim zdałam sobie sprawę, że ten fakt nie ma żadnego znaczenia dla mojej sprawy.

Dyrektorka zastygła w bezruchu na dźwięk nazwiska mojego siostrzeńca.

― Czy Kamil ma znowu jakieś problemy...?

― Nie! ― zaprzeczyłam od razu. ― Ale słyszałam, że w szkole zaginęły dzienniki... A że jeden z dzienników to właśnie ten klasy mojego siostrzeńca, to chciałam dowiedzieć się, jakie konsekwencje będzie miał ten fakt dla uczniów.

Dyrektorka milczała przez chwilę, przypatrując mi się z miną dziecka przyłapanym na czymś naprawdę paskudnym.

― Niech pani nie myśli, że nic nie robię! Ja chcę tę sprawę jak najszybciej rozwiązać, tak aby konsekwencje dla niewinnych całemu zamieszaniu uczniów były jak najniższe!

― Domyślam się! Ja nic pani nie zarzucam, broń Boże!

― Zorganizowałam apel i liczę na to, że ktoś wskaże mi sprawcę ― powiedziała kobieta zrezygnowanym tonem, jakby sama nie wierzyła, w to, co mówi. ― Mam nadzieję, że ktoś się odważy... Nie sądzę, by ten, kto to zrobił, trzymał cała sprawę w zupełnej tajemnicy. Przypuszczam, że musiał się pochwalić, przynajmniej jednej osobie. Takich rzeczy nie robi się tylko dla żartu, tylko dla...

― Szpanu...? ― podsunęłam.

― Dokładnie. Taka akcja to jest coś, czym można się pochwalić przed znajomymi.

W tym momencie drzwi gabinetu otworzyły się nagle i stanęła w nich zadyszana Izabela Kawka, z rozwianymi włosami i rumieńcami na policzkach. Miała właśnie coś powiedzieć, gdy jej oczy napotkały moją zdziwioną twarz. Wtedy wyraźnie się speszyła i zamknęła szybko usta.

― Przepraszam, pani dyrektor, naprawdę, mówiłam tej dziewczynie, że ma pani gościa! ― zaczęła tłumaczyć się młoda sekretarka, ciągnąc Izę za rękaw.
Dyrektorka spojrzała badawczo na jedną ze swoich uczennic i podrapała się palcem po brodzie.

― Dobrze, to już wszystko, ja już pójdę ― powiedziałam, wstając.

― Nie, proszę zostać! Słucham, co chciałaś mi powiedzieć?

― To nic ważnego pani dyrektor ― powiedziała przestraszona Izabela, a jej spojrzenie miotało się od dyrektorki do mnie, ale niewątpliwie częściej zatrzymywało się na mnie. ― Ja... Ja poczekam tam... W sekretariacie, aż panie skończą rozmawiać! ― dodała i wybiegła w gabinetu. Coś mi mówiło, że już nie miała zamiaru tu wracać.

― Co za rozwrzeszczana, mała gówniara ― mruknęła pod nosem sekretarka, niewiele od tej gówniary starsza, po czym sama wycofała się z gabinetu.
Miałam już ponownie zabrać głos, kiedy usłyszałam w sekretariacie szybkie kroki i zdenerwowany, kobiecy głos.

― Nie obchodzi mnie to! Może rozmawiać z samym prezydentem USA, ale masz mnie do niej wpuścić, ty smarkulo!

― Ale nie można!

― Znalazłam tego bezczelnego złodzieja dzienników, to sprawa najwyższej wagi i...

― WEJŚĆ! ― ryknęła dyrektorka, a przez drzwi gabinetu wpadła nauczycielka, wyglądająca podobnie jak kilkanaście sekund wcześniej Izabela. Tyle, że rozwiane włosy i rumieńce dodawały jej drapieżności, a na twarzy nie było widać cienia strachu. Oparła się o biurko i pełnym zadowolenia głosem wydusiła z siebie:

― Znaleźliśmy go... Pani dyrektor, wiemy już, kto ukradł dzienniki!

― Kto...?

