Rozdział 9 Żona
Duchy to monstra niewidoczne dla ludzkiego oka. W oczy im spojrzeć mogą tylko czarodzieje, bądź ludzie czarostwo znające. Grasujące w miejscu swojej śmierci, na zemstę jeno czekające. Wytwór eteryczny, bez ciała rzeczywistego. Strzeżcie się głosów nieznanych, albowiem duchy w sidła łapią. Żywią się energią śmiertelników.
Istoty złe i jeszcze gorsze, Anonim
______________
Meriel wpatrywała się dalej w ducha, gotowa, aby jako pierwsza się odezwać. Eteryczna kobieta, stojąca naprzeciwko dziewczyny, zmarszczyła brwi, które trudno było dostrzec ze względu na cienką powłokę, którą duch był otoczony.
Jej aura jest bardzo słaba – zauważyła srebrnowłosa. – Nie żeruje na ludziach, nie wysysała energii istot żywych. Gdyby tak było, byłaby silniejsza.
– Kim jesteś? – zapytała Meriel, dobrze widząc, że duch jest naprawdę zdezorientowany. Gdyby miała zwykłe, ludzkie oczy, pewnie świdrowałyby po całych kanałach w poszukiwaniu jakiejś odpowiedzi.
Duch przemieścił się w kierunku dziewczyny, dalej bacznie się jej przyglądając.
– Widzisz mnie? – Jej głos odbił się echem w głowie Meriel, przypominając jej, że nie rozmawia z człowiekiem.
– Widzę – odparła powoli, z doświadczenia wiedząc, że gwałtowne ruchy i podburzony głos bardzo łatwo denerwuje duchy.
– Jesteś czarownicą?
– Nie. – Pokręciła spokojnie głową. – Jestem zwykłym człowiekiem, ale... Od urodzenia widzę duchy. I chcę im pomagać. Dlatego też, odpowiesz na moje pytanie? Kim jesteś?
Duch kobiety oparł dłonie na biodrach, przez które widać było, co znajduje się za nią.
– Jestem Slaine – przedstawiła się. – Teraz pora na moje pytanie. Co robisz w kanałach?
– Ukrywam się. – Wzruszyła ramionami, obserwując każdy ruch ducha.
Owszem, jej aura była bardzo słaba i zapewne miałaby problem z wyssaniem jej energii, ale nie chciała wdawać się w walkę z duchem. Zwłaszcza, że niedaleko znajdowała się jej rodzina i Erwan, a jej krzyki skutecznie by ich przywiodły do ducha. Straciłaby możliwość rozmowy ze Slaine, a bardzo chciała się dowiedzieć, dlaczego straszy w kanałach. Wiele ludzi tam zginęło, ale jej głos był najwyraźniejszy. Musiała bardzo cierpieć przed śmiercią, dlatego jeszcze nie przeszła na drugą stronę. Miała jeszcze coś do załatwienia.
Większość dusz od razu po śmierci znikało ze świata żywych. Ci, którzy zmarli ze starości, samobójcy, żołnierze polegli na bitwie... Każdy zdawał sobie sprawę, że zginie, dlatego odchodził w spokoju. Ci, których śmierć zaskoczyła, znajdowali się pomiędzy dwoma światami – nie mogli stać się na nowo ludźmi ani nie mogli odejść. Cierpieli, dlatego musieli spożywać energię z ludzi. Nie mogli skonać z głodu, jedynie robili się coraz słabsi. Każdy duch, który znajdował się wśród ludzi, stawał się potworem, dlatego musiał żerować. U niektórych człowieczeństwo było wyraźne, u innych niemal znikome.
Meriel była pewna, że Slaine nie była bardzo złym upiorem. Nie zaatakowała jej, nie atakowała również Erwana, który widocznie często musiał w kanałach przebywać. Była widocznie dobra za życia, a śmierć nastąpiła nie tak dawno. Wolała jednak jej nie denerwować.
– Ukrywasz się? Przed kim? – zapytała podejrzliwie Slaine. – Kiedy jeszcze żyłam, słyszałam o was. Przyszłaś mnie zabić, tak? Ciekawe, ile ci zapłacili za zlecenie. Warte to jest mojego bólu? Za mało się wycierpiałam?!
