Rozdział VIII

IZABELA

Sama nie wiem, czego się spodziewałam, idąc w poniedziałek do szkoły. Z jednej strony miałam świadomość, że zwinięcie dwóch dzienników to przecież nie podłożenie bomby, ale z drugiej... Argumenty Kuby trochę przemówiły mi do rozumu i wiedziałam, że efekty będą bardzo podobne.

Jednak to, co zastałam, w niczym nie przypominało sterty gruzów. Przez chwilę łudziłam się, że cała ta kradzież była naprawdę jedynie głupim żartem i dzienniki nadal leżą tam, gdzie ich miejsce. Lecz potem przypomniałam sobie, że przecież widziałam je u Kuby na własne oczy... Chwila błogości bezpowrotnie minęła. Bomba została podłożona i tykała powoli: tik-tak, tik-tak, stuk-stuk...

― Hej, Iza! Zaczekaj! Wołam cię i wołam! Ogłuchłaś czy co?

Odwróciłam się. W moją stronę biegła Karolina, głośno stukając obcasami swoich nowiutkich czerwonych bucików. Niestety zdołała mnie dogonić, zanim ja rzuciłam się do biegu z okrzykiem „O, nieeee! Tylko nie ona!".

― Cześć, Karola, co słychać?

Była przyjaciółka przyjrzała mi się uważnie. Widziała mnie z tak bliska chyba po raz pierwszy od pamiętnej imprezy. Od tamtego czasu starałam się jej unikać, bo sprawiła mi ogromną przykrość swoim nielojalnym zachowaniem. Ona tymczasem rozpuszczała po szkole plotki, jakobym to ja ją olała z góry na dół; cytuję: „Kiedy zdobyła wreszcie Lisieckiego, uwidziało jej się, że jest wielką gwiazdą i już nie chce mieć ze mną nic wspólnego!". W rzeczywistości Karolina ledwo zauważyła moje milczenie; była zbyt zajęta lansowaniem się u boku barczystego bramkarza z IQ oscylującym wokół zera.

― Mizernie wyglądasz. W ciąży jesteś czy co?

Prawie parsknęłam śmiechem. Wystarczyło, że nie rozmawiała ze mną dwa miesiące, a już chciała mi zaszczepić w brzuchu wyimaginowane dziecko.

― Nie, skąd. A ty?

― No coś ty! ― oburzyła się, marszcząc gniewnie swój lekko zadarty nos. ― Ocipiałaś?!

W tym momencie rozmowę byłych przyjaciółek można by uznać za zakończoną. Żadnej z nas nie przybyło tematów do plotek, a rzeczy tak „przyziemne" jak nauka czy zdrowie trudno było uznać za szalenie interesujące. Milczałyśmy więc. Nie obchodziło mnie wcale, jak się wiedzie Karolinie, ale nie czułam z tego powodu wyrzutów sumienia. Wiedziałam, że ona mogłaby powiedzieć to samo.

― No, to do zobaczenia ― mruknęła Karola, unosząc drętwo prawą rękę. Odparłam coś w odpowiedzi nawet na nią nie patrząc i ruszyłam przed siebie.

Przed salą od angielskiego tłoczyła się już grupka ludzi. Niektórzy rzucili ciche „cześć", które i tak utonęło w szkolnym gwarze, ale reszta mnie zignorowała. Jednak nie umknęło mojej uwadze, że jedynie Kamil szczerze uśmiechnął się na mój widok. Poczułam, że kąciki ust mimowolnie podjechały mi do góry.

― Hej, Kamil. W porządku?

― Całkiem okej. Da się przeżyć.

Zamieniliśmy jeszcze kilka zdań. Zauważyłam, że nasza rozmowa zaczyna mieć coraz więcej wspólnego z przekomarzaniem się bliskich znajomych. Unikaliśmy tematów tak oklepanych jak na przykład pogoda, a błahe pytanie typu „Co u ciebie?" stanowiło jedynie wstęp do dalszej dyskusji.

