Rozdział 3 Ostrzeżenie
Ardal VI Biały, urodzony w 1239 Roku Pańskiego, syn cesarza Aeda V Białego, od 1269 cesarz Enthgardu. Wnuk Meryna. Ojciec Rhodana. Wielki patriota.
Władcy Enthgardu, wydanie I
Dopisek czarnym atramentem, litery koślawe i niestaranne. Notatka dopisana szybko, niedbale:
Patriota, ale wielki chuj.
___
– Jak ci idzie praca? – Głos zza jej pleców spowodował, że Meriel podskoczyła, niemal nacinając sobie skrawek palca.
Dziewczyna westchnęła głęboko, próbując się uspokoić. Odgarnęła jasne, srebrne włosy na bok, pozwalając, aby chłodny wiatr pieścił powoli jej szyję.
Od zeszłego wieczoru pracowała nad zbroją przyniesioną od tajemniczego rycerza, o którym wiedziała tylko tyle, że miał na imię Darren, a jego uszczypliwość bardzo działała jej na nerwy. Była naprawdę zaskoczona stanem zbroi i samym faktem jej bytu. Wiedziała, że nie była jakaś zwyczajna. Musiała przed użyciem być zaczarowana, być może, aby chronić noszącego ją. Z podziwem patrzyła na wszystkie runy, które wkute były w płyty. Wodziła po nich palcem, czując energię, której i tak nigdy by nie zrozumiała. Są rzeczy, których zwykły człowiek nigdy nie pojmie. Nawet jeżeli od dziecka dręczyła tę osobę klątwa.
Bo właśnie z klątwami było tak jak z magią. Nikt tego nie rozumiał, każdy dużo mówił. Wersji, które wymyślali ludzie było, więcej niż ktokolwiek mógłby przypuszczać. Meriel przeczytała wiele ksiąg w bibliotece, w stolicy Aa'rth. Jednak nigdy nie dowiedziała się niczego, co pomogłoby jej zrozumieć, skąd wywodziła się jej przypadłość. Starała się żyć normalnie, jakkolwiek prześmiesznie to brzmiało w jej przypadku.
Meriel odwróciła się powoli w stronę intruza, którym okazał się nikt inny, jak wścibski Darren. Ściągnął zbroję, w której przyjechał, stając przed nią w samej przewiewnej koszuli i skórzanych spodniach. Wysokie buty nie zakryły jego szerokich i umięśnionych łydek, a spod koszuli przedostawała się jego niemal atletyczna klatka piersiowa, do której zapewne wzdychały wszystkie dziewczyny w Caenfall. Nie było dziwne, że nawet Meriel trochę dłużej zawiesiła wzrok na cienkim odzieniu mężczyzny, zastanawiając się, czy naprawdę tak umięśniony człowiek w dotyku jest jak skała.
– Odnowa zbroi to nie byle co – rzekła spokojnie, bacznie przyglądając się Darrenowi. – Będziesz tak przychodził co chwilę i się o to wypytywał?
– Tylko, kiedy nie będę miał co robić – odparł nonszalancko. – Ładnie ci idzie.
– Wiem. – Wzruszyła nieskromnie ramionami. – Książę Brann nawet docenia moją pracę. Także nie myśl, że jesteś jedyny, który tutaj przychodzi.
– Nawet bym nie śmiał. – Darren oparł się ręką o stół, na którym Meriel trzymała wszystkie potrzebne rzeczy. Dziewczyna odgoniła go z obawy, że wszystko jej porozrzuca. – Wszędzie słyszę o płatnerzach z Caelfall. Musiałem się przekonać, czy to prawda, co mówią.
– Doprawdy? Co takiego słyszałeś? – Dziewczyna uniosła jeden kącik ust w górę, a jej rozmówca chytrze zatarł ręce.
– A same fajne rzeczy.
– Powiedz! – zawołała dziewczyna, trochę głośniej niż powinna.
– Właściwie to... Słyszałem, że wykonywana jest tam naprawdę solidna, męska robota. Wszyscy zachwalają wasze zbroje. I słyszałem jeszcze jedno. Główny płatnerz ma ładne piersi.
