7 | Kłótnia
Kiedy pomnażają się twoje cierpienia
pomnaża się też siła ich niesienia.
Johann Kaspar Lavater
Nie wiem, gdzie jestem i nie wiem, gdzie jadę. Levi kazał siodłać konie i wyjechać. Wiem, że mogę nie być zbytnio godna zaufania, ale to mogli mi powiedzieć.
Poruszaliśmy się kolumną. Na przedzie jechał Eren, a obok niego jakiś jasny szatyn. Za Eren'em jechała rudowłosa dziewczyna, która była jedyną kobietą w oddziale Ackermann'a. On jechał natomiast za Eren'em. Jechałam między swoim przyjacielem, a dziewczyną. Współczułam młodemu, bo widziałam jak bardzo był spięty. Czuł na swoich plecach lodowaty wzrok Levi'a. Na szczęście ja nie miałam już dłużej z tym problemów, ponieważ spędziłam z tym człowiekiem wiele lat.
Przez całą drogę szatyn, ponoć Oluo, opowiadał Eren'owi o tym jaki to jest dobry oraz historię zamku, w którym mieliśmy mieszkać. Była to dawna siedziba Zwiadowców. Znajdowała się na obszarze muru Rose, ale ponieważ była daleko od murów oraz rzek, była nieprzydatna. Dlatego też Zwiadowcy przenieśli się do Trostu, ale z powodu zniszczonej bramy, nie mogli tam dłużej stacjonować. Więc wracając do tego gdzie jesteśmy, stara baza stała się teraz naszą kryjówką.
-I nie sądź, że skoro jesteś tytanem, to Levi będzie cię niań... - W tym momencie usłyszałam tylko donośny krzyk szatyna.
Co zrobił? Najgłupszą z możliwych rzeczy. Gadając nie pilnował jak jedzie i kiedy jego koń wlazł na kamień, idiota przegryzł sobie język.
Westchnęłam. Miałam ochotę zarówno śmiać się jak i płakać z jego głupoty, ale postanowiłam odpuścić sobie zarówno jedno i drugie.
-Kiedy dołączyłaś do Zwiadowców? - Zapytała mnie rudowłosa.
-Niedawno. - Chyba domyśliła się, że nie chcę rozmawiać na ten temat, więc zmieniła obrany kierunek.
-Jak ci się u nas podoba?
-Jest okej, ale denerwuje mnie ta hierarchia, która jest dokładnie określona.
-Tak jest łatwiej. - Powiedziała, posyłając w moją stronę uśmiech.
-Kiedyś należałam do pewnej grupy. Nawet jeśli byliśmy podzieleni, to ten podział rozmył się w trakcie. Wszyscy byliśmy równi.
-A co tak wysoko urodzona osoba tutaj robi? - Usłyszałam za sobą. Odwróciłam się w kierunku mężczyzny o ciemnych włosach.
-A co ty tutaj robisz? Zostałam poproszona przez Erwin'a o asystowanie wam, więc jestem.
-Nie to, żebyś była nam potrzebna. - Powiedział Oluo.
-Gdyby nie uważał, że wam się przydam nie sądzisz, że nie wysyłałby mnie tu?
-Wysłał cię, tylko dlatego, że potrzebował żeby ktoś cię pilnował.
-Nie potrzebuję ochrony, Panie Wieczne Naburmuszony. Świetnie sobie radziłam sama przez te wszystkie lata. Trzeba było myśleć zanim...
Co ty odpierdalasz! Nie potrzeba ci bardziej zwracać na siebie uwagę.
Zacisnęłam zęby, żeby nic więcej nie palnąć.
-Co miałaś...? - Petra była widocznie zdziwiona.
-Nie ważne.
-Dlaczego nagle po tylu latach ujawniłaś się? Wszyscy myśleli, że córka wspaniałego Carter'a zginęła. - Tym razem powiedział Eld.
-A może ja chciałam, żeby tak sądzono? Może chciałam mieć normalne życie?
-Zaprzepaściłaś je kiedy się odezwałaś. - Levi mruknął pod nosem.
-Możesz się, do kurwy nędzy, zamknąć!? - W moim głosie nie było ani odrobiny poprzedniego ciepła. - Jedyne co robisz to zawsze komentujesz. Postaw się w czyjejś sytuacji dla odmiany. Co byś zrobił, żeby komuś pomóc...A nie czekaj. - Spojrzałam na niego chytrze. - Ty nie potrafisz. Zostawiłeś swoją przyjaciółkę i złamałeś obietnicę.
