Epilog| Poznanie

Levi pov.

Co kilka chwil słyszałem świst wiatru, a potem huk kamieni uderzających o pobliskie dachy. Przestałem już słyszeć krzyki moich kamratów. Do tej pory wszyscy zostali już przerobieni na krwawą miazgę przez kamienie ciskane przez Zwierzęcego.

Byliśmy w dupie jak nigdy dotąd. Zabrakło nam planu uwzględniającego, że wróg może zastawić na nas pułapkę.

Zostało nas, bo ja wiem, z 15 osób? A najlepsze w tym wszystkim jest to, że skurwysyn wiedział gdzie byliśmy.

Nie widziałem innego wyjścia. Kazałem Erwinowi ocucić nieprzytomnego Erena, zebrać jak najwięcej żołnierzy i uciekać stamtąd jakby sam diabeł ich gonił. Dzieciaki miały też dość. Jeden z nich nawet się poryczał.

- Co ty na to, by pozostali rekruci i resztki oddziału Hange rozproszyli się i próbowali uciec do domu? Wykorzystując ich jako wabik, moglibyście uciec stąd na Erenie.

- Levi, a ty co zamierzasz?

- Zmierzę się ze Zwierzęcym. Odwrócę jego uwagę...

- Niewykonalne. Nawet się do niego nie zbliżysz.

- Pewnie tak, jednak jeśli ty i Eren wrócicie, wciąż będzie nadzieja. Czy w tej krytycznej sytuacji możemy prosić o więcej? Ponieśliśmy klęskę. Jeśli mam być szczery, nie wierzę, by choć jeden z nas zdołał wyjść z tego żywy.

- Tak pewnie by było, gdybyśmy nie mieli już żadnej możliwości kontrataku.

- Wciąż jakąś mamy? - W moim głosie zabrzmiało niedowierzanie.

- Tak.

- Czemu wcześniej nie powiedziałeś? Dlaczego trzymasz tę mordę umarlaka zamkniętą na kłódkę?!

- Jeśli mój plan wypali, możliwe że zdołasz pokonać Zwierzęcego. Jednakże w zamian ja i rekruci oddamy swoje życia. - Kolejna salwa kamieni poleciała w naszym kierunku, a rekruci zaczęli piszczeć jak panienki. - Jest dokładnie tak jak mówisz. Tak czy inaczej większość z nas tutaj zginie. Nie. Praktycznie pewne jest, że wybiją nas co do nogi. W takim razie możemy ponieść bohaterską śmierć w zamian za nikłą szansę na zwycięstwo. W tym celu muszę pięknymi i podniosłymi słówkami oszusta nakłonić tych młodych ludzi, by poświęcili swoje życia dla misji. Dodatkowo muszę sam poprowadzić ich na śmierć, bo inaczej nikt mnie nie posłucha. I to ja zginę pierwszy.

Erwin był w rozterce. Z jednej strony chciał wygrać bitwę, z drugiej jednak marzył o zajrzeniu do piwnicy Jaegera, chciał odkryć tajemnice ludzkości.

- Levi, czy ty też ich widzisz? Naszych towarzyszy? Oni na nas patrzą. Chcą wiedzieć, za co oddali swoje serca. Bo walka wciąż się jeszcze nie skończyła...A może widzę to tylko oczami wyobraźni? Może to tylko dziecinne złudzenie?

Przyklęknąłem przed nim i wyszeptałem, tak cicho, że tylko on miał prawo to usłyszeć.

- Wspaniale walczyłeś. To dzięki tobie dotarliśmy tak daleko. Pomogę ci podjąć decyzje. Zrezygnuj z marzenia i umrzyj. Poprowadź rekrutów prosto do piekła! A ja zajmę się Zwierzęcym.

Erwin wahał się tylko przez chwilę. Niedowierzanie szybko zmieniło się w uśmiech. Uśmiech bólu, jednak zgody z tym co ma nastąpić.

Stanęliśmy przed wszystkimi rekrutami zwracając na siebie ich uwagę.

