Akt I

7 czerwca
Nie bez powodu założyłem dziennik.Popełniłem błąd,przyznaję.Błąd,który zmienił moje życie,a bynajmniej jego znaczną część.Dotarłem do momentu,kiedy to moja ciekawość sięgnęła zenitu.Musiałem się dowiedzieć.W tym celu Zapisywałem wszystkie notatki które pozwolą mi wyciągnąć wnioski.Nie wiem,czy to wszystko kiedykolwiek wyjdzie na światło dzienne,bo wszyscy wokół przestaliby mnie traktować poważnie.
Ale zacznę od dnia w którym to wszystko się zaczęło..
7 czerwca(ta liczba chyba wcale nie jest szczęśliwa) mój znajomy zorganizował luźną imprezę w domu.Nie było w tym nic dziwnego,nadzwyczaj często się spotykaliśmy,zwłaszcza teraz,kiedy rok szkolny powoli dobiega końca.Zaczęliśmy żyć nadchodzącymi wakacjami.Spotkaliśmy się o godzinie 18 w jego domu,powiedział,że nie będzie rodziców do 7 rano,szczerze nie interesował mnie powód ich nieobecności.Jak zawsze spokojny i szczęśliwy w takich momentach zapukałem do drzwi,spoglądając w międzyczasie na pięknie zachodzące słońce.Ledwo unosiło się tuż nad powierzchnią drewnianego płotu,promienie przechodziły między szparami,tworząc paski pomarańczowego światła i cienia na przemian.Rzadko podziwiałem przyrodę,a gdy to już się zdarzyło,przerwać mi musiał Jakub otwierający drzwi do mieszkania.Był średniego wzrostu urodzonym sportowcem.Włosy miał lekko rudawe,ale nie sprawiało to żadnego problemu.Miał branie jak mało kto.Przyjaźniłem się z nim,był jedynym "kozaczkiem" który był dobrze postawiony społecznie,a jednak zadawał się z tymi niżej w hierarchi.Podaliśmy sobie ręke do uścisku jak zazwyczaj,poprzedzone cichym przywitaniem.Głośniejsze nie było wcale potrzebne,było nadzwyczaj cicho,jakby świat przestał się kręcić.Zapytałem:
-Ktoś już jest ?
-Jo tam,jak zwykle jesteś pierwszy
Może to faktycznie było pytanie retoryczne.Zazwyczaj strasznie się nudziłem i to ja przychodziłem pierwszy,jako introwertyk ceniłem sobie samotność i zaufanych towarzyszy.Ale moja ciekawość nie pozwoliła milczeć
-A kto będzie ?
-Ja,Ty,Karol,Piotrek i można kogoś jeszcze zgadać
Co do tego byłem stanowczy,powiedziałem pewnie i szybko
-Nie trzeba
Nasze spotkania były mało przewidywalne.Mimo,że nie robiliśmy nic nadzwyczajnego,to prawie zawsze coś innego.Przyznam,czasami się nudziliśmy...Ale to nie przeszkadzało,czasami fajnie się ponudzić.Brzmi jakbym był nudziarzem? Może nim faktycznie byłem.
-Ej,Rafał
-No?
-Mam pomysł co będziemy robić
Ten jego uśmiech mówił coś w rodzaju "Ale będzie się działo!"
-Hę?
-Chodź zobaczysz
Wskazał głową i ruchem ręki drzwi do piwnicy.Byłem już kiedyś w niej,ot,mała piwniczka z pułeczkami i słoikami na niej oraz innymi nic nie znaczącymi gruchotami.Stojąc w wejściu zapytałem
-Będziemy się w chowanego bawić ?
-Nie,nie,nie-parsknął i po chwili dodał
-Będziemy pić !
-Ale co pić ?
-Zobacz
Otworzył kluczykiem wyjętym z spodni zakurzoną,pokaźnej wielkości skrzynkę...Znajdowały się w niej wina...Nie znałem się na tym,ale na oko powiedziałbym,że są niemłodych roczników.Byłem dyscyplinarny od dziecka oraz silny psychicznie dzięki ludziom,których szczerze nienawidziłem.Dlatego pomimo,że miałem 17 lat nigdy nie paliłem,nie ćpałem,nie piłem ani nie ciąłem się.I nawet w tym momencie nie miałem zbytnio ochoty,nie czułem takiej potrzeby.Wypicie kawałek wina w wieku 17 lat już nie było tak dziwne czy buntownicze,dlatego po chwili wewnętrznych oporów odpuściłem "a co mi tam,czas już nadszedł
-A tak serio ?
