Rozdział I


Rozdział I

Krew Andegawenów

Wyszehrad, 1378

Przetowłosa* królewna spojrzała tęskno w stronę niewielkiego okna, z którego blask napełnił światłem surowe wnętrze komnaty. Słoneczne poświaty osiadły na grubych, kamiennych ścianach, tworząc świetliste sploty nasuwające dziewczynce na myśl skłębione motki wełny, które widziała nie raz w wiklinowych koszach nadwornych tkaczek. Uroczona tym widokiem królewna, nieśmiało wysunęła główkę, aby choć kątem oka dostrzec, czy i dziedziniec zamkowy został skąpany w promieniach południowego słońca. Lecz ledwie drgnęła ze swojego miejsca przy pulpicie*, a już stanęła nad nią zgarbiona sylwetka surowego duchownego. Dostojnik kościelny pogroził palcem i zadał następujące pytanie:

- Kto był pierwszym królem Węgier?

- Stefan I Święty

- Z dynastii?

- Arpadów

- W którym roku pańskim był koronowany?

Zapadła chwila milczenia. Królewna schyliła potulnie głowę, a na jej licach pojawiły się purpurowe rumieńce. Serce zaczęło szybciej bić, a w oczach zabłysły srebrzyste krople łez. Królewna była świadoma, że za chwilę usłyszy od dostojnika kościelnego kilka gorzkich słów na temat nieuctwa. Zaprawdę sromotna to dla niej kara, lecz jeszcze bardziej smuciła królewnę myśl, że duchowny rady byłby także wychłostać jej rękę tęgą rózgą. Do tego, poczuła się bardziej zawstydzona, gdy za plecami dały się słyszeć przytłumione śmiechy jej starszych sióstr.

- Królewno Katarzyno! – Duchowny skierował swoje siwe spojrzenie w stronę starszej z nich. – Zapewne znasz już odpowiedź na pytanie, które zadałem twej królewskiej siostrze, skoro jej nieuctwo tak bardzo cię bawi?

- Wasza Wielebność*, nie mniej mnie to bawi niż moją królewską siostrę Marię – rzekła rezolutnie królewna, obracając jasną główkę w stronę młodszego od niej dziewczęcia.

- To może królewna Maria raczy udzielić nam odpowiedzi?

- Wasza Wielebność, nie śmiem odezwać się pierwej* niż ma światła*, królewska siostra Katarzyna.

- Silentium*! Obie królewny przepytam dokładnie jutro z Dystychów Katona*.

Gdy Katarzyna z Marią obdarzyły się nawzajem strapionymi spojrzeniami, do uszu zakonnika doszedł cichutki głos najmłodszej królewny, która jeszcze chwilę temu miała zlęknione oblicze.

- W roku pańskim 1001 odbyła się koronacja Stefana I Świętego, Wasza Wielebność.

- Zgadza się, królewno Jadwigo! Rad jestem, żeś raczyła w końcu odpowiedzieć sama.

Królewna uśmiechnęła się z nad swojego pulpitu. Skinęła lekko głową, po czym skierowała spojrzenie na siostry, które zamilkły słysząc, że dostojnik kościelny udzielił Jadwidze pochwałę.

Duchowny chciał zapytać królewny o kolejnych władców węgierskich, lecz wtem z miasta dał się słyszeć dźwięk dzwonów kościelnych, a chwilę potem w całym zamku nastał gwar i zamieszanie. Do kamiennej komnaty zaczęły dochodzić przytłumiony głosy służby i szepty dworaków.

Hałas zakłócił lekcję, przywoławszy duchownego i królewny do okien, przez które zaczęli z ciekawością wyglądać, co też się stało lub jaki szlachetny gość zmierza traktem do wyszehradzkiego zamku. Po chwili, podbiegły do okien i damy dworu z fraucymeru królowej Elżbiety Bośniaczki, które sprawowały opiekę nad królewskimi córkami i doglądały ich nauki w kamiennej komnacie. Niewiasty siedzące do tej pory potulnie w otoczeniu straży i małych pachołków*, w jednej chwili zerwały się ze swoich miejsc i także zaczęły bacznie wyglądać jakiejś znamienitej osobistości przy bramie wjazdowej.