- Wyjaśnię, na czym polega nasza ostateczna operacja! W szeregu zbiórka! - Odczekał, aż rekruci się ustawią. - Wykonamy szarżę kawaleryjską! Naszym celem będzie Zwierzęcy Tytan! Oczywiście staniemy się dla niego idealnymi celami! Dlatego zaczekamy, aż będzie gotowy do rzutu i wszyscy razem wystrzelimy race! To nieco zmniejszy jego celność! Gdy my będziemy odwracać uwagę wroga, kapral Levi zabije Zwierzęcego! To cały nasz plan! Stojąc tutaj bezczynnie, zostaniemy przysypani głazami. Przygotować się do ataku!

- Czy wszyscy idziemy na śmierć?

- Tak.

- Innymi słowy, mówi dowódca, że skoro i tak mamy zginąć, powinniśmy to zrobić w walce?

- Tak.

- Ale skoro i tak nasz los jest znany, nie ma żadnego znaczenia, czy zginiemy wykonując rozkazy czy się im sprzeciwiając.

- Masz absolutną rację. To wszystko nie ma żadnego znaczenia. Bez względu na to jakie mieliście marzenia i nadzieje, bez względu na to, jak szczęśliwe życie wiedliście, jeśli zostaniecie trafieni przez kamień, zginiecie, jak pewnego dnia każdy człowiek. A zatem czy to znaczy, że życie pozbawione jest sensu? Czy w ogóle nasze narodziny mają jakikolwiek sens? Czy powiecie to samo o naszych towarzyszach? Że ich śmierć była bez znaczenia? W żadnym wypadku! To my możemy nadać ich śmierci sens! Ci dzielni i udręczeni polegli...To my, żywi, ich zapamiętamy! I oddamy własne życia, zawierzając znalezienie sensu naszej śmierci naszym następcom! Tylko tak możemy przeciwstawić się temu okrutnemu światu!

Kiedy wszyscy rozeszli się podszedłem do Erwina.

- Mam go zaatakować w samym sprzęcie? Przecież stoi na pustkowiu. W jego pobliżu nie ma drzew ani domów.

- Nie do końca. Tak się składa, że są tam obiekty ustawione w linii na odpowiedniej wysokości. Zaatakuj go znienacka, zakradając się do niego przy pomocy tytanów!

Podążałem tytanami. Zbliżałem się coraz bardziej do Zwierzęcego, który zajęty był Erwinem i rekrutami. Spojrzałem w tamtym kierunku, wiedząc że jest to ostatni raz kiedy jest dane mi ich widzieć.

Wybaczcie mi.

Słyszałem krzyki umierających, jednak nie miałem czasu, żeby im współczuć. Ruszałem się szybko, a moje cięcia były pewne i trafiały zawsze w cel. Widok tytana zasłoniły mi flary, które wystrzelili rekruci. Jednak wiedziałem, gdzie dokładnie mam strzelić.

Posłałem hak w cielsko potwora i zacząłem się przyciągać, kiedy wyczułem że kotwiczka wbija się w skórę. Zwierzęcy zdziwił się, jednak szybko odzyskał władzę nad sobą i z wrzaskiem zamachnął się na mnie. Nim zdążył mnie chwycić wyciągnąłem kotwiczkę i rozorałem mu tą wielką, włochatą łapę. Wystrzeliłem kotwiczkę, pozwalając mu wierzyć, że mierzę w jego kark. Kiedy jednak się odwrócił wyciągnąłem ją i jednym cięciem pozbawiłem obu oczu. Szybko okrążyłem go i nim choćby kawałek się poruszył rozciąłem mu ścięgno, później drugie, posyłając go na ziemie. Wystrzeliłem do góry.

- Jeszcze przed chwilą całkiem nieźle się bawiłeś! - Byłem niesamowicie wściekły. A w moim przypadku wściekłość równała się większej precyzji oraz sile moich ciosów. Zacząłem spadać. Do tego odpaliłem sprzęt, żeby dotrzeć do niego jeszcze szybciej. Dostrzegłem jak zaczyna utwardzać skórę, jednak zbyt późno się zebrał. - Rozkręćmy tę twoją imprezkę jeszcze bardziej!

Bez trudu rozciąłem rękę, którą próbował osłonić kark. Stanąłem na jego plecach i uniosłem ostrza ponad głowę. Zacząłem ciąć jak nigdy wcześniej. Tak bardzo, jak w tamtym momencie byłem wściekły jeden raz w życiu. W dniu, w którym ich straciłem.

Tytan darł się, a ja wciąż raniłem jego czułe miejsce, pilnując się, żeby nie zabić człowieka znajdującego się w jego karku.

