Rozdział 7 Klątwa
Powiadają, że istoty w Noc Czarownic zrodzone, zostają czarcimi mocami obdarzone.
Jak ludzie wyglądają, lecz czarostwo i plugastwo w sercach posiadają.
Ich potęga przewyższa szereg rycerzy, a odwagę specjalną miarą należy mierzyć.
Nie dajcie się zwieść istotom nocy,
wszakże cnota i sumienie nie znajdują się w ich mocy.
Kiedy usłyszysz wśród gwiazd pomocy wołanie,
Bierz bracie nogi za pas i nie odpowiadaj na nie.
Istoty złe i jeszcze gorsze, Anonim
____
Od wesela Collena minęły już cztery długie dni, które Meriel spędziła na żmudnej pracy w rodzinnym warsztacie. Ciągle czuła żal do ojca, nie rozmawiali ze sobą nic, jeżeli nie licząc przekazywania wiadomości o zamówieniach płatnerskich. Dziewczyna myślała, że przez to ojciec zda sobie sprawę, że bardzo ciężko przeżywa to, że chce wydać ją za mąż za kogoś, kogo nie kocha. Ten jednak wydawał się niewzruszony, a postawę córki traktował jako bardzo niedojrzałą.
Meriel w trakcie pracy zawsze obserwowała, jak jej bracia cieszą się z żon i potomków. Collen ciągle wspominał o tym, że od razu pragnie zostać ojcem. Nikt nie zdziwiłby się, gdyby okazało się, że Nairna jest w ciąży.
Nad Caelfall zbierały się ciemne chmury. Wiatr gwałtownie się wzmógł, a w oddali można było zauważyć błyskawice. Wszystkie liczne drzewa wirowały na wietrze, woda w oceanie była wzburzona. Meriel wiedziała, że to już koniec pracy. Wolała nie rozpoczynać kolejnego zamówienia, bo wichura i burza wszystko mogła jej zniszczyć. Odłożyła wszystkie przyrządy na swoje miejsca, wycierając ręce w i tak pobrudzone spodnie i lnianą koszulę. Westchnęła głęboko, wiedząc, że rozmowa z ojcem prawdopodobnie jej nie ominie.
Coraz częściej jej myśli zaczęły wędrować w zupełnie innym kierunku. W innym kierunku od Aa'rth. Kochała swoje państwo i miasto, uwielbiała władców, ale zaczęła się zastanawiać, czy przeprawa przez granicę to najlepszy pomysł w jej sytuacji. Odeszłaby od ojca, nie musiałaby wychodzić za mąż za kowala... Mogłaby otworzyć swój własny biznes płatnerski, pozwalający jej się utrzymać w zupełnie innym miejscu.
Patrząc na niebo, gdzie w oddali szalała burza, wyobrażała sobie, że znajduje się w Sirenth czy Lirii. Słyszała wiele o tych miejscach. Te dwa uwielbiała najbardziej. Sirenth było wiecznie słoneczne, kolorowe, stolica wina i radości. Miła odskocznia od wiecznie zimnego Aa'rth. A Liria z kolei mogłaby nawet otworzyć jej ścieżkę na edukację. Nie była w tym wybitna, nie skończyła żadnej szkoły, lecz tam mogłaby stać się kimś więcej. Wszakże Liria to ośrodek edukacji, miejsce, gdzie znajduje się najwięcej uniwersytetów. Ostatecznie wyruszyłaby do Aynor – to państwo przez wiele lat pozostawało miejscem, gdzie utrzymywały się tylko małe osady, jednak parę lat temu ich stolica Solarth rozrosła się. Nie wyglądało to może tak jak w Lirii czy Sirenth, jednak miało coś w sobie. Tam najlepiej byłoby zacząć – życie tam było naprawdę tanie.
Poczuła pierwszą kroplę deszczu, która spadła na jej odkryte ramię. Od razu wstąpiła na nie gęsia skórka, a Meriel poczuła, że robi się jej naprawdę zimno. Chciała iść do chaty, jednak skierowała swoje kroki w kierunku wyszynku. Myślała nad sobą, zupełnie nie patrząc przed siebie. Zadawała sobie w kółko pytanie, czy da radę opuścić rodzinny kraj.
