꧁W cieniu mroku꧂

Od tamtego dnia dużo się zmieniło. Niemcy zamknął się na wszystko. Jego myśli wciąż krążyły wokół słów Polaka. W końcu słowa od najbliższych bolą najbardziej. Rosja niejednokrotnie starał się w jakikolwiek sposób poprawić humor Niemcom, lecz na darmo. Nie wiedział bowiem co leży na sercu młodszego, więc i nie miał pojęcia, w czym dokładnie ma go pocieszyć. Niemcy nie chciał mu o niczym mówić. Zakorzeniły się w nim wątpliwości względem wszystkiego. Koszmary nocne nasiliły się i nie pozwalały spokojnie spędzić nocy. Każdego dnia Niemcy tracił część swych wcześniejszych motywacji.

- Wszystko w porządku, bracie ? - spytał Rosja siadając obok niego na stołówce.

- Ja... alles ist gut. (Tak... Wszystko w porządku) - odparł German bawiąc się swoim telefonem.

- Nie wygląda. - mruknął Rosja. - Jesteś pewien? Ostatnio inaczej wyglądasz. Gorsze noce ?

- Wszystko w porządku Russland. Nie przejmuj się niczym. - odparł młodszy kładąc telefon i spoglądając na niego zmęczonym spojrzeniem.

- Nie mogę. Widzę, że coś się dzieje. Powiedz co. - Rosja położył dłoń na jego. Niemcy wzdrygnął się i zabrał dłonie. Położył je na kolanach.

- Wszystko w porządku. Nie przejmuj się. Muszę iść.

- Germaniya... - Rosja chciał chwycić jego dłoń, lecz Niemcy szybko odszedł. Rosja westchnął. Pogrążył się w myślach. Co stało się jego przyjacielowi? W czym tkwi przyczyna jego stanu?

- Hey Russia! - przywitał się Ameryka siadając obok niego.  Rosja zaskoczony jego towarzystwem wzdrygnął się i uśmiechnął po chwili.

- Privet Amerika. - odpowiedział. 

- Wolne, prawda? - spytał, a Ruski skinął głową. - Wszystko w porządku?

- Net... coś jest nie tak z Germaniyą...

- Cięższe dni?

- Nie mam pojęcia. O niczym mi nie mówi.

- Daj mu czas. Może potrzebuje chwili dla siebie?

- Może masz rację. Boję się jednak, że potrzebuje mojej pomocy, a boi się o nią prosić.

- Jestem przekonany, że gdy tylko będzie cię potrzebować, przyjdzie.

- Dzięki Ame.  A co u ciebie?

- Po staremu. Francja wciąż chodzi ze mną krok w krok.

- Może powiedz ojcu, że nie chcesz z nią być.

- Żeby to było takie proste. On ma swoje plany i dąży do nich bez względu na wszystko.

- Ale twoje szczęście powinno być dla niego ważne.

- Jest... Chyba... - Ameryka westchnął i położył głowę na rękach, które opierały się o stół łokciami. - Sam już nie wiem. Ciągle się gubię w jego planach.

- Na twoim miejscu pogadał bym z nim.

- To nie takie proste. Ojciec ma swoje wizje i ciężko go przekonać do zmian.

- Nie zazdroszczę.

- Obaj raczej nie mamy zbyt łatwo, co ? - powiedział USA, a Rosja zaśmiał się cicho.

- No. Ale nic to. Jakoś musimy dać sobie radę, nie ?

- Chłopaki nie płaczą. - zaśmiał się Ameryka. Po chwili dzwonek na lekcje przerwał ich rozmowę. Udali się do swoich klas. Niemcy siedział z tyłu. Tym razem nie był taki chętny do udzielania jakichkolwiek odpowiedzi. Siedział i rozmyślał. Serce biło tak niechętnie. Nie miało dla kogo bić...