Kobieta wyszła z gabinetu z zadowolonym uśmieszkiem i wróciła, wlekąc ze sobą... mojego siostrzeńca?!

Wstałam z miejsca jak oparzona i wrzasnęłam:

― Kamil!

― Przysięgam, Asiu, ja nie mam z tym nic wspólnego, przysięgam! ― zapewniał mnie gorliwie, usiłując się wyrwać z żelaznego uścisku nauczycielki.

― Łżesz jak pies, chłopcze ― syknęła kobieta, patrząc na Kamila rozgorączkowanymi oczami. Miałam dziwne wrażenie, że ta baba czerpie niesamowitą przyjemność ze znęcania się nad słabszymi, zależnymi od niej ludźmi. ― Na własne oczy widziałam, jak otwierałeś plecak na przerwie, po czym któryś z twoich kolegów dostrzegł w nim dziennik i zawołał mnie...

― Więc zaraz ― mruknęłam nieco zdezorientowana. ― Widziała to pani na własne oczy czy dopiero ktoś panią zawołał?

Nauczycielka ledwo zaszczyciła mnie spojrzeniem i nie odpowiedziała na moje pytanie, ignorując mnie pewnie jako żółtodzioba w naszym zawodzie i niegodnego partnera do wspólnej dyskusji. Kamil natomiast uśmiechnął się do mnie szeroko, czując we mnie sprzymierzeńca. Co prawda, w obecności dyrektorki jego szkoły i tego podłego babsztyla nie miałam zamiaru działać na jego niekorzyść, ale sama już niczego nie byłam pewna...
Byłam pewna, że w zaistniałej sytuacji dyrektorka mnie wyprosi, ale ta zachowała się zupełnie inaczej.

― Mogę mieć do pani prośbę? Byłaby pani uprzejma poczekać tu jeszcze minutkę, tak abym ja miała możliwość przeprowadzić krótką rozmowę z panią Marszałek?

Pokiwałam głową całkiem zadowolona z takiego obrotu sprawy, w przeciwieństwie do tamtej nauczycielki.

― To ci nie ujdzie płazem ― warknęła w stronę Kamila, opuszczając gabinet.

Siadłam znowu na swoim krześle i zakryłam twarz dłońmi. Co jeszcze się wydarzy?! Czy chociaż przez tydzień Kamil nie może mieć normalnego życia w tej cholernej szkole?! I czy naprawdę to „koledzy" byli sprawcami jego nieszczęść, czy może on sam je na siebie ściągał...?

― Kamil, proszę cię, powiedz mi... ― wyszeptałam, nie odrywając rąk od twarzy. ― Czy po to wypytywałeś mnie o te dzienniki? Żebym wybadała czy przypadkiem nikt cię nie podejrzewa...?

Siostrzeniec milczał przez kilka sekund aż wreszcie powiedział tonem zupełnie wypranym z emocji:

― Myślałem, że mi uwierzysz.

Spojrzałam na niego, doszukując się na jego twarzy jakichkolwiek oznak kłamstwa, ale dostrzegłam jedynie ból i rozczarowanie.

― Nie wiem, co o tym wszystkim myśleć, wybacz mi.

― Przecież nie miałem powodu, by robić coś takiego! Moje oceny są dobre, może nie najlepsze, ale jestem z nich zadowolony i nie grozi mi odsiadka w przyszłym roku.

Przypomniałam sobie, jak Kamil po raz pierwszy powiedział mi o zaginionych dziennikach. Stwierdził, że uczniowie chwilowo zapomnieli o jego istnieniu ― tak absorbuje ich to tajemnicze zniknięcie... Zamknęłam oczy i przez chwilę próbowałam przekonać samą siebie, że to niemożliwe. To przecież nie mógł być Kamil. Nie zrobiłby mi tego. Nie, nie. Nie po tym wszystkim, co mi obiecał!

― Czasem zastanawiam się, z kim jest coś nie tak. Czy to ja nie mogę sprawić, byś wierzyła we mnie, czy ty może po prostu nie chcesz?!

― Powiedz mi, jak te dzienniki znalazły się w twojej torbie? ― zapytałam, ignorując pytanie.