Widziałam u niego zdziwienie i wkurwienie, które rosło z sekundy na sekundę. Wiedziałam, że muszę się ewakuować jak najszybciej.
-Jak stwierdzicie, że będę wam potrzebna, niech ktoś zagwizda.
Po tych słowach spięłam konia i ruszyłam galopem, próbując uniknąć poważniejszego uszczerbku na zdrowiu, który mógłby mi zafundować brunet.
\*|*/
Udało mi się dotrzeć do kryjówki po jakichś dwóch godzinach. Kiedy dojechałam zobaczyłam jak młody rozporządza konia, więc domyśliłam się, że sami dopiero przyjechali.
Eren przyglądał się każdemu z osobna. Był tak w nich wpatrzony, że nawet mnie nie zauważył.
-Są tak dobrzy jak się o nich mówi? - Zapytałam, stając obok niego.
-Skoro wybrał ich kapral, to wierzę, że tak.
Oluo siedział na schodach i tamował krwotok, a obok niego stała Petra obrzucając go wyzwiskami. Eld oraz Gunther dopiero wyszli ze stajni.
Kiedy tylko pojawił się Levi rozkazał generalne sprzątanie.
Nic się nie zmienił.
\*|*/
To jakaś totalna maskara. Każdemu wydzielił obszar i kazał wysprzątać na błysk. Najgorsze jest to, że mnie też do tego zmusił.
Kiedy skończyłam poszłam go szukać, żeby mu to przekazać. Kiedy go znalazłam wychodził akurat z pokoju. Postanowiłam go nie gonić i podeszłam tam skąd wyszedł. W środku zastałam Eren'a i Petrę. Chłopak był dość przygnębiony.
-Powiedział ci gdzie masz spać. - Bardziej stwierdziłam niż zapytałam. - Nie martw się. To tylko noc.
-Łatwo mówić. To nie ty musisz siedzieć w podziemiu.
-Masz rację. Nie wiem jak to jest. Spędziłam w Podziemiach tylko 10 lat.
Miałam odejść, ale Eren zaczął coś mówić.
-Naprawdę wyglądam na przygnębionego?
-On taki jest. Tak naprawdę jest drażliwy, brutalny i ciężko się z nim dogadać.
-Dziwi mnie to jak słucha zdania przełożonych.
-Mnie też. Nie sądziłam, że to potrafi.- Powiedziałam.
-Kiedyś faktycznie, taki był. Nie znam szczegółów, ale wiem, że przed dołączeniem do Zwiadowców był znanym bandytą w Podziemiach.
-Był. I to piekielnie dobrym. - Pomyślałam.
-Skąd wiesz? - Zapytał Eren.
-Co?
-Skąd wiesz, że był tak dobry.
-Powiedziałam to na głos? A nie ważne. Obiło mi się o uszy.
-Nie sądzę, żeby tylko obiło ci się o uszy.
-Jeśli nie wierzysz to go zapytaj.
-Hej, Eren. - W tym momencie do pokoju wszedł mężczyzna, o którym rozmawialiśmy. Petra udawała, że sprząta, a Levi spojrzał na mnie tym przeraźliwym wzrokiem. Założyłam ręce na piersi i odpowiedziałam mu tym samym. Kiedy zrozumiał, że nic nie wskóra odwrócił się do chłopaka. - Źle to wygląda. Zrób to jeszcze raz.
Ramiona Eren'a opadły jakby ktoś położył na nich kupę gruzu. Poczłapał w stronę drzwi i opuścił pokój.
-A ty, co chciałaś?
-Skończyłam. Tylko to chciałam powiedzieć.
Ruszyłam, żeby opuścić pokój, ale zastawił mi przejście.
-Coś jeszcze?
-To ja ocenię, czy skończyłaś czy nie.
-Oj, żebyś się nie zdziwił.
Chwyciłam go za rękę i przesunęłam, a następnie opuściłam pokój.
\*|*/
Levi mnie nie wezwał, co znaczyło, że był zadowolony z efektów. Dopiero kiedy zaczęło się ściemniać, przyszła do mnie Petra i poprosiła, żebym do nich dołączyła. Wydawała mi się najbardziej miła z całej gromady i choć widziałam jak patrzy na Levi'a, nie przeszkadzało mi to. Bo wiedziałam, że Levi nigdy nie spojrzy na mnie tak jak ja na niego.
