Akt III

9 czerwca
Obudziłem się...całkiem sam ze znikomymi szczątkami ubrania w lesie.Miałem wrażenie,że całe moje życie to jakiś cholerny żart.Gubiłem się w tym co robię,gdzie jestem i...dlaczego tam w ogóle jestem.
Rozejrzałem się.Był pogodny ranek,nawet wiatr tym razem odpuścił sobie z przypominaniem o swoim istnieniu.O dziwo było mi naprawdę ciepło,jakbym dopiero co wrócił z ciężkiego treningu fizycznego.Powoli wstałem i zdałem sobie sprawę,że totalnie nie mam pojęcia gdzie się obecnie znajduję.Punktem kulminacyjnym nerwowego szukania małego znaku który pozwoliłby mi poznać okolicę był moment kiedy spojrzałem za siebie...
Centralnie za mną leżała martwa sarna z całkowicie wyjedzonym od środka brzuchem.Kiedyś zdarzyło mi się widzieć straszny widok...Babcię z rozbitym łbem...Pamiętam tą kałużę krwi...Wtedy poleciałem z płaczem do najbliższego dorosłego, mówiąc jeszcze lakoniczniej,niż podczas rozmowy z rodzicami.To pewnie przez poczucie uciekającego czasu...
I uciekającego życia bliskiej mi osoby.
Teraz jednak wcale nie płakałem,a jedynie wystraszyłem się na tyle mocno,że nogi ugięły się pode mną.Na szczęście trwało to zaledwie ułamek sekundy i szybko zapobiegłem potencjalnemu upadkowi.Przeszedł mnie zimny dreszcz i poczułem się jak w znajomym horrorze.
"Teraz znajdę opuszczoną chatkę,w której straszy ?"
Cywilizacja przyzwyczaiła nas do ubrań.Do tego stopnia,że dla większości z nas chodzenie kompletnie nago nawet po domu byłoby po prostu niezbyt komfortowe.Uczucie te potęgowało się.Czasami wydawało mi się,że bardziej stresowałem się tym,że ktoś mnie w takim stanie zobaczy niż to,że nie znajdę drogi.
"Hmm,może sprawdzę świeżość krwi tego truchła tak jak to robili niektórzy bohaterzy w grach?"
Uśmiechnąłem się jak prawdziwy maniak i powoli podchodziłem do trupa jakbym miał wątpliwości,czy to może jeszcze przypadkiem nie wstanie i nie zabije mnie.Gdy byłem już dosyć blisko,usłyszałem przerażająco głośny dźwięk.Odskoczyłem najszybciej jak potrafiłem a moje ciało było gotowe do panicznej ucieczki.Zawiodłem się jednak na sobie i zakląłem gdy zrozumiałem,że to po prostu dźwięk odrzutowca
"Kij tam z sekcją zwłok"
Przez chwilę jeszcze było mi duszno w klatce piersiowej.Nigdy nie znalazłem się tak głęboko w...
Poszedłem w kierunku,który wskazywała mi intuicja,po drodze zastanawiając się dużo.
Co się ze mną stało wczorajszej nocy ? Jak się tu znalazłem ? Dlaczego nadal mnie bolą te cholerne kości ? Czy ja zabiłem tą sarnę?
Jednak to nie te pytania przeważały.Pytaniem na podium było
"Jak ja wytłumaczę swoją nagość ?"
Minęło parę minut a ja nadal nie znalazłem niczego w okolicy
"Może...powiem prawdę..że nie mam pojęcia jak tu się znalazłem? Nieee..Pomyślą,że jakiś zbawca zatąpił na ziemię.Chyba najrozsądniejsze będzie powiedzieć,że zostałem porwany i ledwo co uciekłem"
Po kolejnych paru minutach na horyzoncie pojawił się drewniany płot.Każdy może być aspołeczny dopóki pilnie nie będzie potrzebował pomocy.Pobiegłem do płotu jakby zaraz miał czarodziejsko zniknąć razem z ewentualną pomocą w środku.Gdy znalazłem się blisko zacząłem biec wzdłuż płotu szukając wejścia.Podczas tego uaktywniła się moja kolejna cecha-Przestałem się już tak męczyć fizycznie jak kiedyś.
Wszedłem przez malutką furtkę gdzie moim oczom pokazało się spore podwórko i dosyć skromny domek.Moje ruchy wtedy były jeszcze bardziej skrępowane.Marzyłem,żeby znaleźć przypadkiem jakieś obuwie.