Przez chwilę zapomniałam o dziennikach. Wchodząc do klasy, kątem oka spojrzałam na Kamila. Uświadomiłam sobie nagle, że dziennik z jego ocenami spoczywał sobie spokojnie nie na półeczce w szkole, lecz w pokoju Kuby. Kuba zwinął dzienniki klas A i C, pewnie specjalnie oszczędzając ten klasy B, do której ja należę.
Nie miałam pojęcia, jakie będą konsekwencje tej kradzieży, czy jak to Kuba określił „pożyczenia". Miałam mu być wdzięczna, że dokonał takiej a nie innej selekcji? A może nawet nie patrzył na okładki, może wziął pierwsze dwa z brzegu? Sama już nie wiedziałam, czego się po nim spodziewać... Zaczęłam rozważać wszystkie scenariusze kilku najbliższych dni ― w tych najbardziej pesymistycznych cała sprawa wychodziła na jaw i wraz z Kubą zostawałam wygnana z miasta.

― Kawka!

Rozejrzałam się szybko po sali. Nauczycielka ciskała spojrzeniem gromy w moją stronę. Czy już wie...? Ale skąd?!

Nagle podniosła się dziewczyna siedząca dwie ławki za mną.

― Dobrze, ja pójdę ― rzuciła pełnym wyższości tonem, a przechodząc obok mnie zacmokała ostentacyjnie z dezaprobatą.

― Przynajmniej jedna ma w tej sali głowę na karku ― warknęła nauczycielka, a ja instynktownie przytuliłam się do ściany, łudząc się, że może przez to będzie mnie mniej widać.

Domyśliłam się, że tamta dziewczyna poszła zamiast mnie do pokoju nauczycielskiego. Zazwyczaj do mnie należało przyniesienie dzienników i proszę nie pytać dlaczego, bo naprawdę nie wiem. Może dlatego, że siedziałam najbliżej drzwi, a może dlatego, że zazwyczaj łapałam dobre oceny i nie miałam powodu, by spalić dziennik w szkolnej toalecie czy przeprawiać trójki na piątki...

Zaczęłam się coraz bardziej denerwować. Zaraz wszystko się wyda. Kiedy zaginięcie dzienników wyjdzie na jaw, nie będą musieli długo szukać winnego. Winę mam wypisaną na czole, w oczach... wszędzie.

Czemu ta panna się tak wlecze?! Czyżby już szukała zguby po całej szkole? Nie znajdziesz, dziewczyno! Zaczęłam stukać obcasem w rytm uderzeń mojego serca ― czyli jakieś trzysta razy na minutę. Potem chwyciłam za ołówek i zaczęłam nerwowo obracać go w palcach; co ta dziewczyna tam robi; czemu ten głupi zegar mówi, że minęły dopiero trzy minuty, niechże ona już wróci, bo zaraz oszaleję...! A potem kilka rzeczy zdarzyło się niemalże równocześnie. Dziewczyna wróciła z JEDNYM dziennikiem pod pachą, nauczycielka przyjęła go z miłym uśmiechem, a ja złamałam swój ołówek. Teraz już na pewno wiedzą ― pomyślałam i rozejrzałam się po klasie. Ale nikt na mnie nie patrzył ― mało tego! ― wszyscy wyglądali na podobnie roztrzęsionych i zdenerwowanych. No tak, anglica zaraz odda testy podsumowujące wiedzę z całego semestru i stąd ta atmosfera... Poczułam się nawet trochę lepiej wiedząc, że na moje zachowanie jest racjonalne wyjaśnienie. Jeszcze nie wszystko stracone.

― Ale zaraz, zaraz... Gdzie jest drugi? ― spytała nauczycielka podnosząc wszystkie papiery z biurka. Zupełnie jakby miała nadzieję, że drugi dziennik dostał nóżek i ukrył się przed nią ze strachu.

― Nie wiem, nie było go w pokoju.

― Co to znaczy: nie było go?!

― N-nie wiem, gdzie jest...

Anglistka westchnęła i odgarnęła z czoła niesforną grzywkę. O wiele milszym tonem dodała:

― No dobrze, siadaj, Kasiu. Widocznie wasz wychowawca go pożyczył. Stary sklerotyk bierze dzienniki tylko wtedy, kiedy mnie są one na gwałt potrzebne! ― mruknęła na tyle cicho, że wątpię, by usłyszał to ktokolwiek poza mną. ― W takim razie przeczytam na głos wasze oceny, a do dzienników wpiszę je później.