Nagle dało się słyszeć melodię wygrywaną przez królewskich trębaczy, a wraz z nią wszedł do komnaty pachołek w czerwonym kubraku i składanej czapce na głowie. Ukłonił się nisko królewnom, duchownemu i damom dworskim, po czym krzyknął donośnie:

- Miłościwa Królowa Starsza*, Elżbieta wraz z dworem do nas przybywa!

Królewny pisnęły radośnie na wspomnienie ich babki i zaraz zapragnęły wybiec na dziedziniec, aby ze służbą wyjść jej na spotkanie. Jednak opiekunki nakazały im zaniechać tego czynu i w spokoju przeczekać w izbie na rozkazy ich matki, królowej Elżbiety Bośniaczki. Dzieweczki smutno westchnęły, ale zaraz znów podbiegły do okna, aby chociaż obejrzeć wjazd orszaku przez zamkową bramę.

Przez moment błądziły wzrokiem po zielonych pagórkach i wijącej się leniwie błękitnej wstędze Dunaju, aż w końcu spojrzenia ich spoczęły na bramie, którą zaczęli otwierać strażnicy.

- Już jest! – krzyknęła radośnie najmłodsza z królewien, Jadwiga. Liczyła ona dopiero czwarty rok życia, lecz wzrostem była niemalże równa z najstarszą siostrą królewską Katarzyną i śmiało przepychała się z nią przy oknie, chcąc lepiej dojrzeć uroczysty wjazd królowej.

- Zapewne wiezie nam piękne podarki! – Klasnęła w dłonie Maria, po czym zapytała jedną z dam dworu, jakie imię byłoby najodpowiedniejsze dla nowej lalki.

Duchowny natomiast nakazał ciszę, po czym zachęcił królewny do odmówienia modlitwy „ Pater noster* ", jako dziękczynienia za pomyślne przybicie ich babki, królowej. Gdy tylko ich dźwięczne modły ustały, do komnaty znów wszedł pachołek, lecz tym razem z rozkazami od Miłościwej Pani, Elżbiety Bośniaczki, która raczy ujrzeć swe córki w wielkiej komacie.

Damy dworu chwyciły dłonie królewien i udały się z nimi w miejsce wskazane przez posłańca. Zjawiwszy się w wielkiej komnacie, ujrzały zebranych tam dostojników królewskiego dworu, którzy ustawieni w długich szeregach po obu stronach drugiego wejścia do komnaty, zaczęli wznosić okrzyki dosłyszawszy kroki królowej.

Wielka ich była radość, gdy po chwili próg komnaty przekroczyła odziana w jedwabie i drogie kosztowności królowa w otoczeniu swojego dworu, a także miłościwej pary królewskiej. Wsparta na ramieniu swojego syna, króla Ludwika, uniosła dłoń by pozdrowić lud. Wszyscy oddali jej ukłony i ze łzami w oczach wyrażali swą wielką miłość do dawnej pani wyszehradzkiego zamku. Większość służby i dworaków pamiętała bowiem czasy, gdy ich miłościwie panującą królową była Elżbieta Łokietkówna, żona nieboszczka króla Karola Roberta z dynastii Andegawenów, a matka obecnie sprawującego władzę na Węgrzech króla Ludwika. Świetne to były czasy, a i dwór królewski stał się najokazalszy w całej Europie. Do tej pory mury wyszehradzkiego zamku nawiedzali chętnie trubadurzy i rybałci, głosząc rycerskie pieśni. Dostojnicy kościelni i zakonnicy pochwalali bardzo pobożność władcy, krzewiącego katolicką wiarę, zaś możnowładcy ziemscy i potomkowie rodów szlachetnych licznie przybywali na dwór królewski, aby zdobyć obycie i pobierać nauki. Mówiono, że złoty wiek nastał dla Węgier za panowania andegaweńskiej dynastii. Jedynie duchowni od czasu do czasu skarżyli się papieżowi, że władca ich miłościwy Ludwik, według własnego sumienia przydzielał prałactwa, dostojeństwa i beneficja duchowne. Dlatego ich serca bardziej się skłaniały ku królowej starszej Elżbiecie, która to jako gorliwa katoliczka, liczyła się ze zdaniem duchownych i próbowała na ich korzyść zdobyć posłuch u syna. Również i inni dworzanie miłowali nadal swą dawną panią wyszehradzkiego zamku.

