Rozdział 16 Narfolk
Ktokolwiek widział zabójcę wydostającego się z Zamku Cesarskiego, dnia morderstwa syna jego, zmuszony jest w trybie natychmiastowym powiadomienie o tym Jaśnie Oświeconego, w przeciwnym razie, jeżeli wina jego na jaw wyjdzie, kara śmierci zostanie wykonana.
Ogłoszenie wiszące w Enthgardzie
Rozdzial 16
Narflok
– Byłaś kiedyś poza Aa'rth, Meriel? – Doszedł ją głos Darrena, który stanął zaraz obok niej. Dziewczyna poczuła uderzające od niego ciepło i zapach wyrazistej wody kolońskiej.
Meriel wpatrywała się w bezkresne morze. Wydawało jej się, że od paru dni stoją w miejscu. Żegluga była długa i męcząca i tylko zmieniający się cykl dnia i nocy przypominał jej, że oddala się od swojego państwa coraz bardziej z każdą sekundą.
Znajdowali się na cesarskim okręcie, który wielkością i potęgą przewyższał wszystkie statki, jakie Meriel kiedykolwiek widziała. A mieszkała przecież w wiosce obok portu. Mogła tylko się domyślać, w jaki sposób Ardal wzbogacił swój skarbiec, aby było go stać na tak potężną rzecz. Na pokładzie panował harmider i głośny gwar załogi. Wszyscy chcieli wiedzieć, kim była tajemnicza dziewczyna, którą cesarz siłą wepchnął do środka. Sam siedział w swojej kajucie, wpatrując się w portret jego i Rhodana, którego otrzymał kiedyś na małym płótnie.
Płynęli dosyć szybko, przez co wiatr rozwiewał włosy Meriel. Niebo było zachmurzone i było chłodno. Dziewczyna czuła, że zbiera się burza, ale liczyła, że nie będzie to potężna nawałnica.
Nie spoglądając nawet na towarzysza, westchnęła.
– Nigdy – odpowiedziała na jego pytanie, pozwalając, aby chłodny wiatr pieścił odkryte części jej ciała.
Nie pamiętała, ile dni minęło od chwili, kiedy rycerze cesarza dopadli ją w lesie. Po żmudnej leśnej wędrówce wsiedli na statek, który miał zabrać ich prosto do portu, a następnie czekała ich ostatnia ścieżka – do Narflok, zamku, gdzie Meriel miała dowiedzieć się, dlaczego jej klątwa była dla cesarza taka ważna.
Czyżby w dobie rozpadu struktur politycznych klątwa nie była już za nią uważana?
– Spodoba ci się tam – zapewnił ją spokojnie Darren.
Ich stosunku nieco się ociepliły, jakkolwiek o ich stosunkach można mówić. Meriel próbowała uciec sześć razy, kiedy w końcu zdjęto z niej kajdany. Darren zawsze powstrzymał Gaira, którego ręce świerzbiły, aby wydać dziewczynie należną według niego karę. Pilnował również, aby o jej ucieczkach nie dowiedział się cesarz. Wiedział, czym mogło się to skończyć. Dziewczyna, kiedy zauważyła, że Darren jest jej jedynym wsparciem, postanowiła mu odpuścić. I tak była na nich skazana. Walka z nim nie miała żadnego sensu. Nie potrafiła patrzeć na niego, jakby nic się nie stało, ale jednocześnie wiedziała, że gdyby nie on towarzyszył cesarzowi, mogłaby dotrzeć do Narflok ledwo żywa.
– Nie mam zamiaru tam zostawać – opowiedziała Meriel, patrząc na falującą pod okrętem wodę. Była krystalicznie czysta. Nad statkiem latały nisko ptaki. – Jeżeli tylko będzie szansa wydostać się po tym, jak... No wiesz... To zrobię to.
– Wiesz, że w Enthgardzie miałabyś lepiej? Jako płatnerz rzecz jasna. – Darren był nieustępliwy. – Mieszkałabyś w jakiś domu między szlachtą, bogaczami... Miałabyś wszystkiego, czego zapragniesz.
– Pragnę Caelfall i Aa'rth – rzekła stanowczo, zaciskając pięści. – Zrozum, że nie każdy dąży do mieszkania pod kloszem cesarza i wykonywania jego poronionych poleceń.
Ściszyła znacznie głos, kiedy zdała sobie sprawę, że wokół jest pełno ludzi, którzy za chociażby jedno złe słowo o Ardalu VI Białym nie zawahałoby się przed wypchnięciem jej za burtę.
– Słyszałam dużo o Enthgardzie i raczej nie były to pozytywy. – Spojrzała na Darrena, który miał na twarzy wymalowaną trwogę. – Cesarz jest brutalny, życie w waszym cesarstwie jest naprawdę trudne. A z Narfolk ludzie uciekają, jeżeli tylko mogą. Wolą mieszkać w jakiejś mniejszej osadzie dookoła stolicy.