Zastanawiałam się, ile czasu musi jeszcze upłynąć, by nauczyciele zorientowali się, że za zniknięciem dzienników nie stoi wcale „ten stary sklerotyk"? Byłam pewna, że to się stanie dzisiaj ― najpierw zrobią aferę tylko w swoim gronie, tak jak to nieraz już bywało... Lecz co będzie, kiedy już zauważą, że nieszczęsnych dzienników nie ma ani gdzieś pod stertą dokumentów w szkole, ani w domu żadnego nauczycieli? Jutro, pojutrze? A kiedy dowiedzą się, kto w istocie za tym wszystkim stoi...?

Całą lekcję przesiedziałam jak na szpilkach. Gdyby nie Kamil gratulujący mi na przerwie, nie wiedziałabym nawet, że z testu miałam piątkę z plusem.

― No, no! Iza, udało się nam! Choć myślałem, że poszło mi nieco gorzej...
Przestałam go słuchać. Czułam w żołądku ogromny ciężar tajemnicy, a oto przede mną stała bodajże jedyna osoba, której bez obaw mogłabym się zwierzyć! Kamil nie zamieniłby przyjaźni ze mną na zabłyśnięcie niesamowitą nowiną w gronie innych uczniów, prawda? Prawda...?

― Zbladłaś... Coś się stało?

― Kamil... ― odciągnęłam go na bok, lekceważąc zupełnie, że jakaś dziewczyna mierzyła podejrzliwym spojrzeniem moją rękę na jego ramieniu. ― Jesteśmy przyjaciółmi?

― Nie rozumiem... Ja naprawdę nic nie... Skąd ci przyszło do głowy, że... ― zaśmiał się nerwowo, zupełnie zaskoczony moim pytaniem.

― Tak czy nie?!

― Ta... Tak ― przyznał wreszcie takim tonem, jakby się przyznawał do czegoś wstydliwego. Zignorowałam to.

― Umiesz dochować tajemnicy?

― A czy wyglądam na plotkarza? ― uniósł brwi i spojrzał na mnie jak na kretynkę.

― Tak czy nie?!

― Tak. Umiem.

Odetchnęłam z ulgą. Zaraz się pozbędę tego ciężaru, przynajmniej połowy. Nie zastanawiałam się wcale nad tym, czy Kamilowi też będzie trudno z tą tajemnicą; samolubnie pocieszyłam się tym, że przynajmniej nie będę cierpieć sama. Wzięłam głęboki wdech i zaczęłam:

― Bo widzisz, muszę ci coś wyznać... Ja... ja... To znaczy Kuba... On...

Nagle zabrzmiał dzwonek ― skończyła się przerwa, a wraz z nią moja ochota na zwierzenia.

― Muszę już iść...

― Nie, dokończ, proszę! ― Kamil z niespodziewaną siłą chwycił mnie za rękę. ― Co z nim? Czy on... skrzywdził cię w jakiś sposób?

― Nie, nie! ― zaprzeczyłam szybko, kręcąc gwałtownie głową. ― To naprawdę nic... aż tak groźnego! (czy aby na pewno?) Może powiem ci innym razem ― mruknęłam i wyrwałam się Kamilowi, zanim zdążył zareagować.

Przez resztę dnia starałam się go unikać jak tylko mogłam. Kilka razy widziałam jego głowę uniesioną wysoko ― widocznie wypatrywał mnie na każdej przerwie, ale jakoś udało mi się pozostać niezauważoną.

W domu doszłam do wniosku, że zdradzanie Kamilowi tajemnicy dzienników nie byłoby jednak dobrym pomysłem. Bądź co bądź, Dąbek nie mógł obok tego przejść obojętnie; w końcu to dziennik JEGO klasy zaginął. Przypuszczam, że w końcu by się przed kimś wygadał, co dla mnie i Kuby mogłoby pechowo się skończyć. Bogatsza o doświadczenie kilku następnych dni wiem, że to nie byłby najgorszy scenariusz.
Gorszego niż ten prawdziwy właściwie nie mogę sobie wyobrazić.