Wrzasnęła tak głośno, że Meriel musiała aż zakryć oczy i poczuła nieprzyjemne pulsowanie w czaszce.
– Spokojnie, Slaine... – Dziewczyna wystawiła ręce do góry, jakby chciała się poddać. – Nie jestem najemnikiem. Nie chcę cię zabić. Chcę ci tylko pomóc.
– I dlatego włóczysz się po kanałach?!
– Na górze trwa nawałnica, o której nigdy nie śniło się mieszkańcom Caelfall. – Przełknęła ślinę Meriel. – Wojska Enthgardu dotarły do Aa'rth.
– Powiedziałabym, że współczuję, ale podobno duchy już nie mogą współczuć... – Zaczęła powoli przemieszać się po kanałach, wzdychając głęboko. Unosiła się niecałą stopę od ziemi. – Jaką mam pewność, że nie chcesz mnie zabić?
– Nie mam przy sobie miecza, sztyletu, ani żadnych olejów. – Odważnie zrobiła krok w kierunku ducha. – Usłyszałam twoje wołanie, Slaine.
– On też je słyszał. Ale je ignorował – mruknęła pod nosem, a jej aura zadrżała, wskazując, że zaczęła się denerwować.
– Wołałaś: Zrobiłeś to, Erwanie, zrobiłeś to – powtórzyła Meriel, a na niewyraźnej twarzy ducha pojawił się smutek. – Co to oznacza?
– Co oznacza?! – wykrzyknęła wzburzona Slaine. – Zabił mnie, kurwi syn. Zabił mnie! Własną żonę!
Meriel słyszała takie wyznania już niejednokrotnie. Nie był to pierwszy duch, któremu miała zamiar pomóc. Jednak to nią naprawdę wstrząsnęło. Znała osobiście Erwana, jednak Slaine nie pamiętała. Ilekroć sięgała pamięcią wstecz, pamiętała tyle, że kowal był wdowcem. O jego żonie słyszała naprawdę mało.
Zrozumiała teraz, dlaczego nie opuściła świata żywych. Zapewne pragnęła zemsty. Morderstwo zawsze jest rzeczą, której ofiara nie może przewidzieć. Jej dusza miała jeszcze niezałatwione sprawy na świecie. Dlatego nie mogła odejść.
– Mówił... Mówił, że pożarły cię w lesie jakieś stworzenia – przypomniała sobie Meriel, doznając czegoś w rodzaju olśnienia. – Przecież odbył się pogrzeb...
– Tak wam powiedział? – warknęła zamordowana żona. – Nie sądziłam, że jest do tego zdolny. Kobietobójca chędożony.
– Jak to się stało? Dlaczego cię zabił?
– Erwan, nasz ceniony kowal, zawsze był szują i lubował się w interesach, które nie powinny go obchodzić. Znikał gdzieś na całe noce. Myślałam, że do burdelu, że już mu nie wystarczam. I wierz mi, chciałabym, aby to była prawda. Handlował narkotykami. Odkryłam to jednej, zimowej nocy. Znalazłam suszone muchomory, odwary z wilczych jagód, liście blekotu. Niezliczone ilości haszyszu. – Pokręciła z niedowierzaniem głową, przypominając sobie te wydarzenia. – Wystraszyłam się, bo patrolowali domy. Gdyby to znaleźli, oboje poszlibyśmy pewnie na ścięcie. Wyrzuciłam wszystko tutaj do kanałów. Kiedy się o tym dowiedział... Wpadł w szał. Ściągnął jeden z mieczy, które właśnie wykuł. Chciał mnie najpierw tylko nastraszyć, kazał mi zbierać wszystkie używki. Jak mu odmówiłam, wbił mi miecz w serce. Tak po prostu, jakbym była nic niewartym śmieciem. Wydało się wtedy, co było dla niego ważniejsze.
