Rozdział IX
JAKUB
Całe przedpołudnie w domu spędziłem, wykręcając na komórce numer do Izy ― po to tylko, by sekundę później wcisnąć klawisz z czerwoną słuchawką. Wreszcie stwierdziłem, że dość już tego, ubrałem się i wyszedłem na miasto. Usiadłem na pierwszej lepszej wolnej ławce i zacząłem zajmować się tym samym, tylko w nieco innej scenerii.
Nie miałem pojęcia, jak się zachować. Jak potraktować jej zachowanie? Czy miałem to uznać za koniec, czy tylko chwilowy kryzys? Zupełne zerwanie kontaktów czy może tylko spowodowana szokiem potrzeba krótkiej przerwy...? Rozejrzałem się wokół, jakbym chciał znaleźć jakiś znak. Niestety zobaczyłem tylko szyldy sklepów, znaki informujące o zakazie deptania trawnika i wyprowadzania psów oraz ludzi zupełnie obojętnych na moje osobiste dylematy.
― Kuba?
Obejrzałem się za siebie. Uśmiechnąłem się na widok wysokiej blondynki z długimi, prostymi włosami. Mimo że dzieliło ją ode mnie jeszcze kilka metrów, już mogłem dostrzec wesołe iskry w jej piwnych, dużych oczach. Są ludzie i rzeczy, które nigdy się nie zmieniają.
― Hej, Andżela. Co tu robisz?
Uśmiechnęła się kącikiem ust i zsunęła duże przeciwsłoneczne okulary na czubek nosa. Był to jeden z jej starych nawyków, ale jakiś przypadkowy przechodzień mógł pomyśleć, że dziewczyna ma zamiar zdradzić mi jakąś skrzętnie skrywaną tajemnicę albo ostro ze mną flirtuje.
― Nic nie robię ― odpowiedziała, siadając obok mnie. ― Spaceruję sobie, nie wolno?
― Czy ja mówię, że nie wolno?
Zacząłem zastanawiać się, o co jej właściwie chodzi. Nie rozmawialiśmy ze sobą od miesięcy, a odkąd zacząłem chodzić z Izą, Andżelika przestała mnie rozpoznawać nawet na szkolnych korytarzach. Co prawda, umówiliśmy się kilka razy, zanim poznałem Izę, ale niczego jej nie obiecywałem, więc nie mam pojęcia, skąd się wzięła ta nagła wrogość do mnie.
Może oto nadeszła ta chwila, kiedy miałem się dowiedzieć. Andżela teatralnym gestem zdjęła okulary, co zwiastowało poważną rozmowę. Jakież było moje zdziwienie, kiedy nagle dziewczyna roześmiała się głośno i ściskając moje prawe kolano, zawołała z radością:
― Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że wreszcie to zrobiłeś! Nigdy jej nie lubiłam. Wyglądała, jakby połknęła kij od szczotki.
― O czym ty mówisz...?
― No no, Kubuś, nie udawaj ― spojrzała mi w oczy z uśmiechem. ― To był podobno taki poważny, długi związek, a ty już o niej zapomniałeś?
― Ja dalej nie wiem, o co ci chodzi.
― Ach ― odsunęła się nagle ode mnie i potarła czoło dłonią. ― Więc to ona z tobą, a nie ty z nią... Też dobrze, widocznie wreszcie zdała sobie sprawę, że ty to nie jej liga... Lepiej skończyć znajomość zawczasu, niż później zostać kopniętym w tyłek!
― Skąd o tym wiesz...?
Andżela wyglądała na bardzo zadowoloną z siebie ― i to tak bardzo, że zacząłem ją podejrzewać o robienie głupich żartów. Sięgnęła do swojej torebki i wyciągnęła z niej już do połowy opróżnioną paczkę cienkich, mentolowych papierosów. W przeciwieństwie do całej reszty, Andżela nie paliła w chwilach zdenerwowania, ale wtedy, kiedy wszystko szło po jej myśli. Zresztą trudno było w jej przypadku mówić o jakimkolwiek zdenerwowaniu ― wyprowadzenie jej z równowagi graniczyło z cudem. Niektórzy jej zazdrościli, inni ― nazywali zimną suką.
