Sojusznik
Po konfrontacji z Polską, Niemcy musiał wrócić do siebie. Po przemianie zwrotnej poczuł ogromny ból, który przeszył całe jego ciało. Warknął przez zaciśnięte zęby. Nie mógł uwierzyć, że niebiański ogień mógł tak bardzo go skrzywdzić. Żałował, że sam też nie okazał swej siły. Nie był jednak pewny, co dokładniej się stanie. Może Polak cierpiałby w podobny sposób? Jednak, czy German tego chciał? Spojrzał w swoje odbicie w lustrze. Nie był już tym samym demonem. Okulary były zbędne, oczy świetnie widziały nie tylko dniem, lecz także i nocą. Jego postura wykazywała teraz potęgę, mięśnie dodawały poczucia silnego i wyraźnego dominowania nad poprzednią sylwetką. Nawet rysy jego twarzy uległy pewnej zmianie. A może to tylko takie wrażenie, ponieważ przestał ignorować problemy i stawił im czoła? Niemcy wiedział jedno, to dopiero początek. Potrzebował pomocy, chociażby drobnej. Zadzwonił do Rosji i jedyne co zdołał powiedzieć, to by Rosjanin zjawił się u niego. Po tym upuścił telefon i zsunął się na ziemię. Anielska energia zatruwała jego ciało, gdyż dostała się tam przez rany zadane zarówno przez Rumunię, jak i Polskę.
- Czemu ja głupi go po prostu nie zabiłem. - warknął do siebie i oparł głowę o ścianę. Spojrzał w górę. Ujrzał czerwone ślepia, które patrzą na niego.
- Ostrzegałem. - słowa rozdrażniony młodszego.
- Tak, przyznaję się. Nie posłuchałem twojego kazania.
- A więc teraz odczuwasz tego skutki. - uśmiech Rzeszy niemieckiej sprawił, że syn zapragnął udusić go gołymi rękami.
- Jak mam pozbyć się tej cholernej energii?
- Wystarczy odkazić rany. Na tym świecie mamy na tyle wygodnie, że zwykłe ludzkie metody, też na nas działają.
- Rumänien mówił coś o jakichś prawach. O co z nimi chodzi?
- Nie wszystkie demony je uznają. Wiesz, tak naprawdę mamy swoje ograniczenia. Wampiry nie wypijają całej krwi ofiar, by te mogły dojść do siebie, by po jakimś czasie znów można było z nich skorzystać. A my demony czystej krwi, nie możemy atakować wszystkich. Wszystko zależy od nsszej demonicznej rangi. My znajdujemy się dość wysoko, dlatego bez problemu mogłeś dokonać zemsty. Dodatkowo uczniowie, których zamordowałeś utracili ochronę.
- Ochronę?
- Wiesz, że demony i anioły ze sobą walczą. Nie tylko między sobą, ale także o pokarm. My żywimy się negatywną energią i krwią ludzi, anioły natomiast ich pozytywną energią no i tak jakby każdym dobrym uczynkiem, którego dokonał człowiek. Wszystko co dobre jest pochłaniane przez ich kryształ mocy i rozkładane równo na każdego z aniołów. U nas jest natomiast zacięta walka o dominację. Dlatego anioły nieco nas przewyższają. U nas brak organizacji i chęć mordowania braci, u nich ład i porządek oraz poświęcenie za każdego.
- Czyli jesteśmy egoistami, którzy pragną tylko wyższości nad innymi demonami.
- W wielkim skrócie. - odparł Rzesza. Po chwili obaj usłyszeli samochód pod domem.
- To Russland. - powiedział cicho Niemcy.
- Niech pomoże ci w opatrzeniu ran. To ukoi ból. Później powiedz mu o wszystkim. Możesz uzyskać silnego sojusznika.
- Nie chciałem go w to wciągać.
- Jeśli tego nie zrobisz, on sam może znaleźć się w niebezpieczeństwie. - po tych słowach ojciec znikł, a drzwi do domu Niemiec otworzyły się z hukiem.
- Germanya! Jesteś cały? - Rosja przejęty stanem przyjaciela podszedł do niego i pomógł mu wstać.
- Potrzebuję pomocy.
- Jasne, mów co mam robić. - Rosji zależało na szybkiej pomocy młodszemu. Chciał także się dowiedzieć o co chodzi. Skąd te rany? Niemcy poinstruował starszego i już po chwili obaj siedzieli na kanapie. Niemcy nieco krzywił się z bólu i niewygodny, ale czuł, że wroga energia powoli opuszczała jego ciało.
- Więc... - Rosja zaczął niepewnie. - Możesz powiedzieć mi o co w tym wszystkim chodzi?
- Gut. Nie powinniśmy mieć przed sobą tajemnic. Lecz najpierw chciałbym cię o coś spytać.
- Pewnie, pytaj o co chcesz.
