3 kwietnia, po debiucie


Mimo, że przekonywałam matkę, że nie powinniśmy zabrać w tym roku Kopciuszka na bal debiutowy i zawsze można to zrobić za rok (jeśli wciąż nie wyda się nasz sekret), to i tak nie poszło po mojej myśli, a czarne scenariusze, które próbowałam zagłuszyć ciemną czekoladą się spełniły. Ale po kolei...

Mimo, że nasze wydatki, pozwalały nam na to, aby wyprawić obie na swój pierwszy debiutancki bal, postanowiłam przekonać matkę, że tym razem nie powinniśmy brać Izabelli, ponieważ może to skrócić nasze dochody od pół roku do roku kwoty naszego utrzymania. Możemy zawsze najpierw wydać jedną córkę, a później drugą. (Tak, jeszcze nie odważyłam się powiedzieć matce, czego świadkiem byłam w mieście. I to nie tylko dlatego, że nas złaja i jeszcze byłaby w stanie kazać tamtemu piekarzowi wyrzucić z terminu tamtego bogu-winnego czeladnika, ale ze względu na to, że bałam się o jej stan, który już balansował między złudnym spokojem, a desperacją.) Co do Izabelli, to matce nie spieszyło się tak bardzo z wydaniem jej za mąż, jak w przypadku moim i Vii. Ja już prawie byłam za stara, a atutem Vii była jej młodość. Nie było w nas nic szczególnie atrakcyjnego, więc nas trzeba było najszybciej w tym wypadku "wystawić". O Kopciuszka matka nawet się nie martwiła, gdyż jej twarz była łatwą przepustką nawet jakby była już w moim wieku.

Tak też matka postanowiła wyszykować niepocieszoną Vii na  ̶w̶y̶s̶t̶a̶w̶ę̶  ceremonię dojrzałości. Czułam, że realizuje w ten sposób swoje niespełnione marzenia i gdyby nie mogła wyprawić debiutów dla swoich córek (mimo że jedna z nich już wcale tego nie potrzebowała) to mogłaby mieć do siebie wyrzuty do końca życia, że nie zapewniła tego nam. Postanowiłam więc przystać przy tym i pomóc jej w spełnieniu tego marzenia... Nawet pomimo tego, że na kolejny dzień szykowałam dla niej całą rozprawkę na temat prawdziwego szczęścia jakiego potrzebowała moja młodsza siostra.

Sprawy jednak wyszły trochę spod kontroli i obrały nieoczekiwany bieg wydarzeń, kiedy to Kopciuszek pojawiła się na sali balowej, przykuwając tym uwagę wszystkich zebranych. Żeby aż tak się spóźnić na debiut było nie do pomyślenia i oznaczało brak dobrych manier. Jeśli ktoś popełnił aż takie faux pas i to tak otwarcie, zamiast wejść jakimś bocznym wejściem, to naprawdę najgorsze co można zrobić. Oczywiście tylko rodzina królewska ma prawo się spóźniać, ale nawet oni nie wchodzą na rozpoczęty bal po godzinie.

Tak czy owak, nie dało się nie zauważyć jej wejścia i o zgrozo, z przerażeniem powędrowałam wzrokiem w stronę twarzy mojej matki. Bałam się ujrzeć złość tłamszącą się w jej oczach, ale ku mojemu zaskoczeniu, niczego takiego nie dojrzałam. Miała całkowicie neutralny wyraz twarzy, tak jakby z tej odległości nie widziała, kto wszedł. Nie mniej jednak bacznie ją obserwowała, co zdradziło mi, że była świadoma jej obecności.

Zwyczajnie nie przyznawała się do relacji, jakie je łączyły. Stwierdziłam, że wybrała taką drogę, aby się nie skompromitować i aby śmietanka towarzyska nie łączyła ją z jej osobą. Na szczęście nie było już nikogo, kto mógłby ją ogłosić, więc nikt nie usłyszał jej nazwiska rodowego, dzięki czemu zachowaliśmy jeszcze naszą twarz. Olivia nawet nie była świadoma, że jej siostra przyrodnia się zjawiła, gdyż nie była zainteresowana balem promocyjnym, kiedy już posiadała wybranka swojego serca, z którego nie chciała zrezygnować, ale nie wiedziała jak o nim zakomunikować nam. Nawet zauważyłam u niej podobne do siebie objawy zwalczania stresu - zaatakowała bufet i zaczęła jeść. Głównie wszelkie pieczywo, co chyba przypominało jej o swoim lubym, a następnie wzięła się za ciasta.

