Rozdział 13 Zleceniodawca
Narfolk był stolicą cesarstwa Enthgardu, metropolii, która za czasów Ardala VI Białego rozrastała się w nieprawdopodobnie szybkim tempie. Miasto jest duże, rozbudowane, chociaż zniszczone wojną, którą Enthgard ciągle toczył. Nikt nie mógł czuć się bezpiecznie między rzekomo solidnymi murami. Narfolk dzielił się na dwie części: bogatą, gdzie mieszkała arystokracja i ludzie, którzy mieli więcej złota niż ktokolwiek inny i powiernicy cesarza oraz strona biedna, gdzie mieszkali chłopi, niekiedy ledwo wiążąc koniec z końcem. Ardal VI Biały nigdy nie dbał o dobro swoich poddanych.
Krótki przewodnik po Enthgardzie, Brit Erth
________________
Po udanym ataku, najważniejszy był czas. Caitrin dobrze o tym wiedziała. Przecież to nie było jedyne morderstwo, którego dokonała w swoim pozornie krótkim życiu. Zaszyła się w lesie, tam, gdzie ludzie ani wojsko się nie zapuszczają. Musiała przeczekać pierwsze doby, kiedy poszukiwania były najbardziej zaostrzone. Znalazła jaskinię, pełną ludzkich, rozkładających się zwłok.
Domyśliła się, że byli to mieszkańcy któregoś z miast lub wiosek Enthgardu, którzy wyruszyli na poszukiwanie lepszego życia. Bezskutecznie. Nikt nie był w stanie uciec z cesarstwa. Urodzili się tam i tam musieli zginąć. Chyba że ktoś potężniejszy pomógłby im wydostać się spod szpon bezwzględnego cesarza.
Caitrin żywiła się roślinami i zabitymi przez siebie zwierzętami. Surowe, krwiste mięso smażyła na ogniu, który sama wznieciła. Liczyła dokładnie, ile dni minęło od jej ataku na królewskiego syna. Od tamtej pory nie zauważyła nikogo, kto próbowałby szukać jej w ciemnych jaskiniach. Żołnierze Ardala tylko wyglądali groźnie. Dziewczyna była pewna, że nawet nie weszliby do środka. Na widok ogromnego pająka, których tam są setki, oddaliby w spodnie mocz i tyle by było z ich interwencji.
Caitrin z przyzwyczajenia przygotowywała więcej jedzenia, ale zdawała sobie sprawę, że Cathal już nie wróci. Przez chwilę poczuła ucisk w żołądku, ale wiedziała, że tym nie wskrzesi jego życia. Jedyne, co mogła zrobić, to zemścić się. Niestety, mordercy nie znała, a martwy towarzysz nigdy jej nie powie, kto go zabił. Sprawa wyglądała na taką, której już w żaden sposób nie da się rozwiązać.
Po odczekaniu wystarczającej ilości czasu Caitrin postanowiła wyruszyć z powrotem do Narfolk, spotkać się z jedną osobą. Wstała obolała, rozmasowując kości, które bolały ją od spania na twardej i zimnej ziemi. Przeczesała rękami włosy, które niemal błagały o coś lepszego do mycia niż tylko woda z rzeki i oleje pozyskane z roślin. Dziewczyna obiecała sobie, że kiedy tylko wszystko się zakończy, na jakiś czas da sobie z tym wszystkim spokój. Na jej ciele pojawiały się coraz to nowsze blizny, przypominające jej o każdej walce, jaką tylko musiała przejść w swoim życiu. Dodatkowo wszystko stało się dwa razy bardziej niebezpieczne.
Miała już naprawdę dosyć lasu. Przesiedziała tam tyle czasu, że już dawno zapamiętała układ najbliższych, a zapach żywicy i drewna doprowadzał ją niemal do szewskiej pasji. Z wyraźną ulgą wdrapała się na grzbiet wierzchowca, którego ukradła z jednej wioski, kiedy wszyscy mieszkańcy smacznie spali, otuleni spowitą ciemnością nocą. Zwierzę aż rwało się do galopu – rżało donośnie i stukało kopytami. Caitrin uciszyła po pospiesznie, delikatnie gładząc jego łeb, nachylając się w jego stronę. Wiedziała, że są tam sami, ale ostrożności nigdy za wiele.