Jednym silnym cięciem wyciągnąłem dziada z ciała. Darł się jakbym mu wszystkie członki poodcinał...Ale ja właśnie to zrobiłem.

Nim choćby ruszył się, wpakowałem mu do gęby ostrze, żeby nie próbował żadnych sztuczek.

Miał jasne włosy i długą brodę. Na oko był moim wieku.

- Gdy w ciele tytana doznasz poważnych obrażeń, po powrocie musisz się leczyć i nie możesz zmienić się ponownie, mam rację? - Nie odezwał się, więc wepchnąłem ostrze głębiej. - Odpowiadaj, pokurwieńcu! Widzę, że nie nauczono cię manier.

Nie mogę go jeszcze zabić, nie ważne jak bardzo tego chcę. Może komuś z naszych udało się przeżyć? Może być ledwo żywy. Najważniejsze, żeby oddychał. Przy pomocy tej strzykawki przemienię go w tytana. Wtedy będzie mógł go pożreć i przejąć jego moc. Ktokolwiek. Wystarczy jedna osoba! Uratowałbym jej w ten sposób życie.

Usłyszałem świst powietrza. Odwróciłem się, w momencie żeby zobaczyć paszczę tytana. Od razu odbiłem się do góry, a to bydle chwyciło tego skurwysyna.

Nie.

Widziałem jak ucieka trzymając w paszczy mężczyznę.

- A ty gdzie się wybierasz?! Stój! - Czułem jak moje nogi robią się miękkie jak z waty, kiedy postawiłem dwa kroki w ich kierunku.

- Macie natychmiast go zabić!

Widziałem jak te ścierwa zbliżają się do mnie. A ja mogłem jedynie patrzeć jak tytan oddala się ze Zwierzęcym.

- Zaczekaj. Obiecałem mu, - Porzuciłem ostrza. - że za wszelką cenę cię zabiję! - Wsadziłem w uchwyty nowe. - Przysiągłem mu!

Ruszyłem wybić ich wszystkich.


Kira pov.

Ciemność. Wszystko co mnie otacza to pustka. Nie ma nic. Czułam ból, jednak teraz nie czuję nic. Tak jakbym nie istniała. Tak jakby wszystko się skończyło.

Kim ja jestem? Dlaczego tu jestem? Co mi się stało? Pamiętam tylko ból. A wszystko inne jest jakby za gęstą mgłą.


Levi pov.

Atakowałem jednego po drugim. Ciąłem oraz odcinałem. Jednak było tak jakby wcale ich nie ubywało. Czułem, że powoli kończą mi się opcje. Jeśli musiałbym zostać tam odrobinę dłużej na pewno zginąłbym w jednej z tych paszcz.

Kiedy zaczynało mi już brakować w zbiornikach gazu, emocje wzięły nade mną górę. Zacząłem panikować. Do tego usłyszałem jeszcze kroki tytana zbliżającego się od tyłu.

Nie miałem jak uciekać. Było to zbyt dużo. Jedna z tych maszkar chwyciła mnie w łapę. Próbowałem się wyrwać, jednak chwyt był zbyt silny, żebym mógł poruszyć choćby ręką.

Kiedy czułem już na sobie obrzydliwy oddech tytana, wiedziałem że jest to już koniec.

Nagle poczułem jak spadam w dół. W ostatniej chwili wystrzeliłem kotwiczki, cudem unikając zderzenia z ziemią. Kiedy tylko stanąłem na nogach spojrzałem w stronę tytanów. Widziałam jak głowa jednego z nich upada. Spojrzałem na tytana, który zaatakował inne.

Nie był taki jak reszta. Jego sylwetka była wyprostowana, co było przeciwieństwem do tej należącej do zwyczajnych tytanów. Był także o wiele zwinniejszy. Unikał tytanów i zadawał ciosy. Jak na jednego z nich był strasznie szybki i zwinny.

Kosił jednego za drugim, nie zatrzymując się nawet na chwilę. Jeden wskoczył na niego, więc chwycił go i cisnął nim jak kulką, powalając kilku z nich.

Nagle jednak stało się coś niesamowitego. Z jego ręki wyrosło długie ostrze. Jednym ruchem odciął głowy dwóm z nich.

