36 | Odkryte tajemnice

 Kilka dni później miała się odbyć ceremonia na której mieliśmy otrzymać od królowej ordery za odwagę i poświęcenie. Dla mnie był to tylko bezwartościowy kawałek metalu. Nie miałam ochoty wybierać się na ceremonię, ale nie mogłam tego ominąć, ponieważ byłoby to potraktowane jako zniewaga władczyni. Nawet poturbowana Sasha miała się zjawić.

Od tamtego dnia nie rozmawiałam z Levi'em. Nie zbliżałam się do niego, a on na tyle dobrze rozumiał sytuację, że do mnie nie podchodził. Więc staliśmy po dwóch stronach naszej gromadki, jak najdalej od siebie.

Do dzieciaków przyszła ich koleżanka z treningowego. Nie za bardzo obchodziło mnie o czym będą rozmawiać. Prawdopodobnie o naszych poległych towarzyszach. Bo o czym innym można rozmawiać ze Zwiadowcą?

Rozejrzałam się po sali. Były tam wszystkie korpusy, żeby tylko zobaczyć wręczenie orderów grupce samobójców.

Im dłużej tam stałam, tym bardziej chciałam uciec. Zobaczyłam jak dziewczyna odchodzi próbując pod sarkazmem ukryć cierpienie.

- Czemuś wyskoczył z czymś takim? - Jean odwrócił się do Flocha zdenerwowany. Nie widziałam twarzy rudego, ponieważ stał do mnie tyłem. Jednak w jego głosie pobrzmiewała pewność siebie.

- Bo ktoś tutaj musi mówić prawdę! - Zapadła cisza. Wyglądało to tak jakby chłopak czegoś oczekiwał.

- Wiem, że byłeś zdesperowany, by uratować dowódcę Smitha. - Armin odpowiedział na zawołanie.

- To prawda. Uważałem, że dla dobra nas wszystkich powinniśmy wybrać generała. I nie tylko ja. Wszyscy myślą podobnie. Każdy kto czytał raport, nie ma żadnych wątpliwości! Zastanawiają się, czemu nie wybrano Erwina. - Armin nagle zrobił się malutki.

- A co ty niby możesz wiedzieć o Arminie?! Gadaj! - Eren jako pierwszy podniósł głos.

- Nie wiem o nim kompletnie nic. Nie jestem jego przyjacielem z dzieciństwa, ani nawet się z nim nie kumpluję.- Floch też zaczął podnosić głos. - Jednak wiem, dlaczego wybór padł na niego! Ponieważ wasza trójka... - Powiedział patrząc to na Erena i Mikasę, to na mnie. - ...a także kapral Levi daliście się ponieść własnym uczuciom...

Czułam jakby mi miały pęknąć bębenki. Przez ostatnie dni mało sypiałam, a do tego sala była wypełniona tabunem ludzi, którzy ciągle nawijali. Wyciszyłam zmysły, ale wciąż to niewiele pomogło.

- ...postanowiliście wykorzystać zastrzyk do własnych celów i dokonaliście irracjonalnego wyboru! - Innymi słowy, nie potrafiliście porzucić tego, co dla was ważne mam rację?

Głowa mi zaraz pęknie.

Chwyciłam się za głowę z nadzieją, że to odrobinę pomoże. Nie pomogło.

Nie potrafiłam podążać za tempem rozmowy. Ból głowy był rozrywający. Floch dalej się produkował, aż wypowiedział te przeklęte słowa, którymi wyprowadził mnie z równowagi:

- Za co te odznaczenia?! Kogo ma upamiętniać ta ceremonia?! Gdy już rozpocznie się rekrutacja, lepiej od razu zdradźcie kandydatom prawdę, by przez przypadek znów nie dołączył do was taki tchórz jak ja! Jak niby zamierzacie poradzić sobie bez dowódcy Erwina?! Może jestem tylko pionkiem, który ma zostać poświęcony w walce, ale nawet taki pionek ma prawo nazywać rzeczy po imieniu!

Wtedy wybuchłam.