Meriel słuchała jej opowieści, czując z każdą sekundą wzmagającą się nienawiść do kowala. Widziała urwane wspomnienia, kiedy Erwan wspominał przy wódce o swojej tragicznie zmarłej żonie.
– Zresztą, co będę dużo mówić. Chodź za mną... – rzekła Slaine i uniosła ręce w górę.
Spowodowała, że wszystkie pochodnie dookoła Meriel zapłonęły. Zrobiło się jaśniej. Slaine ruszyła przed siebie, a dziewczyna szła za nią, podwijając swoją sukienkę na tyle, aby jej nie zamoczyć w ściekach.
Kanały okazały się jeszcze bardziej rozległe, niż Meriel przypuszczała. Slaine dokładnie wiedziała, gdzie zmierza. Pochodnie obok niemal zapalały się, a kiedy skręciły w inny korytarz, gasły. Meriel spodziewała się tego, co zaraz zobaczy. Nie pomyliła się.
Oglądanie ludzkich szczątków nie było dla niej żadną nowością. Nawet dzieci musiały oglądać już zmarłych, gdyż nie zawsze grzebano ich zaraz po śmierci. Meriel pierwsze zwłoki zobaczyła, gdy miała zaledwie pięć wiosen. Jej najstarszy brat zabrał ją ze sobą na spacer. Natknęli się w lesie na ciało mężczyzny, myśliwego, który został rozszarpany przez niedźwiedzia. Resztki jego ciała były napęczniałe, język był trzy razy większy od ust i wystawał poza nie, a całe ciało było nienaturalnie wykręcone. Dziewczyna miała przez kolejny miesiąc koszmary. Długo później nie wchodziła do lasu.
Kilkakrotnie sama łapała się na tym, że świat jest naprawdę niesprawiedliwy. Ludzie byli największymi potworami, jakie widział świat.
Slaine zaprowadziła Meriel do miejsca, w którym Erwan ukrył jej ciało, gdy zdał sobie sprawę z tego, co zrobił. Dokładnie pamiętała, jak ją tam zaniósł. Widziała wszystko, już jako duch. Szła z nim krok w krok, cały czas do niego mówiąc. Potem obserwowała, jak jej zwłoki jedzą szczury. Kawałek po kawałku.
Od śmierci minęło już naprawdę sporo czasu. Meriel widziała tylko szkielet kobiety, ubrany w naprawdę piękną suknię. Kowal przecież nie mógł pozwolić, aby jego żona nosiła byle co. W miejscu, gdzie sukienka zakrywała serce, widniała ogromna, krwista plama, rozerwana przez ostry miecz.
Narzędzie zbrodni leżało na ziemii, nieopodal zwłok. Meriel mimowolnie stwierdziła, że była to całkiem dobra robota. Szeroka, zdobiona rękojeść, okucie z herbem Aa'rth i długą, ostrą głownię, w krwi, która wydawała się niemal wsiąknąć w stal.
Nie było wątpliwości, że to miecz roboty ich kowala – na głowni zawsze pisał swoje inicjały. Meriel przyklękła przy szkielecie kobiety, patrząc na niego.
– Mogłabym wyprawić ci należny pogrzeb – rzekła pod nosem. – Wtedy mogłabyś odejść w spokoju. Ale wiem, że to nie wystarczy. Pozbycie się ciała w twoim przypadku nie spowoduje zniknięcie duszy.
– Czy to znaczy, że jestem tutaj uwięziona na zawsze? – zapytała z goryczą. – Nie wiesz, jakie to potworne! Czuję się rozdzierana w każdej minucie! Coś ciągnie mnie na górę, ale nie mogę odejść! Nie potrafię! Gdyby Erwan mnie przeprosił... Zrobił cokolwiek! A on tylko wpiera, że zostałam zamordowana w lesie... Nie mogę uwierzyć, jakim jest chamem!
– Pójdziemy razem do Erwana. Przemówię do niego, miejmy tylko nadzieję, że się skruszy – zaproponowała Meriel.
Wiedziała, że nie powinna pokazywać nikomu, że dręczy ją klątwa widzenia zmarłych. Tak powiedział jej ojciec i postępowała tak przez dwadzieścia lat. Wiedziała jednak, że musiała pomóc Slaine. A to był jedyny możliwy sposób.