Mój najgorszy scenariusz, który przeczuwałam i który odgrywałam w głowie, odkąd pierwszy raz spotkałam księcia, ziścił się. Moje złe przeczucie i wszystkie te słodycze naprawdę nie były tylko pomyłką. Otóż książę, po zobaczeniu naszego spóźnialskiego Kopciuszka, od razu pognał w jej stronę, niczym ćma do lampy. Nie miało znaczenia, że zrobiła okropne pierwsze wrażenie na arystokracji. Liczyło się to, że ładniutko się uśmiechała. Książe zaraz poprosił ją do tańca, a ta niczego nieświadoma, niewinne zgodziła się na taniec. Większość panien wzdychało na parę jak z obrazka, ładną nieznajomą i przystojnego księcia (oj żeby tylko przejrzały na oczy jak brzydkie ma myśli i serce...), natomiast większość starszyzny szeptała między sobą pytając, kim jest ta panienka i przede wszystkim z jakiego domu.

Zero manier, ale jeśli książe osobiście poprosił ją do tańca, to kierując się zasadą (którą najwyraźniej księżulek miał w dalekim poważaniu, tak długo jak podobało mu się to co widzi), rozeszła się plotka, że musi być to panna z wysokim urodzeniem pasującym do statusu księcia. Być może nawet jakaś księżniczka ze względu na to, że tylko takowe mają prawo się spóźniać i nonszalancko się z tym obnoszą, jakby to było nic wielkiego. Prawda była taka, że Izabella chyba nawet nie zdawała sobie sprawy jakie obowiązywały maniery i etykieta na dworze królewskim. Dla niej była to zaledwie impreza, na której niczym księżniczka z bajki może potańczyć z księciem.

W prawdzie tańczyła z realnym księciem, ale jego spojrzenie oceniające jej atuty było obleśne, a jego uradowana twarz upewniała mnie tylko, że znalazł sobie idealną ̶o̶f̶i̶a̶r̶ę̶  kandydatkę na żonę. W tym momencie tak mnie cofnęło, że obawiałam się, iż wszystkie ciastka, jakie pochłonęłam w ostatnich miesiącach, bojąc się, że ta scena może się urealnić, mogą zaraz mi się zwrócić. Zakryłam twarz ręką, aby wziąć kilka wdechów i uspokoić się, ale gdy podniosłam znowu głowę, głupiutka parka zniknęła z sali balowej. To jeszcze bardziej mnie zatrwożyło, ale widząc brak reakcji na to ze strony matki, nie mogłam zrobić nic innego, jak tylko podążać za jej scenariuszem. Jeśli jest spokojna i opanowana, ja też musiałam być. Widocznie miała jakiś plan, albo wiedziała coś, o czym jak zwykle się ze mną nie podzieliła.

Zajęła się więc przeszukiwaniem tłumu w poszukiwaniu godnych kandydatów i zbeształa Vii za zajadanie się, zamiast stanie dostojne i uśmiechanie się. Matka ciągle narzekała pod nosem jaka ona jest niepoważna i powinna już wydorośleć, ale ja bym nie miała takich śmiałych oczekiwań od piętnastolatki. Choć wykazała się odrobiną dziwnej dojrzałości w pobliżu swojego lubego, to dalej przez większość czasu zachowywała się dziecinnie. I to nie tylko ona taka była, wszystkie te debiutujące panienki, jak i ja sama w jej wieku, zachowywałyśmy się tak dziecinnie w tym młodym wieku. Było to aż dziwne oczekiwać czegokolwiek innego.

Choć przyznam trochę przykro patrzyło się na matkę, która ze wszystkich sił produkowała się, aby zaprezentować jak najlepiej swoją debiutująca córkę, którą tak długo szykowała na tę właśnie okazję, a ona z kolei nie miała najmniejszego zainteresowania w żadnej drobnej dyskusji z jakimkolwiek kandydatem. Jako że znałam już prawdę, widziałam mocny opór ze strony Olivii. Nabierała sił, aby móc wyznać matce prawdę, ale im dłużej to trwało, rosła również irytacja matki. Wiedziałam, że muszę teraz być blisko nich na wypadek wybuchu i w razie czego upewnić się, że w najbliższym otoczeniu mojej matki nie znajdzie się żaden przedmiot. Tak też strategicznie robiłam kroki oddalające się od bufetu, a nie do końca świadome tego Vii i matka zbliżały się do mnie, abyśmy się nie zgubiły.

W końcu po wywartej przez matkę presji, Vii przeprowadziła krótką i uprzejmą rozmowę z jakimś młodzieńcem posłanym do niej i żegnając go z uśmiechem, powróciła do nas. Matka miała zadowolenie wypisane na twarzy, ale ja wiedziałam, że nie potrwa to już długo, gdyż w oczach uśmiechniętej Vii widziałam już determinację i zdecydowanie. Powiedziała matce, że znalazła kogoś, kto jej się podoba i zapewniła, że jest to czarująca osoba. Wtedy matka jeszcze nie śmiała nawet podejrzewać, że nie mówi o kimś poznanym na tej sali i w pełni zachwytu, kazała sobie go dyskretnie wskazać, aby mogła sprawdzić czy może podjąć odpowiednie ruchy by coś zdziałać. Vii z radością spełnia jej życzenie i po spojrzeniu jej i mi w oczy, przeniosła wzrok za siebie.