Przez swoją nieuwagę niemal została staranowana przez kogoś, pędzącego na koniu szybciej niż błyskawica. Dziewczyna krzyknęła z zaskoczenia i upadła na podłogę, uprzednio poślizgując się na wylanej zupie rybnej. Koń stanął dęba, zrzucając z siebie jeźdźca, po czym pogalopował dalej.
Jeździec szybko podniósł się, otrzepując zbroję z ziemi. Podszedł do dziewczyny i pomógł jej wstać, chwytając jej delikatną dłoń w swoją.
– Książę Brann? – zdziwiła się Meriel, widząc wyraz twarzy królewskiego syna.
– Przepraszam, płatnereczko. – Szybkim ruchem strzepał również ziemię z jej odzienia, a następnie mocno chwycił ją za ramiona. – Przybywam do was z ważnymi wieściami.
Powiedział to w zasadzie tylko do niej, ale to wystarczyło, aby koło dwójki zebrały się tłumy gawiedzi, wiedzących, że na twarzy księcia malowało się coś znacznie poważniejszego niż tylko odwiedziny portowego miasteczka.
– Nasz informator doniósł nam, że wojska Enthgardu zmierzają prosto do Cealfall! – Tym razem naprawdę wrzasnął tak, aby wszyscy go słyszeli, dalej ściskając mocno Meriel za ramiona.
Dziewczyna miała wrażenie, że krew odpłynęła jej z twarzy. Gdyby nie mocne ręce księcia, na pewno by jej się zakręciło w głowie i musiała o coś oprzeć. Czyżby rycerz z Enthgardu nie kłamał? Naprawdę ich przed tym ostrzegł? Meriel nie widziała wtedy w tym zupełnego sensu. Chyba naprawdę chciał ocalić tylko jej rodzinę, chciał, aby ich talent był dostępny dla wojsk jego państwa.
Pospólstwo zamarło, bojąc się cokolwiek powiedzieć. Niemal w jednej sekundzie zaczął się ferment. Wszyscy wiedzieli, że to mogło kiedyś nastać, ale każdy w głębi duszy mieli nadzieję, że ich to ominie. Dobrze zdawali sobie sprawę, co oznacza natarcie wojsk cesarstwa. Przemoc, morderstwa, gwałty, rabunki, cierpienie i śmierć. Nie znali litości dla zwyczajnych ludzi.
Książę Brann chciał zapanować nad rozżalonym tłumem, który stał się jak nieokiełznane bydło. Przestali trzeźwo myśleć. Zdawali sobie sprawę, że niewiele czasu dzieli ich od przybicia wojsk do brzegu Caelfall. Ci, co mogli, postanowili wydostać się z Aa'rth, póki mieli jeszcze okazję. Inni postanowili wyruszyć w głąb państwa, w góry, gdzie wojsko być może nie dotrze. Nie mieliby powodów, aby wchodzić na tereny, które nie nadawały się cesarzowi Ardalowi. Przepychali się między sobą, na chwilę zapominając, że są uwielbiającymi siebie sąsiadami. Wtedy liczyło się dla nich tylko ich przeżycie, nikogo więcej. Każdy musiał dbać o siebie.
– Nasze wojsko jest w stanie gotowości! – krzyknął ponownie Brann, chcąc chociaż trochę wpłynąć na przestraszonych ludzi. – Odeprzemy ataki! Uspokójcie się!
Nikt już nawet go nie słuchał. Biegali od chaty do chaty z przerażeniem malujących się na jej oczach. Chcieli sobie przypomnieć, czy może ciotka wujka siostry nie przyjęłaby ich do swojego domu w Sirenth, pomimo faktu, że od piętnastu lat nie wysyłają sobie już listów.
Dzieci były najbardziej przerażone, nie wiedziały, co się dzieje. Jedno dziecko przytuliło się do Meriel, odkrywając, że w tłumie zgubiło gdzieś swoją matkę. Srebrnowłosa patrzyła na wszystko niemal ze łzami w oczach. Chciała nad nimi zapanować, jakoś im pomóc, ale w tamtym momencie była naprawdę bezradna.