Meriel ruszyła w drogę powrotną, wskazywaną jej w dalszym ciągu przez Slaine. W połowie drogi, zmarła żona rzekła:
– Znasz dobrze Erwana?
Meriel wzruszyła ramionami, zmniejszając tempo kroku.
– Wszyscy go znają. W końcu jest miejscowym kowalem. Ja z kolei jestem córką płatnerza. Kiedy rozpoczęła się atak na Caelfall, zaproponował mojej rodzinie pomoc. Oczywiście nie za darmo. Zażądał, abym to ja stała się jego... Żoną? Mogę to tak nazwać? Mój ojciec się zgodził, chcąc połączyć z nim interesy – mruknęła dziewczyna.
– Co za świnia... – Slaine wzburzyła się ponownie. – Dostanie za swoje.
Meriel pokiwała głową. Chciała tylko, aby kowal zapłacił za to, co zrobił swojej niewinnej żonie. Nienawidziła takich, którzy po dokonanej zbrodni dalej chodzili wśród zwykłych ludzi, udając, że są niewinni. Takich, jak Erwan.
***
Erwan przejrzał się w kałuży ścieków, zauważając, że jego broda jest stanowczo za duża. Planował się ogolić, ale atak skutecznie popsuł mu wszystkie plany. Wszystkie jego brzytwy zostały w jego chacie, a już nie mógł wychodzić z bezpiecznych kanałów.
Zgadywał, że został mu dzień albo dwa, zanim do środka wparują oddziały Enthgardzkich żołnierzy i wykradną mu wszystko, co tylko miał, nazbierał i wykuł przez wszystkie lata swojego życia.
Kiedy usłyszał kroki, które powoli zbliżały się do niego, wiedział, że nadchodziła Meriel. Znudziło jej się buszowanie po zawszonych kanałach? Erwan tylko na to czekał. Już tak łatwo mu się nie wywinie.
– Meriel! – zawołał, przeciągając każdą sylabę po kolei.
Za chwilę zauważył dziewczynę, nie mając pojęcia, że obok niej znajdował się duch Slaine. Nie wiedział też, że mówiła ona do młodej dziewczyny rzeczy, o których dowiedzieć się nigdy nie powinna.
– Śmierdzisz teraz jak gówno. – Erwan zatkał sobie nos, chociaż wszystko dookoła pachniało ściekami.
– Lepiej śmierdzieć gównem niż nim być. – Meriel zniżyła głos i zacisnęła pięści.
Chociaż powinna wyglądać groźnie, kowal stwierdził, że wyglądała jak mała naburmuszona dziewczynka. Której prędko trzeba wymierzyć karę.
– Nie strasz, nie strasz, bo się zesrasz. Dowcip ci się, widzę, wyostrzył – mruknął, a na jego policzkach pojawiły się wypieki. – Chodź tutaj, dwa razy prosić nie będę.
– Do prośby brakuje tutaj jednego słowa. – Zmarszczyła brwi.
Erwan zagotował się ze złości. Ta gówniara nie będzie się tak do niego odzywać.
– Ożeż ty! – warknął i natychmiast podszedł do dziewczyny, unosząc jedną rękę do góry.
Nim zdążył ją opuścić, Meriel uchyliła się od ciosu. Kowal uderzył z impetem w ścianę, czując, jak ręka drętwieje, a później zalała go fala bólu. Spojrzał na Meriel, żałując, że wzrok nie może zabijać.
Dziewczyna patrzyła na niego, kiedy rozsmarowywał bolącą kończynę. Przewróciła oczami z politowaniem.
– Okaż skruchę lepiej, gówniaro. Na kolana i błagaj o wybaczenie albo zaraz spiorę ci tę twarzyczkę, jak kwaśne jabłko.
– Miecza w zasięgu ręki nie masz, to zaczynasz lać pięściami? – Meriel dobrze zdawała sobie sprawę, że igra z ogniem, ale straciła do tego człowieka całkowicie szacunek. O ile nie zrobiła tego dużo wcześniej.
