❄Wprowadzenie ❄
✴Jodie✴
Życie to najcenniejszy prezent jaki człowiek dostał za darmo od losu, ale także jedyna rzecz za jaką nie musiał płacić.
Niestety ten dar drogo nas kosztuje gdyż już w chwili narodzin musieliśmy się bardzo wysilić aby zacząć samodzielnie oddychać, a przy tym nie umrzeć.
Gdyby jeszcze tego było mało to tylko początek bo nasza przyszłość też nie jest już taka kolorowa jakby się zdawało.
" Może jednak nie jest tak źle jak nam się wydaje ? "
Owszem, życie jest piękne tylko to sam człowiek je psuje i każdym kolejnym złym czynem je pogarsza.
Niektórzy tak w nim mieszają że mają go po prostu dość.
Ale na szczęście to tylko moja opinia i jednocześnie przestroga, którą sobie wmawiam aby tego życia nie pogorszyć bo, już w tej chwili jest do bani.
***
Słyszałam tylko bicie serca, wokół mnie była ciemność.
Co dzień jakbym budziła się w ciemnościach ale to nic bo to tylko część mojego życia przyzwyczaiłam się.
Większość osób gdy się budzi od razu otwiera oczy i cieszy się nowo nastającym dniem.
Ja nie, dla mnie każdy dzień jest taki sam.
Powoli zaczyna mi się to wszystko nudzić.
Miewam dziwne sny może kiedyś wam o nich opowiem bo akurat ten śni mi się bardzo często.
"Czy to źle ? "
Nie wiem, nie wiem z resztą wielu rzeczy.
Siedziałam skulona tak jak zazwyczaj i kłóciłam się z własnymi myślami.
Przed twarzą przelatywały mi obrazy z przeszłości, a ja byłam tylko ich obserwatorem tak jak zwykle zresztą.
Nagle usłyszałam głos a obrazy w mgnieniu oka znikły.
Ktoś mnie wołał trzeba się chyba powoli budzić.
***
Machnęłam kilka razy ręką prosząc niewyraźnym głosem o jeszcze kilka minut snu.
" Nie Nic z tego "
" Ja chcę spać kobieto ! "
" Nie, nie dadzą mi do jasnej anielki się trochę przespać "
" Ja potrzebuję snu, aby rosnąć rozwijać się ! "
" Mój mózg musi odpocząć od bezsensowności tego świata "
" Niby tak o mnie dbają ale o krótkiej drzemce mogłam pomarzyć "
Leniwie otworzyłam lewe, potem prawe oko.
Boże moja głowa, przetarłam powieki ale, i tak jasne światło sprawiło że, głowa rozbolała mnie jeszcze bardziej.
Ciągle ktoś mnie szarpał za ramię, w końcu nie wytrzymałam.
- No dobra... dobra już wstaję tylko przestań mnie tak szarpać ! - krzyknęłam wkurzona
Wyprostowałam się i przeciągnęłam głośno ziewając.
Minęło trochę czasu zanim rozmazany jaskrawy obraz nabrał odpowiednich barw i ostrości.
Przed oczami ukazała się dobrze mi znana postać.
- Dzień dobry... a raczej dobry wieczór - powiedziała z lekkim uśmiechem na jasnej twarzy
- Dobry... - odpowiedziałam pod nosem
- Gdzie jesteśmy ? - zapytałam
- Już niedaleko... za jakieś piętnaście minut lądujemy
- Aha... super to ja się jeszcze trochę przekimam - wydukałam znów kładąc się w wygodnej pozycji w jeszcze wygodniejszym ciepłym fotelu
- O nie... w tej chwili wstajesz i sprzątasz ten burdel ! - zaprotestowała kobieta i znów szarpiąc mnie za ramię
Doskonale wiedziała jak ja tego nienawidzę.
- Oj tam... oj tam wcale nie jest tak źle nikt nie zauważy tych kilku papierków - powiedziałam puszczając oczko
- Tak... jasne już mi się tu bierz za sprzątanie ! - krzyknęła poirytowana kobieta
Nie było sensu się z nią kłócić oderwałam się od ciepłego, ciemno fioletowego fotela schyliłam się i zaczęłam zbierać z podłogi śmieci.