[Mam na myśli takie cuś - przyp. autora]

PS. tak wiem, że jest piękny (ironia)

Wszystkie tytany zniknęły. Pozostał tylko ten jeden. Miałem czas, żeby się mu dobrze przyjrzeć, kiedy zipał ze zmęczenia.

Był pokryty skórą, tak jak większość z nich, jednak w przeciwieństwie do nich jego ciało nie było jakoś mocno zdeformowane, natomiast silnie umięśnione. Miał czarne krótkie włosy, uszy spiczaste, nawet bardziej od Erena. Kiedy odwrócił się, zobaczyłem zęby, które przypominały ludzkie, gdyby nie to że zajmowały większość dolnej twarzy. Oprócz tego małe jasne oczy, które wyglądały jakby płonęły w furii.

Tytani potrafią odczuwać emocje?...Levi, skończ podziwiać jego szczegóły anatomiczne tylko wykończ dziada.

Zebrałem resztki sił, które we mnie pozostały i ruszyłem na potwora.

Wbiłem kotwiczki w jego ciało, żeby nabrać prędkości. Kiedy się odwrócił zamachnąłem się, próbując pozbawić go rąk. Momentalnie z jego ramienia wydobyło się ostrze, którym osłonił rękę. Jednak nie zaatakował a miał na to dostatecznie dużo czasu. Zmieniłem taktykę. Postanowiłem najpierw pozbyć się jego oczu. Jednak nie ważne jak długo próbowałem nie mogłem go trafić. Czułem jakby przewidywał każdy mój ruch, bezbłędnie unikając każdego ciosu.

W końcu porwałem się na najbardziej szaloną próbę. Zostało mi już niewiele gazu, więc jeśli ten szalony plan by się powiódł miałbym jeszcze dostateczną ilość, żeby powrócić na mury. Inaczej śmierć murowana.

Zrobiłem zwód, oblatując go i wbiłem kotwiczki w jego plecy, celując w jego kark. Ruszyłem z pełnym pędem, ale...

Co?

Poleciałem do przodu mijając go o kilka cali. Widziałem już jak ląduję na ziemi, a bestia jednym tąpnięciem przerabia mnie na krwawą papkę.

Nic takiego się nie stało. Nim zdołałem wylądować chwyciła ona za moje haczyki podciągając mnie do swojego poziomu. Wiedziałem, że to koniec dlatego podjąłem desperacką próbę. Rzuciłem w niego ostatnimi ostrzami jakie miałem. Skurczybyk odsunął głowę, tak jakby to zwykła mucha przeleciała obok niego.

Czekałem już, kiedy tylko mnie wsadzi do swojej paszczy. Poddałem się.

Obiecałem mu.

Czułem w ustach smak goryczy. A może to była krew? Sam nie wiedziałem. Wiedziałem tylko, że to już jest koniec, a ja dołączę do reszty moich towarzyszy.

Uspokoiłeś się?

Usłyszałem głos w swojej głowie. Spojrzałem na tytana jak na demona.

- T-ty? - Nie pamiętam ostatniego razu kiedy się bałem. Tym razem byłem szczerze wystraszony.

Nic ci nie zrobię.

Widziałem, że dziwny płomień w jego oczach ugasł. Nie mówił na głos jednak jego głos, chyba tak mogę to nazwać, w mojej głowie był niesamowicie niski.

Trzeba wracać. Pewnie martwią się o ciebie.

- Kim?

Bez dalszych wyjaśnień tytan położył mnie na swoim ramieniu, tak jakby zupełnie nie miał czego się obawiać z mojej strony i ruszył w stronę muru.

Chciałem, jednak coś mi nie pozwalało, wyciąć mu kark.

Tytan ruszył z niesamowitą prędkością. Było mi dane już kilka razy przejechać się na Erenie, jednak tamto było zupełnie inne. Gdybym nie wbił kotwiczek w jego plecy i klatkę odleciałbym. Jego prędkość była niesamowita.

Już po chwili byliśmy pod murem. Odskoczyłem, żeby zaatakować go.

Jednak z jego karku zaczęła wydobywać się para. Miałem już uderzyć, lecz kiedy zobaczyłem kto znajdował się w środku tytana, zamarłem.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Kto uwierzył, że jest to koniec? 

Nie jestem tak okropna, żeby wam to zrobić...jeszcze ;)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top