6 | Spotkanie po latach

Kira pov.

Ciemność. Jedyną rzeczą, którą widzę jest ciemność. Próbuje się ruszyć, ale nie mogę. Nagle czuję przeraźliwy ból głowy, a po chwili wracają wspomnienia.

Pamiętam jak jadę. Nagle ktoś zaczyna mnie gonić. Zwiadowcy...Zaczynam uciekać, ale mają przewagę liczebną, więc wykorzystuję swój atut...Wjeżdżam do wioski i uruchamiam sprzęt do manewrów przestrzennych. Kiedy myślę, że udało mi się uciec...ktoś przecina linki. Spadam. Przetaczam się po dachówkach i czuję tępy ból w głowie...A później tylko ciemność.

Słyszałam wokół siebie głosy, ale rozpoznanie jakiegokolwiek było ciężkie, przez te uporczywy ból.

Wiedziałam tylko tyle, że jestem gdzieś, w zamkniętej przestrzeni, wokół mnie jest pełno ludzi, a ja klęczę, mam skute ręce i opaskę na oczach. Czyli podsumowując jestem kompletnie bezbronna.

-Patrzcie. Obudziła się. - Głos chyba należał do kobiety.

Po chwili ktoś zdjął opaskę z moich oczu, przy okazji mnie przy tym oślepiając. Kiedy odzyskałam zdolność widzenia, rozejrzałam się wokół siebie. Byłam w malutkim kamiennym pokoju, w którym znajdowały się łóżko, biurko i szafa. A otaczało mnie 4 ludzi, z czego 3 rozpoznawałam.

Byli nimi: ten kutas, który topił Levi'a, głupek samobójca i Levi. Była tam także kobieta, którą widziałam pierwszy raz.

-Kim jesteś i co robiłaś przy murze? - Zapytał blondyn, siedzący naprzeciwko mnie.

Spojrzałam na niego hardo, ale nie zamierzałam mu odpowiadać. Po tylu latach nauczyłam się samokontroli.

-Powiedz, bo inaczej oddamy cię policji królewskiej.

Na moich ustach pojawił się malutki uśmieszek.

-Co, karty przetargowe się skończyły?

Jednak nie, nie nauczyłam się niczego. Zawsze miałam cięty język.

-Co masz na myśli? - Mężczyzna nawet nie próbował kryć zdziwienia.

-Dziwka nic nam nie powie. - Usłyszałam bez emocjonalny głos Levi'a. Odwróciłam się do niego z urazą, ale szybko znalazłam odpowiednią ripostę.

-Skoro pochodzisz z podziemia, to też nią jesteś.

Oj, ale chlapnęłam.

Widziałam przez chwilę na jego twarzy zdziwienie, ale zniknęło tak szybko jak się pojawiło.

-Czyli jesteś z podziemia. Wiesz, że powinniśmy cię tam odesłać?

Wzruszyłam ramionami i zaczęłam błądzić wzrokiem po pokoju. Miałam w dupie co wymyślą i tak miałam już dość tego wszystkiego.

-Patrz jak z kimś rozmawiasz. - Poczułam na włosach mocny uścisk, a po chwili zostałam zmuszona do spojrzenia na Levi'a.

-To nie jest rozmowa tylko monolog. - Odpowiedziałam chłodno. Widziałam w jego oczach chęć mordu i wiem, że powinnam się bać, ale czułam w środku jedynie pustkę. Bolało mnie to, że mnie nie poznał.

Patrzyliśmy na siebie przez chwilę, aż poczułam ostrego kopniaka w brzuch. Moje oczy wyszły na wierzch razem z powietrzem z płuc. Zgięłam się wpół, a po moim policzku spłynęła samotna łza. Bolało jak diabli.

-Może teraz będziesz bardziej rozmowna.

Podniosłam głowę i splunęłam, a że stał on obok mnie, to trafiłam w jego koszulę. Poczułam kolejne uderzenie, tym razem w twarz. Zastanawiałam się czy mi czegoś nie przestawił.

-Ty mała...

