8 | Rytuał przejścia

Levi pov.

Minęło kilka dni od naszego przyjazdu. Dziewczyna jaka była, taka jest wciąż. Dzika i nieposkromiona.

Każdej nocy jest w tym samym miejscu i trenuje rzuty. Wraca do zamku dopiero jakieś 2 godziny przed świtem, a następnego dnia jest pełna sił.

Nie powiem, że mnie to dziwi. Jest z Podziemia, a tam życie nie pozwala na taki luksus jak wypoczynek. Musi mieć problemy ze snem, podobnie jak ja...Dlaczego ja o niej myślę?


Kira pov.


Siedziałam na dworze, czerpiąc jak najwięcej ze słonecznej pogody. Oparłam się o mur zamku i przymknęłam oczy, chłonąc promienie słoneczne. Kiedy poczułam, że pochłania mnie cień, powiedziałam nie otwierając oczu:

-Hej, kto zgasił słońce?!

Dopiero kiedy poczułam na ręce jakiś ciepły przedmiot otwarłam je. Przede mną stał Eld, a w rękach trzymał kubki z kawą.

-Pomyślałem, że też chcesz.

Posłałam mu mały uśmiech i wzięłam od niego naczynie.

-Dziękuję.

Odszedł do Gunther'a, który był kawałek dalej. Przyłożyłam kubek do ust i wzięłam łyk. W następnej chwili widziałam Levi'a pędzącego w naszą stronę. Mężczyźni zerwali się i nim kapral stanął obok nich, salutowali. Chwilę później podbiegł do nich Eren, który w tamtym momencie karmił swojego konia.

-Szybko. Jedziemy na patrol. A ty Eren... - Tu spojrzał złowieszczo na chłopaka. - ...nie oddalaj się na odległość dłuższą niż dwa konie.

-Dobra, to ja jadę dołączyć do dziewczyn w Sinie.

-Nie lepiej było jechać wczoraj? - Zapytał Gunther, który właśnie wskoczył na swojego wierzchowca.

-Nie jestem im tam potrzebna. Tu także, więc pojadę zobaczyć ceremonię. Nie miałam jeszcze okazji zobaczyć jak to wygląda.

-To jak ty dołączyłaś? - Zapytał Eren.

-Ten jegomość. - Tu wskazałam na bruneta, który stał za mną. Na szczęście udało mi się uskoczyć szybciej, niż jemu sięgnąć w moim kierunku. - Wpierdolił mi, a ten drugi kazał dołączyć. Ot cała filozofia. - Ruszyłam w kierunku stajni, żeby osiodłać własnego konia. - Lepiej już jedźcie, bo wolałabym żeby moje kości pozostały tam gdzie są, w stanie jakim są.

Mężczyźni wyruszyli, a ja kilka minut później, ruszyłam w przeciwnym kierunku.

\*|*/

Dotarłam na miejsce kiedy słońce prawie znikało za horyzontem. Skierowałam się w stronę podestu, bo miałam przeczucie, że tam znajdę resztę Zwiadowców. Naciągnęłam na głowę mocniej kaptur, żeby nikt nie znał mojej tożsamości. To nie tak, że nie mogę jej ujawnić. Już nie jestem złodziejką, tylko Zwiadowczynią, ale wciąż czuję się niekomfortowo, kiedy ludzie zwracają na mnie uwagę. A w tamtym momencie wszyscy kadeci patrzyli właśnie na mnie.

Wzięłam głębszy wdech i przyspieszyłam kroku. Niedługo potem byłam już bezpieczna, poza ich wzrokiem. Zobaczyłam Petrę i skierowałam się w jej stronę.

-Cześć. - Posłałam jej uśmiech.

Spojrzała na mnie, jakby chciała sobie przypomnieć kim jestem. Dopiero potem pomyślałam o kapturze. Zdjęłam go i ujrzałam uśmiech na twarzy dziewczyny.

-Co cię tu sprowadza? Kapral coś kazał ci przekazać?

-Gdyby chciał coś przekazać to na pewno wybrałby kogoś innego. Nawet Eren'owi ufa bardziej niż mnie. - Westchnęłam i oparłam się o skrzynię, która tam leżała.

-Nie mów tak. Gdyby kapral ci nie ufał, to na pewno nie siedziałabyś wtedy z nami.