– Dziękuję, Meriel. – Książę spojrzał jej prosto w oczy, gładząc zbłąkane dziecko po brudnej główce. – Gdyby nie ty, nie przygotowalibyśmy wojsk. Całe Aa'rth jest ci wdzięczne.
– To nie moja zasługa, tylko tego rycerza, który przybył do nas z poselstwem... Nie wiem, jaki miał w tym cel, ale ja też jestem mu wdzięczna – rzekła dziewczyna, skupiając wzrok na dziecku.
– Jakikolwiek by nie był, uratował prawdopodobnie wam życie. Nie ma za dużo czasu, król już tutaj zmierza wraz z wojskiem. Meriel, ukryj się gdzieś, wyjedź, cokolwiek. Weź ze sobą rodzinę. Nie możecie zostać w Caelfall.
Meriel niemrawo pokiwała głową, zdając sobie sprawę, że jej plany o wyjeździe staną się teraz nierealne. Nie opuści kraju, który jest w takiej potrzebie. Nie będzie mogła rzecz jasna walczyć, ale opuszczenie go w takim momencie byłoby jednocześnie zdradą stanu.
Brann skinął jej głową i ruszył w kierunku portu, pewnie opracowując strategię, która mogłoby pomóc mu zaskoczyć wrogów.
Meriel zaś wróciła do rodzinnej chaty, a do jej myśli zawitały straszne obrazy zniszczonego Caelfall. Co będzie, jeżeli wszystko zrównają z ziemią i spalą? W momencie, kiedy zamknęła za sobą drzwi, wszystkie szepty umilkły. Cała rodzina stała przed nią z grobowymi minami.
– Czy to prawda? – zapytał ją ojciec, który również był blady jak ściana.
Dziewczyna powoli skinęła głową, powiększając rozpacz swoich bratowych.
– Co teraz robimy? – Kolejne pytanie zadała Meriel, po raz pierwszy czując, że nie ma w co ręce włożyć.
Nagle w oknie pojawiła się znajoma twarz, uśmiechając się tak, jakby właśnie czekał na takie słowa wypowiedziane z ust czarownej dziewczyny. Erwan wyszczerzył się, pomimo braku większości zębów. Meriel przewróciła oczami. Tylko jego brakowało w i tak zniszczonym przez kiepskie nowiny dniu.
– Wiecie, co wam powiem, Meriel? – Jego głos naprawdę przyprawiał ją o mdłości, ale postanowiła go wysłuchać. – Wyście są w potrzebie, a ja zdajsie mogę wam pomóc.
– Do rzeczy, Erwan. – Ojciec nie krył, że w takich chwilach trzeba działać szybko, a nie słuchać niepotrzebnej paplaniny. – Jeżeli nie masz niczego ważnego do powiedzenia, lepiej się oddal. Nie słyszałeś, co mówił książę Brann?
– Srały muchy, będzie wiosna. – Splunął obok swojego buta, którego nikt w chacie nie widział. – Przeżywasz to, jak mrówka sranie. Dasz mi skończyć czy nie? No. Ładnie. Teraz słuchacie wszyscy. Pod moim domem jest szyb kanałowy. Taki... Niezbyt duży, niezbyt mały, na parę osób będzie jak znalazł. I tak sobie myślę i myślę... Czemu by nie pomóc moim kochanym sąsiadom? Zapraszam was do mojego szybu, tam ukryjemy się przed wojskami Enthgardu.
Wszyscy spojrzeli na Erwana podejrzliwie. Ten chytry uśmiech na jego zniszczonej twarzy powodował, że nikt nie śmiał mu uwierzyć.
– Co tak patrzycie? Mam ja coś na gębie? – Przetarł brudnymi rękami twarz, dopiero wtedy nabawiając się paru brudnych plam.
– Czego chcesz w zamian, Erwan? – zapytała Meriel, która jako jedyna odważyła się odezwać. Ojciec milczał. Dziewczyna nie potrafiła określić, jak on patrzy na kowala.