- Morda, Floch! - Wszyscy odwrócili się do mnie. Było to nienaturalne tym bardziej, że na takich okazjach trzymałam się na uboczu, w cieniu. - Nie zgrywaj tutaj ofiary! Wiedziałeś cholernie dobrze na co się piszesz! Wszyscy znamy ryzyko jakie niesie bycie Zwiadowcą! - Patrzyłam na niego z palącą nienawiścią. - Jednak ty zachowujesz się jak jakieś dziecko specjalnej troski, które zostało inaczej potraktowane! Erwin powiedział głośno i wyraźnie podczas rekrutacji ilu z nas zginie! Więc po chuja się tutaj przywlokłeś, skoro trzęsiesz teraz portkami i beczysz?! Jak mamy sobie poradzić bez Erwina? Nie żartuj. - Spojrzałam na niego czując jakbym była jedynie martwym ciałem. Znów straciłam kontrolę nad sobą. - Każdego można zastąpić. Erwina, mnie czy nawet Erena. Wystarczy znaleźć odpowiednią osobę. I nie jest to takie ciężkie jakby ci się wydawało.

- Jesteś okrutna. Jak możesz...

- Mogę. Ponieważ jest potrzebny diabeł, ktoś kto nie cofnie się przed niczym żeby osiągnąć swój cel. I jestem skłonna nim zostać, żeby wyciągnąć nas z tego piekła. Zabiłam Erwina i zrobiłabym to ponownie gdybym musiała. Żeby tylko wydostać drogie mi osoby z tego przeklętego miejsca.

Ból głowy stał się nie do zniesienia. Oparłam się o kolumnę, a już po chwili siedziałam na ziemi.

- Cholera, jak boli. - Zaczęły mnie oblewać zimne poty, a wzrok zaczął się rozjeżdżać.

- Kira. - Pierwszy był przy mnie Eren. Kiedy położył rękę na moim ramieniu uniosłam niewidzący wzrok. - Wszystko w porządku?

- Tak, to nic. Muszę tylko chwilę odpocząć. To niedługo przejdzie. Jak przyjdzie Historia potrzebuję pomocy we wstaniu. Z resztą sobie poradzę.

Zaczęłam powoli się uspokajać. Nienawiść jaką czułam od Flocha była przytłaczająca. Ale to jest niewielka cena jeśli uda mi się ich stąd wyciągnąć.

- Te, szczeniaki. - Levi przerwał przytłaczającą ciszę. - Już pora, ustawcie się.

Eren pomógł mi wstać. Podparłam się o kolumnę, żeby świat przestał się kołysać, a później ciężkim krokiem ruszyłam na swoje miejsce. Świat na szczęście już nie był karuzelą, ale wciąż nie czułam się zbyt komfortowo.

Przyklęknęliśmy przed ołtarzem w dwóch rzędach czekając aż zostaniemy oznaczeni. Wszyscy zebrani stali za nami przyglądając się wszystkiemu.

Wisiory, które nam podarowano były tak samo zielone jak ten przynależny dla dowódcy Zwiadowców, a wewnątrz nich widniał symbol skrzydeł wolności.

Każdy z nas otrzymał swój i ucałował królową w dłoń. Mój wydawał się być wyjątkowo ciężki. Ciągnął mnie wręcz do ziemi.

Eren wydawał się trochę zestresowany.

Kiedy tylko Historia zniknęła z pomieszczenia, ruszyłam szybko do drzwi.

- A ty gdzie!? - Jeden z Żandarmów zasłonił mi drogę.

- Rusz się, bo cię wykastruję.

Podziałało. Od razu ruszył dupę i nim Levi zdążył mnie dosięgnąć, opuściłam pomieszczenie. Od razu wpadłam do stajni i wyprowadziłam swojego konia.

Spojrzałam jeszcze na wisiorek znajdujący się na mojej szyi. Zerwałam go i zamachnęłam się, żeby go wyrzucić. Jednak nie mogłam na to zebrać dostatecznej odwagi.

Wcisnęłam go do kieszeni, wskoczyłam na wierzchowca i spięłam go. Ruszyłam galopem do ludzi, u których musiałam spłacić dług.

\*|*/

Droga zajęła mi blisko trzy godziny, ale nie obchodziło mnie to. Ruszyłam do drzwi i zapukałam w nie. Otworzył mi mężczyzna.

- Kto...O, to ty. Możesz...