-Nie podskakiwałbyś tak gdybym nie była związana. - Warknęłam, próbując złapać oddech.

-Nie wiesz z kim zadzierasz. - Jego głos ociekał jadem.

-Wręcz przeciwnie. Wiem doskonale.

Moje włosy zostały uwolnione, a ja opadłam na ziemię. Miałam problem z wzięciem oddechu, ale po chwili podniosłam się, a determinacja nie schodziła z mojej twarzy.

-Powinniśmy oddać ją Żandarmerii. - Powiedziała dziewczyna w okularach, a później spojrzała na mnie. Nie miałam wątpliwości, że chce mnie tym złamać, ale nie wywołało to oczekiwanej reakcji.

Nie boję się Żandarmów. Udało mi się im uciec wiele razy. Ale jeśli mam zginąć to tak się stanie. Wybrałam i takie są tego konsekwencje.

-Szkoda byłoby zmarnować jej zdolności. - Mężczyzna wstał z krzesła i podszedł w moim kierunku, a następnie uklęknął przede mną. Chyba mam deja vu. - Jak się nazywasz?

Teraz naprawdę mam deja vu.

Spojrzałam na niego, a potem westchnęłam. Nie chciało mi się dłużej ciągnąć tej farsy.

-Avril. - Odpowiedziałam. Nie miałam zamiaru zdradzać swojego prawdziwego imienia. Po części, bo im nie ufałam, a po części bo chciałam, żeby Levi mnie poznał sam.

-Avril, mam dla ciebie propozycje. - Patrzyłam na niego, co było znakiem, żeby kontynuował. - Nie odeślemy cię Żandarmerii, ale w zamiar wstąpisz do Zwiadowców.

Zamyśliłam się.

A może dam radę jeszcze coś ugrać.

-Tak naprawdę nie masz mi nic ciekawego do zaoferowania. - Spojrzał na mnie nie dowierzając. Tylko ja będąc na łasce kogoś mam czelność negocjować. Ale taka była prawda. Nie miał mi nic do zaoferowania, oprócz mojego życia. W przypadku Levi'a byliśmy jeszcze my, ale ja nie mam nic do stracenia. A właśnie, gdzie są Farlan i Isabel?

-Jesteś odważna. Zgoda, nich tak będzie. Masz wolność wyboru i działasz według własnego uznania, dopóki nie wyjedziemy na wyprawę.

I to mi się podoba.

-Zgoda, niech tak będzie. A teraz z łaski swojej możesz mnie rozkuć? Bolą mnie nadgarstki.

-Sama kombinuj.

Naprawdę?

Nie widziałam jego twarzy, bo odwrócił się do mnie plecami, ale wiedziałam, że się uśmiecha.

Wstałam choć było mi ciężko, przez natrętną migrenę. Rozsunęłam lekko ręce, żeby sprawdzić jak długi jest łańcuch, który łączy moje nadgarstki. I jak się okazało był dostatecznie długi.

Podskoczyłam i przeniosłam ręce przed siebie. Później uniosłam je do włosów, skąd wyciągnęłam wsuwkę i przy jej użyciu pozbyłam się kajdanek.

-Co dalej?

Patrzyli na mnie nie dowierzając. Temu wielkoludowi nawet paszcza opadła.

-To może na początek się przedstawicie?

-Jestem Hange Zoe. - Szatynka podbiegła do mnie. Była zbyt entuzjastyczna jak na osobę, która przed chwilą dowiedziała się, że jestem z podziemia. - Jestem majorem i odpowiadam za czwarty oddział. A reszta to: Miche Zacharius, także major – Tu wskazała na kolesia, który do tej pory siedział cicho. - To jest Erwin Smith, nasz dowódca – blondyn o odlatujących brwiach. - A ten oto pedancik to Levi Ackermann, kapral.

Tego nie muszę przedstawiać. Usłyszałam tylko jego typowe „tch".

-Więc co dalej? - Zapytałam, strzepując z siebie kurz.

-Mamy rozprawę sądową, a ty możesz się okazać kartą przetargową.

