Rozdział 4
W karczmie zostało tylko kilku niedobitków obsługiwanych przez ojca Lynthii Severina Vespera. Ich bełkot rozchodził się po izbie przy akompaniamencie trzaskających w kominku płomieni, które – dzięki magicznym bryłom węgla – raz zapalone żarzyły się przez kilka dni.
Lynthii udało się wspiąć na schody z uwieszonym na niej magiem. Mieli szczęście. Dotarli na trzecie piętro niezauważeni przez nikogo. Ostatnią prostą pokonała już resztkami sił. Nie spodziewała się, że wciągnięcie półprzytomnego człowieka okaże się aż takim wyzwaniem. Potrzebowała kąpieli. Spodnie oraz tunika lepiły się do niej. Czuła cieknące po plecach strużki potu. Gdy już wyobrażała sobie bąbelki i woń kwiatowego olejku, uratowany przez nią mężczyzna ściągnął ją na ziemię.
– Jak nam idzie? – zapytał zachrypniętym głosem, mrugając nerwowo opuchniętą powieką.
– Nam? – prychnęła z pogardą Lynthia.
Znajdowali się w korytarzu oświetlonym jedynie przez dwie pochodnie umieszczone na obu jego końcach. Lynthia oparła maga o balustradę, a sama zgięła się wpół i gwałtownie nabrała powietrza. Nogi drżały jej z wysiłku, a w lewej ręce straciła czucie. Potrzebowała dłuższej chwili, żeby odzyskać siły.
– Czy elfy nie powinny być niesamowicie sprawne i zwinne? Spacer z bagażem w postaci mojej półprzytomnej osoby odebrał ci wszystkie moce – zauważył, a elfka posłała mu wrogie spojrzenie sugerujące, by lepiej się zamknął. – Poza tym skoro masz we krwi magię powietrza, nie mogłaś mnie jakoś przenieść tymi swoimi sztuczkami?
Sztuczkami?! Co za idiota! Lynthia walczyła z chęcią zepchnięcia mężczyzny ze schodów. Może powinnam go jednak zostawić w tej alejce?
Spojrzała na niego i po jego minie wywnioskowała, że mówił poważnie. Czekał na jej odpowiedź bez ironicznego uśmiechu. Westchnęła przeciągle.
To możliwe, że magowie są tak niedouczeni?
– Wiesz, odkąd skończyłam szkołę, minęło kilka lat – sarknęła. – Od tamtej pory nikt nie kazał mi biegać po lesie, wzmacniać mięśni czy doskonalić umiejętności walki wręcz. A co do moich magicznych sztuczek... Jeśli już musisz wiedzieć, to nie opanowałam jeszcze wszystkich możliwości swojego żywiołu.
– Sądziłem, że rodzicie się potężni. – Cmoknął z zawodem.
– Tak, a na obiad, żeby zachować krzepę, jemy niemowlęta śmiertelników. – Spojrzała na niego krzywo. – No dobra, mówiąc poważnie, każdy elf rodzi się z charakterystycznymi dla naszej rasy zdolnościami. Mamy bardziej wyczulone zmysły. Oprócz tego z wiekiem dochodzą nadnaturalna zwinność i tężyzna. Jeśli jednak nie dbasz o nie odpowiednio, ciało straci swoje ponadprzeciętne możliwości. Oczywiście można je odzyskać. Wystarczy znowu zacząć ćwiczyć. I dokładnie tak samo jest z magią. Jeśli jej nie używamy i nie rozwijamy, to pozostajemy z podstawową mocą. Nikt z nas tylko z faktu urodzenia się elfem nie ma atletycznej budowy ciała ani nie umie podpalić kogoś jednym spojrzeniem.
Spojrzała na niego wyniośle. Czuła, że mag znał jej lud tylko z opowieści.
– To... zupełnie nowe dla mnie informacje.
– Jakoś mnie to nie dziwi.
Lynthia podeszła do maga i raz jeszcze zarzuciła sobie jego ramię na barki, a wolną dłonią objęła go w pasie. Z daleka widziała drzwi na końcu korytarza, do których powoli zmierzali.