- Dziękuję. Przyszłam tylko oddać to. - Wyciągnęłam w jego kierunku dwie paczki tego uspokajającego świństwa. - Pozdrów ode mnie małżonkę.

Odwróciłam się, żeby odejść.

- Nie powinnaś być na ceremonii?

- Byłam na najważniejszej jej części. Jeśli opuszczę resztę to tylko nie okażę szacunku innym korpusom. To dam radę przeżyć. - Dosiadłam konia. - Naprawdę, przekonaj syna żeby nie dołączał do nas. Nie chcę tu kiedyś wrócić z wiadomością, że go więcej nie zobaczycie.

Nim mi odpowiedział ruszyłam przed siebie, chcąc wrócić do bazy. Jednak nagle zakręciło mi się w głowie. Potem pamiętam tylko uderzenie o ziemię, a później długo nic.

\*|*/

Nie wiem ile leżałam nieprzytomna, ale kiedy się obudziłam było już ciemno. Powoli podniosłam się czując, że mogę dostać zawrotów głowy, jednak na szczęście obyło się bez tego.

Rozejrzałam się po pokoju. Wyglądał bardzo podobnie do mojego, jednak nie był mój. I wtedy otworzyły się drzwi.

Od razu zrozumiałam w czyjej sypialni jestem. Chciałam się podnieść z łóżka, ale nie pozwolił mi na to.

- Powinnaś odpoczywać. - Powiedział, odkładając kubek z kawą na biurko.

- Mogę to równie dobrze robić w swoim pokoju. I dlaczego jestem u ciebie?

- Znalazłem cię nieprzytomną na środku drogi. A że miałem jeszcze dużo roboty, przyniosłem cię tutaj, żeby cię mieć na oku.

- Nie jestem dzieckiem.

- Ale często zachowujesz się jak jedno.

Postanowiłam porzucić ten temat, ponieważ wiedziałam, że nic dobrego z tego nie wyniknie.

- Ile czasu mnie nie było?

- Kilka godzin. - Powiedział, biorąc łyk kawy. Kiedy zobaczył jak patrzę się na kubek zaoferował mi odrobinę napoju. - Jest środek nocy.

- Powinieneś już dawno spać.

- I kto to mówi?

- Ja się już wysapałam. - Powiedziałam, wstając z łóżka. Nie chciałam z nim przebywać. Czułam się źle, że mu przywaliłam ostatnim razem kiedy się widzieliśmy. Poza tym obawiałam się co mi powie. - To dozo...

Nagle dostałam mroczków przed oczami. Nawet nie zarejestrowałam kiedy się przewróciłam. Wzrok i czucie odzyskałam dopiero kiedy znajdowałam się w ramionach Levi'a.

- Jednak lepiej jeśli zostaniesz.

- Idę do siebie.

- Dlaczego tak bardzo chcesz uciec?!

- BO NIE CHCĘ USŁYSZEĆ, ŻE MNIE NIENAWIDZISZ!

Dopiero wtedy zrozumiałam co powiedziałam. Schowałam twarz w jego koszuli, żeby nie widział jak cała moja twarz staje się czerwona.

On natomiast oderwał mnie od siebie, posadził na łóżku i przyklęknął przede mną.

- Dlaczego sądzisz, że miałbym cię znienawidzić? - Jego głos był tak łagodny, że nie potrafiłam się mu oprzeć.

- Jesteś facetem. Oprócz tego każdy w pewnym momencie chce zrobić „to" z osobą, którą kocha. Ale ja nie potrafię. - Ukryłam twarz w rękach. - Boję się.

- To prawda. Ale nie chcę robić nic co sprawiłoby ci ból. Przecież wiesz, że cię nie skrzywdzę.

Z moich oczu popłynęły pierwsze łzy. Levi nie wahał się, tylko mocno mnie objął.

- Ale ja to wiem. Jednak kiedy próbowałeś wtedy...jedyne co widziałam to tamtą noc. Nie potrafię o tym zapomnieć. Do tej pory po prostu o tym nie myślałam...Błagam, nie nienawidź mnie.

- Jak miałbym cię nienawidzić? - Wszedł na łóżko i położył się, a później pociągnął mnie za sobą. Przytulił mnie mocno i nie chciał puścić, nie ważne jak bardzo się wierciłam. - Nie przeczę, że chciałbym cię trzymać w swoich objęciach, ale wolę żebyś była u mojego boku, niż żebyś ode mnie uciekła gdybym położył na tobie swoje ręce. Ponad wszystko nie chcę cię stracić.