– O czym ty mówisz? – mruknął, drżąc ze złości.
– Narkotyki wyżarły ci pamięć? A może odpłynęły na dno z tym ciałem, które zatopione zostało w Morzu Lunar, jako ciało twojej żony?! Kto to był? Też ktoś, kto poznał twoją słodką tajemnicę?
Erwan patrzył na nią, znowu słysząc w głowie słowa Slaine. Nie miał wątpliwości, że Meriel też to słyszała.
– Co? Usłyszałaś to w kanałach? – Wpadł w śmiech, ale w jego oczach pojawiło się coś w rodzaju strachu. Zaczął nerwowo spoglądać w każdy kąt, zastanawiając się, czy nie stoi tam zjawa.
– Slaine mi to powiedziała. Wszystko. – Dziarsko podeszła do Erwana, a ten wykorzystując moment, z całej siły uderzył ją w brzuch za pomocą drewnianej, zgaszonej pochodni.
Dziewczyna zupełnie się tego nie spodziewała, przez co upadła zaskoczona na kolana, ściskając się w pasie. Nie miała pojęcia, że coś trzymał w drugiej ręce.
– Slaine ci powiedziała? – Erwan czując chwilowy przypływ zwycięstwa, zaśmiał się gromko, chwytając Meriel za głowę, ściskając ją tak, że nie mogła się ruszyć. – Zawsze wiedziałem, żeś jakaś wiedźma. Dobrze mówią o tobie, że dziwna jakaś. Dogadałaś się z duchem. Proszę, proszę. Prawdę mawiają, że kurwa kurwie łba nie urwie. A takie jak ty, czy ona, nadawały się tylko do jednego.
Jedną ręką dalej trzymał głowę Meriel, a drugą zaczął pozbywać się swoich spodni. Dziewczyna szamotała się, wiedząc, do czego zmierza kowal.
Poczuła nagle, że aura Slaine zmienia się nie do poznania. Chciała jego przeprosin, czy okazania skruchy, a ten właśnie obraził ją, nie czując się w żaden sposób źle.
Meriel kątem oka zauważyła, że Slaine szybko bierze sprawę w swoje ręce. Zaszła Erwana od tyłu, dotykając jego szyi. Chociaż ten jej nie zobaczył, poczuł przeraźliwie zimno. Przeszyły go nieprzyjemne dreszcze. Natychmiast spiął się i puścił Meriel. Odwrócił się powoli, nie widząc nikogo. Slaine jednak była właśnie w trakcie wysysania jego energii życiowej.
– Czy to ona?! – Erwan zaczął czuć się coraz gorzej. Najpierw miał wrażenie, że chce mu się spać, ale z każdą chwilą czuł się tak, jakby naprawdę ktoś zabierał z niego życie. – Slaine, czy to ty?!
– Powiedz mu, że to ja... – powiedziała spokojnie jego zmarła żona, a na jej martwych ustach pojawił się uśmiech. – I przekaż, że z takim przyrodzeniem, jakie ma on, to prędzej umarłabyś ze śmiechu. Tak, jak robiłam to ja przez lata naszego małżeństwa.
– To Slaine – mruknęła Meriel, wysłuchując ducha. Dalej kurczowo trzymała się za brzuch. – Każe ci przekazać, że masz małe przyrodzenie.
Erwan nagle krzyknął, kiedy zaczął czuć się jeszcze gorzej. Duchy mają wybór. Albo nasycają się tylko trochę, powodując zmęczenie i osłabienie organizmu albo mogą człowieka zabić. Widocznie Slaine już wybrała. Wiedziała, że kowal nie pokaże ani krzty poczucia winy
– Zapytaj go, czy podobało mu się dziurawienie mnie mieczem – zażądała Slaine, napawając się czerpaniem jego życia. Od ilości energii w kanałach, pochodnie zaczęły się co chwilę zapalać i gasić, a szczury piszczały niemiłosiernie, co dźwięki wydawane przez duchy były dla nich słyszalne.
Meriel przełknęła ślinę i prędko powtórzyła słowa udręczonej duszy.