– Jeszcze tylko kilka kroków i będziemy w moim pokoju – zapewniła.
– Szkoda, że jestem w takim stanie. – Wyszczerzył się.
W zamian za prostacki tekst uszczypnęła go mocno w bok. Syknął, ale uśmiech dalej nie schodził mu z twarzy.
– Wyglądasz, jakbyś był bliski śmierci, a jednocześnie zachowujesz się, jakbyś całkiem dobrze się bawił w tej sytuacji – mruknęła.
– Kiedy opanowałem swoją moc, przestałem się przejmować drobnymi urazami. Wszelkie obrażenia znikną z czasem same. Mam nadzieję – dodał pod nosem.
– Masz nadzieję?
Wciągnął gwałtownie powietrze i milczał przez chwilę. Przyszło jej na myśl, że prawdopodobnie decydował o tym, co jej powiedzieć, a co zostawić dla siebie.
– Jakiś czas temu mój brat, wraz z gronem bliskich przyjaciół, zaczął interesować się starą magią. Czy to określenie coś ci mówi?
Pokręciła głową.
– Tak myślałem. Niewiele osób rozpowszechnia tę wiedzę. I według mnie nie powinno się jej rozpowszechniać wcale – dodał i splunął krwią. – Pozwól, że streszczę ci swoje niedawne doświadczenia. Jak oboje wiemy, bóg magów Aeron zazdrościł elfom zdolności magicznych, jakimi obdarowała was Zoriana, i oczywiście długiego żywota. Nie był do końca zadowolony ze swego dzieła. – Wskazał palcem na siebie, a na jego usta wypłynął grymas odrazy. – Ale pewnie nie wiesz, że istnieje stara zaczarowana księga, którą jedynie istoty magiczne mogą ujrzeć. Zapoznanie się z nią uruchamia w tobie pewien proces, na skutek którego twoja magia ulega zmianie. Tyle że w jego rezultacie albo giniesz, albo otrzymujesz całkowicie nowe zdolności, nawet takie, o których nikt jeszcze nie słyszał – mówił coraz szybciej i ciężko dyszał. – Mój brat nie rozumiał, że taka potęga jest niebezpieczna, za wszelką cenę chciał ją posiąść, ale sam jest wielkim tchórzem...
Na jego twarzy pojawił się zbolały uśmiech. Nieporadnym ruchem potarł zakrwawione powieki, które wyglądały już trochę lepiej.
– Podstępem umieścił więc tę księgę w moim pokoju, a kiedy wyczułem jej bliskość, nie mogłem się sprzeciwić mocy, która mnie przywoływała. Spojrzałem na jej strony, zobaczyłem swoje marzenia przelane na papier i błogie uczucie rozlało się w moim wnętrzu. Brat przygotował taką zasadzkę na mnie, bo sam bał się pierwszy spróbować, a miał świadomość, że ja z własnej woli nie sięgnę po tę splugawioną moc. Obaj wiedzieliśmy, że proces, który zainicjuje spojrzenie w księgę, jest niezbadany i ryzykowny, że można od tego nawet zginąć. Nienawidzę go – sapnął, wykrzywiając usta z obrzydzeniem. – Proces we mnie już się zaczął i dlatego moje samoleczenie zajmie tyle czasu, nie miałem nawet pewności, czy w ogóle się rozpocznie. Przybyłem tutaj, by w waszej mądrości znaleźć odpowiedzi i sposób, jak się tego pozbyć.
Lynthia, oszołomiona jego opowieścią, zatrzymała się przed swoim pokojem. Uchyliła drzwi, uważając przy tym, aby jej kot nie uciekł, i wgramoliła się do środka razem z mężczyzną. Pomieszczenie było skromne, daleko mu do najlepszych kwater na wynajem. Nie wiedzieć czemu, nagle ją to zawstydziło i zaczęła się zastanawiać, czy mag nie będzie narzekał na brak wygód.
Właściwie... dlaczego mnie to obchodzi? – upomniała się w myślach.