\*|*/

Stałam pośród Zwiadowców i przyglądałam się z zaciekawieniem temu co działo się przed moimi oczyma. Na środku sali klęczał chłopak, przykuty do słupka, który był oskarżony o bycie tytanem. Serio? Dzieciak wam pomaga, a wy stawiacie go przed sądem. Już wiem dlaczego ludzie tak szybko wymierają.

Westchnęłam, ale nic nie mówiłam. Dlatego, że byłam tam tego feralnego dnia, postanowili mnie tutaj zabrać. Wolałam jednak zachować anonimowość, nie chciałam zdradzić tego kim jestem. Ten chłopak uratował ludzi i za to miał u mnie punkty. Chciałam mu pomóc wyjść z tego w jednym kawałku.

Sędziom był Głównodowodzący Darius Zachly, który z tego co dowiedziałam się od Erwin'a, miał zadecydować o losie Eren'a. Życie lub śmierć. Po jednej stronie byli Zwiadowcy, z drugiej Żandarmeria, a stawka o którą walczyli była bardzo wysoka.

-Uważam, że Eren Jaeger, powinien poświęcić się w imię dobra ludzkości. Gdy zdobędziemy ważne informacje, ogłosimy ludziom, że umarł on śmiercią bohaterską. - Powiedział Nile Dok, dowódca Żandarmerii. Nie wiem jak, ale znam gościa od kilku minut i już go nie lubię. Spojrzałam na ofiarę, tej głupiej rozprawy. Patrzył lekko zaniepokojony w stronę mężczyzny, a kiedy przeniósł wzrok w naszą stronę widziałam iskierkę nadziei.

-Teraz posłuchajmy propozycji Zwiadowców. - Staruszek odwrócił się w stronę Erwin'a.

-Chcemy użyć „mocy tytana", którą posiada Eren, do odbicia muru Maria.

To było wszystko co powiedział. Ja, jak i Zackly, byliśmy zdziwieni.

-To wszystko? - Mężczyzna nawet nie próbował tego ukryć.

-Tak. Planujemy zabrać go poza mury i sprawdzić jak bardzo może pomóc ludzkości.

Mężczyzna trafił w punkt. Erwin wiedział co robi i odpowiednio dobierał słowa. Zackly odwrócił się w stronę dowódcy Milicji.

-Pixis, z tego co wiem, brama w Troście została zamknięta na dobre.

-Tak. - Odpowiedział, staruszek, który stał wtedy na murze razem z Eren'em. - Prawdopodobnie już nigdy nie zostanie otwarta.

-Planujemy rozpocząć wyprawę w dzielnicy Karanes na wschodzie i stamtąd udać się w kierunku Shiganshiny.

W tamtym momencie odcięłam się na trochę. Dopiero po upływie kilkunastu minut wróciłam do rzeczywistości. Właśnie jakiś kapłan wykłócał się z mieszkańcem o bramy w murach, a Zackly próbował ich uspokoić.

-Czy jest na sali Mikasa Ackermann?

Brunetka, którą wtedy zaatakował Eren, odwróciła się do mężczyzny.

-To ja.

-Czy to prawda, że Eren Jaeger po przemianie cię zaatakował?

Dziewczyna walczyła ze sobą przez chwilę. Ciężko jest wydać wyrok na osobę, która jest ci bliska. W końcu przełamała się i powoli otwarła usta.

-Tak. Ale wcześniej uratował mnie dwa razy. Proszę o wzięcie tego pod uwagę.

-Uważam, że dziewczyna zeznaje zbytnio kierując się emocjami, więc jej zeznania nie powinny być akceptowane w procesie.

Chyba nadeszła pora.

Wzięłam głęboki wdech.

-Może i ją zaatakował, ale nie zrobił jej krzywdy, a to jest najważniejsze, tak? - Po tych słowach, wszyscy odwrócili się w moją stronę. - Ważne jest też to, że gdyby nie moc, którą dysponuje chłopak, obszar muru Rose mógłby już nie należeć do ludzi.