Zaczęłam szlochać. Levi od razu przysunął mnie do siebie i zaczął gładzić po włosach. Wtuliłam się w jego klatkę i pozwoliłam mu uspokoić mnie. Sam jego zapach działał na mnie kojąco.

Czułam że zaczynam odpływać, ale odpędziłam senność. Uniosłam głowę i spojrzałam na Levi'a. Miał zamknięte oczy i wyglądał jakby sam zasypiał.

Myślałam przez chwilę, ale nie bardzo długą.

Wyciągnęłam się i połączyłam swoje usta z jego. Kiedy tylko to zrobiłam otworzył gwałtownie oczy. Po chwili wisiał już nade mną, a jego oczy pociemniały i zwęziły się.

- Przestań. Nie chce cię zgwałcić.

- Jeśli dwie strony tego chcą, to nie jest to gwałt. - Powiedziałam, próbując przywołać na twarzy uśmiech. Po tych słowach wytrzeszczył oczy, jednak szybko wrócił do swojego typowego wyrazu twarzy.

- Nie brzmisz przekonująco z wyglądem jakbyś się zaraz miała popłakać.

- Jeśli nic nie zrobię, to nie przemogę tego strachu nigdy. Dzisiaj jest dzień dobry jak każdy inny. Tylko...

- Spokojnie. Nie skrzywdzę cię. Jeśli będzie boleć masz mi od razu powiedzieć.

- A przestaniesz? - Zapytałam z lekkim uśmiechem, tylko tym razem szczerym.

- Przynajmniej spróbuję.

Połączył nasze usta w pocałunku. Czułam jak powoli rozpina moją koszulę, a jego ręce błądzą po moim ciele. Później jego usta przesunęły się niżej. Był tak delikatny jakbym miała się zaraz rozpaść. Poniekąd mogłam.

Nie czułam bólu, jedynie przyjemność i miłość do mężczyzny, który mnie obejmował.

Kiedy poczułam go, zaczęłam panikować.

- Kira, spójrz na mnie. - Nie dało się mu sprzeciwić. Spojrzałam mu w oczy i zostałam zaczarowana. Widziałam w nich radość, pożądanie oraz miłość. - Nie myśl o tym. Teraz to ja jestem przed tobą. Skup się na mnie.

Kiwnęłam głową, a on prawie natychmiastowo połączył nasze usta w gorącym pocałunku. Potem poczułam ból. Moje oczy praktycznie natychmiastowo zaszły łzami. Od razu zrozumiałam, że pocałunek miał być tylko odwróceniem uwagi.

Zwinęłam rękę w pięść i zasłoniłam nią usta. Wystarczyło mi już poniżeń.

- Bardzo boli? - Jego głos był delikatny, tak jak i ruchy. Ujął ręką moją głowę, a ja wtuliłam się w nią.

- Jest do zniesienia. - To była prawda. Myślałam, że ból będzie sto razy gorszy, ale nie bolało prawie wcale. To było tylko w mojej głowie. Natomiast było niekomfortowo.

- Na początku może trochę boleć.

Zanim zdążyłam się odezwać poruszył się. Było tak jak mówił. Na początku bolało. I to nawet bardzo. Jestem pewna, że zostawiłam na jego plecach „piękne", długie rany po paznokciach. Jednak potem ogarnęła mnie błoga rozkosz.

\*|*/

Kiedy zaczęłam wstawać wciąż było ciemno. I patrząc na pozycję księżyca było jeszcze kilka godzin do świtu.

Wszystko mnie bolało, ale był to ten przyjemny rodzaj bólu. Nie sądziłam, że może to sprawiać taką przyjemność. Jednak to kompletnie coś innego z osobą, którą kochasz i która odwzajemnia to uczucie.

Odwróciłam się do Levi'a i wyciągnęłam rękę, żeby odgarnąć kosmyki włosów, które zasłaniały mu twarz. Nawet się nie poruszył, tak bardzo był zmęczony.