Sama zaś Elżbieta Łokietkówna była wielce rada z godności, które jej przysługiwały i szacunku, jakim darzyli ją dworzanie. Chętnie więc odwiedzała rodzinę królewską, aby wraz z synem i jego żoną Elżbietą Bośniaczką, naradzać się w sprawach istotnych dla losów królestwa i węgierskiej korony. Matka króla była też jego namiestniczką na Lechickiej Ziemii*, gdzie w imieniu syna sprawowała rządy na Wawelu i zdobywała poparcie dla dynastii andegaweńskiej u panów krakowskich. Szlachta bowiem nie była rada, że ich król osiadłszy z dworem na Węgrzech rzadko nawiedzał Królestwo Polskie. Z tego też powodu Ludwik Andegaweński był dla swych polskich poddanych cudzoziemskim władcą. Tego przekonania nie zmieniał nawet fakt, iż był siostrzeńcem ich umiłowanego nieboszczka króla Kazimierza z dynastii Piastów. Z trudem król Ludwik i jego matka zabiegali o wawelską koronę, a jeszcze większym wyzwaniem było skłonienie panów krakowskich do wyznaczenie na dziedziczkę którejś z córek królewskich. Potrzeba było wielu starań ze strony Elżbiety Łokietkówny i jej urzędników, aby przekonać możnowładców polskich do niewieścich rządów. Król Ludwik nie omieszkał się nadać przywilej w Koszycach, aby zapewnić koronę którejś ze swoich córek. Jak niegdyś jego ojciec nieboszczyk król Karol Robert pragnął uczynić swych synów spadkobiercami trzech królestw, tak i Ludwik Andegaweński obmyślił jeszcze wspanialsze swe rządy uczynić, dając w posagu każdej z małoletnich córek po złotej koronie. Nie mając bowiem męskiego dziedzica, zapragnął by królewny objęły władzę po nim we wszystkich dobrach ziemskich. Król rad był bardzo z tego zamysłu i dążył do tego, aby jego plany mogły się ziścić.

Gdy tak rozmyślał nad tym u boku matki, wtem dojrzał wśród dworzan swoje królewny. Dziewczątka stały potulnie przy damach dworu, a gdy podeszła do nich babka z rodzicielami, natychmiast dygnęły grzecznie, oddając hołd władcom.

- Wyrosły nasze królewny od ostatniego spotkania – rzekła ich babka, kładąc po kolei dłoń na ich głowach. Elżbieta Łokietkówna uczyniła znak krzyża na czołach wnuczek i nakazała służbie przynieść drogocenne podarki.

Potem król wydał rozkaz, aby przygotowano ucztę na cześć starszej królowej, zaś Elżbieta Bośniaczka posłała pachołków po grajków by tańce urządzić. W tym czasie damy dworu zabrały królewny do komnaty, gdzie miały dalej towarzyszyć babce i parze królewskiej.

Udały się więc do pomieszczenia, którego ściany ozdabiały kobierce i malowidła o tematyce rodzajowej. Po bokach sali były ustawione drewniane ławy i miejsca do siedzenia, a najbardziej zaszczytne miejsca zostały przeznaczone dla członków królewskiej rodziny. Stara królowa i para królewska zasiedli na pięknie rzeźbionych tronach, zaś małe królewny spoczęły przy ich kolanach. Damy dworu zasiadły obok grajków, którzy także zaczęli gromadzić się w komnacie.

- Zagrajcie nam coś, ale żywo! – Klasnęła w dłonie Elżbieta Bośniaczka. A zaraz po jej okrzyku kilku paziów w błękitnych kaftanach sięgnęło po lutnie i dźwięczne fletnie. Muzyka była miła dla ucha, więc zaraz to kilku dworaków stanęło przed damami, zapraszając je do tańca. Wszystkim dopisywały humory, a i sama starsza królowa była rada z tak dobrej zabawy. Choć liczyła już siedemdziesiąty-drugi rok życia i nie przepadała za dworskimi tańcami, z uwagą przysłuchiwała wygrywanej melodii i z uśmiechem podziwiała tańce dworaków.