Szli powoli, zostawiając gęste leśne ścieżki za sobą. Caitrin zauważyła chatę Moire. Spuściła głowę, nie chcąc, aby zielarka ją zobaczyła. Zwłaszcza na innym koniu.
Jej broń została starannie umyta i naostrzona. Nie planowała żadnej walki, ale możliwe było, że strażnicy będą sprawdzać broń przy wjeździe do stolicy. Naiwni myśleli, że dadzą radę odczytać jakąś podpowiedź z broni nadjeżdżających ludzi o zabójcy Rhodana. Swoją drogą, Caitrin była naprawdę ciekawa, czy cesarz Ardal powiesił kogoś na szubienicy za domniemane zabójstwo? Wiedziała o cesarzu tyle, ile powinna – jego charakter był jej doskonale znany. Ten impulsywny brutal na pewno wpadł szał i mordował bez opamiętania. Tego niestety nie mogła zatrzymać. Śmierć zawsze ciągnie za sobą kolejną.
Caitrin pospieszyła konia, krzywiąc się na samą myśl o długiej podróży. Liczyła, że później w końcu dostanie zasłużony odpoczynek.
***
Kobieta zaciągnęła się powietrzem, siedząc w kałuży własnych odchodów. Chciała krzyczeć o pomoc, ale jej struny głosowe już dawno nie wydały żadnego dźwięku. Usta zaschły jej do tego stopnia, że miała wrażenie, że zaczynają pękać. Ostatnio jedyne, co piła to krople deszczu, które zbierała z podłogi własnym językiem, niczym pies. Trzymała się kurczowo za brzuch, nadal wyobrażając sobie, że w jej łonie znajduje się upragnione dziecko. Niestety, poroniła dobre trzy tygodnie temu.
Wzniosła ręce do góry, kiedy ujrzała nadjeżdżającą kobietę na koniu. Jej ubrania były czyste i z dobrego materiału – Zupełne przeciwieństwo jej wyglądu. Nosiła bowiem stare szmaty, które ukradła ojcu, który umarł z głodu. Głodna i wycieńczona osoba nie została zaszczycona nawet jednym spojrzeniem ani kromką chleba.
Zamknęła oczy, żałując, że kiedykolwiek wyszła za Enthgardzyka. Obiecywał jej życie w luksusie, a dostała wszy, szczury i żołądek kurczący się z braku pożywienia.
Codzienność w Narfolk należała do jednych z najtrudniejszych. Zwłaszcza po stronie biednej. Po ulicach szwendali się żebracy i drobni rabusie, którzy za kawałek jedzenia gotowi byli zabić z zimną krwią. Aż przykro było patrzeć, jak za drugim murem wszyscy marnowali jedzenie i ubierali się od stóp do głów w najdroższe materiały, jakie widziały państwa zachodu.
Mieszkańcy zmuszeni byli płacić podatki – aby to zrobić, musieli zaciągać pożyczki, gdyż nie mieli ani trochę złota. Z kolei, aby zwrócić pożyczki, pieniądze musieli załatwiać z mniej legalnych źródeł. Lądowali przez to na ulicy albo w piwnicach innych domów, które ledwo stały.
Kostka, którą wyłożona była ziemia, była stara i zniszczona, jak cała biedna dzielnica. W powietrzu unosił się zapach brudu i zgniłego mięsa. Nietrudno było znaleźć na ulicy zwłoki – dzieci albo dorosłych. Wszystko było zniszczone, a publiczne budynki splądrowane. Wąskie, zdewastowane ulice prowadziły do ślepych zaułków, będących miejscem, gdzie miały miejsce przestępstwa każdego dnia. Kobiety, aby wyżywić rodzinę, sprzedawały swoje ciała w zamtuzie. Jeżeli były wyjątkowo urodziwe i miały szczęście (w nieszczęściu) trafiały na zamek królewski. W ten sposób ich rodzina mogła dalej funkcjonować.