-Może i masz rację. - Chciałabym, żebyś miała rację. - A co do tego czemu tu jestem, to chciałam się dowiedzieć jak wygląda ceremonia. Jak widzę jesteście już gotowi.

-Prawie. - Dziewczyna usiadła obok mnie. - Nie byłaś nigdy na ceremonii?

-Nie.

-To jak przyjęli cię do Zwiadowców?

-Podobnie jak Le...Nie ważne. Wiesz, że jestem z Podziemia. Złapali mnie i siłą zmusili do dołączenia.

-Czyli...

-Miałam wybór: albo to, albo stryczek za to co robiłam.

-Zabijałaś? - Dziewczyna posmutniała odrobinę na moje słowa.

-Co? Nie. Tylko kradłam.

-Tylko?

-Nie wiesz jak to jest. Każdego dnia widzieć śmierć.

-Wiem.

-Nie taką. W twoim przypadku to wina tytanów, w moim ludzie są za to odpowiedzialni. Ciężko jest potem ufać.

-Mnie możesz zaufać. - Posłała mi uśmiech.

-Spróbuję. - Odwzajemniłam go. - A poza tym, to ty nie masz czegoś do roboty?

-Ach, zapomniałam.

Zeszła ze skrzyni, a ja zaczęłam się śmiać. Rozmawiałyśmy jeszcze przez chwilę zanim nie podeszła do nas Hange z Erwin'em.

-Czy wszystko gotowe? - Zapytał mężczyzna. Rudowłosa pokiwała głową na tak.

-Coś się stało, że tu jesteś? - Hange skierowała to pytanie do mnie.

-A miało się coś stać? - Odpowiedziałam jej pytaniem na pytanie. - Nie mogę chcieć po prostu zobaczyć ceremonii?

-Nie sądziłem, że coś takiego może cię interesować.

-Dlaczego nie? To że nie jestem tu z własnej woli, nie znaczy że jestem totalnym ignorantem.

-Dobrze słyszeć. - Erwin się do mnie uśmiechnął.

Czekaj. Chyba mam zwidy. ON SIĘ UŚMIECHNĄŁ!

DO MNIE!

-Ale nie licz, że nazwę cię dowódcą.

Razem z Hange zaśmiali się. Na moich ustach też pojawił się mały uśmiech.

Może jednak nie są tacy źli jak sądziłam.

-Chodźmy. Już czas.

Wszyscy Zwiadowcy, którzy byli tam, zebrali się za zasłonami, a Erwin stanął na środku podestu.

-Nadszedł czas, żebyście wybrali do którego korpusu będziecie przynależeć. Jestem tutaj, żeby przekonać was do dołączenia do Zwiadowców. - Zrobił dramatyczną pauzę i po chwili kontynuował. - Ostatnio zyskaliśmy nadzieję zwycięstwa ludzkości. Jest nią Eren Jaeger. Zyskaliśmy także informację, że w piwnicy jego starego domu, w dzielnicy Shiganshina, znajduje się klucz do zniszczenia tytanów.

Wszystko szło gładko. Jeszcze trochę i zyskłby dużą ilość żołnierzy. Na środek wyszła Petra razem z Miche. Trzymali w ręku rysunek, na którym widniał szkic murów.

-Po ostatnim incydencie, brama Trostu jest totalnie wyłączona z użytku, dlatego też kolejna wyprawa wyruszy z dystryktu Karanese. Ostatnie 3 lata wytyczania drogi przez Zwiadowców poszły na marne. W ciągu 4 lat straciliśmy 60% ludzi. W ciągu następnych 4 stracimy podobną ilość. - Słuchałam go i nie dowierzałam. Ty chcesz ich zachęcić czy odstraszyć? - W miesiąc od dziś odbędzie się wyprawa, w której ci którzy dzisiaj dołączą, wezmą udział. Szacowane straty to 30% żołnierzy. Lecz ci którzy to przeżyją będą wspaniałymi wojakami. Czy jesteście gotowi poświęcić swoje serca? - Znowu umilkł. - Ci którzy pragną dołączyć do Zwiadowców niech zostaną, reszta może odejść.

Ludzie zaczęli się oddalać. Coraz więcej z nich odwracało się i odchodziło.