Niewielki prostokątny pokój z łazienką był jej oazą. Naprzeciwko drzwi znajdowało się podwójne łóżko, które skrzypiało przy najmniejszym ruchu, na nim liczne poduszki i koce uszyte przez tutejsze szwaczki. Lynthia uwielbiała ciepło, dlatego takich dodatków nie brakowało w jej pokoju. Po prawej stronie łóżka stała mała komoda z lampionem i kilkoma szufladami na szpargały. Obok komody znajdowało się duże okno balkonowe. Zamknięte okiennice blokowały mocne podmuchy wiatru, które próbowały przez każdą szczelinę wbić się do środka. Ostatnim elementem wyposażenia była wysoka do sufitu szafa stojąca tuż przy wejściu, na prawo od drzwi. W samym rogu, tuż przy oknie, w niewielkim kominku wciąż tlił się ogień. Na ścianie z kominkiem znajdowało się wąskie przejście, które prowadziło do łazienki. Odrobinę prywatności podczas korzystania z niej zapewniała ciemna bawełniana kotara zastępująca drzwi.
– Zamilkłaś – zagaił mag, wyrywając ją z zamyślenia.
Gdy kotka Lynthii usłyszała głos obcego mężczyzny, zestresowana uciekła pod łóżko. Elfka lekko popchnęła maga w kierunku łazienki.
– Po prostu się zamyśliłam. Lepiej, żebyś nie miał problemu ze spaniem na podłodze. – Spojrzała na futro pomiędzy kominkiem a łóżkiem. Nieregularny kształt z długim włosiem czarnego wilka, w którym rano miło było zanurzyć stopy, miał posłużyć za posłanie dla niespodziewanego gościa.
Przeszło jej przez myśl, czy ze względu na stan jego zdrowia nie powinna mu odstąpić swojego łóżka.
– Byle tylko nieco się obmyć i spędzić noc w cieple. Moja magia, choć powoli, zaczyna działać. Rana na nodze się zasklepiła, nawet zacząłem widzieć na jedno oko – oznajmił z entuzjazmem. – I nie. Nie mam problemu ze spaniem na podłodze. I tak już wystarczająco dla mnie zrobiłaś.
– No to bierzmy się do roboty.
Odsunęła kotarę, za którą była łazienka, przysunęła stołek do drewnianej balii i odkręciła kurek z bieżącą wodą. Sprawdziła jej temperaturę, po czym dodała ziołowego płynu i dosypała soli.
– Co robisz? – zapytał niepewnie.
Spoglądał na kran, z którego leciała parująca struga. Usiadł na stołku, który mu wskazała, i wyglądał, jakby ujrzał ducha.
– Przygotowuję ci kąpiel? – Ni to stwierdziła, ni zapytała.
– Kąpiel... A jak sprawiasz, że woda jest ciepła?
– Wodę mam z rur, w których jest już nagrzana. Magicznie oczywiście – wyjaśniła. – Nic nie muszę robić. Sama decyduję, czy chcę odkręcić dopływ zimnej czy ciepłej wody. – Dziwnie się czuła ze świadomością, że tłumaczy komuś takie oczywistości.
Kucnęła przed nim i zaczęła ściągać z niego przemoczone i brudne ubrania, zaczynając od koszuli. Początkowo protestował, ale po tym, jak guzdrał się przez minutę z jednym rękawem, dał za wygraną. Złapała więc za dół niegdyś białej, a teraz głównie brunatnej tuniki i uniosła ją. Zdjęcie jej okazało się niemałym wyzwaniem z uwagi na pot i krew, przez które materiał lepił się do ciała mężczyzny. Mag schylił się do swoich butów, ale syknął z bólu i na powrót się wyprostował. Pomogła mu zatem zdjąć również buty, po czym rzuciła je w kąt.
– A wy skąd macie wodę w Althei? – Kucała przed nim, zerkając na niego podejrzliwie spod ściągniętych brwi.