Poszłam razem z nią do jadalni. Był to ogromny pokój znajdujący się na prawo od wejścia do budynku. Weszłyśmy i wszystkie oczy zwróciły się na nas. Poczułam się strasznie dziwnie, zawsze robiłam wszystko żeby pozostać w cieniu. Żeby nikt nie wiedział o moim istnieniu, a teraz stałam na środku sali i nawet jeśli to tylko 5 osób, wciąż przyciągałam uwagę.
-Lepiej jak wyjdę. Nie wydaje mi się, że jestem tu mile widziana. - Szepnęłam cicho do dziewczyny i zaczęłam się wycofywać.
-Wszyscy mieli się zjawić. - Usłyszałam głos Levi'a. - A ty należysz do wszystkich.
Jego głos był ponury i zimny i zastanawiałam się czy mówił to szczerze, czy tylko dlatego że oni chcieli żebym z nimi została. Tak czy siak, podeszłam do stołu i zajęłam miejsce obok Eren'a, a koło mnie usiadła Petra. Nie to, że bałam się Levi'a. Chciałam jedynie wesprzeć młodego, bo akurat siedział naprzeciw tego gbura. Zastanawia mnie tylko jedno: Dlaczego się taki stał? Co musiało się zdarzyć przez te 6 lat, żeby tak bardzo zgorzkniał?
Siedzieliśmy przy herbacie i gawędziliśmy ze sobą. Cóż, oni gawędzili. Ja nie chciałam zdradzać więcej niż powiedziałam. Może i przyjęli mnie do Zwiadowców, ale wciąż nie wiedziałam czy mogę im ufać i czy powinnam.
-Wiemy, że możesz zmieniać się w tytana, ale jak działa ta cała przemiana? - Po chwili ciszy głos przejął Eld.
-Sam nie wiem. - Powiedział Eren spoglądając na swoją dłoń. - Czuję się wtedy jak we śnie. Wiem tylko, że żeby się przemienić muszę się zranić.
-Nie dowiecie się od niego niczego więcej, niż z raportów. - Powiedział Levi.
Nagle usłyszałam uderzenie w drzwi. Moja ręka automatycznie powędrowała do paska przy którym przymocowane były noże. Petra wstała i poszła odemknąć drzwi. Zobaczyłam w nich Hange i odetchnęłam z ulgą. Zobaczyłam też jak Levi patrzy na mnie z zainteresowaniem.
-Wcześnie przyszłaś. - Powiedział, odrywając swój wzrok ode mnie i skupiając go na swojej herbacie.
-Przepraszam, ale nie mogłam wcześniej. - Odwróciła wzrok w kierunku młodego. - Zajmuję się eksperymentami na tytanach, które ostatnio złapaliśmy. Eren, chcę żebyś mi pomógł jutro z doświadczeniami. Przyszłam tu po pozwolenie.
-Ale jak...
-Będziesz musiał zrobić to co robisz najlepiej.
Kobieta w tamtym momencie wyglądała jak jakaś maniaczka, żeby nie powiedzieć gorzej. Martwiłam się zarówno o niego jak i o siebie. Szczególnie widząc miny podwładnych Levi'a.
-Ale ja nie mogę wydać pozwolenia. - Eren postawił na tą kartę. Choć wątpię, żeby mu to pomogło. Nie tylko ona chciała się dowiedzieć o co chodzi z tymi zdolnościami, które posiadał.
-Levi, co Eren ma jutro do roboty? - Hange była nienormalnie podekscytowana.
-Sprzątanie ogrodu.
Zachciało mi się śmiać, ale chyba jeszcze lubię swoją głowę. Musiałam włożyć w to całą siłę woli, ale jakoś mi się udało.
-Więc postanowione.
Czy ta kobieta nie bierze pod uwagę zdania innych?
-Ale o co chodzi z tymi całymi eksperymentami?
Zobaczyłam niepokojący błysk w oku Hange. Dla mnie to była wiadomość żeby się zmyć.
-Przepraszam, ale muszę coś załatwić.
Wstałam i skierowałam się do drzwi. Widziałam, że reszta też się podnosi więc uznałam, że mój instynkt mnie nie zawiódł.