― Powiedziała mi ― odparła dziewczyna pomiędzy jednym obłoczkiem dymu a drugim. Założyła nogę na nogę i zaczęła delikatnie kołysać stopą ― kolejna oznaka wielkiego zadowolenia.
― Nie wierzę ci.
― Zresztą, nie tylko mnie. Zapytaj Sonię.
― Od kiedy Iza się wam zwierza, co?
― Wiem, że cię to boli. Porażka. Dostałeś kosza od laski i to od takiej! Pewnie wolałbyś, by nikt się o tym nigdy nie dowiedział, co...? ― mrugnęła do mnie. ― Straszny obciach.
Trudno mi było w to wszystko uwierzyć. Czy Iza uważała, że trzaśnięcie drzwiami jest rzeczywiście synonimem rozstania? Czemu nie powiedziała mi tego wprost, tylko kluczyła okrężnymi drogami, dobrze wiedząc, że nawet jeśli nie Andżelika, to ktoś inny przekaże mi tę wiadomość...? Nie miałem powodów, by nie wierzyć Andżelice, zwłaszcza, że powoływała się także na Sonię jako świadka tamtej rozmowy.
Nie umiałem określić, co czuję. Nie byłem szczęśliwy, ale też nie odczuwałem potrzeby rzucania się z mostu ― gdzieś tam z tyłu głowy zakiełkowało mi przeświadczenie, że stało się to, co nieuchronne. Po prostu nie byliśmy dla siebie.
― Och, nie mogę patrzeć, jak się męczysz. Możemy zmienić temat? Wiesz, ostatnio w szkole jest straszna...
― Z powodu dzienników...? ― uśmiechnąłem się nagle.
― Skąd wiesz? ― zapytała zdziwiona. ― Iza mówiła, że nie wspominała ci o niczym.
Zmieszałem się trochę, ale wcale nie z powodu przeczucia, że właśnie wkopałem sam siebie. Iza odcięła się od całej sprawy, nie zdradziła mnie, więc może istniała jeszcze jakaś iskierka nadziei...? Sam już przestałem z tego cokolwiek rozumieć.
― Dowiedziałem się z innych źródeł ― odparłem tajemniczo. ― No ale mów, co się dzieje, może dowiem się czegoś nowego?
Andżelika przyjrzała mi się uważnie, jakby nabrała jakichś podejrzeń.
― Czemu tak cię to interesuje...?
― W tej nudnej budzie nigdy się nic nie działo i nagle zaczyna się coś ruszać! Tak cię to dziwi?
Słysząc moją w miarę sensowną odpowiedź na swoje pytanie, Andżela niemalże odetchnęła z ulgą. Mimo wszystko zaniepokoiła się na tyle, by nie kontynuować już tego tematu. Jeśli chciałem porządnie zdanych relacji, musiałem jakoś ubłagać Izę o jeszcze jedną szansę. A póki co...
― Andżel... Poczęstujesz mnie papierosem?
― Przecież ty nie palisz. Twoja dziewczyna podobno nie lubi dymu papierosowego ― przypomniała mi sprytnie, ale po chwili wahania wyciągnęła torebki paczkę i zapalniczkę.
Przysunąłem się bliżej i delikatnie wyjąłem z jej dłoni paczkę, przytrzymując Andżelikę za palce nieco dłużej, niż to było konieczne.
― Ale ona podobno już nie jest moją dziewczyną ― zauważyłem z uśmiechem.
― A ty nie powinnaś już się zbierać?
Andżelika spojrzała na mnie z nieukrywaną wściekłością. No, przyznaję, to na pewno nie było najlepsze pytanie, które chciałaby od faceta usłyszeć nie do końca ubrana dziewczyna leżąca w zagmatwanej pościeli.
― Och, przepraszam. Nie patrz tak na mnie. Wiesz, że nie miałem nic złego na myśli. Było bardzo miło, ale...