― Właśnie to jest najciekawsze... Nie dzienniki, ale dziennik! Jeden! Ktoś musiał mi go podrzucić, a najgorsze, że nawet nie wiem, kiedy to się stało... Pewnie uważał, że doskonale nadaję się na ofiarę takiego żartu...

― Nie zostawiałeś plecaka bez opieki?

― Może... Tak, w czytelni... Ale tam kręci się podczas przerw mnóstwo ludzi, więc nie ma żadnych konkretnych podejrzanych...

― Czy myślisz, że... taki był plan? Od samego początku? Żeby cię wrobić?

― Taaa... To by było podłe. Dali mi kilka dni względnego spokoju, po to tylko, by na koniec zafundować mi taką niespodziankę! No, no, no!

― Jesteś dziwnie spokojny... Wybacz mi, że to mówię, ale tak się nie zachowują ludzie niewinni.

― Dalej mi nie wierzysz? ― zapytał z wściekłością.

― Wierzę ci ― zapewniłam od razu. ― Ale komuś, kto cię nie zna, będzie niewątpliwie trudniej... Niewinny broniłby swoich racji i robił wszystko, by go uwolniono od fałszywych zarzutów!

― Za dużo naoglądałaś się Anny Marii Wesołowskiej, ciociu ― stwierdził kpiąco. ― Mnie po prostu już na tym nie zależy. Najwyżej mnie wyrzucą, a może to nawet lepiej dla mnie...?

Miałam już odpowiedzieć, gdy do gabinetu wróciła dyrektorka i ta paskudna baba, której wredny uśmieszek cały czas nie schodził z twarzy. To był stanowczo zły znak...
Czułam, że uzgodniły już wyrok w sprawie Kamila i miałam dziwne przeczucie, że nie skończy się to dla niego dobrze. Aż dziw bierze, że ani ja, ani mój siostrzeniec nie próbowaliśmy zaprzeczać. A przecież naprawdę nie myślałam, by Kamil był w stanie zrobić coś takiego... Na szczęście dyrektorka sama postanowiła nam pomóc, bo chwilę później zadała kluczowe pytanie, które starło pani Marszałek podły uśmieszek z twarzy.
No, wreszcie!

― Powiedz mi, Kamilu, tylko szczerze... Czy to ty ukradłeś dzienniki z pokoju nauczycielskiego?

― Nie ― odparł natychmiast.

― A wiesz, kto mógł to zrobić?

Pokręcił głową.

― Więc jak wytłumaczysz to, że dzienniki znalazły się w twoim plecaku?! Tylko proszę, nie chcę znowu słuchać tych bajek o podkładaniu fantów przez nieznanego sprawcę!

― Dobrze, nie powiem tego, skoro pani nie chce tego słuchać.

― Na dodatek jest bezczelny ― zauważyła nauczycielka zwracając się do dyrektorki.

― Nie jest bezczelny, po prostu nie będzie kłamał na pani życzenie ― syknęłam z wściekłością. Najchętniej przyłożyłabym tej babie, ale powstrzymywałam się przy świadkach. ― Proszę się pogodzić z tym, że niczego pani nie rozwiązała i węszyć dalej, może pani coś wywęszy.

― Proszę nie mówić o mnie jak... jak... o psie!

― Chyba raczej o suce ― mruknęłam pod nosem. Pewnie kretynka myślała, że po rozwikłaniu tej zagadki należy jej się podwyżka albo premia i może dlatego z taką zapalczywością nastawała na Kamila? Ha ha ha, niedoczekanie!

― Dobrze, już dość tego! ― zawołała dyrektorka. ― Pani już dziękuję, sama porozmawiam z Kamilem. A co do pani ― spojrzała na mnie wymownie. ― Czy pani nie powinna być na maturze z angielskiego?

Uśmiechnęłam się nerwowo, ukłoniłam się i odeszłam. Przed wyjściem zerknęłam jeszcze raz na Kamila. Stał wyprostowany, nie wyglądał na zastraszonego, a przekonanie o swojej niewinności dodawało mu pewności siebie.

Ten widok sprawił, że zniknęły wszystkie moje złe przeczucia.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top