Domy były po części zbudowane z drewna i kamienia. Lata świetności miały dawno za sobą, popadały w ruinę, niektóre już nie nadawały się do mieszkania w nich.
Caitrin z zaciśniętymi zębami przemierzyła szybko biedną dzielnicę, pragnąc jak najszybciej z niej zniknąć. Gdzieś w głębi duszy kołatała jej myśl, jak wielkim potworem musiał być Ardal, żeby sam pławił się w luksusach, a nie potrafił zapewnić podstawowych rzeczy do przetrwania dla swoich poddanych.
Po drugiej części Narfolk, od razu świat wydawał się lepszy. Caitrin miała wrażenie, że chmury rozstąpiły się. Ulice, zamiast krwią i zwłokami pełne były kolorowych kwiatów i idealnie ułożonej kostki. Zamiast złodziei po ulicach biegali trubadurowie, a żebraków zastąpili kupcy, sprzedający towar z najodleglejszych zakątków świata. Wszystkie budynki były wyremontowane, a ich wygląd zapierał dech w piersiach. Ukwiecone okna dodawały domom elegancji i niekwestowanego przepychu.
Caitrin, jadąc konno przez wąskie, czyste i zadbane ścieżki mogła obserwować najważniejsze postacie, które na Enthgard mają jakiś wpływ. Znajdowali się tam ludzie albo mający naprawdę sporo pieniędzy, albo ci, którzy w jakiś sposób współpracują z cesarzem Ardalem i mają dostęp do królewskiego skarbca.
Caitrin uważnie patrzyła na wszystkie budynki, szukając swojego celu. Wypatrywała sprzedawcy ryb i żony kowala, która sprzedawała jego miecze. Pomiędzy nimi znajdowała się wąska ścieżka. Dziewczyna prędko tam ruszyła, zostawiając za sobą tętniącą życiem dzielnicę. Zeszła z konia i powolnym ruchem skierowała się do drzwi jednego z mieszkań, gdzie znajdowała się osoba, która zleciła jej zadanie – rzekłaby, że najważniejsze i najryzykowniejsze w jej życiu. Zabicie osoby królewskiej to nie przelewki – dobrze o tym wiedziała.
Zgodnie z wymaganiami, zastukała w drzwi cztery razy, po czym odczekała pięć sekund i gest powtórzyła. Przełknęła ślinę, kiedy jej nozdrza wciągnęły zapach pieczonego dzika wydobywającego się z mieszkania. Wyczuła jeszcze nutkę śliwek. Na samą myśl o takim posiłku, zaczęło jej burczeć w brzuchu.
Usłyszała donośne kroki po drugiej stronie drzwi. Napięła z przyzwyczajenia wszystkie swoje mięśnie, chociaż wiedziała, że niepotrzebnie. Drzwi uchyliły się, a przed nią stanęła drobna kobieta o dziewczęcych rysach. Była kimś w rodzaju służacej, chociaż Caitrin dobrze znała jej historię i uważała, że miała szczęście, iż wylądowała w tym miejscu. Inaczej groził jej zamtuz. A jej obowiązkiem w mieszkaniu jej zleceniodawcy było gotowanie, podawanie posiłków gościom i gospodarzowi, czyszczenie i niewtrącanie się do poważnych spraw. Nie miała jednak pojęcia, czy nie jest wykorzystywana seksualnie. Jej duże, niebieskie oczy nie wyrażały bólu ani cierpienia. Kto wie, może zdążyła się już do tego przyzwyczaić.
– Panienka Caitrin... – powiedziała, ciesząc się na widok znajomej twarzy. Ostatnio do jej gospodarza przychodziło coraz więcej osób, których nigdy na oczy nie widziała. Nie mogła wiedzieć, co też ta dziewczyna robiła w domostwie. Interesowanie się takimi rzeczami było dla niej zakazane. – Pan Sedric już na panienkę czeka.