Widziałam jak Eren lekko kiwa głową z wdzięcznością.

-A ty jesteś...

-Imię Avril.

-Nazwisko?

-Wolałabym zachować dla siebie, jeśli pan pozwoli.

-Wolałbym nie.

Raz kozie śmierć.

-Avril Cartier.

Po sali przeszedł szmer, a później ludzie zaczęli szeptać.

-Ona pochodzi z tej bogatej rodziny.

-To nie dziewczyna, która zaginęła 10 lat temu?

-Nie jest córką tego Zwiadowcy?

-Cisza. - Wszyscy raptem ucichli. - Z tego co wiem Jonah miał tylko jedno dziecko i miało na imię inaczej.

-Ilość się zgadza, ale używam drugiego imienia. Tak byłam nazywana przez ostatnie lata. - Coś za gładko mi idzie to kłamanie.

Widziałam jak Levi patrzy na mnie z ukosa. Zacisnęłam szczęki i wzięłam uspokajający wdech.

-Możesz rozwinąć? - Usłyszałam głos Dok'a.

-Proszę bardzo. Byłam tam od samego początku akcji i przyglądałam się temu co robił chłopak. Może i zaatakował Ackermann, ale nic jej się nie stało. Podniósł ten cholerny kamień tak jak miał to zrobić i zatkał tą piekielną dziurę, tak? Gdyby nie on to dalej moglibyście walczyć z tytanami albo co gorsza, robić selekcję ludności. Nie sądzicie, że dobrym wyborem jest zatrzymanie dzieciaka? Jako tytan ma możliwość pokonania kilku naraz, wtedy gdy do pokonania jednego potrzeba trójki ludzi, ale zanim go zabiją zginie pięciu. Według mnie to lepsze wyjście dla Zwiadowców, bo wy grzejecie tylko swoje dupska i liczycie czy zgada się żołd.

-To, że jesteś Cartier nie oznacza, że jesteś bezkarna.

-To samo się ciebie tyczy, panie Dok.

-Cisza. Jeśli się nie uspokoisz Cartier każę cię wyprowadzić z sali. - Na twarzy Dok'a pojawił się uśmiech. Ale nie na długo.

-Odkryliśmy także pewne zaskakujące fakty dotyczące tego wydarzenia. Eren Jaeger i Mikasa Ackermann mieli wtedy tylko dziewięć lat. Zamordowali 3 porywaczy. Można to uznać działaniem w obronie własnej, ale nie widzę w ich działaniu żadnych ludzkich odruchów.

-A to ciekawe. - Powiedziałam.

-Co jest ciekawe?

-Powiedziałam to głośno? Nie, nie ważne. To i tak nie ma znaczenia.

-Panno Cartier, jak już zaczęłaś to skończ.

-Pozwoli pan, że zwrócę się konkretnie do pana Dok'a. Postaw się w jego sytuacji. Załóżmy, że twój przyjaciel ma przyłożony nóż do gardła. Wiesz że jeśli ty się ruszysz to zabiją go, a jeśli się nie ruszysz stanie się to samo. Więc co wybierzesz? Stanie w miejscu czy próbę ratunku? - Spojrzał na mnie zdziwiony.

-Skąd ty możesz to wiedzieć?

-Wiem, bo byłam w takiej sytuacji. Ale wiem też, że w takiej chwili nie wahasz się, tylko ratujesz osoby ci bliskie.

-Jak takie dziecko może to wiedzieć. - Zaśmiał się.

-Wiem więcej niż ty. Wiem jak to jest chcieć żyć, a jak każdego dnia błagać o śmierć. Wiem jak wygląda poświęcenie. Wiem jak wyglądają tytani, w przeciwieństwie do ciebie i nie leje w gacie gdy widzę ludzkie członki walające się po ziemi.

-Jeśli się nie uspokoisz Cartier, to zaraz każę cię wyprowadzić.

-Już się zamykam, jeszcze tylko jedno. Zastanów się nad tym. - Po tych słowach nic więcej nie powiedziałam, ale wiedziałam, że odbiją mi za to później.