Zaczęłam przechadzać się po zamku, aż trafiłam na drzwi prowadzące na mury. Wyszłam na zewnątrz i siadłam na skraju, opierając jedną nogę na murze, a drugą zwieszając w dół. Siedziałam i przyglądałam się gwiazdom, które teraz mogłam podziwiać bez ograniczeń. Jak okiem sięgnąć widziałam niebo i te małe świecące punkty. Ale w duchu wciąż wiedziałam, że jestem w klatce, że choć tego nie widać, to tam za horyzontem są mury, które blokują naszą wolność.
Nagle usłyszałam skrzypienie drzwi. Odwróciłam się w ich kierunku i zastałam kogoś, kogo najmniej się spodziewałam.
-Powinnaś posłuchać tej wariatki. Coś byś się dowiedziała na ich temat. - Levi usiadł obok i utkwił wzrok przed sobą.
-Skoro mówisz, że to wariatka to jednak zachowam dystans. Grunt, że wiem jak to zabić. Więcej nie potrzebuję.
Siedzieliśmy tak w ciszy. Ani jedno nie miało zamiaru zadać pytań, które nas nękały. Dopiero po upływie kilkunastu minut Levi się odezwał.
-Skąd wiedziałaś, że złamałem obietnicę?
-Myślałam, że nie ufasz obcym.
-Wydajesz się dziwnie znajoma. A teraz odpowiadaj. - Jego głos w ogóle się nie zmieniał. Jedynie mogłam wyczytać z jego oczu co tak naprawdę czuje, ale jego wzrok był zwrócony w inną stronę.
-Powiedzmy, że znam tą osobę. Naprawdę planowałeś ją złamać?
-Nie ważne. - Podniósł się z zamiarem odejścia, ale ja nie miałam zamiaru jeszcze kończyć. Chwyciłam go za rękę, co zaowocowało wnerwionym spojrzeniem w moją stronę. - Czego!?
-Dlaczego dołączyłeś do Zwiadowców? Z tego co wiem miałeś pozbyć się teraźniejszego dowódcy, a zamiast tego zostałeś jego człowiekiem na posyłki.
Wyrwał rękę i spojrzał na mnie z czystą nienawiścią. Jego wzrok był tak ostry, że aż się cofnęłam.
-Przestań się wpieprzać w nie swoje sprawy! Jesteś żołnierzem i powinnaś podporządkować się swoim przełożonym!
-Właśnie za to mnie...!
Spojrzałam na niego przerażona.
Prawie się wydałam. Prawie zdradziłam kim jestem. Muszę się nauczyć kontrolować.
Bez kolejnego słowa przecisnęłam się obok niego i opuściłam mury. Lecz zamiast udać się do swojej komnaty, skręciłam w najbliższy korytarz i opuściłam budynek. Weszłam w głąb lasu i wyciągnęłam noże zza paska, a następnie wzięłam się za ćwiczenie celności. Trening mnie uspokajał. Poza tym i tak nie przespałabym dłużej niż 4 godziny. Przez te cholerne Podziemia nabawiłam się bezsenności, bo każdej nocy musiałam być czujna. Nawet podczas snu ktoś mógł cię zaatakować. Nigdy nie można było opuścić gardy.
Byłam tak zaabsorbowana swoimi myślami, że nie zauważyłam, że ktoś stoi niedaleko. Kiedy rzuciłam nożem w tamtym kierunku, osoba odsunęła się.
-Wyłaź, bo nie ręczę za siebie. - Po kłótni z Levi'em nie miałam chęci na nic.
Osoba uniosła ręce i wyszła z cienia.
-Po coś tu przylazł?
-Powinienem pilnować moich podwładnych.
-Nie jestem twoją podwładną, oni tak. Więc zajmij się swoimi ludźmi zanim zrobią sobie krzywdę.
Przeszłam obok niego, żeby zebrać nóż.
-Kto nauczył cię tak rzucać? - Brunet zapytał, stając obok mnie.
-Przyjaciel. A później sama je doszlifowałam, a co?
-Przypominasz mi kogoś. Także miała wybitnego cela.
-Mam się cieszyć? Zresztą, nie ważne. Jeśli chcesz o czymś pogadać jestem do dyspozycji.
Po tych słowach odwróciłam się do niego plecami, dając mu sygnał że skończyłam rozmowę. Wyciągnęłam nóż i wycelowałam ponownie. Usłyszałam kroki mężczyzny i oddałam kolejny rzut.