Następnego dnia poczłapałam do szkoły w o wiele lepszym nastroju. O dziwo ― nerwy mnie opuściły, mimo świadomości, że piekło miało się dopiero rozpętać. Być może jednak podjęcie decyzji o trzymaniu języka za zębami uzbroiło mnie w twardy pancerz spokoju. Skoro nikt poza mną nie wie, to jak cała sprawa może się sypnąć? Nic się nie wyda, nic się nie wyda ― powtarzałam sobie w myślach, stąpając powoli po betonowych schodach. Wmawiałam osobie nadal na szkolnym korytarzu i widocznie musiałam wreszcie powiedzieć to na głos, bo usłyszałam za plecami pytanie:

― Co się nie wyda?

Z zaskoczenia zatrzymałam się tak nagle, że Kamil prawie potłukł sobie okulary na mojej potylicy. Uśmiechnął się do mnie, lekko zadyszany; widocznie musiał mocno się wysilić, żeby mnie dogonić.

― Nic, tak sobie mruczę pod nosem...

― Co...?

― No nie patrz tak na mnie ― zaśmiałam się krótko. ― Jest taka piosenka „Nic się nie wyda, nic się nie wyda" ― zafałszowałam, wymyślając na poczekaniu jakąś głupią melodię. ― Nie znasz tego? No nie gadaj!

― Nie rób mnie w konia ― mruknął. ― To w ogóle nie brzmiało jak jakaś piosenka. Ostatnio dziwnie się zachowujesz... Czy to ma związek z tym, co mi wczoraj chciałaś powiedzieć?

Westchnęłam ciężko i uruchomiłam wszystkie szare komórki. Postanowiłam dwie kompromitujące sytuacje połączyć w jedną, by nie plątać się w sieć kłamstw bardziej niż to konieczne.

― W sumie... To tak.

Kamil chwycił mnie za ramię i przyciągnął lekko do siebie. Modliłam się o dzwonek, ale jak na złość poza szkolnym gwarem nic nie docierało do moich uszu.

― No mów!

Jeszcze go takiego nigdy nie widziałam. Nigdy wcześniej i nigdy później. Mogę się teraz tylko domyślać, jakie obrazy wytworzyła jego wybujała wyobraźnia ― prawdopodobnie myślał, że ze strony Kuby grozi mi niebezpieczeństwo... Jak bardzo żałuję, że mu wtedy nie powiedziałam! Ale ja w swojej głupocie i naiwności musiałam wybrać najgorsze z możliwych rozwiązań i chroniłam zupełnie nie tą osobę, którą powinnam...

― Bo widzisz... ― zaczęłam nieśmiało, ale po chwili słowa zaczęły się ze mnie wylewać fałszywym potokiem. ― Kuba ma wkrótce urodziny... A że to będą pierwsze, które spędzimy razem, to bardzo się denerwuję i nie wiem, jaki wybrać prezent... Właśnie rozmyślałam o przyjęciu niespodziance, jak uważasz...?

Kamil nagle puścił moją rękę, zupełnie jakby zaczęła go parzyć. Albo brzydzić. Patrząc na jego skrzywioną minę doszłam do wniosku, że ta druga opcja jak najbardziej wchodziła w grę.

― Na pewno umrze z radości ― odparł takim tonem, jakby faktycznie mu tego życzył. ― Sorry, ja już muszę iść. Zobaczymy się innym razem.

― Czekaj, o co ci chodzi?

― O nic, Iza ― odparł, nie patrząc mi w oczy. Wyglądał na zmęczonego; energia, z którą mnie kilka sekund wcześniej wypytywał o Kubę zniknęła bez śladu. ― To naprawdę wspaniały pomysł. Byłbym przeszczęśliwy, gdybym dostał od ciebie taki prezent. Na razie.

Mrugałam bezmyślnie oczami jeszcze chwilę po jego odejściu. Czułam się, jakby mi ktoś przyłożył mocno w głowę, przy czym nie miałam zielonego pojęcia, czym sobie zasłużyłam na tak silne uderzenie. Że niby co ja takiego zrobiłam...?

Na historii i dwóch polskich nie mogłam się skupić ― daty i imiona postaci z lektur kompletnie nie trzymały mi się wtedy myśli. O dziwo, nawet dzienniki z nich zniknęły na prawie trzy godziny ― uświadomiłam sobie to dopiero po wyjściu z sali, kiedy usłyszałam to słowo w rozmowie kilku dziewczyn z równoległej klasy.

― ...nie sądzę, żeby tak było. Dzienniki się znajdą.