– Nie uciekają.
– Uciekają. Przynajmniej chcą. Umierają po drodze albo jeszcze w biednej dzielnicy. Nie widziałam tego nigdy na oczy i nie chcę tego oglądać. – Przełknęła ślinę. – Nienawidzę patrzeć na ludzkie cierpienie. Przez ludzi takich, jak wy, muszę to robić.
Darren napiął mięśnie. Wiedział, że tą rozmową wszedł na bardzo cienki lód. Na twarzy Meriel można było wyczytać zdenerwowanie. Głęboko westchnął, przygryzając wewnętrzną część policzka. Nie lubił, kiedy była zirytowana. Ciągle stał obok niej, chociaż przypuszczał, że dziewczyna wolałaby, aby zostawić go samego. Nie mógł na to pozwolić. Zgodnie z rozkazem cesarza, ktoś zawsze musiał być blisko niej.
Jego pomagierzy już od pierwszego dnia gruchali mu za uchem niczym gołębie, śmiejąc się, ile czasu spędzał z domniemanym jeńcem. Nikt prócz cesarza nie wiedział, że kiedykolwiek wcześniej już ją spotkał. Starał się nie pokazywać po sobie, że ciągle myślał o widoku jej młodzieńczej twarzy, a delikatność jej rąk wprawiała go w trans. Stojąc obok niej, napawał się zapachem wrzosu i konwalii, który do tamtej pory był mocno wyczuwalny.
– Co się tak gapisz? – burknęła Meriel, a Darren szybko odwrócił wzrok w kierunku błękitnego morza.
– Nie bądź opryskliwa. – Aby zatuszować zakłopotanie, cicho prychnął śmiechem. Nie sądził, że to aż tak bardzo było widać.
– Daleko jeszcze? – Meriel również zdecydowała zmienić temat. Wydawało jej się, że zaczyna odczuwać pierwsze symptomy choroby morskiej.
– Daleko – odparł Darren. – Chcesz się położyć?
– Ostatnie czego chcę to spania w tej zatęchłej kajucie. – Zmarszczyła nosek i założyła ręce na piersi. – Nie wiedzieliście, że zalęgły się tam szczury?
– Cesarz raczej nie sprawdza kajut dla więźniów. – Darren podrapał się za uchem, doskonale wiedząc, w jakich warunkach utrzymane było miejsce, które służyło Meriel za sypialnię. – Przynajmniej możesz wychodzić na pokład. Inni nie mieli tego luksusu.
– No widzisz. O ja szczęśliwa! – Meriel w ironiczny sposób zaprezentowała radość. – Czymże sobie zasłużyłam na takie wyróżnienie.
– Nie podrwiwaj, to naprawdę niecodzienne, że cesarz nie zamknął cię pod kluczem.
– Może jakbym przy pierwszej okazji walnęła go w ten zakuty łeb, to by mnie zamknął – fuknęła. – Jeden z twoich kompanów zaproponował, że mogę spać z nim w jego kajucie.
– Któż się ośmielił?
– Gair. Propozycję chciał przedstawić w lepszym świetle, mówiąc, że kajuta nie zawiera gryzoni. Jedyną przeszkodą dla mnie jest to, że on jest jednym, wielkim, szczurem.
Darren mimowolnie uśmiechnął się pod nosem. Zanotował w pamięci, żeby pozbyć się tego człowieka od Meriel. Nie chciał, żeby ktoś jej się naprzykrzał. Znał Gaira na tyle, że wiedział dokładnie, o co mu chodzi. Widział tylko czubek swojego nosa i wypuklenia na klatce piersiowej kobiet.
– Zazdrosny jesteś? – palnęła po chwili Meriel, patrząc, jak Darren intensywnie nad czymś myślał.
– Czemu miałbym być? – odparł nieco zbyt emocjonalnie.
– A tak tylko żartowałam – mruknęła dziewczyna i znowu spojrzała na morze.
Kiedyś chciała je zobaczyć. Marzyła o długiej żegludze, ale to nie było to. Wiedziała, że była jeńcem, a nie uczestnikiem wyprawy, takiej, na które pływał często książę Brann. Odetchnęła głęboko, a do jej oczu napłynęły słone łzy. Chciała, aby to wszystko się skończyło.
***
Panorama rozciągającego się, dużego miasta, było czymś, czego Meriel nigdy nie zapomniała. Stała i patrzyła, jak Enthgard powiększa się z każdą chwilą. W momencie przycumowania do brzegu krajobraz spowijał zachód słońca, nadając miastu wyglądu rodem z płótna wielkiego mistrza. Wysokie budynki i piętrzący się zamek w oddali napawał Meriel jednocześnie podekscytowaniem i strachem.