Meriel zmarszczyła brwi. Na jej policzkach nie pojawił się ani cień rumieńca. Patrzyła na niego, jakby mówił jej, jaka była pogoda.
– Wiem, że mój ojciec jest lekko otyły, przez co ma duże cycki, ale nie przesadzaj. Chcesz się z nim umówić? – Srebrnowłosa mówiła naprawdę śmiertelnie poważnie.
Darren zaśmiał się głośno, zastanawiając się, skąd urwała się ta dziewczyna. Spoglądnął na nią, ale ta ani się nie uśmiechnęła.
– Zachowujesz się jak dziecko, Darren. – Pokręciła z niedowierzaniem głową i wróciła do pracy. – Chcesz szybko zbroję, czy nie?
Darren westchnął głęboko. Spod uniesionych brwi ciągle patrzył na Meriel, która ani na chwilę nie zmieniła swojej postawy.
– Chyba mogę z tobą porozmawiać, kiedy pracujesz, prawda? Kobiety podobno potrafią skupić się na więcej niż jednej rzeczy jednocześnie.
Dziewczyna przewróciła oczami, próbując nie dać się zdenerwować. Bardzo nie lubiła takich nachalnych osób, a fakt, że taki był Darren, naprawdę napawał ją czymś w rodzaju żalu. Starzy, naprzykrzający się kowale, byli zupełnie tacy sami jak młodzi, całkiem przyjemni dla oka mężczyźni w zbrojach.
– No dobra... – poddała się, na chwilę odwracając głowę w jego stronę. – Więc... Skąd jesteś?
Zadała najprostsze pytanie, jakie przyszło jej na myśl, ale Darren naprawdę długo myślał nad odpowiedzią. Czyżby nie chciał jej tego powiedzieć? Meriel odwróciła się całkowicie, stając prosto przed swoim rozmówcą. Wyglądał po prostu, jakby usłyszał jakieś niewygodne dla niego pytanie. To zakłopotanie w jego oczach było widoczne z daleka.
– Zza morza – odparł wymijająco, w końcu wywołując u Meriel śmiech.
– Cóż za wyczerpująca odpowiedź. Nie wiem, czy zauważyłeś, ale każdy spoza Aa'rth jest dla mnie zza morza. Mieszkam na wyspie, zapomniałeś?
– Ta odpowiedź powinna ci chyba wystarczyć – uciął Darren, ale Meriel nie dała za wygraną. Znalazła jego słaby punkt.
– Jesteś z Enthgardu, tak? – Natychmiast zgadła. Kiedy mężczyzna chciał o coś widocznie zapytać, Meriel od razu zaczęła dalej mówić. – Gdybyś był z innych państw zachodu, byś się tym pochwalił. A fakt, że pojawiłeś się tutaj w zbroi, z której specjalnie wyciągnąłeś herb, ukazuje, że nie chciałeś, aby ktokolwiek wiedział, że jesteś tutaj w delegacji. Od cesarza, tak? Jesteś jego rycerzem?
Darren ścisnął usta w wąski paseczek, przejeżdżając językiem po wargach. Fakt, herb usunął dosyć nieudolnie i każdy płatnerz zobaczyłby, że coś jest z nim nie tak. Meriel nie była taka głupia. Nie była zwykłą chłopką, która nic nie wiedziała o świecie. Chociaż jej wygląd był naprawdę niepozorny, zdawała się skrywać w sobie coś... Coś ważnego.
– Milczeniem utwierdzasz mnie w przekonaniu, że mam rację... – powiedziała powoli. – Nie wierzę, że cesarz Ardal wysłał cię tutaj tak bezinteresownie. Zarządził wam wakacje?
– Przecież możemy przemieszać się po innych krajach, cesarz nie może nam tego zabronić – bronił się Darren, kiedy wiedział, że został zapędzony w kąt. – Potrzebowałem nowej zbroi, a... A ten kupiec spadł mi jak z nieba. Poza tym, tak jak wiesz, słyszałem dużo o tobie i twoim ojcu, dlatego właśnie wam postanowiłem zaufać i oddać wam to, co będzie mi służyło przez wiele bitew.