Caitrin skinęła głową, uśmiechając się uprzejmie. Weszła do domu swojego zleceniodawcy, nie zaprzątając sobie głowy wycieraniem obuwia. Wiedziała już, że broń musi zostawić przed drzwiami, ale na wszelki wypadek schowała sztylet do jednej z kieszeni. Nie ufała Sedricowi – nikomu nie ufała. Zrobiłaby naprawdę głupio, gdyby dała się w taki łatwy sposób sprzątnąć po tak poważnym zabójstwie.
W domu było czysto i pachniało wysokiej klasy drewnem i imbirem. Sedric lubił przepych, ale jego dom nie był aż tak bardzo ozdobiony. Zawsze mówił, że to służbowe miejsce. Nie potrzebował wysokiej klasy dywanów i obrazów, chociaż nie można było powiedzieć, że pomieszczenia były gołe i bez ozdobne. Minimalizm znacznie lepiej wpisywał się w klimat tego miejsca.
Caitrin znała już drogę do gabinetu Sedrica, gdzie się z nią widział. Chociaż go nie widziała, czuła, że o niej myśli i to bardzo wyraźnie.
Stanęła w progu, mierząc go wzrokiem. Siedział, jak zwykle, przy mahoniowym stole, a za nim płonął kominek. Sedric był mężczyzną po czterdziestce, a jego twarz zwykle nie wyrażała żadnych emocji. Może poza jedną. Wyglądał na wiecznie zdenerwowanego. To pewnie przez te krzaczaste, mocno zakrzywione brwi. Jego włosy były rzadkie, a głowę zdobiły dwa, szerokie zakola. Enthgardczyk nie należał do szczupłych, ubrania miał szyte na miarę, nie widział swoich stóp, kiedy stał prosto. Stukał obcasem u prawego buta, a tęgie i krótkie palce złożył razem, bacznie przyglądając się gościowi, którego się spodziewał już dawno temu.
– Nie doceniałem cię. – Jego głos był niski i gruby. Caitrin poczuła, że przechodzą ją dreszcze. – Sądziłem, że albo złapią cię w komnacie, albo ustrzelą z kuszy jak psa podczas ucieczki.
Gestem ręki wskazał jej krzesło naprzeciwko jego osoby. Dziewczyna powoli i ostrożnie ruszyła w jego kierunku. Ten zaś w tym momencie wykonał gest, jakby strzelał do niej z broni.
– Tak... – Mierzył wyimaginowaną kuszą do blondynki. – Zaskoczyłaś mnie, Caitrin.
– Czy to oznacza, że zapłacisz mi podwójnie? – mruknęła spokojnie dziewczyna, zakładając ręce na piersi. Zmarszczyła brwi, patrząc na swojego zleceniodawcę.
– Pieniądze i pieniądze... – przeciągnął Sedric, a jego masywna szyja niemal zatrzęsła się, kiedy ruszał głową. – Nie zapytasz mnie nawet, co u mnie słychać?
– Nie obchodzi mnie to. Ciebie również nie obchodzi, co u mnie. Wykonałam zadanie, więc liczę na zapłatę – powiedziała.
Do pomieszczenia weszła właśnie służąca, stawiając na stole tacę z mocnym trunkiem i dwoma szklankami. Drobna dziewczyna skłoniła się swojemu gospodarzowi i pospiesznie wyszła, nie próbując nawet podsłuchiwać. Caitrin odczekała chwilę, zanim zaczęła mówić dalej.
– Umowa była prosta. Zabijam Rhodana i dostaję za to nagrodę, prawda?
– Poniekąd – burknął pod nosem Sedric, wygodnie usadawiając się z szerokim fotelu. Ledwo się w nim mieścił, a wyglądał na fotel na dwie osoby. – Wy, skrytobójcy, jesteście tacy...
– Jacy? – Zdenerwowała się Caitrin.
Sedric uśmiechnął się posępnie.