-No tak serio
Z mojej strony pofrunęło gromkie "pffff".Jakub kucał i przeglądał skład,często wyjmując pojedyncze sztuki i oglądając w rękach.Pomyślałem co mi szkodzi,sprawdzić z ciekawości zawsze mogę.Kucnąłem i przeglądałem.Wśród tych wszystkich jedna szczególnie przykuła moją uwagę.Była do połowy pełna,a naklejka wyglądała na domową robotę.I takową chyba była.Napisane było tylko "L".
-A to ?
Jakub nie ukrywał,że nie ma bladego pojęcia,chwycił w ręce by sie przyjrzeć bliżej,kiedy to dzwonek zadzwonił do drzwi.Wziął to ze sobą i biegiem poszliśmy otworzyć drzwi.W nich zastaliśmy Piotrka i karzełkowatego Karola.Piotrek był najwyższy,blondyn w okularach,znałem się z nim najdłużej.Karol natomiast był moim bratem ciotecznym który wzrostem nie grzeszył.Również nosił okulary,był brunetem o lekko pulchnej twarzy.Znał się na komputerach jak nikt.
Po tradycyjnym przywitaniu i lekkich,nie udawanych uśmiechach usiedliśmy w salonie przy dużym stole.Stał on koło wyjścia na duży taras.Słońce nadal nam waliło po oczach.Karol szybko spostrzegł butelkę
-A to co ? Kubuś ?
Parsknęliśmy śmiechem.Nie wszystko było śmieszne,natomiast nasze humory były strasznie pozytywne,to ułatwiało sprawę.
-A to do paru gierek,ale czekajcie chwile, przyniose coś lepszego
Wstał i odstawił tą butelke w kuchni i zszedł do piwnicy po "coś lepszego"
-Ja chyba nie pije-zaśmiał się lekko speszony Karol,odpowiedziałem mu puszczając oczko
-Oj przestań,jak wszyscy to wszyscy,przynajmniej wesoło będzie
Piotr udzielił głosu za niego:
-No,możnaby spróbować
Nie wiedzieliśmy czemu,ale wszyscy na raz wstaliśmy gdy Kuba wszedł z butelką trunku i piłką od kosza w drugiej ręce
-A więc już tłumaczę zasady
Wyszliśmy z domu na jego pokaźne podwórko z koszem
-Kto nie trafi,ten bierze małego łyka
-Banał-powiedziałem i zacząłem w miejscu bez pośpiechu rozgrzewać ramiona i ręce,tak od niechcenia.-Ale jako gospodarz zaczynasz !
Sąsiedzi z pewnością słyszeli donośne "Dobra"
Jakub Rzucil do kosza bez najmniejszego problemu,Karol skomentował
-To troche nie fair,jesteś najlepszy i...
-Aj tam,Piasek nie marudź-Kuba powiedział to swoim charakterystycznym tonem
Po nim rzucał Piotrek,który również trafił.Piasek natomiast nie trafił.Pseudonim jego wziął się z gimnazjum,gdzie jeden z "wyżej postawionych"w hierarchii osób zaczęła rzucać w niego właśnie piaskiem,a ten zachrzaniał jak piorun,a szybki to on nie był.Dlaczego to się przyjęło ? Nie mam pojęcia,ale pseudonim ten jest najtrwalszym jaki znam.
-Dajesz Piaseeek-Piotrek patrzył na niego i z szewską pasją sam mu otworzył butelkę.Otworzył ją dopiero po minucie zarzucany sarkastycznymi pytaniami czy mu pomóc.Piasek w końcu wziął wino do ręki,ostrożnie powąchał końcówką nosa i napił się maleńkim łyczkiem.Nie trzeba być dobrym obserwatorem,wystarczyło spojrzeć na niego,żeby zobaczyć,że jest strasznie gorzkie.
Czas nam szybko minął,cała butelka wypita,najmniej wypił oczywiście Jakub,a najwięcej nie kto inny jak ja.Na początku radziłem sobie dobrze,potem niestety popełniałem wiele pomyłek i tak jakoś to wyszło.
Zrobiło sie ciemno,do 21 godziny po koszu siedzieliśmy na ulicy i gadaliśmy o wszystkim i o niczym,weseli.Gdy wróciliśmy do domu Jakub nakazał nam usiąść w salonie a sam zszedł po piwnicy.Chciało nam się dosłownie ze wszystkiego śmiać.Wrócił z kolejną butelką i zaproponował nam następną grę,nikt nie raczył odmówić,skoro po jednej butelce wszystko było w porządku to można lecieć dalej,prawda ?
I to właśnie po tej grze wszystko zaczęło się walić a ja popełniłem wielki błąd,którego zapewne nie popełniłbym...na trzeźwo

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top