- Dobrze się czujesz ? - zapytała po chwili ciszy
- Nie... głowa strasznie mnie boli - odparłam bez ceregieli
- Może chcesz jakiś lek przeciwbólowy ? - zapytała kobieta o blond włosach
- Nie ma sensu brać tabletek i tak zaraz lądujemy - odparłam na jej pytanie
Śmieci włożyłam do reklamówki popatrzyłam na nią czekając na jakąkolwiek reakcję drobną pochwalę bo przecież wszystko co leżało na podłodze zniknęło.
- No dobra... może być - wydukała
Znów zanurzyłam się w wygodnym fotelu.
Gdyby nie te bóle głowy mogłabym tak całe życie latać samolotem.
Zwiedziłabym cały świat podróżowałabym po krajach'ale to tylko głupie marzenie, które w moim przypadku nigdy się nie spełni.
Obróciłam głowę w stronę okna.
- Pada... - powiedziałam
- Tak i to od dobrej godziny. - powiedziała kobieta nachylając się i podnosząc z ziemi torebkę.
Gdy już się wyprostowała sięgnęła po kofeinowy napój stojący na rozkładamy stoliczku umieszczonym w fotelu osoby siedzącej przed nami z przodu.
Blondi podsunęła mi pod nos biały kubek.
- Kawy ? - zapytała z lekkim ale za to troskliwym uśmiechem
- Nie... mam już jej serdecznie dość - odpowiedziałam odsuwając sprzed twarzy gorący napój
Po małym okienku spływały krople deszczu.
Pogoda najwyraźniej dziś nam nie dopisywała.
Widoczność była praktycznie zerowa wszędzie ciemne chmury, które chyba nie miały zamiaru dziś mnie odstępować chociaż na krok.
Po kilku minutach głuchej ciszy usłyszałam zapowiedź kapitana informującą o lądowaniu.
- Pakuj manatki Jodie zaraz lądujemy - oznajmiła blondynka
Kiwnęłam kłową i zarzuciłam na siebie ciemno zieloną cienką kurtkę ze skórzanymi czarnymi łatami na łokciach oraz delikatnym białym puchem na kapturze.
Lot samolotem i towarzyszący mu ból głowy nie były dla mnie niczym nowym.
Po chwili czułam pod nogami jak koła żelaznego sokoła ocierają się o ziemię.
Spojrzałam na cyfrowy zegarek w telefonie.
Godzina dziewiętnasta dwadzieścia osiem.
Dzień trzydziesty pierwszy sierpień.
To właśnie godzina i data rozpoczęcia mojego nowego życia.
Samolot w końcu się zatrzymał, a ludzie zaczęli wstawać ze swoich miejsc kierując się w stronę wyjścia.
Ja się nie śpieszyłam nie miałam zamiaru przeciskać się przez tłumy ludzi więc zaczekałam aż wszyscy wyjdą.
Wystarczyło że wychyliłam lekko głowę, a orzeźwił mnie zimny wiatr i w końcu wraz z moją opiekunką wydostałam się z latającej metalowej maszyny.
Już kilkanaście minut później gdy odzyskałam swoje walizki wraz z trzydziestopięciolatką szłam szybkim krokiem w stronę czarnego mercedesa stojącego na parkingu.
W nim czekał ciemnoskóry mężczyzna, który nie był moim ojcem tylko mężem krótkowłosej blondynki, która nie była moją matką.
Facet wysiadł z auta i przejął od nas walizki wkładając je do bagażnika.
Ja w tym czasie otworzyłam drzwi do samochodu i usiadłam na tylnim siedzeniu nakładając na uszy duże szare słuchawki.
Nie minęła minuta jak oboje małżonkowie wsiedli do pojazdu i wyjęli ze schowka mapę ustalając najkrótszą trasę jazdy.
Nagle blondyna obróciła się mówiąc coś do mnie.