Meriel lekko prychnęła, kiedy znowu usłyszała kłamstwo o kupcu, ale wolała już do tego nie wracać. Darren i tak nigdy nie powiedziałby jej prawdy. Przecież istnieje takie niepisane prawo, że nie powinno się okradać zmarłych. Zwłaszcza kiedy są to żołnierze polegli w bitwie, a krypta jest naprawdę świętym miejscem. Zwykły kupiec nie miałby magicznej zbroi z równie magicznymi runami. A jeżeli nawet by miał, kosztowałoby to więcej, niż rycerz mógłby mieć przy sobie podczas jednej z wypraw.
– To na pewno nie żaden rekonesans? – podpuszczała go. – Nie kazał ci obejrzeć wszystkich ważnych miejsc, do których najlepiej uderzyć?
– Meriel – uciszył ją stanowczo Darren. – Gdybym chciał was zaatakować, już dawno bym to zrobił, ale jak widzisz, rozmawiam tutaj normalnie z tobą, piję z wami piwo i jem chleb. Nie każdy mieszkaniec Enthgardu jest mordercą i wysłannikiem zła cesarza.
Dziewczyna westchnęła lekko, rozglądając się po wiosce, nie chcąc w tamtej chwili patrzeć na Darrena. Może faktycznie zbyt gwałtownie zareagowała? Nie ufała Enthgardczykowi – okłamał ją w kwestii zbroi, mógł zrobić to raz jeszcze.
Meriel skarciła się w myślach. Cały czas myślała o wojnie, o cierpieniu, jakie żołnierze z cesarstwa zadawali innym. Przesadzała, naprawdę przesadzała. Przecież Darren naprawdę był miły. Natarczywy i nieznośny, ale miły.
Darren wrócił do karczmy, gdzie przebywał przez większość swojego czasu. Meriel zdążyła jeszcze go wymierzyć, aby wszystkie części zbroi leżały na nim idealnie, po czym bez słowa zajęła się swoim zadaniem. Przez jedno ze zdobionych okien miał możliwość obserwowania płatnerki przy pracy.
Zastanawiał się, jak wiele osób obserwowało ją tak, jak on to robi teraz. Było na co popatrzeć. Nie była taka sztuczna jak te wszystkie dworskie panny. Nie musiała ściskać swojej talii gorsetem, który równocześnie miał wypchnąć piersi do góry. Wyglądała cudownie bez żadnego makijażu, przesadnie upiętej fryzury i tych wyszukanych strojów. Jej ciało było piękne po prostu naturalnie. Trochę jak wieczna nastoletnia dziewczyna, jednak miała naprawdę w sobie wiele uroku.
Dziewczyna widocznie nad czymś się zastanawiała, bo wzrok miała skupiony, lecz na pewno nie nad stołem płatnerskim. Jej myśli były gdzieś daleko, błądziły w nieznanym mu kierunku.
Po kuflu piwa, jego myśli zaczęły błądzić tylko i wyłącznie wokół srebrnowłosej dziewczyny. Patrzył na jej wąską talię, zastanawiając się, jakby wyglądały na niej jego duże, silne ręce. Nawet z daleka widział, że od natłoku pracy na jej czole zaczynały pojawiać się krople potu. Zastanawiał się, jak te krople spływają po jej twarzy, następnie po szyi, a potem do...
Darren otrząsnął się. Musiał przestać myśleć o niej w ten sposób.
Zaczął się zastanawiać, czemu kłamie jak z nut. Bał się, że dziewczyna odmówi mu współpracy? Że nie będzie chciała na niego już spojrzeć? Bo przecież chciał, żeby na niego patrzyła. Wiedział, że przed nim będzie jeszcze jedna, ważna rozmowa z Meriel. I nie wiedział, jak dziewczyna na to zareaguje.
***
Cztery noce zajęło Meriel odnowienie fragmentów zbroi. Była to jedna z najbardziej wymagających prac, jakie wykonała w całym swoim życiu. Wszystko było wykonane techniką, której dziewczyna nie znała i nigdy nie używała. Zapewne nikt z ludzkich płatnerzy nie znałby tej techniki. To tylko utwierdzało Meriel w przekonaniu, że zbroja była magiczna.