– No cóż, jest system rurociągów, jeszcze z czasów, gdy elfy mieszkały z nami. Tyle że mizernie działa, ponieważ po nałożeniu klątwy nikt z nas nie wiedział, jak to funkcjonuje, i nie miał kto tego doglądać. W końcu wymyśliliśmy, jak ogrzać i rozprowadzić wodę, ale z takich luksusów korzystają tylko arystokraci, no i rodzina królewska. – Z trudem uniósł rękę i przeczesał swoje przydługie, brudne włosy, myśląc nad czymś intensywnie. – Rury działające w domach zwykłych ludzi niosą tylko zimną wodę. A rodziny, które nie miały szczęścia zająć starszych budynków, gdzie takie instalacje już istniały, muszą sobie radzić inaczej: czerpią wodę ze studni, a w górach ze strumieni. Nabierają ją wiadrami, po czym grzeją nad paleniskiem.
– No tak, teraz wszystko jasne – skwitowała. – Elfy wymyśliły ten system, ale żeby działał, potrzebna jest nasza magia i bryły węgla. To dzięki nim ogrzewamy wodę oraz wszystkie budynki. Nie wiem, jak to robią u was, ale pewnie innym sposobem.
– Magiczny węgiel i woda... – Z zadumą wpatrzył się w parę unoszącą się nad balią. – Jak to działa? – zagaił.
Lynthia próbowała doszukać się w tych słowach szyderstwa lub zazdrości. Ale na próżno. Wyglądał na szczerze zaciekawionego.
– Elfy władające żywiołem ognia rzucają zaklęcie na wydobywany przez nie węgiel. Wtłaczają odrobinę esencji swojej magii w surowiec i takim sposobem jeden kawałek potrafi płonąć w palenisku przez kilka dni, w zależności od swoich rozmiarów. Podobnie elfy obdarzone mocą wody tchnęły swoją magię w samą instalację. Wodę doprowadzamy z Morza Cichego, gromadzona jest w dwóch zbiornikach. W jednym zwykła oczyszczona, ale zimna, w drugim zaś magiczna gorąca. Pod miastem zakopane są rury, które odpowiadają za dopływ świeżej wody do każdego domostwa – wyjaśniła. – Oczywiście nic nie trwa wiecznie i wszystko może się popsuć, dlatego trzeba regularnie sprawdzać zbiorniki oraz rury i podsycać magiczną esencję.
– To dlatego... – szepnął ze zrozumieniem. – Po prostu was zabrakło i...
– Mówisz to w taki sposób, jakbyśmy mieli wybór – burknęła pod nosem.
– Przepraszam, wiem, że dla elfów temat związany z klątwą to punkt zapalny.
– Spokojnie, nie jestem słabo rozgarniętym umysłowo elfem, który żyje tylko dla zemsty. Mogę normalnie rozmawiać na te tematy, dopóki nie zaczniesz się wywyższać ze względu na swoją rasę – odparła, wykrzywiając usta w złośliwym grymasie.
Parsknął cichym, chrapliwym śmiechem.
– Ja również nie jestem ignoranckim prostakiem. Nie martw się, nie będę się wywyższać. Jak się nazywasz? – wypalił, całkowicie odbiegając od tematu.
– Ja? – Przystanęła w osłupieniu z jego brudnymi ubraniami w dłoniach.
– A kto inny? – Wygiął usta rozbawiony. – Chciałbym poznać imię kobiety, która mnie rozbiera.
– Bardzo śmieszne – odparła z przekąsem. – Jestem Lynthia.
– Miło mi cię poznać, Lynthio.
– I wzajemnie... – Mówiąc to, uświadomiła sobie, że nie skłamała. Mężczyzna wydawał jej się naprawdę ciekawy.
– Nevril. Nazywam się Nevril.
Była pewna, że pokiereszowany mag nadal niewiele widział, mimo to odnalazł jej dłoń, uniósł ją do ust i złożył na niej pocałunek. Choć jego wargi były spękane i lepkie od krwi, to zdawało jej się, jakby był to najbardziej uroczy gest, jakiego doświadczyła. Odrętwiała na krótką chwilę, bo pierwszy raz spotkała się z takim traktowaniem. Poznała wielu mężczyzn z uwagi na miejsce, w którym pracowała, ale zwykle była świadkiem raczej prostackich zachowań z ich strony.
