30 grudnia; wpis 1
Wpatrywałam się w pruszący śnieg za oknem, nie zwracając uwagi na słowa nauczyciela matematyki, który właśnie objaśniał rozwiązanie jakiegoś trudnego równania. W końcu zabrzmiał dzwonek zwiastujący koniec pierwszej lekcji. Na szczęcie Nate siedzi przede mną. Spakowałam się i poszłam do miejsca gdzie zwykle spotyka się na przerwach nasza paczka. Był to w miarę cichy kącik pod schodami gdzie stały stare ławki. Usiadłam na jednej z nich i zaraz potem doszedł do mnie lalkarz. Widocznie szedł zaraz za mną.
- Co tam Owler?- zagadnęłam.- Czy jak zwykle szkicowałeś projekt kolejnej lalki do kolekcji zamiast skupić się na rozwiązaniu równania?
- Zgadłaś- zrobił pauzę i spojrzał na mnie z dziwnym błyskiem w oku.- A ty nie powinnaś być obrócona w stronę tablicy zamiast gapić się tępo w okno?- spojrzałam na niego przenikliwym wzrokiem. Skąd on to wiedział? Z tego co widziałam, to nie odrywał przez całą godzinę nosa od swojego szkicownika, a widziałam go dobrze, bo był naprzeciwko mnie...
- Cześć wszystkim!- moje myśli odpędził donośny głos Brooklyn.- Czemu się tak wrogo na siebie patrzycie? Czyżby coś się stało?
- Ależ nie, wszystko okej, Brook- uśmiechnęłam się do niej.
- To wyśmienicie, ponieważ mam ciekawe wieści od Harper- wysoka dziewczyna o ognisto-czerwonych włosach rozsiadła się na ławce i podniosła palec do góry.- Podobno Liam ma dla nas jakąś wyjątkową niespodziankę związaną z przyszłymi feriami. Oh, o wilku mowa.
Dokładnie w tej samej chwili z głębi korytarza wyłonili się Liam, a tuż za nim Harper. Oboje wydawali się rozpromienieni idąc w naszą stronę.
- Ahoj!- chłopak pomachał nam na powitanie.- Mam dla was ważną wiadomość. Wszyscy są?
- Nie ma Jacea. Właściwie to gdzie on jest?- zapytał Nathaniel
- Pewnie znowu przesiaduje od rana w bibliotece- odparła z irytacją Brooklyn.
- Już koniec przerwy. Spotkajmy się tu na obiadowej. Ruby, możesz poinformować o tym naszego mola książkowego?- poprosił Liam.
- Jasne, poszukam go po tej lekcji.
Decyzja zapadła. Po bioli idę na śledztwo. Cel to Jace Scottwell, klasa pierwsza liceum, członek naszej paczki.
Gdy usłyszałam dzwonek, szybko zwinęłam manatki i skierowałam się schodami w dół do biblioteki. Zza rogu zobaczyłam już stare, czerwone drzwi z przekrzywioną tabliczką z napisem: BIBLIOTEKA SZKOLNA. Delikatnie otworzyłam zdobione w drewnie drzwi i cicho wślizgnęłam się do środka. Pomieszczenie było dość obszerne. Znałam je już wystarczająco dobrze, podobnie kryjówkę Jacea, bo to było zawsze moje zadanie, by odciągnąć go od książek. Bezszelestnie powędrowałam pomiędzy wysokimi półkami, wdychając ten charakterystyczny zapach starego papieru. Znalazłam go. Siedział po turecku na podłodze otoczony stosikami różnego rodzaju prasy. Miał na sobie granatową bluzę i zaciągnięty kaptur na jego gęste, brązowe włosy. Podreptałam do niego na palcach, tak, żeby nie usłyszał. Uwielbiałam wyraz jego twarzy, kiedy wyrywam go z transu czytania, to jest takie zabawne. Zupełnie jakby zobaczył ducha. Podkradłam się od tyłu i brutalnie zerwałam kaptur z jego głowy. Widziałan jak znieruchomiał, jego wszystkie mięśnie momentalnie się napięły.
- Koniec tego dobrego!- wrzasnęłam mu do ucha radośnie, aż podskoczył i obrócił się do mnie z wściekłością. Tak mnie śmieszyło, kiedy się denerwował.
- Mówiłem, żebyś tak nie robiła- wysyczał przez zęby, a w oczach miał jadowitą furię. Po chwili mu przeszła, ale nadal był w złym humorze.- Co jest znowu?
- Mamy się wszyscy spotkać w miejscówce na przerwie obiadowej. Liam ma dla nas jakąś mega niespodziankę. Jest związana z feriami- pisnęłam podekscytowana.- Musisz tam być, inaczej nie wypali.
- No dobra- brzmiał i wyglądał już łagodniej.- Dzięki za informację.
- To widzimy się niebawem!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top