Przez śmierć tylu Zwiadowców dowódcy mieli urwanie głowy z papierologią. Nie zdziwiłoby mnie gdyby Levi zarwał parę nocek. Nie jestem lepsza, bo przez ostatnie kilka dni zamiast spać usilnie próbuję wywołać u siebie raka płuc i martwicę wątroby.

- Jestem od ciebie inna. Moje ciało potrafi znieść więcej niż twoje, powinieneś więcej odpoczywać.

Nie byłam śpiąca. Ani odrobinę. Postanowiłam jakoś zająć sobie resztę nocy. Sięgnęłam do kurtki, w której kieszeni spoczywał notatnik ojca. Wyciągnęłam się na łóżku i otwarłam na urwanym ostatnio fragmencie:

Moi kompani pomogli mi się stamtąd wydostać. Nie miałem nawet czasu pożegnać się z ukochaną. Musiałem pozostawić to życie za sobą.

Wcielono mnie do armii, aby nasza wtyczka pomogła mi udać się na Paradis, wyspę na której leżą Mury. Widziałem jak setki ludzi jest przemienianych w tytanów. Jednak Sowa, bo tak brzmiał pseudonim owego człowieka, był jednym z tych, którzy posyłali Erdian do Raju. Jednak nie winię go za to. Gdyby nie to, nie zdołałby się ukrywać przez taki czasu.

Udało mi się uciec. Podążałem za przyciąganiem, ale ono nagle zniknęło. Wtedy zrozumiałem, że wszystko to okazało się być na nic. W tamtym momencie życie straciło dla mnie sens.

Osiadłem w murach i pomnażałem majątek, bo nie miałem ciekawszego zajęcia. Nie miałem środków, ani umiejętności żeby powrócić na kontynent.

Po czasie zyskałem tytuł szlachecki, a bogate rody się mną zainteresowały. Ożeniłem się z pierwszą z kobiet, nie mając perspektyw na szczęście w życiu. Nie kochałem tej kobiety i do końca mojego życia nie zmieniło się to. Moja ukochana pozostała na kontynencie i chociaż pewnie do tej pory o mnie zapomniała, ja wciąż o niej pamiętam i wciąż za nią tęsknię.

Wtedy to urodziłaś się ty. W końcu w moim życiu pojawiło się szczęście. Ja i twoja matka nie kochaliśmy się, ale kochaliśmy ciebie i to dało nam siłę, żeby żyć wspólnie.

Ale nie było końca zmartwieniom. Byłem Zwiadowcą, mogłem w każdej chwili stracić życie. Ale cieszyłem się każdą chwilą spędzoną z tobą.

Pewnego dnia zachorowałaś. Wtedy to posłałem po najlepszego lekarza. Wyobraź sobie moje zdziwienie, kiedy okazało się że jest nim mój stary druh, Grisha. Odnowiliśmy kontakty, jednak on nigdy więcej nie pojawił się u nas w domu.

Pewnego dnia powrócił. Znów czułem to przyciąganie. Wtedy odkryłem, że przyciąga mnie Tytan Pierwotny, który był w tamtym momencie w posiadaniu Grishy. Czułem nieodpartą chęć chronienia go. Niedługo potem Grisha przyszedł do mnie prosząc mnie o przysługę. Chciał żebym pilnował Erena. Nie rozumiałem o co mu chodziło. Powiedział, że chce oddać synowi swoje zdolności. Wtedy zrozumiałem. Obiecałem mu, że zrobię co w mojej mocy, ale za to on miał ukryć ten notatnik.

Ostatnią sprawą jest tytan, którego moce posiadłem. Powinnaś wiedzieć, że mawia się o dziewięciu tytanach. Jednak to nie jest prawda. Istnieje jeszcze jeden, którego istnienie jest skrywane. Tym tytanem byłem ja, a teraz jesteś nim ty. Nigdzie nie znajdziesz zapisków o nim, ponieważ jego istnienie jest tajemnicą. Wie o nim tylko kilka wyznaczonych osób.

Ten tytan jest kompletnie inny od reszty. Nie musisz się zranić, żeby aktywować jego moce. Wystarczy, że tego zapragniesz. Oprócz tego inne tytany zabijają swojego nosiciela po upływie 13 lat. Ten chroni swojego nosiciela. Dopóki sama nie zrzekniesz się go, będzie on należał do ciebie. Nie musisz oddawać życia w zamian za pozbycie się tej zdolności. Możesz ją przekazać pozwalając się napić swojej krwi albo oddając jej inny kawałek siebie. Moc przejdzie tylko wtedy, gdy ty sobie tego zażyczysz. Jednak pamiętaj, że zrzekając się tego, wszystkie twoje niezwykłe umiejętności znikną.

