Rozdział trzeci- Ciąża

Po zaręczynach nastąpił niezapomniany w dziejach ślub. Młoda para nie mogła się doczekać frazy Ogłaszam Was mężem i żoną.Możesz pocałować pannę młodą. Do tego momentu stali na szpilka by było już po wszystkim i zacząć życie jako pan i pani Pevensie.

Pocałunek nastał i oklaski i wiwaty całej Narnii. Kiedy powrócili na ziemie z krainy rozkoszy, przeszli do sali balowej i zaczęło się jedno z największych wesel na Ziemi.

Wszystko było pod dostatkiem. Fauny grały na fletniach i czarowały atmosferę. Skrzaty opowiadały kawały i zabawiali gości. Centaury tańczyły na środku sali. Goście natomiast siedzieli przy stole i głośno się śmiali i rozmawiali.

Młodej parze w środku wesela udało się uciec do komnaty króla. Zamknął za sobą drzwi i powoli podszedł do swojej żony.

-Mam nadzieje droga żono, że nie obrazisz się za ten wypadzik?- spytał i umieścił swoje dłonie na jej przedramieniach.

Z jej ust uciekł lekki jęk. Piotr przeniósł swoje ręce na guziki od sukni, która mino swojej piękności jedynie teraz mu zawadzała. Powolnym ruchem zaczął rozpinać ubrania.

Gdy rozpiął ostatni guzik ściągnął suknie ze swojej żony powolnym ruchem. Ubranie spadło na podłogę a Rina pozostała w bieliźnie. Odwrócił ja przodem do siebie i mocno pocałował ja w usta. Kobieta czuła jakby ktoś nagle rozpalił u niej ogień i chce poczuć go jeszcze bardziej. Piotr powolnym krokiem doprowadził ich na kraniec ich łóżka. Upadli na nie, nie przestając się całować.

Ich rozkosz trwała całą noc. Nie liczyło się dla nich nic, tylko liczne pocałunki, szereg spełnienia i miłość.

Następnego ranka Rina wstała jako pierwsza i pomyślała; Jestem żoną Piotra. Rozpierała ją radość i wielka euforia. Spojrzała na drugą część łoża, jej mąż nadal spał i wyglądał wręcz zabójczo.

Czy tak będzie każdego ranka?, pomyślała i owinąwszy  się w pościel odnalazła na podłodze swoją bieliznę i ją założyła.

Gdy odnalazła w komnacie suknie zauważyła, że łóżko jest puste. Zaczęła kręcić głową we wszystkie strony aż nie poczuła rąk wokół swojej tali, które lekko ją  ścisnęły.

- Uciekłaś- wyszeptał Piotr do jej ucha.

-Nie prawda- zaśmiała się i odwróciła głowę w jego stronę.- Poszłam tylko się odświeżyć i ubrać.

-Tak teraz będzie co ranek- powiedział rozmarzonym głosem król i uśmiechnął się lekko.

-Chodźmy już na śniadanie.- Wydostała się z jego objęć.

-Musimy- jęknął Piotr.

-Mamy dużo pracy przed sobą.

-A miesiąc miodowy?- spytał się i zaczął się ubierać.

-Kiedy indziej.- Pocałowała go w usta.

-Na co ja się zgodziłem?- spytał samego siebie.

-Na ślub ze mną.

-I nie żałuje.- Wziął ja w swoje objęcia i pocałował delikatnie w usta.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Minęło parę lat. W Narnii jeszcze tak dobrze nie było. Para królewska sprawowała swoje rządy najlepiej z dotychczasowych władców. Byli sprawiedliwi i miłosierni. Pomagali biedny i złagadzali spory.

Jednak od pewnego czasu królowa nie czuła się zbyt dobrze. Miała ciągłe mdłości i nie raz wymiotowała. Martwiła się o siebie, Piotra i pozostałych. Postanowiła zrobić jedną rzecz.

Kiedy król Piotr pojechał na polowanie razem z kilkoma myśliwymi i bratem, udała się do zielarza i zarazem czarownika niedaleko pałacu. Żył w niewielkiej drewnianej chatce u stup wielkiego boru. Pokryjemy wymknęła się z pałacu i poszła do niego z wizytą. Dzięki znajomości wielu tajemniczych przejść i komnat uciekła z zamku i na piechotę dotarła do domu starca.

Gdy tam się znalazła zapukała do drzwi.

-Niech Wasza Wysokość wejdzie- usłyszała zachrypnięty głos.