W dzień, kiedy Darren ze swoim nowym nabytkiem miał opuścić Caelfall, był niezwykle ciepły. Aż dziwne, zważając na to, że w tamtym okresie panowały tam przeważnie chłody i wichury. Nawet przestało padać, a niebo stało się bardziej niebieskie. W końcu nie było szare. Miasto od razu wraz z pogodą wróciło do życia, z większą ochotą wykonując swoje prace.
Ojciec był z Meriel niezwykle dumny. Ciągle zaglądał do warsztatu, patrząc, jak jego córka świetnie sobie radzi. A Darren... Darren ciągle przesiadywał w karczmie, żłopiąc dobre piwo, które naprawdę było piwem, a nie tak jak w Enthgardzie alkoholem rozcieńczoną z wodą. Mógł przez chwilę odpocząć od zgiełku ogromnego cesarstwa w spokojnej, górskiej wiosce.
Nie mógł wyjść z zachwytu, kiedy Meriel pokazała mu fragmenty zbroi, które dla niego odnowiła. Ciągle patrzył na jej wąskie, długie palce, zastanawiając się, jak to możliwe, że to właśnie one potrafią zdziałać takie cuda.
– No nieźle – podsumował Darren, wręczając dziewczynie odliczoną ilość monet, w podzięce za dobrze wykonaną pracę. – Będę polecać się każdemu w Enthgardzie.
– Lepiej nie... – Dziewczyna po odłożeniu sakwy z monetami, zaczęła szybko sprzątać swoje stanowisko pracy. – Nie wiem, czy zniosłabym obecność więcej niż jednego rycerza twojego typu.
– Czy to miało mnie obrazić? – Mężczyzna zaczął przedrzeźniać Meriel, przypominając jej, że te same słowa powiedziała cztery doby temu, kiedy po raz pierwszy się spotkali.
Oboje wybuchnęli śmiechem, a Meriel oparła ręce na biodrach, widząc, że Darren bacznie jej się przygląda.
– Co? Brudna jestem? To normalne przy pracy.
– Nie, nie... – Pokręcił głową powoli, zmierzając do najważniejszej informacji, które chciał jej przekazać. – Wiesz, Meriel, polubiłem cię. I muszę ci powiedzieć, że cię okłamałem.
– Wiem – rzekła nonszalancko ze spokojną miną. – Każdy szanujący się mieszkaniec Aa'rth zna zbroję żołnierzy z Norwik. I wiem też, że żaden kupiec nie mógłby jej mieć. Poza tym... Mam swoje sposoby, żeby dowiedzieć się niektórych, ciekawych faktów.
Darren zmarszczył brwi. Jednak wiedział, że Meriel nic by mu nie powiedziała – dało się to wyczytać z jej wyrazu twarzy. Nawet nie próbował jej denerwować, dlatego porzucił swoje pytanie.
– Ale jest jeszcze coś – powiedział cicho, na wypadek, gdyby ktoś ich podsłuchiwał. Najbardziej obawiał się tego kowala. Kręcił się koło Meriel niemal cały czas. – Kiedy pytałaś, co robię w Aa'rth, skoro jestem z Enthgardu.
– Tak? – Meriel to naprawdę zaczynało się nie podobać. Bała się, że wolałaby nie słyszeć od niego nawet tych słów.
– Jedź ze mną do Enthgardu – rzekł prosto z mostu. – Weź ojca, rodzinę, kogo tylko chcesz. Tam będziesz bezpieczna. Poza tym, na pewno twoje umiejętności płatnerskie przydadzą się wszystkim żołnierzom.
– Czekaj, czekaj... – Uniosła w górę palec, próbując poskładać wszystkie fakty w swojej głowie. – Przecież cesarz Ardal podpisał decyzję o pokoju. Czemu nie miałabym się czuć tutaj bezpiecznie?