Zobaczyłam, że idą w stronę ubikacji, która na długich przerwach pełniła też funkcję koedukacyjnej palarni. Podążyłam za nimi z nadzieją, że wyłapię jakieś informacje, które jeszcze nie dotarły do moich uszu. Minęłam dziewczyny i zamknęłam się w pierwszej z brzegu kabinie.

― No co ty opowiadasz ― mruknęła jedna. Znałam ją z widzenia, była wysoką blondynką i chyba miała na imię Andżelika. Wiedziałam o niej tylko tyle, że kiedyś Kuba z nią kręcił, ale to podobno była tylko przelotna znajomość. ― Dzienniki się już nie znajdą, jestem tego pewna.

Usłyszałam szelest folii ― pewnie jej koleżanka otwierała właśnie nową paczkę papierosów, potem krótko pyknęła zapalniczka i dziewczyna odpowiedziała:

― Niby skąd wiesz?

― O, hej, dziewczyny! Macie ognia? ― włączył się nowy głos. ― O czym gadacie?

― O tych dziennikach, które ktoś podwędził.

― Pieprzysz, Andżela! Po co komu takie rzeczy? Na pewno jakiś sklerotyk z pokoju nauczycielskiego je zwinął i sam nie wie, gdzie je wsadził, a teraz wstyd mu się przyznać.

― Ja nie pieprzę, ja tylko logicznie myślę. Rusz mózgiem, a znajdziesz tysiąc powodów.

― No, na przykład?

― Och, no sama pomyśl, Sonia ― włączyła się do rozmowy trzecia dziewczyna. ― Może ktoś jest zagrożony, boi się awantury w domu...

― Nie chcę o tym nawet myśleć ― syknęła Sonia. ― Anglistka powiedziała, że jeśli te cholerne dzienniki się nie odnajdą, będziemy musieli pisać testy z każdego przedmiotu w tempie ekspresowym.

― Ha, mam szczęście, że chodzę do D!

― Nie wkurzaj mnie nawet.

― Może ktoś chce zrobić komuś na złość? ― zaproponowała Andżelika. Pozostałe dziewczyny zaczęły szeptem rozpatrywać prawdopodobieństwo takiego pomysłu ― jeśli chciałam podsłuchać resztę, musiałam wyjść z kabiny. Cichaczem podeszłam do umywalki i zaczęłam myć ręce. Czasem dobrze jest być niewidzialnym.

― Hej, Iza! A ty co o tym sądzisz?

Niestety odkąd zaczęłam chodzić z Kubą, jest to trochę trudne.

― O czym? ― postanowiłam udawać, że nie podsłuchiwałam.

― No, o tych dziennikach.

― Nie mam pojęcia, szczerze mówiąc nie rozmyślam o tym cały czas.

Spojrzały na mnie jak na wariatkę.

― A co na to Kuba?

― Jeszcze nie zdążyłam mu o niczym wspomnieć ― mruknęłam, wbijając wzrok w podłogę. Czułam, że rumienię się aż po cebulki włosów. Na szczęście Andżela zinterpretowała to nieco inaczej.

― Co, kryzysik? ― uśmiechnęła się kpiąco, unosząc jedną brew. ― Słyszałam kiedyś, że to maturzyści wyczyniają różne ekscesy po zakończeniu szkoły. Ciekawa jestem, czy by się z tym zgodził, w końcu sam jest jednym z nich. Może to jakiś maturzysta ukradł dzienniki dla jaj? W sumie, to co mu zależy?

Wciągnęłam głęboko powietrze. Pewnie odbiłoby się to echem po łazienkowych kafelkach, gdyby jakaś dziewczyna nie spuszczała właśnie wody w ubikacji.

― Boże, ledwo wspomniałam o Kubie, a ty co chwilę to rumienisz się, to bledniesz. Zgłupiałaś czy co?

Nie byłam w stanie wydusić z siebie słowa. Ona wie i tylko tak pogrywa...? Sprawdza mnie?

― Może to jakiś poważniejszy kryzys...? No chyba nie zerwaliście?!

Zatkałam sobie usta ręką czując, że lada chwila zwymiotuję, jeśli tylko nie znajdę się zaraz z dala od nich, ich podejrzeń i papierosowego dymu. Wybiegłam z toalety, a w głowie kołatała mi się tylko jedna myśl: „Muszę mu o tym wszystkim powiedzieć".

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top