– Wiesz, czego oczekiwałem, kiedy zlecałem ci zadanie. Wszystko ma być wykonane szybko, sprawnie, bez świadków i co najważniejsze, wszystko miało pozostać między tobą a mną. Miałaś odczekać parę tygodni od naszej rozmowy do zabójstwa. Prawie wszystko się zgadza...
Caitrin popatrzyła na zleceniodawcę i niespokojnie poruszyła się na krześle. Zaczęła sądzić, że ten sztylet jeszcze się jej przyda.
– Wykonałam zadanie – powiedziała krótko i stanowczo. – Teraz oczekuję wyjaśnień i pieniędzy.
– Wyjaśnień?
– Czysta ludzka ciekawość. – Wzruszyła delikatnie ramionami, przekręcając lekko głowę na bok. – Kazałeś mi zabić królewskiego syna. Dlaczego? Wiedziałeś, że to rozpęta wojnę, której Enthgard jeszcze nigdy nie widział.
– Póki co Ardal jest zbyt przybity, aby wszczynać wojnę. Poza tym – nachylił się do niej i spojrzał prosto w jej oczy. Z jego ust wydostał się nieprzyjemny zapach – nie powinno cię to obchodzić. Miałaś tylko go zabić, a nie zadawać pytania. Zapomniałaś, kim jesteś? Najemniczą, płatną zabójczynią, która za odrobinę złota jest w stanie odebrać komuś życie.
– Masz zamiar prawić mi morały? – Uniosła jedną brew w górę, ale wcale jej to nie dogryzło. Od dawna było to sposobem jej utrzymania.
Od chwili, kiedy skończyła szesnaście lat, tułała się po Aa'rth. Jej rodzina zginęła z przyczyn naturalnych, pozostawiając ją samej sobie. Znalazł ją Cathal, starszy od niej o pięć lat. Zrobiło mu się żal dziewczyny, więc zabrał ją ze sobą. On sam był skrytobójcą, więc nauczył dziewczynę wszystkiego, co potrafił, chciał, aby sama stała się zaradna. Od tamtej pory byli nierozłączni – byli parą, jednak to nie była zwyczajna relacja. Cathal nauczył ją, jak nie okazywać emocji, pozostawać obojętnym wobec tego, co się dzieje. Kochali się, ale nie pokazywali tego tak, jak inne pary. Słodkie słówka i romantyczne gesty nie wchodziły w rachubę. Stosunki nie były wykonywane jako dopełnienie miłości, ale zwyczajne czynności jak jedzenie i picie. Caitrin uwielbiała, kiedy trzymał ją w ramionach, ale była przygotowana, że pewnego dnia, tak jak przed zabójstwem Rhodana, ich drogi mogą zostać w bolesny sposób rozdzielone. Przez lata nabrała siły, pewności siebie, mocnej ręki i wprawnego oka. Stała się kimś w rodzaju bezuczuciowej machiny do zabijania, niżeli człowieka.
– Morały? – Sedric zaśmiał się, ale brzmiało to, jakby ktoś się zakrztusił. Następnie nalał sobie do szklanki alkoholu i upił duży łyk, krzywiąc się nieznacznie. – Skądże. Nie jestem moralistą, ale realistą. Caitrin, powiem krótko i na temat, złamałaś zasady. Nikt nie miał o tym wiedzieć, a ty od razu ruszyłaś do swojego ukochanego, aby zabrać go z Aa'rth w podróż...
Caitrin poczuła, że buzuje w niej złość. Jednak Sedric patrząc na nią, nie mógł tego stwierdzić. Wszystkie emocje skrywała w sobie. Przynajmniej się starała.
– Nikt, powtarzam, nikt nie miał wiedzieć, że wydałem zlecenie na Rhodana. Ile osób wie? Ty, on, jeszcze ktoś? Może rozpowiedział to wszystkim przy piwie w karczmie albo jak chędożył jakąś dziwkę w burdelu?!