- Co ? - zapytałam zsuwając z uszu sprzęt grający
- Pytałam... czy wszystko w porządku - powtórzyła kobieta
- Tak - odpowiedziałam
- A... jak podróż ? - odezwał się kierowca
" Jak zwykle za każdym razem ta sama gadka "
- Tak jak zwykle... czyli w porządku i jednocześnie nie w porządku - odpowiedziałam
- Znów problemy z głową ? - zapytał ze śmiechem w głosie
- Haha... bardzo śmieszne... możemy już jechać ? - zapytałam z deficytem entuzjazmu w głosie
Małżonkowie odwrócili się w końcu do przodu czyli zgodnie z kierunkiem jazdy.
„Łysy" bo tak go nazywam odpalił maszynę i ruszyliśmy w podróż do mojego kolejnego nowego domu.
" Dlaczego kolejnego ? "
Może wyjaśnię wszystko od początku.
***
Nazywam się Jodie Williams mam piętnaście lat i jestem uczennicą na wiecznych wagarach.
Dla jednych wydawało by się to fajne ale dla mnie nie.
" Dlaczego na wagarach ? "
Bo ciągle zmieniam miejsce mojego zamieszkania przez co opuściłam już połowę szkolnego życia.
Więc w wolnym czasie wkuwam zaległe materiały jak i te przyszłe.
" A dlaczego ciągle zmieniam miejsce mojego zamieszkania ? "
Z powodu braku odpowiednich opiekunów.
Można by zapytać po co mi opiekunowie.
Otóż są mi potrzebni a zadecydował o tym nasz szanowny sąd jakbym sobie nie potrafiła zrobić kanapki bo nie mam rodziców.
" Dlaczego ? "
Bo zginęli w wypadku samochodowym, który spowodowali „złośliwi przyjaciele" mojego kochanego taty.
Tak ojciec nie umiał dobierać sobie przyjaciół szczególnie jeśli chodzi o interesy
Ile to już może siedem lat od tamtej pory mieszkałam już w ośmiu różnych domach.
Były to posiadłości rodzeństwa mamy moich dziadków, a nawet wybranej przez pana sędziego rodzinki zastępczej no ale cóż nie udało się.
Teraz jadę do dziewiątego domu jedynego brata ojca, który na szczęście nie ma żadnych złych kolegów.
Wujek Allan jest chirurgiem tak dokładniej i pracuje w szpitalu, który znajduje całkiem niedaleko jego domu.
Z tego co wyczytałam w broszurze, którą mi specjalnie na tą okazję przygotowano a ową broszurę przygotowali mi kolorowi małżonkowie.
Zoye Jones jak już wspominała to krótkowłosa miła i opiekuńcza trzydziestopięciolatka.
Zwykle ubiera się w białą koszulę na to zarzuca czarną marynarkę do tego ma szare spodnie.
Znam ją od kiedy zginęli moi rodzice bo Zoye zawsze mnie odwiedzała i pomagała przy przeprowadzkach.
Lubię ją bo nie pyta tak jak inni agenci powołani przez sędziego.
Jak przeżyłam śmierć rodziców dlaczego jestem smutna i innych takich głupot.
Do tego ma bardzo ładne zielone oczy, które zasłaniają okulary w cienkich brązowych oprawkach ze złotymi detalami.
Mike Jones to trzydziestodziewięcioletni czarnoskóry mąż Zoye.
Zawsze goli się na łyso co mu akurat pasuje.
Ma czekoladowe ciepłe oczy i ubiera się podobnie jak Zoye czyli biała koszulka na to zarzuca czarny garniak i szare spodnie.
Łysy zwykle jest wesoły często się śmieje i prawie ze wszystkiego żartuje co czasem poprawia mi humor gdy mam doła.
Mówiąc wprost lubię ich
Jeśli chodzi o wujka widziałam go może dwa razy w życiu gdy przyjeżdżał odwiedzić ojca.
Pamiętam że był wysokim brunetem i tyle.
Zastanawiam się ile mój kochany wujaszek ze mną wytrzyma pod jednym dachem.
***
Podsumowując wszystko nazywam Jodie Williams i od dziecka widzę złote oczy pod osłoną nocy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top