― Zrozumiałam, zamknij się wreszcie ― warknęła do mnie i wstała z łóżka, po czym zaczęła zbierać z podłogi porozrzucane tu i ówdzie części garderoby.
Zrobiło mi się głupio, bo to wszystko nie zabrzmiało tak, jak tego chciałem... Chodziło mi po prostu o to, że lada chwila mógł się pojawić mój brat, a ja nie chciałem się nikomu z niczego tłumaczyć. Chwyciłem Andżelikę za rękę ― na początku zaczęła się wyrywać, ale chwilę później potknęła się o krawędź łóżka i upadła obok mnie z głośnym chichotem. Nagle usłyszałem dzwonek do drzwi. Postanowiłem na początku udawać, że mnie nie ma, zresztą doskonale wiedziałem, że ani brat ani rodzice nie bawiliby się dzwonkiem; wszyscy mieli swoje klucze. Jednak dźwięk się powtórzył, tym razem jednak brzmiał o wiele dłużej.
― Czekaj, zaraz wrócę ― mruknąłem, narzucając na siebie koszulę.
Dystans dzielący mnie od drzwi pokonałem kilkoma susami. Otworzyłem usta ze zdziwienia, gdy zobaczyłem, że niespodziewanym gościem była Izabela. Wyglądała na roztrzęsioną ― dolna warga nieco jej drżała, jakby miała się lada chwila rozpłakać, a kilka kosmyków wyplątało się z ciasnego kucyka i opadało niesfornie na twarz.
― Muszę z tobą porozmawiać ― powiedziała rozdygotanym głosem, postępując jednocześnie krok do przodu.
― Czekaj ― przytrzymałem ją za ramię, starając się za wszelką cenę nie dopuścić, by weszła do środka. ― Co się stało?
Na szczęście Iza była na tyle zdenerwowana, że nie zauważyła tej drobnej nieuprzejmości, jakiej się dopuściłem, nie wpuszczając jej do środka. Mało tego, wypchnąłem ją na korytarz, by tylko nie dostrzegła stojących w przedpokoju pary dziewczęcych sandałów.
― To koniec, Kuba, musimy to skończyć! ― zawołała rozpaczliwie, a pierwsze łzy pociekły jej po policzkach.
Więc jednak Andżela nie kłamała ― pomyślałem z goryczą. Przynajmniej Iza nie była na tyle podła, by zostawić mnie bez słowa na lodzie i czuła nawet trochę żalu, który wycisnął jej łzy z oczu.
― Rozumiem ― odparłem, wolno przełykając ślinę. ― Skoro chcesz rozstania, to...
― Zgłupiałeś?! ― krzyknęła, zarzucając mi z płaczem ręce na szyję. ― Jakiego rozstania...? Kuba, ja nigdy, nigdy... Chodzi mi o te cholerne dzienniki!
― Dobrze, poczekaj tu chwilkę i uspokój się ― powiedziałem w moim mniemaniu całkiem kojącym głosem. ― Muszę wziąć z domu... eee... telefon.
― Nie możemy porozmawiać u ciebie?
― Nie.
― Dlaczego?
― Zaczekaj tu po prostu, zaraz wrócę.
Otworzyłem drzwi do mieszkania, wsunąłem się szybko do środka i zamknąłem je za sobą. Pozwoliłem sobie odetchnąć i pobiegłem do swojego pokoju. Każda sekunda się liczyła; nie mogłem dopuścić do tego, by Iza nabrała podejrzeń.
― Ubieraj się ― rzuciłem w stronę Andżeliki, nawet na nią nie patrząc.
― Kto to był? ― zapytała głośno, podejrzewam, że specjalnie po to, by usłyszał ją mój „niespodziewany gość". Nie mogąc się opanować, przycisnąłem jej dłoń do ust i wycedziłem przez zęby:
― Czemu wcisnęłaś mi ten stek bzdur?! Okłamałaś mnie! Przyszła Izabela i nic nie mówiła o żadnym rozstaniu!