Wzdrygnęła się. Popchnęła drzwi i weszła do środka.

-Skąd wiesz, że to ja starcze?- spytała się królowa i usiadła na małym krzesełku.

Mężczyzna stał przy kotle i mieszał jakieś nieznane królowej substancje. Miał na sobie kaptur zakrywający całą twarz. Jedyne co mogła u niego dostrzec były ręce, mocno pomarszczona i zwisająca skóra z wystającymi żyłami.

-Wiem co cię trapi, królowo- zwrócił się do niej i odszedł od gotującego się kotła.-I nie wiem czy to odpowiedni na to moment.- Zdjął kaptur ze swojej głowy i odwrócił się do niej.

Jego twarz była mniej pomarszczona od rąk, ledwo było oczy widać a usta były spróchniałe i suche.

-Czy to o czym myśle, na prawdę się we mnie dzieje?- spytała i przyłożył rękę do brzucha. Zielarz skinął głowa.

-Jednak muszę cię ostrzec, królowo- powiedział starzec i usiadł na fotelu obok kominka.- I prosić cię o prośbę.

-Czy będzie zdrowe?- spytała nie słysząc gadaniny mężczyzny.

-Będzie- zaśmiał się i uśmiechnął.

-Wybacz, że ci przerwałam.- Spojrzała na niego.- Co chciałeś mi powiedzieć?

-W dniu narodzi stanie się coś okropnego- jego głos wydawał się mroczny.- Ale i wcześniej spotka cię przykrość.

-Co ma się wydarzyć?- Królowa była zaniepokojona.

-To czas pokaże. Ja tylko czuje zagrożenie, nie wiedzę przyszłości.

-Co to za prośba?

-Poproś króla by wykonał naszyjnik z tego.- Z kieszeni swojego płaszcza wyciągnął małej wielkości kamyk, niczym nie wyróżniający się kamyk.- Ma go nosić każdy narodzony potomek waszego rodu. Noś go cały czas.- Wystawił rękę w jej stronę.

Królowa wstała z krzesełka i podeszła do starca. Z lękiem przejęła kamyk i szybko cofnęła rękę.

-Po co mi on?- spytała i zmarszczyła brwi.

-Pomoże on pewnej osobie za pewniej czas.- Uśmiechnął się.- Leć królowo za niedługo król wróci z polowania.

Kobieta oddaliła się od chatki i coraz bardziej czuła się dziwnie. Skąd tyle ten starzec o mnie wiedział?, pomyślała.

Kiedy znalazła się na zamku rzeczywiście usłyszała róg łowiecki oraz szczekanie psów. Szybkim krokiem udała się na płac główny i czekała z cierpliwością cna męża.

Brama otworzyła się i gwara łowczych na koniach wjechała na plac. Uśmiechnięta królowa powolnym krokiem zeszła ze schodów i czekała na Piotra.

-Witaj kochanie- przywitał się król i pocałował Rine w usta.

-Miło cię widzieć mój drogi.- Oświadczyła z małym uśmieszkiem.

-Co się stało?- spytał i objął ja w pasie.

-Nic się nie stało.- Położyła swoje ręce na jego karku.

-Znam ten uśmieszek - powiedział.

-Miałeś się dowiedzieć później, ale nie chce już czekać!

-O co chodzi?

-Jestem przy nadziei- wyszeptała i spojrzała prosto w jego oczy.

Piotr przez chwile stał bez ruchu a później krzyknął z całych sił i odrzucił głowę do tyłu. Wszyscy przestraszeni wyciągnęli miecze i rozglądali się czy było jakieś zagrożenie.

-Piotrek co ty odwalasz?- spytał się Edmund, gdy podszedł bliżej brata.

-Będę miał dziecko!- krzyknął jeszcze raz i obrócił swoją żonę dookoła własnej osi.

Wszyscy obecni na placu zaczęli wiwatować i krzyczeć. Będą mieli następcę tronu i to jednego z Czterech Wielkich Władców.

-Mam do ciebie prośbę- powiedziała królowa wieczorem, gdy razem leżeli w łożku.

-Cokolwiek chcesz będzie spełnione- powiedział jak zaczarowany i zaczął bawić się jej włosami.

-Proszę stwórz z tego kamyka naszyjnik.- Znalazła przedmiot od starca i pokazała go mężowi.

-Jest dla ciebie ważny?- spytał się i obejrzał przedmiot.

-Okaże się po pewnym czasie.- Uśmiechnęła się i ułożyła swoją głowę na piersi Piotra.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top