Ja nie mogłem chronić chłopca. Dlatego to zadanie powierzam tobie. Wiem, że sobie z nim poradzisz.

A i ostatnia sprawa. Twój tytan to Tytan Broniący.

Kocham Cię Kira

Twój tata

Zatrzasnęłam notatnik i chwyciłam się za głowę.

Dlaczego całe moje życie jest pasmem pieprzonych nieszczęść?

Trzask notatnika obudził Levi'a. Podniósł się gwałtownie, a ja w ostatniej chwili ukryłam go.

- Co się stało?

- To nic. Coś ci się przyśniło. - Powiedziałam, siląc się na uśmiech.

- Jak się czujesz? - Zapytał, przyciągając mnie do siebie.

- Lepiej niż myślałam. A teraz mnie puść. - Udało mi się wyplątać z jego objęć.

- Po co?

- Muszę się czegoś napić. - Powiedziałam, podnosząc ubrania z ziemi.

- Tylko wróć.

- Nie mam zamiaru uciekać. Poza tym nawet gdybym miała i tak byś mnie znalazł, więc nie ma to większego sensu.

Odwrócił się na drugi bok i kiedy opuszczałam pokój spał już głęboko. Spojrzałam na niego, a na mojej twarzy pojawił się smutny uśmiech.

Przepraszam Levi.

Ruszyłam dalej korytarzem i zeszłam piętro niżej. Stanęłam przy najbliższym pokoju i weszłam do środka.

- Dlaczego ludzie nie mogą spać normalnie?

Chłopak był tak powyginany, że normalnie nabawiłby się bólu kręgosłupa...choć pewnie rano będzie go miał.

Bezceremonialnie zerwałam z niego kołdrę i zawołałam. Podziałało, nie musiałam oblewać go wodą, ani zwalać z łóżka.

- Co jest...Woah, Kira! Co ty...!?

- Ciszej bałwanie, bo wszystkich obudzisz. - Walnęłam go pięścią w głowę...niezbyt mocno.

- Po co przychodzisz o takiej godzinie? - Zapytał, rozmasowując bolące miejsce.

- Mam coś ważnego do powiedzenia. A w ciągu dnia Mikasa za tobą łazi, więc nie będę miała cię na wyłączność. A to bardzo ważne.

- O co chodzi? - Widziałam, że trochę się rozbudził, a przynajmniej na tyle, żeby rozumieć co do niego mówię. Usiadłam na rogu łóżka, a on oparł się o ramę.

- Musisz zachować to w tajemnicy. Nikt, ale to nikt nie może się tego dowiedzieć.

- No mów.

- Tylko nie drzyj się...Jestem tytanem, tak jak ty i Armin. - Widziałam już jak nabiera powietrza do płuc. Zerwałam się i zasłoniłam mu jadaczkę obiema rękami. - Eren, morda!

Spojrzałam na niego morderczym wzrokiem. Wypuścił powietrze i wyglądał jakby miał tysiące pytań do zadania, ale nie wiedział o co najpierw spytać.

- Spokojnie mamy czas. - Usiadłam znów na łóżku.

- Od kiedy?

- Najwyraźniej od ponad 10 lat.

- Dlaczego dopiero teraz?

- Dopiero to odkryłam. Pamiętasz jak walczyliśmy z Bertholdtem o Marię? - Kiwnął głową. - Wyrzucił mnie za mury. Uderzyłam w drzewo. To wywołało pierwszą przemianę.

- Skąd wiesz?

- Mój ojciec... - Tutaj wyciągnęłam notesik i pokazałam go Erenowi. - ...znał twojego. Byli braćmi tej samej broni. Oboje wiedzieli, że są obdarzeni tą klątwą. I oboje powierzyli mi cię pod opiekę.

- Nie powinno być na odwrót? Przecież ja mam Tytana Pierwotnego.

- I właśnie jego muszę chronić. Ale moje istnienie musi zostać tajemnicą. Rozumiesz?