Nie dziwię im się. To jest przerażające doświadczenie.

Zwróciłam wzrok w stronę Smith'a. W tamtym momencie zrozumiałam jego intencję i nie miałam mu tego za złe. Wręcz przeciwnie. Mężczyzna zyskał w moich oczach. Powiedział im jak bardzo ryzykują i chociaż dzięki temu, pewnie stracił większość chętnych, to zyskał tych którzy są najbardziej odważni i którzy będą najbardziej lojalni.

Na placu pozostało tylko 21 osób, ci  najwytrwalsi.

-Czy jeśli rozkażę wam umrzeć, zrobicie to?

-Nie chcę umierać! - Usłyszałam głos jednego z chłopaków.

Na twarzy Erwin'a pojawił się zadowolony uśmiech.

-Jesteście bardzo odważni. - Powiedział salutując. - Gratuluję.

Ja również.

\*|*/

Tej samej nocy wróciliśmy do zamku. Erwin porozdzielał pokoje i akurat ja znajdowałam się w jednym z Petrą, Mikasą i Sashą. A ja sądziłam, że ludzie Levi'a mają bardziej komfortowo.

Nie powiem, że było źle. Petrę znałam i dobrze się czułam w jej towarzystwie, Mikasa była bardzo cicha, co było przeciwieństwem Sashy. Dziewczyna cały czas gadała, przeważnie o jedzeniu. Jakby nie było trochę mi to przeszkadzało, ale nie mogłam z tym nic zrobić.

Kilka dni później, zostałam wezwana do gabinetu Erwin'a.

-Jak myślicie o co może chodzić? - Zapytała Sasha, objadając się ziemniakami, które udało jej się ukraść z kuchni. Nikt już nie zwracał na to uwagi, bo zdarzało się to notorycznie.

-Albo chce mnie wyrzucić na zbity pysk, albo oddać Żandarmom. Innej opcji nie widzę.

-Zawsze nasz złe myśli. Spróbuj spojrzeć choć raz na życie optymistycznie.

-To nie są myśli pesymistyczne, tylko realistyczne.

Skończyłam warkocza i odrzuciłam go do tyłu. Wrzuciłam jeszcze kurtkę i opuściłam pokój, mówiąc dziewczyną, żeby życzyły mi powodzenia.

Doszłam do pokoju Erwin'a i wzięłam głęboki wdech. Nie powiem, trochę się martwiłam, ale nie mogłam tego pokazać. Przybrałam obojętny wyraz twarzy, tak jak nauczył mnie Levi i zapukałam do drzwi. Kiedy usłyszałam „wejść", pchnęłam je i weszłam do środka. Zastałam wewnątrz Erwin'a, który siedział za biurkiem, Levi'a, który opierał się o to biurko oraz jakiegoś łysego gościa, który siedział po drugiej stronie biurka.

-Żartujesz? To jeszcze dziecko. - Mężczyzna wstał i podszedł w moim kierunku. Domyślałam się, że lepiej dla mnie jeśli będę trzymała ręce przy sobie. - Co taki siusiumajtek tutaj robi?

O nie teraz przegiął.

-Ja nie komentuję twojego wieku, więc ty też lepiej przestań. Według mnie to ty jesteś tym gorszym, staruszku.

Widziałam na jego twarzy niedowierzanie. Założyłam ręce na piersi i uśmiechnęłam się zwycięsko. Patrzył na mnie przez chwilę, a następnie pociągnął mnie z główki. Nie powiem, nie spodziewałam się tego. Udało mi się jednak utrzymać pozycję i jedyne co, to syknęłam z bólu. Patrzyłam na niego dalej tym samym obojętnym wzrokiem, a w środku błagałam, żebym mogła już wyjść i rozmasować bolące miejsce.

-Kogoś mi przypomina, Smith. - Mężczyzna spojrzał na Levi'a.

Domyśliłam się, że Levi przechodził przez to samo i też musiał dostać w bańkę, od jegomościa stojącego przede mną.

-A teraz do rzeczy. Po co mnie wezwałeś? - Wychyliłam głowę tak, żeby móc spojrzeć na Erwin'a.

-Właśnie po to.

Spojrzałam na niego lekko zdziwiona i uniosłam do tego brew, aby podkreślić swoją konsternację.