- Wir sind Freunde? (Jesteśmy przyjaciółmi?)
- Oczywiście, skąd to pytanie? Tyle razy powtarzałem ci, że jesteśmy przyjaciółmi. Możesz na mnie polegać i mi ufać. Zacznę myśleć, że mnie nigdy nie słuchasz Germanya. - zaśmiał się Rosja, by nieco rozluźnić atmosferę. Niemcy uśmiechnął się lekko, lecz po chwili spoważniał.
- Ja jestem tym mordercą. - odparł. Bezpośredniość Niemiec zaskoczyła Rosję tak bardzo, że z trudem mógł pojąć co właśnie zostało mu wyjawione. Przez chwilę obaj milczeli. Rosja analizował słowa młodszego, ten natomiast spokojnie czekał na reakcję i zdanie przyjaciela.
- Mówisz poważnie? - Rosja pochylił się w kierunku przyjaciel.
- Wiesz, że nie przepadam za żartami.
- To poważna sprawa Germanya.
- Dlatego ci o tym mówię.
- Wiesz... Wiele razy mówiłem, że zabiję tych gnojków, którzy ci się narzucają, ale...
- Ja, wiem. Nigdy nie planowałeś wdrożyć tego w życie.
- To nie tak... - Rosja starał się jakoś dobrać odpowiednio słowa, by wesprzeć przyjaciela. Sytuacja jednak całkiem go zaskoczyła. Nie spodziewał się takiego obrotu sprawy. Ofiara stała się drapieżnikiem... Nigdy tego wcześniej nie ukazując.
- Russland, jestem świadomy tego co robię. Uwierz mi, że każdego dnia zabijali we mnie ostatnie chęci życia. W końcu... Pękłem... Nie mogłem już dalej trzymać tego w sobie. Gdy zaczęło się od jednego... Nie potrafi się zakończyć... Nie chcę tego kończyć... Nie mów mi, że nie zauważyłeś żadnej zmiany.
- Zauważyłem, ale nie spodziewałem się tego, że ty...
- Zacząłem zabijać. My demony się tym żywimy. Zwykła nienawiść ledwo trzymała mnie przy życiu. Wiem, że teraz będę ci się zdawał być potworem, ale ja teraz czuję się dobrze. W końcu po tylu latach, mogę to w końcu powiedzieć. - Niemcy spojrzał na twarz Rosji. Starszy był zamyślony. Widocznie rozważał wszystkie słowa Niemiec. German spokojnie czekał na rezultat.
- Wiesz... - Rosja spojrzał w jego oczy. - Od zawsze tego pragnąłem, byś był szczęśliwy. A skoro to daje ci radość... Trudno mi będzie z tym żyć, ale cieszę się razem z tobą. - Niemiec spojrzał w oczy Rosji. Dostrzegł w nich zmieszanie i niepewność. German był naprawdę wdzięczny przyjacielowi. Po chwili, by nieco rozluźnić atmosferę postanowił zmienić temat, lecz najpierw postanowił spróbować zażartować.
- Danke Russland. Doceniam to co dla mnie robisz. Zwłaszcza, że dostrzegam zmieszanie w twoich oczach. Mogę cię zapewnić, że nie planuję nic na wzór ojca. - Rosja, przez moment wydawał się nie załapać żartu, co nieco speszyło Germana. Po chwili jednak cichy śmiech rozniósł się po pokoju.
- Widać, że z żartami niewiele cię łączy. Ale się starałeś. To dużo plus. - odparł Rosja, a Niemcy poczuł jak kamień spada mu z serca. Zmienili temat na bardziej przyjazny. Niemcy zaczął opowiadać o zmianach jakie w nim zaszły, a Rosja w żartach pytał, czy też mógłby spróbować. Siedzieli tak wspólnie, aż do późnego wieczora. Potem Rosja musiał wrócić do siebie. Zapewnił, że jeśli młodszy będzie potrzebował pomocy, może na niego liczyć. Niemcy po pożegnaniu przyjaciela usiadł na kanapie i spojrzał w sufit. Pogrążył się w myślach.
Czego on tak naprawdę chce?
Nie może przecież mścić się w nieskończoność, prawda?
Potrzebne są jakieś wyższe cele. Takim celem okazało się załatanie bólu, który powstał w sercu. Niemcy postanowił skończyć z tymi, którzy najbardziej go zranili. Później, cóż... Czas okaże. Czyli niezbyt wiele się zmieniło. Zemsta wciąż jest priorytetem, a dalsze losy są tajemnicą. Niemcy wiedział jedno. Musi zabić tego, który najbardziej go zranił, nawet jeśli jest to związane z zabiciem kogoś bliskiego. Przecież ta osoba i tak nigdy nie spojrzy na niego tak, jak patrzy na innych, prawda?
Ocenianie ludzi za błędy przodków, to już tradycja...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top