Po lekcjach Niemcy wracał do domu bardzo późno. Powodem późnego powrotu było to, że zatrzymał się w parku i siedział tam naprawdę długo. To miejsce w dziwny sposób na niego działało. Uspokajało i pomagało odnaleźć zagubioną harmonię. Jednak teraz, pozwoliło jedynie odtrącić myśli. German w milczeniu przemierzał ulice miasta. Marzył by kiedyś uciec z tego miejsca. Zostawić za sobą przeszłość i móc zacząć od nowa. Jednakże, czy znajdzie się takowe miejsce? Miejsce, które przyjmie go bez względu na to, kim jest i skąd pochodzi?

Niemcy zbliżył się do jednej z nieco ciemniejszy alejek. Ktoś chwycił go mocno i pociągnął między budynki, nim zdążył jakkolwiek zareagować. Został rzucony o ziemię, a następnie brutalnie podniesiony z powrotem na nogi. Pchnięto go na ścianę, a następnie znów rzucono o ziemię. Niemcy stękał z każdym uderzeniem. Spojrzał na oprawcę. Nie dostrzegł jednak rysów jego twarzy. Dostrzegł jednak, że oprawców jest kilku. Czterech z pewnością. Po chwili został mocno uderzony w twarz, przez co stróżka krwi zaczęła spływać z rozciętej wargi.

- Widzicie? Śmieć! Nic nie warty! - zaśmiał się wrednie jeden z oprawców. Inni poszli w ślad za nim. Niemcy westchnął. Po chwili chwycono go za koszulkę i pchnięto na ścianę.

- Wiesz, gdzie twoje miejsce psie!? W piekle jak twojego starego!

- Powinieneś zdechnąć jak on!

- Może mu pomożemy? - na te słowa Niemcy się zląkł. Nie wiedział kim są oprawcy więc nie wiedział również, czego powinien się po nich spodziewać. Nagle Niemcy poczuł, jakby coś rozrywało jego plecy. Cichy krzyk wydał się z jego ust, lecz szybko został stłumiony przez rękę oprawcy.

- Zamknij się! Bo jęzor wyrwę! - warknął. Po chwili jednak wszyscy jakby zamarli. Puścili Niemcy i zaczęli się cofać. German nie miał pojęcia co się dzieje. Wiedział jedynie, że na chwilę ma spokój, jednak jak długo? Oprawcy zaczęli klnąć i uciekać. Niemcy zdziwiony spojrzał za siebie. Jednak nic nie dostrzegł.
"Dziwne" - pomyślał idąc ponownie do domu. Gdy wszedł do środka od razu skierował się do łazienki, by opatrzeć rany. Następnie przygotował sobie posiłek.

- Wyglądasz jak sto nieszczęść. - rozległ się znajomy głos. Niemcy westchnął cicho i zignorował owe słowa. - Co oni by ci zrobili, gdyby nie zarządzili odwrotu? - ciągnął dalej duch Rzeszy, który zjawił się w kuchni. - No dalej Deutschland. Przyznaj mi rację. Przecież mogłeś zostać pobity na śmierć.

- Ale nie zostałem! - warknął Niemcy. Zaraz jednak starał się opanować emocje. - Nic mi się nie stało, ponieważ uciekli.

- Wiem, wiedziałem to. Sam nawet to sprawiłem.

- Co masz na myśli?- spytał zaskoczony Niemcy na słowa ojca. Rzesza uśmiechnął się lekko.

- Przecież nie uciekli sami z siebie. - zaśmiał się cicho. - Uciekli, gdyż ukazałem im twoje prawdziwe oblicze.

- Moje co? - zdziwił się Niemcy.

- Demoniczną wersję ciebie. No wiesz. Kiedyś będziesz mógł ją przyjąć oficjalnie. Jednak najpierw musisz mi się poddać, bym mógł z ciebie zrobić największego z żyjących.

- Nein, Vater. Nie zgadzam się na to.

- Mein Sohn. Prędzej czy później, ulegniesz. To tylko kwestia czasu. Im dłużej zwlekasz, tym dłużej będziesz żył w beznadziei. - odparł Rzesza, po czym rozpłynął się. German westchnął. Zrezygnowany oparł się o blat szafki i zaczął zastanawiać się nad słowami ojca.

Co jeśli ma rację ?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top