-Rytuał. - Usłyszałam chłody głos Ackermann'a. - Ale jak widać nie potrzebowałaś go. Teraz ruszaj dupę na plac treningowy. Za 5 minut zaczynamy.

On nigdy się nie zmieni.

Parsknęłam cicho śmiechem i odwróciłam się z zamiarem odejścia.

-Co to ma znaczyć żołnierzu?

Stanęłam na chwilę i bez odwrócenia odpowiedziałam mu chłodno:

-Nie nazywaj mnie tak.

Następnie opuściłam pomieszczenie i szybko udałam się do swojego pokoju. Nie odwróciłam się, bo po moim policzku spłynęły łzy. Minęły już ponad 2 tygodnie, a on wcale mnie nie rozpoznał.

Dlaczego to musi tak boleć?

Podeszłam do łóżka i podniosłam z niego pasy od sprzętu do manewrów przestrzennych. Spojrzałam na symbole wyryte na tym na piersi, a na moich ustach pojawił się szeroki uśmiech.

Ciekawe kiedy ich zobaczę?

Ubrałam je na siebie i pobiegłam na plac.

\*|*/

Na rozgrzewkę Levi kazał nam zrobić 50 okrążeń wokół bazy, a następnie po 50 pompek i brzuszków. Widziałam jak po kolei kolejni ludzie odpadali, a ja sama nie byłam w wyśmienitej formie. Może i ćwiczyłam codziennie rzuty, ale była to jedyna rzecz jaką praktykowałam przez co zaniedbałam ćwiczenia wytrzymałościowe.

Jakimś cudem udało mi się jednak wykonać całą „rozgrzewkę" jaką nam wymyślił.

Od dzisiaj biegam po godzinach.

Kiedy tylko wykonałam ostatnią pompkę padłam na ziemię jak długa i jedyne czego pragnęłam to zimnej kąpieli. Ale Ackermann miał dla nas inne plany. Kazał nam założyć sprzęt i udać się w głąb lasu.

Tam znajdowało się pole treningowe, na którym porozstawiane były kukły tytanów.

-Teraz test praktyczny. Zobaczymy ile jesteście warci.

Mężczyzna sam założy sprzęt i stanął razem z nami.

-Jak się tego używa? - Zapytałam po cichu Eren'a.

Ułożył ostrza w rękach i pokazał mi jak się zamachnąć. Podziękowałam mu skinieniem.

-Zobaczymy ile jesteś warta Cartier. - Usłyszałam przy prawym uchu szept Levi'a. Odskoczyłam jak oparzona i spojrzałam na niego lekko zmieszana.

-Oj, żebyś się nie zdziwił.

Zabrzmiało to bardzo żałośnie. Nie mogłam powstrzymać drżenia głosu spowodowanego, wcześniejszą bliskością mężczyzny.

Ustawiliśmy się i kiedy Levi wydał rozkaz wszyscy ruszyliśmy. Niedługo zajęło mi odnalezienie pierwszej kukły, ale nim zdążyłam wykonać cięcie, Levi przeleciał mi przed oczyma.

Zaatakowałam kukłę, ale ostrza nie zagłębiły się dostatecznie głęboko. Zobaczyłam, że brunet uśmiecha się do mnie cwanie.

Nie dam się tak łatwo.

Tym razem to ja byłam pierwsza. Zamachnęłam się, żeby wykonać cięcie, ale ostrza zagłębiły się niewiele bardziej.

Tak tego nie zrobię.

-Wyprowadź mnie z błędu jeśli się mylę, ale chyba nie tak to się robi. - Usłyszałam jego głos, kiedy przemykał obok.

Nie tym razem, Ackermann.

Ustawiłam większe użycie gazu i przyspieszyłam. Widziałam kukłę i już się zamachnęłam, ale...mężczyzna ponownie przeleciał przede mną. W ostatniej chwili strzeliłam w drzewo obok i się na nim zawiesiłam. Poczułam jak zaczyna się we mnie gotować.

Możesz sobie być dupkiem, ale i to ma jakieś granice.

Rozejrzałam się. Wybrałam akurat drzewo, które miało bardzo dobre położenie. Przerzuciłam ostrze w prawej ręce, tak żeby było do góry nogami i ustawiłam większy ciąg gazu.