Przez parę chwil, matka w zakłopotaniu próbowała odnaleźć odpowiednią osobę, a Vii stała jak zaklęta, uśmiechając się do kogoś radośnie. Wszyscy przemieszczali się, ale ona najwidoczniej utrzymywała z kimś kontakt wzrokowy. W końcu mnie olśniło, kto stał w białym fartuchu pod ścianą, w kącie, i nieśmiało rzucał jej uśmiech, próbując utrzymać swoją profesjonalną postawę. Kiedy matka była już pewna, że to była ta osoba, z którą jej córka utrzymywała kontakt wzrokowy, położyła rękę na klatce piersiowej, co najmniej jakby jakiś głaz spadł na jej serce i straciła zdolność swobodnego oddychania.

Wszystko co zrobiła, to obarczyła lodowatym wzrokiem najpierw młodzieńca stojącego w rogu sali, a potem przeniosła ten wzrok na Vii. Ta tylko przełknęła ślinę, ale powtórzyła swoje słowa z odwagą, że jest to osoba, z którą chce się związać i stworzyć szczęśliwą przyszłość.

Matka zagryzła wargi z ostatków swojego rozsądku i zaciskając mocno swoją rękę na jej nadgarstku i szorstko pociągnęła ją za sobą do bocznego wyjścia.

Byłam zbyt zajęta tą dwójką, aby martwić się o Kopciuszka, ale widząc kogoś w błękitnej sukni biegnącego przez całą salę balową, byłam w 100% pewna kto to. Pytanie tylko dlaczego tak biegła jak szalona. Co więcej, za nią biegł ten książę od siedmiu boleści, więc przypuszczałam, że może w końcu poznała się na jego prawdziwej naturze.

Zamiast skupiać się na wykładzie naszej matki, postanowiłam podsłuchać fragmentu rozmowy księcia z jego rycerzem biegnącym pędem ku wyjściu. Wiedziałam przecież, że sama Izabella nikomu z nas nie zdradzi, co się tak naprawdę stało. A to, co usłyszałam, było warte usłyszenia. Rycerz zapytał księcia czy ta, co ucieka, to coś ukradła, czy aby czasem książę próbował coś jej zrobić i wystraszył ją przy tym swoją śmiałością. Byłam pewna, że on też zadawał sobie sprawę z paskudnej natury księcia.

Oczywiście ten w odpowiedzi zaprzeczył, że nic takiego się nie wydarzyło i tak po prostu zaczęła uciekać. Na co rycerz, którego już nie widziałam twarzy, ale po samym głosie mogłam usłyszeć sarkazm, w tym jak to wierzy księciowi, że od tak po prostu bez powodu ucieka od niego ślicznotka, z którą spędził ostatnie trzy godziny. W końcu przyznał, że próbował ją pocałować, ale zdążyła uciec, z czego byłam dumna z Kopciuszka, że nie dała się tak łatwo. Mimo to moja pogarda i rozczarowanie postacią księcia jeszcze bardziej się pogłębiała, kiedy zdał sobie sprawę, że po tylu godzinach spędzonych razem na randce w ciemno, dalej nie wiedział, jak nazywa się dziewczyna, która mu się podoba.

Na szczęście to było tyle i nie musiałam już więcej słuchać tego, co tam szemrzał. Wybierałyśmy się tą samą drogą do wyjścia, ale na szczęście wyprzedzili nas, aby zatrzymać się w połowie schodów by podnieść buta, którego zgubiła Kopciuszek i wysłać w pogoń za nią pościg konny. No bądź co bądź, ale jeśli dziewczyna od ciebie ucieka, bo onieśmieliłeś ją gwałtowną inicjacją intymnej relacji, wysyłanie za nią pościgu... no nie wydaję się według mnie najlepszą opcją, żeby ją znowu do siebie przekonać.

Byłam ciekawa czy uda jej się uciec od tych gońców i czy zdąży wrócić do domu przed nami. Zwłaszcza, że dostała jawny zakaz od matki na uczestniczenie w tym roku w balu. Swoją drogą, przez sytuacje Kopciuszka straciłam na chwilę koncentrację i dopiero zegar wybijający głośno północ przywrócił mnie do faktycznego stanu w karecie, w której byłyśmy. Była napięta atmosfera, a matka i Vii w ogóle się nie odzywały i patrzyły w inne kierunki. Ah, wiedziałam, że to nie będzie proste i w dodatku wydarzyło się znacznie wcześniej niż to zaplanowałam. Coś mi mówiło, że moja rozprawka do niczego się już nie przyda, gdyż targały obydwiema silne emocje.  

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top