Levi pov.
Nie wiem czemu, ale ta dziewczyna przypomina mi kogoś. A mówiąc kogoś mam na myśli Kirę. Miała bardzo dobre oko i perfekcyjną celność. Potrafiła przewidzieć czyjś ruch nim on sam wiedział, że go wykona...O czym ja myślę?
Spojrzałem przez okno. Była już bardzo późna godzina, jakieś 2 godziny do świtu. Siedziałem całą noc wypełniając raporty dla Erwin'a, więc dopiero miałem się położyć. Co jakiś czas zerkałem przez okno, żeby zobaczyć czy dzieciak wrócił do zamku. Jak do tej pory cały czas stała w tym samym miejscu trenując rzuty. Już słaniała się na nogach, musiała być bardzo zmęczona, ale wciąż powtarzała tą samą czynność.
Podniosłem się od biurka i podszedłem do szafy, z której wyciągnąłem zwykłe spodnie i koszulkę, a mundur nienagannie odwiesiłem. Następnie wszedłem do sypialni, która była połączona z pracownią. Zerknąłem ostatni raz przez okno i zobaczyłem, że dziewczyna dopiero teraz wraca do zamku.
Jeśli jutro nie będzie mogła ustać na nogach, zrobię jej specjalny trening.
Z tymi myślami położyłem się.
Kira pov.
Zerwałam się z łóżka słysząc za drzwiami rumor. Wstałam i bez większego zastanowienia chwyciłam kilka noży leżących na wierzchu i podeszłam do drzwi. Kiedy je otwarłam akurat przechodził obok jakiś mężczyzna.
-Co się dzieje? - Zapytałam, ukrywając za plecami broń.
-Tytani...ktoś zabił oba.
Po tych słowach odszedł. Wróciłam do pokoju i przebrałam się w ekspresowym tempie. Spojrzałam na pelerynę, która wisiała w szafie. Była już stara i poobrywana z kilku stron. Uśmiechnęłam się, ale zamknęłam drzwi i zabrałam tą leżącą na krześle obok. Wybiegłam z pokoju i wpadłam na Levi'a.
-Uważaj jak łazisz.
-Ciebie też miło widzieć.
Ominęłam go szybko i ruszyłam do stajni osiodłać konia.
\*|*/
Na placu stali wszyscy Zwiadowcy oraz milicja sprawująca piecze w Troście. Wszyscy patrzyli na parujące ciała stworów. Nie sądziłam, że zobaczę człowieka, który lamentowałby z powodu śmierci tytanów. A jednak.
Hange klęczała na ziemi przed ciałami i zalewała się łzami. Ja natomiast nie czułam nic. Widziałam co potrafią zdziałać, ale nie straciłam nikogo w ich paszczy.
Stałam niedaleko Eren'a. Chłopak wyglądał na naprawdę przejętego, choć to nie jemu najbardziej zależało na stworach.
-Ktoś musiał się zakraść w nocy. - Usłyszałam głos Gunthera.
-Uciekli używając sprzętów do manewru, kiedy tylko odkryliśmy ich obecność.
-Musiało być ich przynajmniej dwóch.
-Dlaczego żołnierze zrobiliby coś takiego? Przecież mogły być kluczem do rozwiązania problemu.
-Najwidoczniej ktoś nie chce, żebyśmy go rozwiązali. - Powiedziałam, wpatrując się pustym wzrokiem w ścianę pary, unoszącą się do góry.
-Major Hange znowu wariuje. - Usłyszałam głos Bozzad'a, dochodzący z mojej prawej strony.
Strzeliłam go z otwartej w tył głowy w tym samym czasie co Petra wbiła mu łokieć między żebra.
Mężczyzna krzyknął z bólu, ale nawet nie spojrzał w moją stronę. Zerknął wściekle na Petrę, a później wrócił wzrokiem do ciał.
-Nie ma na co patrzyć. Wracamy.
Usłyszałam głos Ackermann'a. Oderwałam wzrok od tytanów i ruszyłam za nim. Zauważyłam jeszcze że Eren został zaczepiony przez Erwin'a, ale nie interesowało mnie to. Wsiadłam na konia i kiedy reszta do mnie dołączyła ruszyliśmy w drogę powrotną do zamku.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Wróciłam, jestem. Opóźnione, ale udało się wrzucić dzisiaj. Wielbcie mnie za to!
Buziakuję ;*
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top