Wystrzeliłam haki i ruszyłam w stronę tytana z maksymalną prędkością. Zamachnęłam się i wykonując obrót wokół własnej osi, wycięłam duży kawałek materiału. Ale zamiast przystanąć i przyjrzeć się swojemu dziełu, ruszyłam dalej. Zobaczyłam jak Levi nagle przystaje, a w jego oczach widziałam niedowierzanie. Postanowiłam wykorzystać tą chwilę przewagi i skręciłam w lewo. Znalazłam kolejnego tytana i tym razem byłam przy nim pierwsza.

-Nie tak powinno się je trzymać. - Usłyszałam obok siebie czyiś głos. Był on jednym z nowych. Nazywał się chyba Jean.

-Uważaj, bo wpadniesz na drzewo. - Powiedziałam spokojnie, a następnie odbiłam w prawo.

Po chwili usłyszałam jęk bólu, co oznaczało, że chłopak wjebał się w drzewo.

Jacy oni głupi.

Przyspieszyłam, żeby odszukać kolejne kukły.

\*|*/

Skończyliśmy trening i nie powiem, ale byłam zadowolona ze swojego wyniku. Znalazłam ich sporo i wiele z nich trafiłam pierwsza.

-Gratuluję. - Przede mną stanął Levi, salutując. - Udowodniłaś swoją wartość.

-Oj, przestań, bo się wzruszę. - Powiedziałam, chwytając go za rękę i opuszczając ją. - Czyli co możemy iść?

Nagle poczułam na swojej szyi silny uścisk. Spojrzałam na Levi'a przerażona. Trzymał mnie jedną ręką, a jednak, jego uścisk był stalowy. Próbowałam wziąć oddech, ale moje gardło było zbyt mocno ściśnięte. Chwyciłam mocno za jego dłoń, próbując choć odrobinę złagodzić jego uścisk.

-Skąd to masz? - Jego głos aż kipiał z wściekłości. Ale najgorsze jest to, że nie wiedziałam o co mu chodzi.

Spojrzałam na niego pytającym wzrokiem, na tyle na ile pozwalał mi jego uścisk. Czułam coraz większy ból w płucach. Brak powietrza dawał o sobie znać.

-Skąd masz ten sprzęt?

-O-od przy...jaciela. - Mój głos był bardzo cichy, ale nie mogłam wydobyć z siebie nic więcej.

To boli.

Jedyne co widziałam to jego oczy i źrenice, które zmniejszyły się nienaturalnie mocno. Wyglądał jak bestia polująca na swoją ofiarę.


Levi pov.


-Nie pierdol. Komu to ukradłaś!?

Byłem niesamowicie wkurwiony.

A już zaczynałem ją lubić. Była bardzo podobna do Kiry, ale nie daruję tego, że ją okradła.

Mój uścisk był bardzo mocny, ale nie obchodziło mnie to za bardzo. Chciałem tylko, żeby ta dziwka powiedziała co się stało z Kirą i dlaczego ona ma to, co było prezentem pożegnalnym. Moje pasy leżały głęboko schowane w szafie, tak żeby nikt o nich nie wiedział. Kochałem tego bachora, ale nie mogłem się z tym obnosić.

Ludzie, którzy byli wokół nas, wszyscy patrzyli na tą scenę z przerażeniem, ale nikt nie odważył się ruszyć, choćby na krok.

Usłyszałem czyjeś kroki, ale wciąż nie otrzymałem odpowiedzi.

-Levi, puść ją.

Erwin był nieźle wkurwiony, ale nie dorównywał mi do pięt.

-Gadaj!

Dziewczyna wyciągnęła rękę w moim kierunku i dotknęła mojego policzka.

-Naprawdę mnie nie poznajesz? - Z jej oczu zaczęły wypływać łzy. - Zrób to. Zabij mnie. Nie żałuję, że cię znalazłam.

Jej ręce opadły bezwładnie, a oczy zaczęły się szklić.

Co to ma kurwa znaczyć!?

-Kira! - Z tłumu wybiegł Eren.

Kiedy tylko usłyszałem to imię, puściłem dziewczynę.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Zmiana planów. Podoba wam się taki zwrot akcji? Spodziewaliście się, że Levi dowie się w taki sposób? 

Mam nadzieję, że się podobało.

Buziakuję ;* i tulam

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top