– Merieleczko, jaka ty jesteś inteligentna! – Kowal zaklaskał w ręce. – Pomogę waszej rodzinie, ale mam jedno wymaganie. – Zatrzymał bezczelnie oczy na jej piersiach. – Zostaniesz moja.
– O nie! – wrzasnęła dziewczyna, cofając się dwa kroki w tył.
Ku jej zdziwieniu, tylko ona tak zareagowała. Popatrzyła na każdego członka rodziny z nadzieją, że jej pomogą i powiedzą Erwanowi, że za wysokie progi na jego nogi, ale nikt się nie odezwał. Dziewczyna straciła wszelką nadzieję.
– Erwanie... – Rozpoczął ojciec. – Też mam swój warunek.
Meriel popatrzyła na niego, a jej oczy zabłyszczały. Czyżby udało mu się zrozumieć swój błąd?
– Kiedy wszystko się skończy, połączymy nasze biznesy w jedną całość. Zyskami będziemy dzielić się po połowie.
– Ojcze! – wrzasnęła Meriel, czując się jak towar na licytacji. Ciągle czuła na sobie wzrok Erwana.
– Zamilcz, Meriel! W tym momencie nie masz już nic do powiedzenia.
Tym razem w oczach srebrnowłosej zalśniły łzy, a błysk zgasł. Spuściła głowę, nie pozwalając, aby ktokolwiek zobaczył jej słabość. Została postawiona pod ścianą, była kartą przetargową dla lepszego życia jej rodziny. Może postąpiła dobrze, tylko dzięki temu jej bliscy przeżyli ogromną nawałnicę. Jednak ona była nieszczęśliwa.
Kiedy Erwan i jej ojciec uścisnęli sobie dłonie, wiedziała, że to już koniec.
***
Niespełna godzinę później, cała rodzina płatnerzy wraz z najpotrzebniejszymi rzeczami ruszyła w kierunku domu obok. Meriel spoglądnęła na spokojne jeszcze Cealfall, mając nadzieję, że droga nie spłynie krwią mieszkańców. Miała złudną nadzieję, że każdemu uda się jakoś uciec.
Erwan czekał obok swojego domostwa, patrząc pożądliwie na dziewczynę, która już prawnie została mu przeznaczona. Był wdowcem, więc nawet nie musiał brać tak hucznego ślubu. Wolał wszystko rozpocząć od środka relacji, najlepiej od nocy poślubnej.
Meriel minęła go bez słowa, nawet nie zaszczycając go spojrzeniem. Trzymała w rękach parę swoich ubrań i jedzenie.
– Co?! Ani cześć?! Ani pocałuj mnie w dupę?! – warknął kowal, ale dziewczyna dalej go ignorowała. Tylko przewrócił oczami.
Kanały, które znajdują się pod jego domem, zostały zbudowane lata temu, kiedy jeszcze Aa'rth dopiero stawało się pełnomocnym państwem. Lata świetności wprawdzie miały dawno za sobą, jednak swoją funkcję spełniały idealnie. W środku śmierdziało ściekami, wilgocią, pleśnią i rozkładającymi się ciałami. Niejednokrotnie widział, jak wrzucano do kanałów zwłoki, zamiast wyprawić im należny im pogrzeb, pozwalając, aby ciało zmarłego zabrał ocean. Kanały były ciemne i mroczne – nikt raczej się już tam nie zapuszczał. Dlatego to miejsce było idealną kryjówką, aby przetrwać walkę wojsk.
– Zamiast strugać obrażoną, może zaczęłabyś tam sprzątać? – mruknął do Meriel Erwan, popychając dziewczynę do przodu. Ta zacisnęła zęby.
Wiedziała, że gdyby tylko się odezwała, mogłoby to kosztować jej rodzinę szukania sobie nowego miejsca do przeczekania najgorszych momentów. Po raz pierwszy musiała powstrzymać swój sarkazm i cięty język.
– No co? Chcesz, żeby dzieci twoich braci mieszkały w brudzie!?