Wtem do komnaty przyszły cztery inne damy z fraucymeru Elżbiety Bośniaczki, prowadzące przed sobą dwoje dziewczątek, zbliżone wiekiem do królewskich dziatek. Przetowłose, o bladych licach i takich samych skromnych sukienkach z niebieskiego materiału, skłoniły się na widok miłościwych władców i podeszły bliżej starszej królowej. Elżbieta Łokietkówna odpowiedziała im skinieniem głowy, po czym posłała sługę po drobne podarki na dzieweczek.

Były to Anna i Jadwiga, sieroty po nieboszczyku królu Kazimierzu z dynastii Piastów. Po śmierci ojca zostały zabrane przez Ludwika Andegaweńskiego na dwór węgierski, gdzie zostały uznane za niegodne ojczystej korony. Król chcąc zapewnić sukcesję w Królestwie Polskim jednej z jego córek musiał wydziedziczyć sieroty i upewnić się, że w przyszłości nie sięgną po wawelską koronę. Powołał on złożony z duchownych i świeckich sędziów trybunał, zważywszy, iż zmarły król Kazimierz, pojął ich matkę za żonę, jako swoją trzecią małżonkę, jeszcze za żywota odprawionej do Niemiec drugiej. Uznano więc obie królewny za dzieci ślubów nieprawych i nakazano traktować je surowo na węgierskim dworze. Zostały więc policzone do fraucymeru królowej Elżbiety Bośniaczki, aby nabrały obycia, a w przyszłości można je było wydać za możnowładców z dalekich krain. W ten sposób król Ludwik Andegaweński pragnął raz na zawsze pozbyć się przeszkód, która stały na jego drodze do zapewnienia sukcesji którejś z jego córek na polskim tronie.

Na dworze węgierskim nie zwracano więc uwagi na małe sierotki z dynastii Piastów i tylko przy odwiedzinach ich królewskiej ciotki Elżbiety Łokietkówny, pozwalano im uczestniczyć w dworskich zabawach i ucztach. Jedynie małe królewny andegaweńskie raz po raz dziwiły się kim są te smutne dzieweczki i dlaczego babka traktuje je z pewną, aczkolwiek oszczędną czułością.

- Czym dobrze słyszała? – rzekła królewna Maria do swoich siostrzyczek. – Na Rany Pańskie mogłabym przysiąc, że babka nazwała je królewnami.

- I tym razem ma dla nich podarki! – dodała Katarzyna z wyrzutem w głosie.

- Biedne dziewczątka – westchnęła najmłodsza Jadwiga, przyglądając się smutnym obliczom sierotek. – Nasza babka królowa jest dla nich wielce miłościwa.

- Nie kłopocz się nimi, Jadwigo – szepnęła Katarzyna, po czym wskazała na pachołka, który właśnie wszedł do komnaty.

- Wasze Królewskie Wysokości – Ugiął się w pasie młodzian. – Uczta gotowa!

Na te słowa król Ludwik klasnął w dłonie, kończąc zabawę, po czym wraz z całym dworem udał się na posiłek.


Słowniczek

* przetowłosa – mająca rozpuszczone włosy i nie nakrytą głowę.

* Wasza Wielebność – tak tytułowano duchownych, będących biskupami. Królewny na pewno pobierały naukę od dostojników kościelnych. Być może niekoniecznie to byli biskupi, tylko np. zakonnicy, ale niestety nie znalazłam dokładniejszych informacji na temat tego, jacy dokładnie duchowni zajmowali się edukacją królewien na dworze królewskim w Wyszehradzie.

*pierwej – pierwsza.

* światła – mądra, wykształcona.

* silentium – cisza ( z jęz. łac.)

*Dystychy Katona („Disticha Catonis de moribus"), zawierały główne zasady moralne ujęte w łatwych do zapamiętania dwu- lub czterowierszach.

* pulpit - płaska, nachylona pod pewnym kątem powierzchnia, najczęściej wykorzystywana jako miejsce do pisania.

* pachołek - człowiek pełniący jakieś posługi u kogoś.

* Królowa Starsza – Chodzi o Elżbietę Łokietkównę. Po objęciu korony na Węgrzech przez jej syna Ludwika Andegaweńskiego i jego żonę Elżbietę Bośniaczkę, dla odróżnienia od synowej używała tytułu „ królowej starszej".

* „Pater Noster" – „Ojcze Nasz"

* Lechicka Ziemia – tak nazywano dawniej teren Królestwa Polskiego.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top