Andżelika zadrżała, a z jej oczu spłynęły dwie grube krople i zniknęły gdzieś pomiędzy moimi palcami. To już druga płacząca dziewczyna w ciągu ostatnich kilkunastu sekund ― pomyślałem rozgoryczony ― i o ile łzy tej pierwszej mnie wzruszyły, to rozpacz i przerażenie tej drugiej nie zrobiły na mnie żadnego wrażenia. Odsunąłem się i zacząłem szukać tego przeklętego telefonu, po który tu niby przyszedłem.
― Ja przysięgam, tak ją zrozumiałam...! Naprawdę!
― To źle ją zrozumiałaś ― syknąłem. ― Zaraz wrócę, muszę to wszystko teraz wyprostować.
Zabrałem ze sobą klucze i zamknąłem drzwi, chcąc zachować wszelkie pozory, że poza mną w mieszkaniu nikogo nie było. Zadrżałem na myśl, że po moim powrocie Andżelika nadal tam będzie, ale nie mogłem postąpić inaczej.
― Iza?
Słysząc swoje imię, Izabela podniosła się powoli ze schodów, mocno przytrzymując się poręczy, jakby miała zaraz zemdleć. Podałem jej rękę i delikatnie poprowadziłem na dół. Usiedliśmy na ławce przed moim blokiem, ale po tej stronie, gdzie nie widać było okien od mojego mieszkania.
― Proszę cię, skończmy to już ― zaczęła wreszcie.
― My? Nie masz z tym nic wspólnego.
― Mam i to więcej niż ci się wydaje. Jestem jedyną osobą, która o tym wie i ja już nie daję rady... Boję się, że sypnę... ― skuliła się, jakby chciała zajmować jak najmniejszą powierzchnię i po kilku sekundach kontynuowała: ― Mam wrażenie, że wszyscy na mnie patrzą, że ledwo padnie to magiczne słowo „dzienniki", to zaczynam płonąć, a wszyscy widzą moje zakłopotanie i myślą, że to ja... Złą powierniczkę sobie wybrałeś, Kuba, naprawdę ― spojrzała na mnie z lekkim uśmiechem. ― Dla swojego i mojego dobra skończ z tym.
― Ale to dopiero początek ― mruknąłem rozczarowany. ― Prawdziwa zabawa dopiero się zacznie...
― To nie jest zabawa, rozumiesz?! ― Izabela wstała i stanęła nade mną. ― To, co się wyprawia w szkole w ogóle nie jest śmieszne! Wszyscy się prześcigają w domysłach, kto to mógł zrobić, po co i dlaczego!
― I co, kogo podejrzewają? ― zapytałem z udawaną obojętnością.
― Ta Andżelika...
― Co z nią?!
― Nie patrz tak na mnie! Ona podejrzewa, że to może być sprawka maturzystów. Bo w końcu co wam zależy...? Przytaczała dzisiaj twoje argumenty, jesteś pewien, że ona o niczym nie wie?
Zmarszczyłem brwi. Rzeczywiście, to przestawało być już takie zabawne... Zwłaszcza, że Andżela siedziała w moim pokoju i w każdej chwili mogła zajrzeć do szuflady w biurku, gdzie schowany był jeden dziennik albo do szafy, gdzie ukryty był drugi...
― Muszę już wracać do domu ― powiedziałem nagle, wstając szybko z ławki. ― Możemy później dokończyć tę rozmowę?
― Obiecaj mi tylko jedno, proszę.
Spojrzałem na Izę pytająco.
― Obiecaj mi, że przy najbliższej okazji zwrócisz te dzienniki. Zrobisz to? Nie mogę ci obiecać, ze cały czas będę cię kryć... Dzisiaj podejrzewają maturzystów, jutro zaczną ciebie... Chyba nie spodziewałeś się takich problemów?
― Na pewno nie tak szybko ― mruknąłem.
― Sam widzisz ― szepnęła z lekkim uśmiechem. ― Gra skończona. Oddaj je, a wszystko wróci do normy, zobaczysz...
Milczałem. Do normy? Czy to aby na pewno dobrze...?