Nietrudno było zauważyć, że ludzie w porcie byli zamożni i wykształceni. Przewijali się tam chłopi albo ciężko pracując, albo żebrząc o kawałek chleba. Meriel żałowała, że nic przy sobie nie ma. Jej żołądek wprawdzie również domagał się jakiekolwiek strawy, ale dziewczyna miała zbyt miękkie serce, aby przejść obok takiej sceny obojętnie.
Port znajdował się tuż pod murami Narfolk. Miasto ulokowane było na wyżynie, więc wszystkie większe budynki było dokładnie widać. Zwłaszcza zamek, który zdawał się sięgać chmur. Port w Enthgardzie znacznie różnił się od tego, który Meriel widziała u siebie. Przypominało to jej wyścig szczurów, wieczną scysję i brak chęci pomocy.
Została wyprowadzona przez Darrena, na którym port nie robił już znacznej różnicy. Widział go tyle razy, że nie zwracał uwagi na szczegóły, które były dla Meriel istotne. Szli uważnie po drewnianym mostku, który prowadził ich na ląd. Zgiełk mieszkańców Enthgardu i lament biedniejszych osób doprowadzał dziewczynę do szału. Tam wszystko działo się na raz.
Cesarz obrał drogę dookoła, aby nie przechodzić przez główną bramę. Wszystkich mogłoby zainteresować, co robi z jakąś srebrnowłosą dziewczyną. Przeszli dookoła murów, aby wejść tylnią bramą. Tą, przez którą uciekał morderca jego syna, gdy wyskoczył przez balkon znajdujący się w jego komnacie.
Meriel miała okazję zobaczyć, jak wyglądają wioski na podgrodziu. Podczas niedługiej wędrówki przed pola i rozdroża ujrzała życie zwyczajnych Enthgardczyków – tych, którzy jak tylko ujrzeli cesarza, pochowali się do swoich chat, zbudowanych głównie z drewna. W tamtej części nie było lasów, jedynie rozciągające się pola uprawne, głównie ze zbożem, którego Meriel nie mogła naliczyć przez całą podróż. Teren był płaski. Zakrzaczenie dosyć duże. Trawa była wysoka, najczęściej niska i zielona. Między polami znajdowała się wyklepana przez ludzi i koni ścieżka. Gdzieniegdzie pojawiały się pojedyncze chaty, zupełnie odizolowane od innych. Zachodzące słońce naprawdę idealnie dopełniało sielski, spokojny klimat malutkich osad.
Im bliżej bramy, tym większy niepokój czuła dziewczyna. Siedziała jak zwykle na siodle wraz z Darrenem, obserwując nieznane miejsca, które ten znał już na pamięć. Darren opowiadał jej cicho o Narfolk, gdyż jego nie będzie jej dane zobaczyć. Wejdą na zamek od razu. Mówił o podziale na dwie części, nie szczędząc brutalnych szczegółów, które były tam na porządku dziennym. Meriel była niezwykle zdziwiona spokojem, w jakim wypowiadał się o ludzkim cierpieniu i niedoli. Jakby opowiadał o pogodzie albo najnowszej księdze, których w tamtym czasie powstawało na potęgę. Był rycerzem, w dodatku u bezwzględnego cesarza. Dziewczyna wiedziała, że nie mógł znać takiego słowa jak współczucie lub litość. Jako jego rycerz i doradca Ardala sam poniekąd musiał stać się taki jak on.
Meriel miała w głowie kompletny mętlik. Wypełniał wszystkie jego rozkazy, kiedy trzeba było, to ją wydał, nie chciał powstrzymać ataku na jej wioskę, gdzie wszyscy przyjęli go, jakby był jednym z nich. A jednak różnił się znacznie od Cadora czy Gaira, którzy byli przysłowiowymi budzącymi terror zbójnikami w rycerskich zbrojach.
Dziewczyna ziewnęła cicho, przypominając sobie, że od ponad doby nie zmrużyła oka. W kajucie na statku nie sposób było zasnąć, a od spania na podłodze pokładu nabawiła się poważnego kataru, który przypominał o sobie co parę minut, zmuszając ją do głośnego kichania i kaszlu. Bolały ją wszystkie mięśnie i stawy, a organizm domagał się jakiejś łagodzącej substancji, którą mógł być chociażby miód.
Zamek wznosił się ponad nimi, a cesarz się niecierpliwił, chcąc w końcu poznać prawdę. Patrzył na Meriel, jakby to w jej wnętrzu znajdowała się odpowiedź na jego pytania, a on był gotowy rozpruć ją gołymi rękami.
Ruszyli w kierunku bramy pewni, że dookoła nich nie było nikogo.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top