– Sama była sobie winna! – Zacisnął zęby Erwan. – Mówiłem, nie grzeb w moich rzeczach, bo łeb urwę. To jest wina!
– Powiedz mu, że jest tchórzem! Przez tyle lat uciekał od odpowiedzialności za czyn! – wrzasnęła Slaine. Meriel zaraz po niej powtórzyła te słowa.
Wtem usłyszeli czyjeś gromkie głosu. Meriel spojrzała w stronę, z której przychodził dźwięk z przerażeniem. Krzyki Erwana na pewno wszystkich zwiodły w ich kierunku. Zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, naprzeciwko nich, stanął jej ojciec z oczami wybałuszonymi tak jak nigdy.
– Meriel! – krzyknął, kiedy zdał sobie sprawę, co zobaczył.
Jego córka klęczała na podłodze, trzymając się silnie za brzuch, Erwan stał od niej dalej o dwa kroki z opuszczonymi spodniami. Wyglądał tak, jakby ktoś dźgał go niewidzialnymi szpikulcami. Krzyczał tak, jakby rozrywali go na strzępy.
Meriel spojrzała na ojca. Nawet Slaine na chwilę przestała, powodując, że Erwan upadł donośnie na ziemię, zanurzając się w brudnych ściekach. W jednej chwili wszystkie pochodnie zgasły, a szczury w popłochu uciekły.
– Co tu u licha robisz, dziecko!? – wrzasnął płatnerz.
– Erwan zabił swoją żonę! – powiedziała Meriel oskarżycielskim tonem. – Przebił jej serce mieczem, a potem zwlókł do tutaj, do kanałów. To właśnie ją słyszeliśmy, kiedy tutaj szliśmy. Biedna kobieta przez tego bydlaka nie może odejść na drugą stronę!
– Powiedziałem ci chyba, żebyś przestała mieszać się w sprawy duchów! Ta chędożona klątwa tylko przynosi kłopotów! – warknął, zdając sobie sprawę, że w korytarzu znajduje się jedna dusza więcej.
– To żonobójca! Zabił ją z zimną krwią, a wszystkim mówił, że została zamordowana w lesie! Nie poniósł za to żadnej kary!
– I postanowiłaś, że ty ją wymierzysz?! – zapytał z niedowierzaniem.
– Ja i Slaine. Jego żona. Zmarła żona. Ojcze, nie pozwolę, aby ktoś, kto zabił swoją żonę, pozostał bez kary!
– Już ją dostał! Widzisz go? Wygląda, jakby miał zaraz umrzeć, poza tym... Przeżył... Niemałe upokorzenie... – Odwrócił wzrok od jego opuszczonych spodni. – Nie mieszaj się w to, Meriel. Powtarzam ci to po raz ostatni.
Meriel spojrzała na niego niemal ze łzami w oczach. Przecież robiła dobrze. Chciała pomóc biednej kobiecie, której życie nie zostało pomszczone. A jak zwykle, to ona jest ta najgorsza. Jej ojciec nawet nie przejął się faktem, że siedzi w jednym miejscu z osobą, która nie miała skrupułów przed zamordowaniem swojej żony. Meriel dawno nie zawiodła się na nim tak, jak w tamtym momencie.
– Nie baw się w zbawcę narodów, córko – mruknął bez szacunku. – Jeszcze sobie o tym porozmawiamy. Powiedz temu duchowi, żeby trzymał się z daleka od nas wszystkich. Nie mogłabyś udawać, że ich nie słyszysz?
– I pozwolić jej cierpieć?! – wykrzyknęła Meriel z niedowierzaniem.
– Co się stało, już się nie odstanie. Nie próbuj tego zmieniać. W tym momencie nie żyje jedna osoba. Z twoją ingerencją nie żyłyby już dwie – rzekł, akcentując mocno ostatnie zdanie. – Przemyśl swoje zachowanie.
Ojciec wyszedł, a Meriel zacisnęła mocno oczy, powstrzymując łzy cisnące jej się do oczu. Odprowadziła ojca wzrokiem do chwili, kiedy zniknął jej z pola widzenia. Zapewne zaraz opowie jej braciom, jaką to mają siostrę nieudacznicę.