Obecni na sali wydawali się nie słyszeć tego co powiedziałam. Zaczęli szeptać o tym, że chłopak może być tytanem, który tylko udaje człowieka i że Mikasa może być taka sama jak on. Eren wpadł w szał i bardzo go rozumiałam. Zrobiła bym to samo, gdyby to moja rodzina była oskarżana.

Kiedy zobaczyłam przerażenie na twarzach zebranych, uśmiechnęłam się. Jeśli chciałby ich pozabijać już dawno by to zrobił, a na pewno nie łatałby tego pieprzonego muru.

Nile coś krzyknął i jeden z Żandarmów zaczął mierzyć do Eren'a z broni palnej. Sięgnęłam ręką do pasa i już miałam chwycić nóż, kiedy Levi kopnął chłopaka. Ale tak mocno, że aż stracił ząb.

Ała.

Mężczyzna zaczął niemiłosiernie okładać dzieciaka, a on znosił to z pokorą. Był silny, to było pewne.

Dzięki „pokazowi" Levi'a i jego przemowie, jacy to ciotowaci są Żandarmi, chłopak dostał się pod naszą opiekę. Dowództwo opuściło razem z chłopakiem salę sądową. Ludzie zaczęli się wysypywać ze środka, a ja czekałam aż się przeludni.

Gdy wszyscy już opuścili pomieszczenie, wstałam i udałam się tam gdzie zabrali chłopaka. Oparłam się o ścianę naprzeciw drzwi i czekałam kiedy wyjdą stamtąd.

Nie musiałam czekać długo. Najpierw pokój opuścił Erwin, a za nim Hange, Miche i na końcu Levi, który spojrzał na mnie bykiem. Kiedy odeszli dostatecznie daleko podeszłam do drzwi i zapukałam. Następnie weszłam do środka. Kiedy młody mnie zobaczył był mocno zdziwiony.

-Dlaczego mi pomogłaś? I kim jesteś, bo nie kojarzę żebyś była wcześniej w Zwiadowcach?

-Powiedzmy, że jestem nowa w szeregach, tak jak ty młody. Jak mówią zaginęłam na kilka lat.

-Czyli to prawda.

-Zniknęłam, ale na własne życzenie. Co do tego dlaczego ci pomogłam, to odrobinę mnie przypominasz.

-Jesteś normalnym człowiekiem.

-Ty tak uważasz, dzieciaku.

-Eren.

-Jestem Kira. - Wyciągnęłam do niego rękę, którą uścisnął. - Ale na razie nazywaj mnie Avril.

-Po co tu przyszłaś?

-Wydajesz się godny zaufania. - Odpowiedziałam siadając na kanapie obok niego.

-Dziękuję? A dlaczego używasz innego imienia.

-Powiedzmy, że mój przyjaciel nie poznał mnie i czekam kiedy to zrobi. - Posłałam Eren'owi uśmiech. - Brawo, pokazałeś klasę chłopie. Polubiłam cię, bo walczysz o swoich, nie zważając na cenę jaką możesz ponieść.

-Pewnie robisz to samo. - Chłopak się rozluźnił i otworzył przede mną.

-Może kiedyś. Teraz nie mam już o kogo się martwić. Poza tym to bardziej oni martwili się o mnie, niż ja o nich. Byłam najmłodsza.

-Ile masz lat?

-19. A ty młody?

-15.

-Jednak nie taki młody. - Wstałam i przeciągnęłam się. - Dobra Eren. To ja ci już nie przeszkadzam. Do zobaczenia za kilka godzin.

-Co masz na myśli, że jesteś taka sama jak ja?

Stanęłam w miejscu i odwróciłam się w jego stronę.

-Kiedy miałam 12 lat zabiłam pierwszego człowieka, żeby ratować przyjaciela. Zdarzyło się jeszcze kilka razy, ale nie były one już tak traumatyczne. Dlatego łatwiej było mi cię bronić. Wiedziałam co czułeś.

-Ale dlaczego?

