Hobbit w podróży cz. 2

Pora wybrać sobie miejsce!
Trudno o tym zadecydować, bo może to zaważyć na wygodzie całej podróży.
Rozglądnęłam się dookoła. Przód nie wyglądał za dobrze, ale za to tył wydawał się w porządku. Właśnie wydawał się... Zajęłam miejsce przed dwoma młodymi Rosjankami, ale nie zagrzałam go na długo. Wszystko przez szanownego "Pana" Polaka, który, jak to często bywa w przypadku naszych rodaków, był pijany. A potem się dziwią dlaczego reszta świata ma taką, a nie inną opinię o naszym narodzie. Międzynarodowa linia busa, trasa od Estonii po Francję, i kto świeci brakiem kultury i jakiejkolwiek godności? - My Polacy...
Wracając do wydarzeń z tamtej nocy, ów mężczyzna zachowywał się bardzo głośno, podrywał ostro Rosjanki, w dość niesmaczny sposób zresztą, i zaczął proponować alkohol rownież mi.
Wyśmiałam go w twarz i powiedziałam, że się do takiego poziomu nie zniżam.
Bez chwili namysłu wyemigrowaliśmy, ja i mój bagaż podręczny, na środek busa. Za mną siedziały cichutkie Azjatki, a przede mną kimał sobie jakiś facet. Ten drugi okazał się być po prostu dupkiem, miałam szczęście do współpasażerów nie ma co.
Widziałam, że gościu rozłożył sobie fotel i śpi, wiec położyłam swoją torbę za nim a usiadłam na krześle obok, żeby on nie musiał się podnosić, niech sobie śpi, co mi tam. Nagle ten gościu zmienił miejsce, na fotel centralnie przede mną i maksymalnie opuszcza siedzenie tak, że zgniata mi nogi. Myślę sobie, "Może pomyślał, że chce usiąść na tym fotelu gdzie dałam bagaż i nie chce mi przeszkadzać, to zmienił miejsce". Więc cichutko zmieniłam fotel, tak by mu umożliwić spanie. A on znów to samo, maksymalnie opuszcza fotel i zgniata mi nogi, ale prawdziwym nokautem dla moich kolan okazała się chwila, w której zaczął plecami "odbijać się'' od siedzenia miażdżąc to, co z moich nóg zostało. Przesiadałam się tak jeszcze kilka razy, a on powtarzał swoją szopkę. W końcu się wkurzyłam i zaczęłam go kopać w siedzenie. Dostał po plecach to się trochę uspokoił.
Miałam względny spokój i bardzo chciałam zasnąć. Niestety przez podpitego polaczka ze wstępu ani mi, ani nikomu w autobusie nie było dane się zdrzemnąć. Coraz mocniej podpity, krzyczał, hałasował i nie dawał nikomu spokoju. Miałam ochotę mu coś powiedzieć, ale mówiąc najprościej w świecie bałam się, że będzie się rzucał do mnie. I właśnie w tym momencie gdy o tym myślałam, usłyszałam głos mojego, a ściślej nas wszystkich, wybawiciela, który okazał się być wybawicielką.
- Czy Panu nie wstyd? - krzyknęła poirytowana kobieta - Jak Pan się zachowuje?! Co Pan sobie wyobraża? Że ludzie bedą znosić te krzyki i wrzaski?
- Ale o co Pani chodzi - ledwie wybełkotał w odpowiedzi - ja sobie tylko pije!
- Proszę się zamknąć, bo zaraz się do Pana przejdę! Ja tu nie przyjechałam słuchać Pana wrzasków - Kobietka była mocno zdenerwowana, zresztą jak każdy pasażer. Rzuciła jeszcze kilka ostrych, niecenzuralnych, słów a pijaczek jak się zamknął, tak siedział cichutko do samej stolicy. Szczerze to wspominam o tym, nie dlatego, że była to jakaś straszna sytuacja. Jestem po prostu dumna z tej kobiety, która była odważna, powiedzmy sobie szczerze - miała większe jaja niż wszyscy faceci, którzy z nami jechali. Brawo! Powinniśmy nauczyć się wszyscy tego, aby reagować na takie zachowanie ludzi. Może wtedy ci, którzy tak postepują, zastanowiliby się choć trochę nad tym co robią. Taka mała dygresja.
Miałam cichą nadzieję, że uda mi się przespać całą podróż, niestety zbudziłam się o 2.40, właściwie to zbudził mnie fakt, że autobus stanął. Po chwili usłyszałam komunikat:
- Proszom prigotowacz paszporti do kontroli - łamanym polsko-litewsko-rosyjskim odezwał się kierowca.
Oh no problem! Paszport mam na wierzchu w torbie.
Weszli dwaj strażnicy graniczni. Dość szorstcy, ale cóż - mundur. Zresztą nie dziwie im się. Trzecia nad ranem a oni jakieś autobusy na granicy sprawdzają. Też bym nie była w humorze. Rozdzielili się, aby było szybciej. Jeden z nich szedł od przodu a drugi zaczął od końca. Przechodząc obok mnie rzucił na mnie dziwnie okiem. Pierwszy dotarł do mnie ten, który zaczął od początku.
- Paszport! - powiedział patrząc z pod byka. Podałam mu pewnie paszport. W końcu cały autobus wypełniony obcokrajowcami a ja Polka. Czego mogą chcieć ode mnie?
No chyba jednak nie wyglądałam zbyt "polsko", albo raczej w ogóle nie wyglądałam.
Trzecia w nocy w końcu jest! Ja w czapce, zaspana, opatulona wszystkim czym tylko się dało, a była to zima i to taka mroźna! Od niechcenia dałam mu ten paszport i siedzę dalej.
Strażnik wziął ode mnie dokument i patrzył. Na mnie. Na paszport. Znów na mnie i na papier. Tak z pięć minut patrzył, jak sroka w gnat. Z takim błyskiem podejrzenia. Na mnie i na paszport. Trwało to na tyle długo, że drugi strażnik do niego dołączył, zaintrygowany faktem, że jego kolega przy kimś utknął. I oboje tak patrzyli. Co chwile zerkając na mnie. Po chwili spojrzeli na siebie, jeden kiwnął głową w moją stronę i obaj skinęli głowami. Oddali mi paszport i wyszli. Okeeej, dziwne, ale w końcu sobie poszli to mogę iść spać. Tak myślałam, ale autobus nie ruszał. Zastanawiałam się dlaczego. Czekaliśmy. Dziesięć minut... trzydzieści... Dziwne, może sprawdzają czyjeś dokumenty. Po, o zgrozo, godzinie szybkim pewnym krokiem, wyparowało tych dwóch strażników. Poważni, wyprostowani, latarki w dłoniach i tacy nabuzowani. Myślę sobie uuuu, ale ktoś będzie miał przesrane. Normalnie takie dzikie akcje to tylko w filmach. Więc patrzę cichcem do jakiego nieszczęśnika zmierzają.
A oni skierowali się...
Właśnie do mnie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top