Zapukałem do drzwi
Czekałem dobrą minutę na to,by otworzył mi jakiś nieznajomy.Nieznajomym był facet w podeszłym wieku,w stroju typowym dla farmera.Zmrużył oczy otwierając drzwi
-Co ty tu k**** robisz ?
To było najwyraźniejsze zdanie jakie od niego usłyszałem,a ich było wiele.Nie słyszałem dobrze co mówił,ale było w tym wiele brzydkich słów,więc raczej nic dobrego.Zamknąłby z hukiem drzwi gdybym błyskawicznie nie zareagował podchodząc bliżej i trzymając ręce przy twarzy
-Porrwali mnie ! Niech mi pan pomoże !
Ostatnie słowa mówiłem zdecydowanie ciszej.To ze względu na drzwi które zamknęły się tuż przede mną a dziadek krzyknął:
-To na policje niech pan dzwoni!
Jego głos był coraz cichszy.Najprawdopodobniej mój los go nie obchodził
-Nie mam przecież telefonu !!
Strasznie byłem wtedy nerwowy na duszy.Czułem się jak gotująca woda w czajniku
-To może chociaż drogę ? Tylko tyle ! Halo ? No Haaaalo!
W końcu odpuściłem.Poczułem jakby wszystkie doczesne siły mnie opuściły
Wyszedłem powolnym krokiem przed furtkę i zacząłem iść w innym kierunku.Teraz już nie bałem się o moją nagość a jedynie o to,czy znajdę drogę do domu...i znalazłem
Jak znalazłem ? Cóż,to był po prostu fart i bystre powroty pamięci.Dotarłem do miejsca które kojarzyło mi się.Czułem,że tu kiedyś byłem,że kiedyś tu moja stopa stąpała i nie myliłem się.Minęła chwila błądzenia aż znalazłem obszar mi dobrze znany.A stąd już do domu niedaleko.
Biegałem jak najszybciej umiałem by zmniejszyć liczbę osób,które mogły mnie spotkać w tym stanie.Ponieważ od mojego domu do lasu jest 300 parę metrów,po drodze spotkałem tylko dwie osoby.Jakiegoś starca trzymającego rower oraz grubszą panią z niesamowicie kręconymi blond włosami.Wyrazy ich twarzy które widziałem tylko przez chwilę były bezcenne.Przebiegłem na całej petardzie po piaskowej ścieżce prowadzącej do mojego domu.Gdy w końcu do niego wlazłem odetchnąłem z ulgą.Chyba w tym nic dziwnego.Po tej akcji poczułem się jak prawdziwy bohater książki,któremu na końcu zawsze wszystko się ułoży.
Co by tu dużo nie mówić:Wykąpałem się,następnie ubrałem i usiadłem przed komputerem.Jako,że była niedziela,miałem po raz kolejny szczęście,że rodzice byli na mszy o 12.Podczas gdy komputer się włączał,miałem chwilę by zebrać męczące mnie myśli.
-A więc tak..wypiłem za dużo u Jakuba..I to właśnie wtedy zaczął się ten doskwierający ból...Ale następnego dnia było całkiem w porządku..
Siedziałem tak chwile w ciszy
-Do wieczora...kiedy to wyszedłem z domu i obudziłem się w lesie przy zwłokach niewinnego zwierzęcia..
Zgarbiłem się w zadumie nadal gadając do siebie
-Ale w jakimkolwiek bym transie nie był,jak mógłbym zabić zwinną sarnę bez użycia broni? Dlaczego cholera nic nie pamiętam ?!
Komputer był gotowy do użytku.Włączyłem przeglądarkę i po chwili znalazłem się na jednej z stron,na których często bywałem.Strona ta polegała na prostych założeniach.Ludzie zadawają nurtujące ich pytania,a "mędrcy"internetów odpowiadają na nie dostając za to punkciki.Nie wiedziałem od czego zacząć.Zdecydowałem napisać o kluczowych wydarzeniach i szczegółach,które mogły doprowadzić tych paramędrców do odpowiedzi której tak pragnąłem.
Niestety im głębiej w las tym ciemniej.Już przy wyborze kategorii miałem niezłą rozterkę wewnętrzną.Byłem zbyt niezdecydowany i ostatecznie wybrałem pierwszą lepszą,sądząc,że jest to mało znaczące.
Postanowiłem poczekać całą godzinę i dopiero wtedy,bez tak napiętych emocji sprawdzić komentarze.Bardzo mnie korciło,oj ale to bardzo,by sprawdzić wcześniej.
Po godzinie usiadłem do komputera i moje oczy zrobiły się szersze...dużo szersze

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top