- Ale przecież dowiedzą się, że jesteś tytanem.

- Nie o to mi chodzi. Słyszałeś o dziewięciu tytanach, prawda?

- Kto nie słyszał?

- Okazuje się, że jest ich dziesięć.

- Co? - Chłopak zgłupiał.

- Jestem tytanem, którego istnienie jest trzymane w tajemnicy.

- Więc dlaczego mi mówisz?

- Bo tylko tobie mogę zaufać. Ale potrzebuję, żebyś ty także mi ufał.

- Ufam ci.

- Więc co ukryłeś przed nami wtedy na zebraniu? - Eren najpierw wyglądał na zdziwionego, a później zaniepokojonego. - Eren, musimy sobie wszystko mówić. Inaczej wszystko szlag trafi.

- Obiecujesz, że nie wykorzystasz tego przeciwko niej?

- O co chodzi?

- Historia może być kluczem do opanowania Koordynatu. Jednak prawdopodobnie musiałaby zostać przemieniona w tytana.

Zamyśliłam się. Eren wyglądał na bardzo zaniepokojonego.

- Nie możemy na to pozwolić. Trzeba będzie znaleźć inny sposób.

Chłopak odetchnął z ulgą.

- Co w związku z tobą? Nie możemy ukrywać tego przed dowództwem.

- Nie. Oni nie mogą wiedzieć. Tylko ty i ja.

- Ciężko będzie ukryć, że jesteś tytanem.

- O to się nie martw. Levi wie. Hange powiem niedługo.

- Więc tak naprawdę co chcesz ukryć?

- Mój tytan został powołany, żeby chronić Pierwotnego. Naturalnie go przyciąga. I jeśli będzie trzeba to poświęci się, żeby ochronić go.

- Masz na myśli...

- Już wiem dlaczego mnie do ciebie tak ciągnie dzieciaku. Ale muszę się nauczyć go kontrolować. Dlatego jestem tutaj, żeby cię zebrać. Pakuj najważniejsze rzeczy. Wracamy do zamku na kilka dni. Tam opowiem ci o wszystkim, a ty nauczysz mnie panować nad tym draństwem.

- Nie myślisz, że jest za wcześnie?

- Jeśli zbierzemy się teraz, wyjedziemy niezauważeni.

- Kira, ty ledwo na nogach stoisz. To będzie kilka godzin jazdy. Nie dasz rady.

- Poradzę sobie...

- Ale ja nie. Ostatnie dni były chaotyczne. Musimy chwilę odpocząć.

- Hmm...Zgoda. Jutro o północy masz być przy stajniach gotowy do drogi. Spakuję trochę prowiantu i pojedziemy.

- Co powiemy Pani Hange?

- Nic. Postawimy ich przed faktem dokonanym.

- Ale...

- Dobranoc. - Powiedziałam, ruszając do drzwi. - I nikomu ani słowa o tym co się dowiedziałeś.

- Nie martw się. Odpocznij trochę, dobrze?

Opuściłam pokój i udałam się do tego Levi'a. Kiedy weszłam do środka zobaczyłam, że siedzi na łóżku.

- Czemu nie śpisz?

- Nie potrafię. Gdzie byłaś?

- Zapalić.

- Mówiłem, żebyś rzuciła. - Popatrzył na mnie zły.

- Wiem. - Zdjęłam spodnie. Zostałam tylko w koszuli i majtkach i weszłam do łóżka. - Już nie dąsaj się.

- Jesteś niemożliwa.

Położył się i odwrócił się do mnie plecami.

- Nie obrażaj się. - Objęłam go od tyłu, ten jednak trwał niewzruszony. - Dziękuję za dzisiaj.

Cmoknęłam go w policzek i odwróciłam się na drugi bok. Po chwili poczułam jak mnie obejmuje i wtula głowę w moje włosy. Położyłam ręce na jego i w końcu spokojnie zasnęłam.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Nie oceniajcie zbyt brutalnie, ale chcę się dowiedzieć czy dobrze napisałam "tamten" kawałek. Takie rzeczy dobrze się czyta, ale pisanie tego to po prostu jakiś argagamedon. W każdym razie mam nadzieję, że podoba wam się kierunek jaki obrałam w tej opowieści :)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top