– Posprzątam – odparła beznamiętnie, powoli kierując się w stronę drabiny, która prowadziła do kanałów. Powoli przestawała słyszeć odgłosy popłochu i fermentu w Caelfall.
Wszyscy zeszli po drabinie, natychmiast czując smród, który niemal sprawił, że zaczęli łzawić. Nie mieli innego wyjścia, jak tylko się do tego przyzwyczaić. Erwan zapalił świecie, aby chociaż trochę rozjaśnić ciemne kanały. Meriel przełknęła ślinę. Czuła tam coś dziwnego i to nawet nie chodziło o zapach.
– Witajcie w moich... Ten, no... Sromnych progach.
– Skromnych – poprawiła go Meriel, powstrzymując znowu chęć powiedzenia czegoś głupiego. Pożałowała po chwili również swoich słów, bo Erwan zmroził ją wzrokiem.
– Żebyś taka mądra była też później. – Stary, zgorzkniały kowal spojrzał na nią tak nieodpowiednim spojrzeniem, że Meriel aż się wzdrygnęła. Zaczęła się zastanawiać, czy nie lepiej utopić się w tych śmierdzących ściekach. – No dobrze! Pokaże wam, gdzie będziecie mieli swoje... Komnaty! Tak, toż to najwyższa klasa, nawet w Sirenth nie zobaczycie takich luksusów.
Szli powoli, uważając, aby nie wpaść do ciągnącego się środkiem odpływu kanałów, w którym pływały różne szczątki zwierząt i ludzi, brudy, śmieci i mnóstwo szczurów. Niektóre plątały się Meriel koło nóg, czując, że niesie na rękach coś lepszego do jedzenia niż rozkładające się zwłoki. Piskanie tych małych gryzoni doprowadzało ją niemal do szewskiej pasji.
Wszyscy stanęli i wyprostowali się, kiedy nagle rozległ się głos, który nie należał do nikogo z nich. Brzmiał jak modlitwa bądź wypowiadane spokojnie przekleństwa. Głos jakby wydobywał się z każdej strony. Ojciec Meriel zaczął się kręcić dookoła, szukając czegoś, czym mógłby pokonać napastnika.
– Nie przejmujcie się tym! – Uspokoił ich Erwan, dziarsko idąc przed siebie. – Trochę tutaj straszy, ale nic dziwnego. Ile tutaj ludzi straciło swoje życie, to ja na palcach nie zliczę. Dodatkowo, w miejscach takich, jak to wszystko wydaje się dwa razy straszniejsze. Przecież ciemno tutaj jak w pi...
– Tu są dzieci! – Nairna pisnęła.
– U siebie jestem, mogę mówić, jak mi się chce. – Wzruszył ramionami Erwan, idąc przed siebie, rozchlapując ścieki na każdą stronę.
Meriel wsłuchiwała się w coraz wyraźniejsze odgłosy. Wydawało jej się, że zaczyna w nich słyszeć coś, co układa się w jedno, ciągle powtarzające się zdanie.
– Przepadnij, zjawo! – wrzasnął kowal, kiedy zdał sobie sprawę, że Meriel mocno się na tym skupia. – Widzicie, poszła sobie. Dużo gada, ale nie gryzie.
Weszli do jednego z pomieszczeń, które miało służyć za sypialnię dla ojca Meriel. Tak naprawdę wszystko to był zlepek korytarzy, jeden śmierdział bardziej od drugiego, ale nic innego niestety nie mieli do wyboru. Rodzeństwo Meriel również zostało swój fragment kanału. Ze względu na dzieci dostało takie, gdzie było najmniej szczurów.
– A teraz czas na nasze miejsce, kochana. – Erwan schwycił Meriel za rękę, pokazując jej władzę nad jej osobą. Ta chciała mu się wyrwać, jednak wiedziała, że nie ma na to szans.
– Muszę iść posprzątać – mruknęła Meriel. – Sam mi kazałeś.
– Proszę, proszę... Taka jesteś posłuszna? – Przyciągnął ją do siebie, a Meriel natychmiast obrzydził jego zapach, który był gorszy niż smród w kanałach.