Kaszlnęła, aby ukryć zakłopotanie.
– Spodnie. – Wskazała na dolną partię jego ciała, a on podążył wzrokiem za jej palcem. – Możesz je zdjąć sam?
– Raczej nie. Czuję, że mam złamane dwa żebra i nie jestem w stanie się pochylić. – Rozłożył dłonie w przepraszającym geście.
Stała właśnie przed półnagim, pokrytym warstwą brudu, krwi i potu magiem ze świadomością, że zaraz zobaczy go całkiem nagiego. W końcu ktoś musiał mu pomóc wejść do tej balii.
To tylko facet. Widziałaś już jednego bez przyodziewku. Co z tego, że jest człowiekiem, a nie elfem? Anatomicznie niczym nie będzie się różnił – przekonywała się w myślach, dodając sobie otuchy.
Ujęła go pod pachy, co Nevril zrozumiał jako sygnał do opuszczenia stołka. Podparł się na niej i sam rozpiął spodnie. Choć Lynthia powtarzała sobie, że tylko pomaga mu w kąpieli, nie mogła pozbyć się wypieków na policzkach.
– I jak widok? – Nevril przerwał ciszę dwuznacznym pytaniem, sprawiając, że poczuła się jeszcze bardziej skrępowana.
– Okropny – zażartowała. – Jesteś w połowie pokryty ziemią i zaschniętą krwią. Na pierwszy rzut oka masz liczne zadrapania, trzy płytkie rany po sztylecie, ale najgorzej wygląda twoja twarz. – Zlustrowała go z góry na dół, unikając jednego konkretnego miejsca. – Bieliznę musisz zdjąć jakoś sam.
– Przepraszam, że postawiłem cię w tak niezręcznej sytuacji.
– Słucham?
– Rumienisz się.
– Nie jestem jakąś cnotką – obruszyła się.
– Gdybyś była oswojona z męskim ciałem, nie widziałabyś problemu z ujrzeniem go w całej okazałości. – Uśmiechnął się znacząco.
Omiotła go wzrokiem, chcąc mu udowodnić, że się myli. Jednak gorąco, które zaczęła odczuwać, świadczyło o tym, że jego nagość jednak ją krępowała. Przymknęła oczy rozdrażniona faktem, że miał rację.
Stali naprzeciwko siebie w ciszy i bezruchu. Nevril w końcu zsunął częściowo bieliznę, po czym pozbył się jej kilkoma ślamazarnymi ruchami. Lynthia wciąż utrzymywała wzrok na poziomie jego torsu.
– Pakuj się do wody – poleciła stanowczo.
Z uśmiechem oparł się na jej ramionach, wszedł do balii i zanurzył się cały. Wyłonił się dopiero po chwili i odetchnął głęboko. Woda zdążyła się zabarwić na rdzawy kolor i dopiero gdy ich oczy się spotkały, Lynthia uświadomiła sobie, że powinna była wyjść. Nevril obserwował zmieszaną elfkę, po czym wykrzywił usta w grymasie zadowolenia i uniósł brwi.
– Zostajesz tu ze mną?
– Już sobie idę, przyniosę ci czyste ubrania. – Wycofując się z łazienki, uśmiechała się nerwowo. Miała ochotę rozpłynąć się w powietrzu.
– Już się napatrzyłaś? Nie chcesz zaczekać do końca kąpieli, aż będę czysty? Dopiero bez tej krwi i brudu będzie na czym zawiesić oko.
– Chyba jednak wolałam cię, gdy z oczami przerażonej łani szukałeś wybawienia z ramion dam do towarzystwa albo gdy leżałeś konający w tamtej ciemnej alejce.
– No i po co te kłamstwa? – Nevril parsknął radosnym śmiechem, sprawiał wrażenie, jakby się świetnie bawił.
W co ja się wpakowałam? – pomyślała i skarciła się za swoje wyjście do Rozpustnego Napitku.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top