– Cesarz Ardal to wariat i świr – mruknął rozzłoszczony Darren. Zawsze się denerwował, kiedy o nim myślał. – To podstępna żmija, która szuka cały czas nowej okazji do spełnienia swoich chorych fantazji. Podpisał pokój. Owszem. Ale tylko po to, aby was wszystkich uśpić. Nie jesteście teraz gotowi na odparcie ataku. Marazm innych państw to jego ulubiona broń. Meriel, on ruszy na Aa'rth. Wyjedź, póki masz jeszcze czas. Najlepiej ze mną.
Meriel zmarszczyła lekko brwi, a jej i tak jasna skóra zrobiła się jeszcze bardziej blada. Musiała podeprzeć się ręką o stół, uważając, aby się nie przewrócić. Darren wyglądał tak, jakby gotowy był złapać ją w ostatniej chwili.
– Chyba żartujesz. – Jej ton stał się ostrzejszy. Zupełnie nie pasował do jej delikatnego wyglądu. – Chcesz, żebym wykonywała w Enthgardzie zbroje, abyście wymordowali wszystkich żołnierzy z mojego kraju?! Poza tym, czemu mam ci niby wierzyć? Okłamałeś mnie już dwa razy, głównie na swoją korzyść. Po to przyszedłeś? Cesarz chciał mieć płatnerzy z Caelfall w swoim zamku?! Tylko o to ci chodzi?!
– Meriel, posłuchaj mnie przez chwilkę. – Starał się ją uspokoić. – Jestem tutaj, aby was ostrzec. Chodź ze mną do Enthgardu, tak będziesz bezpieczna. Będziesz miała tyle złota, ile zapragniesz.
– W rzyci mam twój Enthgard! – wrzasnęła Meriel, wyrywając się Darrenowi, który próbował złapać ją za rękę. – Jeżeli przyjdzie taka potrzeba, wszyscy będziemy walczyć. Nie oddamy Aa'rth tak łatwo. Prędzej wyjdę za kowala, niżeli zdradzę mój kraj. A jeżeli myślisz, że przekupisz mnie złotem, to się grubo mylisz.
– Proszę, na chwileczkę odłóż swoją dumę na bok i mnie słuchaj. Nie chcesz bezpieczeństwa dla swojego ojca? Na dworze właśnie to dostaniecie. Będziecie tam zabezpieczeni, otaczani najlepszą opieką...
Meriel zamachnęła się, próbując uderzyć Darrena ze wściekłości, ale ten był szybszy. Schwycił jej nadgarstek, bez problemu zaciskając na nim pięść. Dziewczyna miała naprawdę szczupłe ręce. Trzymał ją mocno, czując, jak cała drży. Na twarzy dziewczyny malowała się wściekłość.
– Pomyliłeś się, Darren – wycedziła przez zęby. – Każdy Enthgardczyk jest taki sam. Zejdź mi z oczu.
Darren patrzył jeszcze na nią. W końcu dziewczyna odwróciła wzrok, nie pozwalając, aby mężczyzna zobaczył, jak w jej oczach zaczynają lśnić słone łzy. Słyszała powoli oddalające się kroki. Następnie rżenie konia i szybki galop. Dopiero wtedy pozwoliła sobie na płacz.
Wiedziała, że już nigdy go nie zobaczy. Nie chciała tego. Nie wierzyła, jak mógł chociażby rozważyć jej odejście i pomoc wrogiemu krajowi. Być może w jego stronach zdrada stanu jest na porządku dziennym, ale ona na pewno nie zamierzała tak postępować. Musiała wszystkich przygotować, powiedzieć swojemu ojcu, najlepiej królowi i Brannowi.
Chciała tego, aby kiedy dojdzie do bitwy, szereg żołnierzy z Aa'rth spojrzał na walczącego po przeciwnej stronie Darrena... Przypomnieć mu, jak go ugościli, dbali o niego. A potem z przyjemnością pokazać, że z Aa'rthczykami się nie zadziera.
__________________
W kolejnym rozdziale się zacznie akcja :))). I poznamy nową postać, która zdąży nam jeszcze troszeczkę namieszać :D
N.B
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top