– On nie żyje! – wrzasnęła Caitrin. Nie mogła pozwolić, aby ktoś w ten sposób wyrażał się o Cathalu, który uratował jej życie. Poczuła, że miała ochotę wyciągnąć sztylet i zatopić go w sercu Sedrica. – Został zamordowany, zanim jeszcze dotarliśmy do Narfolk. Poza tym ufałam mu. Nikomu nie powiedział. Może nie wiesz, ale my, skrytobójcy, nie bajdurzymy o wszystkim jak trubadurzy. Trzymamy się na uboczu.
– Został zamordowany? – powtórzył Sedric, a jego twarz znowu nie wyrażała konkretnej emocji. Trudno było odczytać coś z jego mimiki. – Cóż, ale ja mu nie ufałem. Złamałaś zasady i teraz musisz za to zapłacić.
– Umowa była, że miałam zabić Rhodana! Zrobiłam to, narażając się wszystkim w cesarstwie Enthgardu! – Caitrin uderzyła pięściami w stół. Szklanki pełne alkoholu zatrzęsły się. – Nie zmuszaj mnie, abym się zdenerwowała. Ani ty, ani tym bardziej ja, nie chcemy teraz kłopotów.
– Umowa nie miała tylko jednego punktu, moja droga. – Założył niedbale ręce na otyłym brzuchu. – Nie wywiązałaś się z niej.
– To, co?! Nie zapłacisz mi teraz? Zabiłam niewinne dziecko i mało brakowało, a zostałabym poszukiwana w całym cesarstwie na darmo?
– Uspokój się... – Serdric uśmiechnął się triumfalnie, kiedy wyprowadził z równowagi dziewczynę. – Jest coś, co możesz dla mnie jeszcze zrobić. Zapłacę ci teraz połowę umówionej kwoty, a resztę dam ci, kiedy wykonasz nowe zadanie.
Caitrin zmarszczyła brwi, a po chwili przewróciła oczami. Kolejne zadanie? Już słyszała w wyobraźni, że każe jej tym razem zabić samego cesarza Ardala, albo jeszcze coś gorszego.
– Usiądź spokojnie, napij się dobrego trunku i wysłuchaj mnie. – Jego głos, chociaż powinien zabrzmieć w tamtym momencie spokojnie, brzmiał tak, jakby wydawał na nią wyrok śmierci. – Doszły mnie słuchy, że cesarz kazał wymordować wszystkich swoich czarodziejów i ruszyli do jakiejś wioski w Aa'rth po pewną dziewczynę. Ma ona dar, ale to cię nie powinno zupełnie obchodzić. Masz dostać tę dziewczynę przed cesarzem i przyprowadzić mi ją. Żywą.
– Dziewczynę? Po co... – Chciała zapytać, ale Sedric zmroził ją wzrokiem.
– Nie zadawaj pytań, nie od tego jesteś. Przyprowadź mi pod nos dziewczynę, a zobaczysz resztę swoich pieniędzy. Tym razem bez świadków.
Catrin spojrzała na Sedrica, ale ten mówił śmiertelnie poważnie. Tak jak obiecał, spod stołu wyciągnął mieszek pełny złotych monet. To była połowa jej zapłaty za zamordowanie królewskiego syna. Dziewczyna nie miała wyboru. Zwłaszcza teraz, bez Cathala. Przełknęła ślinę i zaczęła słuchać wszystkich szczegółów, które miały pomóc jej odnaleźć dziewczynę. Nie mogła zadać pytania, które cały czas przychodziło jej na myśl. Po co zwyczajnemu człowiekowi, jakim jest Sedric osoba, której pragnie sam cesarz? I kim była ta dziewczyna, że zainteresowała swoją osobą cesarza Enthgardu?
Sedric z każdym kolejnym słowem uśmiechał się coraz szerzej. Caitrin w pewnym momencie uznała, że wyglądał jak prawdziwy szaleniec, który planuje szatański plan.
______________
Nie wiem, czemu, ale rozdział od wczoraj nie chciał się opublikować :\. Coś niedobrego dzieje się z moim wattpadem :o
Nic więcej nie napiszę, gdyż jestem w depresji, po tym, jak zobaczyłam mój plan zajęć na studia. xd
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top