-Ponieważ jesteś pierwszym człowiekiem, który tak walczy o swoich. Wychowałam się gdzieś, gdzie człowiek jest twoim największym wrogiem, więc ciężko jest mi ufać. Ale po twoim występie wiem, że tobie można. Dobra, nie męczę cię już. Odpocznij, niedługo czeka cię długa droga.

-Do zobaczenia.

Opuściłam pokój i udałam się do tego, który mi przydzielono. Ale zanim zdołałam do niego wejść, zaczepił mnie pewien blondyn.

-Musimy porozmawiać. - Erwin wyglądał bardzo poważnie.

Westchnęłam z udręką i otwarłam szeroko drzwi.

-Wchodź.

Weszłam po nim i zamknęłam drzwi na klucz, a później oparłam się o framugę.

-Przypominasz mi kogoś.

-Domyślam się, że Ackermann'a. To o czym chciałeś porozmawiać?

-Skąd wiedziałaś, że mówię o nim? Znacie się.

-Ja go tak, ale on to nie jestem pewna. Więc?

-Chodzi o to co powiedziałaś na sali. Czy to prawda?

-Co?

-Wszystko.

-Większość tak, ale po co ci to wiedzieć. - Odepchnęłam się od ściany i stanęłam kilka kroków przed nim. Choć było ciężko i wiedziałam, że później będzie mnie bolał kark. - Spróbujmy tak. Co mnie czeka za niesubordynację?

-Jestem ci wdzięczny za wstawienie się za chłopakiem.

-Hę? - Spojrzałam na niego jak na niespełna rozumu. Znowu mi się wydaje, że gdzieś zgubił klepkę.

-Gdyby nie Levi to nie udałoby się to, ale dzięki tobie Zackly zaczął poważniej rozpatrywać naszą stronę.

-Mówiłam tylko to co uważałam. Nienawidzę niesprawiedliwości.

-W tym jesteśmy zgodni. - Wstał i podszedł do drzwi. - Odpocznij. Jutro jedziesz z Levi'em jako eskorta dla Eren'a.

-Nie uważasz, że to nie mądre powierzać tak ważne zadanie dopiero co poznanej osobie?

-Twoje umiejętności przydadzą się im. A poza tym wydajesz się godna zaufania.

Z tymi słowami opuścił pokój. Westchnęłam i opadłam na łóżko.

Nie to, że go nagle lubię czy coś, ale wydaje się, że mogę mu ufać. Wie co robi. A poza tym nie zapytał o moje nazwisko. Wiedział, że nie będę chciała o tym gadać. To daje mi lepsze wrażenie o nim.


Levi pov.


Opuściłem pokój w którym miał pozostać Jaeger i udałem się do swojego. Usiadłem przy biurku, żeby rozkoszować się błogą ciszę, aż tu nagle, ktoś zapukał do moich drzwi.

-Tch. Wejść.

W pokoju pojawił się Erwin. Podszedł do biurka i zajął miejsce naprzeciwko mnie.

-Nie będę owijał w bawełnę. Znasz ją?

Lekko mnie zdziwił tym pytaniem. Dziewczyna przypałętała się z podziemia i to znaczy, że mam ją znać?

-Nie. Pierwszy raz na oczy widzę. Skąd to pytanie?

-Mówi, że cię zna. Pomyśl nad tym, ja w tym czasie idę poszukać czegoś na temat jej rodziny i niej samej.

Erwin opuścił pokój, a ja zostałem sam z szalejącymi myślami.

Mam ją niby znać? To są jakieś jaja. Jedyną osobą, którą znałem była Kira, ale nie sądzę, żebym kiedykolwiek miał jeszcze okazję ją zobaczyć. Przecież nie wpuszczą Zwiadowcy bez powodu do Podziemi.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Mi dispiace. Nie zdołałam wcześniej, ponieważ nie było mnie w domu. 

Czy kiedykolwiek będzie mi dane dotrzymywać terminów?

Buziakuję ;* i dziękuję za wszystkie gwiazdki oraz komentarze.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top