Udało jej się go wyminąć i ruszyła przed siebie, w nieznane przez siebie szyby kanałowe. Nie wiedziała nawet, jak sprzątać takie tereny, ale wcale nie zamierzała tego robić. Chciała znaleźć się jak najdalej od Erwana. Ten wołał za nią, ale jej nie gonił. Odetchnęła z ulgą.
Usiadła na suchym kamieniu, który w nielicznych miejscach nie był brudny od ścieków i brudu. Załamała ręce, zastanawiając się, co będzie dalej. Nie miała wątpliwości, że kiedy tylko wróci do Erwana, zrobi z nią to, o czym wolałaby nawet nie myśleć. Robiło jej się na samą myśl słabo. Wyobrażała sobie jego brudne ręce na jej ciele, oddech zaraz przy jej uchu. Wolałaby spędzić ten czas w towarzystwie szczurów. Nigdy ich nie lubiła, ale przynajmniej im chędożenie nie w głowie.
Uniosła gwałtownie głowę, kiedy znowu usłyszała głosy zjawy. Dziarsko wstała i rozejrzała się, upewniając, że kowala, ani jej rodziny nie ma w pobliżu. Wytężyła słuch i ruszyła w kierunku, z którego dochodziły upiorne odgłosy. Z każdym kolejnym krokiem, czuła czyjąś obecność coraz bardziej i bardziej. Nie był to jednak człowiek. Wyczuwała energię, która nie pochodziła z tego świata.
Nie był to pierwszy raz, kiedy spotkała się z czymś takim. Przypuszczała, kogo zaraz ujrzy, jednak za każdym razem czuła w sobie dreszcze.
Meriel po chwili nie miała wątpliwości, że głos należał do kobiety. Był dosyć wysoki, ale bardzo smutny. Tak jak przypuszczała, jej słowa układały się w jedno zdanie. Z początku trudno było to rozszyfrować, gdyż zdanie nachodziło na siebie, nie było powtarzane od początku do końca.
Srebrnowłosa słyszała ten głos, jakby to ona sama wypowiadała te słowa. Jednak wiedziała, że zbliża się do celu. Słowa były wyraźniejsze, sylaby wypowiadane były bardziej wyraziście. Dziewczyna zamarła, kiedy zdała sobie sprawę, co ten głos mówi. Serce zaczęło jej bić ze zdwojoną siłą.
Odrobinę zwolniła, bojąc się, że istota może się spłoszyć. Nie zawsze wiedzą, że ktoś może naprawdę je zobaczyć, gdyby stały obok nich.
Tak. Meriel mogła to zrobić. Stanęła po chwili twarzą w twarz z kobietą, która świata nie widziała już ładnych parę lat.
Duch kobiety zamilkł, patrząc na Meriel ze zdziwieniem. Wyglądała prawie jak człowiek, poza jednym faktem. Była lekko przezroczysta, a jej stopy nie dotykały ziemi. Unosił się nad nią dym, przypominając, że jest tylko ułudą w świecie żywych.
Meriel głęboko westchnęła i odezwała się jako pierwsza.
Miała w tym już wprawę. Przecież ta klątwa towarzyszy jej od urodzenia.
___________________________________
Tak na dobry początek września, prawie 3k słów :>
O nadciągnięciu wojsk można było się dowiedzieć już w poprzednim rozdziale - Caitrin posłuchała przecież dowódcę, kiedy mówił, że zmierzają do Aa'rth :).
Spodziewaliście się takiego daru/klątwy Meriel :)? Akcja już ruszyła, teraz rozdziały będą bardziej dynamiczne, będzie krew, smutek, łzy, walki, czego tylko chcecie :D.
Tym, którzy idą w poniedziałek do szkoły, życzę miłego roku szkolnego :). Mi został jeszcze miesiąc, hehe :)
W kolejnym rozdziale przeniesiemy się dalej... Trochę poza Aa'rth :). Jak myślicie, kogo spotkamy :D?
Do zobaczenia, N.B <3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top