– Przepraszam – rzekła Slaine, której aura stała się dużo wyraźniejsza. Zabrała Erwanowi wiele energii, przez co była silniejsza, a co za tym idzie wyraźniejsza. – Chciałaś mi pomóc, a przeze mnie...
– Nie. – Pokręciła głową Meriel. – Nie żałuję tego, co się stało. Erwan chociaż trochę popamiętał. Przez chwilę cierpiał. Żałuję tylko, że to trwało tak krótko. – Pogardliwie spojrzała na niego.
Podeszła bliżej i mocno do kopnęła, dając upust swoim emocjom.
– Powinni wydać kodeks, jak traktować osoby, które zabijają swoje żony – mruknęła. – Ojciec tak zawsze się zachowywał, kiedy użyłam mojego komunikowania się ze zmarłymi. Jedyne, czego żałuję to tego, że nie udało ci się przejść na drugą stronę.
Slaine spojrzała na nią, uśmiechając się lekko.
– Czuję się lepiej... – Wzruszyła ramionami. – Energia czerpana z mojego mordercy naprawdę dużo mi dała. Zostanę tutaj, w kanałach. Będę dręczyć go dalej. Może pewnego dnia będę czuła się na tyle dobrze, że odejdę.
Meriel przełknęła ślinę. Erwan mruknął coś, widocznie powoli wybudzał się. Był wycieńczony. Meriel trochę obawiała się co będzie, kiedy już się obudzi.
– Nie martw się. – Slaine, gdyby tylko mogła, dotknęłaby pokrzepiająco jej ramienia. – Jeżeli chociaż raz podniesie na ciebie rękę, już nie zatrzymam się, tylko go zabiję.
– Myślisz, że to przyniosłoby ci ulgę? – zapytała Meriel.
– Nie wiem... – odparła Slaine, krzyżując ręce. Spojrzała na Erwana. – Chciałam, aby mnie przeprosił. Jak zaczął kląć to... Wstąpiła we mnie złość. Naprawdę chciałam, aby poczuł ten ból.
– Dobrze zrobiłaś. Ten bydlak zasłużył na to wszystko. Najlepiej to wystawić go na pastwę żołnierzy Enthgardu.
Slaine uśmiechnęła się na to wyobrażenie. Zobaczyć miecz wystający z jego ciała albo to, jakby błagał żołnierzy o litość, byłaby dla niej naprawdę rekompensatą za to, co jej zrobił.
– Nie chcę ci wchodzić w drogę – rzekł duch. – Będziesz miała przeze mnie jeszcze większe kłopoty. Będę tutaj czuwać, nie martw się. Ale obiecuję, że już mnie nie zobaczysz.
Meriel westchnęła głęboko, ale wiedziała, że Slaine podjęła już decyzję. Skinęła tylko głową i obserwowała, jak aura ducha robiła się bledsza i bledsza, aż w końcu całkowicie zniknęła.
O jej obecności przypominały tylko szepty, które słyszał każdy, kto zapuścił się do ciemnych kanałów. Znajdowała się wszędzie i nigdzie. Slaine usłyszałaby Erwana z każdego zakamarka miejsca, gdzie porzucone zostało jej ciało.
Bo, jak mówią...
Ściany mają uszy.
___________________
Dzisiaj 3,2k słów :). Wena mi dopisywała - odkryłam, że pomidory koktajlowe (bez pestek, fuj) pomagają mi pozbierać myśli do kupy.
Pod koniec rozdziału mi się skończyły, mam nadzieję, że tego nie widać ;p
Merielka i jej klątwa/dar - eh, trzeba było jednak zabić tego kowala. W pierwszej wersji tego rozdziału, chciałam, aby sam król Labras go ściął, ale wtedy pojawił się mi pomysł inwazji na Caelfall. Kowal żyje, ale jego życie jest bardzo zagrożone ;p
W następnym rozdziale znowu skok do innego bohatera - kogo tym razem obstawiacie :)?
Dziękuję!
N.B
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top