― Obiecujesz? ― zapytała, tym razem o wiele bardziej natarczywie.
Wiedząc, że pewnie wydałaby mnie, gdyby nie dostała tego zapewnienia, kiwnąłem głową. Zanim zawróciłem do domu, zdążyłem jeszcze zobaczyć uśmiech na jej ustach.
Ledwo zniknąłem jej z oczu za drzwiami klatki schodowej, rozpędziłem się tak, że dwa piętra pokonałem w kilkanaście sekund. Więcej czasu zajęło mi uporanie się z otworzeniem drzwi, bo klucz za nic nie chciał trafić do zamka.
― Już jestem.
Cisza. Czyżby wymknęła się oknem? Niby to tylko drugie piętro, ale... Jednak Andżela nadal tkwiła w moim pokoju ― siedziała na fotelu przy biurku, założyła nogę na nogę i kołysała delikatnie prawą stopą, patrząc na mnie z zagadkowym uśmiechem.
― Co to jest? ― zapytała słodko, unosząc do góry dziennik klasy drugiej A. W pobliżu nie widziałem tego drugiego, więc wyglądało na to, że ośmieliła się zajrzeć jedynie do biurka, szafę zostawiając w spokoju.
― Przecież widzisz ― odpowiedziałem, siadając na łóżku.
― A co to tu robi?
― Hmm, zanim zaczęłaś grzebać w moim rzeczach czy już potem?
― Nie bądź bezczelny ― warknęła, rzucając go w moją stronę. ― Gdzie jest drugi?
― Nie wiem nic o drugim ― wzruszyłem ramionami. ― Po co mi dwa? Jeden to wystarczająco ciekawa lektura.
Iza miała rację, gra była skończona. Jednak postanowiłem za wszelką cenę wypierać się drugiego dziennika, być może dzięki temu zabawę uda mi się przeciągnąć jeszcze o kilka dni...
Andżelika wstała i nagle jej oczy znalazły się tuż przy moich. Pewnie myślała, że teraz to ona rozdaje karty, ha ha ha...
― Nie wierzę ci!
― Nie musisz. Spróbujesz komuś powiedzieć, tobie też nikt nie uwierzy. A nawet jeśli spróbujesz, cóż... Być może to ty masz ten drugi...? A może właśnie ten przez przypadek znajdzie się nagle w twojej torbie? ― pomachałem jej przed nosem dziennikiem. ― Przemyśl to.
― Naprawdę nie wiesz nic o tym drugim?
― Nie mam pojęcia, przysięgam. Może komuś się spodobała ta zabawa i go zwinął, ale jedno ci mogę powiedzieć: to nie byłem ja. Szczerze mówiąc, nie zdziwiłbym się, gdyby z pokoju nagle zaczęły znikać pozostałe...
― A ja bym się bardzo zdziwiła ― odparła z przekąsem Andżela. ― Drzwi są teraz cały czas zamknięte na klucz.
― No, popatrz. Jak to się mówi... Mądry Polak po szkodzie ― posłałem jej zgryźliwy uśmiech.
― Ty też byś cofnął parę rzeczy, co? Zmądrzałeś czy mam jeszcze troszkę poczekać? ― zapytała niewinnym tonem, od niechcenia przyglądając się swoim wypielęgnowanym paznokciom.
― Do czego zmierzasz?
Znów przysunęła się do mnie, tym razem nawet jeszcze bliżej. Widziałem każdy pieg na jej twarzy i czułem delikatny zapach perfum.
― Guzik mnie obchodzą twoje zakichane dzienniki. To chyba nie jedyna twoja tajemnica, prawda...? Zastanów się, jakby Iza zareagowała na pewne... hmm, rewelacje?
Wyobraziłem sobie Izę, które niezbyt chce uwierzyć w moje mętne tłumaczenie „Przecież ja myślałem, że zerwaliśmy". Potem zobaczyłem łzy w jej oczach i wykrzywioną w złości twarz. „Nie chcę cię więcej widzieć!"
Myliłem się. Jednak Andżela tu rozdawała karty.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top