35 | Nieopowiedziane historie

 Sam pogrzeb nie trwał wcale długo. Było to dziwne, tym bardziej że ludzkość żegnała jednego z jej większych bohaterów. Jednak co my mieliśmy do gadania? Nawet nie zdołaliśmy pożegnać Erwina. Musieliśmy się zadowolić tym co się działo w obrębie Marii.

Erwin został zakopany, a nam kazano się rozejść. Byłam wściekła, że został potraktowany jak nie jeden menel. Dobrze, że przynajmniej nie wrzucili go bez trumny, bo patrząc na to miałam wrażenie, że bardzo tego chcieli.

Hange zabrała gdzieś Levi'a żeby załatwić pewne sprawy. A ja nie mając co ze sobą zrobić, wróciłam do swojego pokoju i wyciągnęłam notesik, który zabrałam z piwnicy Erena.

Wciąż nie mogłam zrozumieć jakim cudem coś co należało do mojej rodziny było ukryte u niego. I nie podlegało wątpliwości, że notes został ukryty przez ojca chłopaka, ponieważ jak on sam mówił nikt inny nie korzystał z piwnicy.

Usiadłam na łóżku i otwarłam notatnik. Od razu wypadł z niego jakiś skrawek papieru. Wzięłam go do ręki, ale pismo żadną miarą nie przypominało tego należącego do mojego ojca. Zaczęłam czytać:

Wiem, że nie spodziewasz się tego zobaczyć. Ale muszę ci przekazać kilka informacji. Zapewne zastanawiasz się dlaczego notatnik twojego ojca znajduje się w moim posiadaniu. Jest na to bardzo proste wyjaśnienie. Ja i twój ojciec należeliśmy do tego samego zgromadzenia, o którym dowiesz się więcej z samych jego notatek.

Notatnik sam w sobie zawiera informacje o twoim ojcu, których nigdy nie poznałaś, ale które są kluczowe do zrozumienia tego kim tak naprawdę jesteś. Zastanawiałem się czy ty będziesz osobą, która odnajdzie go. Jednak twój ojciec powiedział, że tylko ty masz zdolności do odnalezienia go. O dziwo, zaufałem mu. Był tego pewny. Dlatego ja też mam nadzieję, że to właśnie ty Kiro, będziesz tą, która odnajdzie notatki twego ojca.

- Skąd on zna moje imię? Skąd tyle wie o mnie? - Wróciłam do czytania listu.

Zapewne zastanawiasz się skąd wiem o tobie. Kiedy byłaś jeszcze malutka Jonnah posłał po mnie, jako po lekarza. Nie spodziewał się, że będzie mu dane spotkać mnie kolejny raz. Wtedy cię poznałem. Mam nadzieję, że jesteś tak silna jak Jonnah sądzi, bo bez tego nie zniesiesz prawdy jaką ojciec ukrył przed tobą. Żałuję, że nie udało mi się ponownie cię zobaczyć.

A skoro to czytasz mam do ciebie osobistą prośbę. Zajmij się moim synem. Nie pozwól, żeby zboczył z dobrej ścieżki i broń go.

Grisha Jaeger

Odłożyłam list i spojrzałam na zamknięty notatnik.

- Nie wiem czy chcę znać twoje tajemnice, ojcze. Z każdą chwilą dowiaduję się, że nie znałam cię wcale. Że jesteś mi obcym człowiekiem, a to co znałam było tylko kamuflażem, maską żeby ukryć coś czego nikt nie mógł się dowiedzieć. Czy to co tutaj zapisałeś jest tym kim naprawdę jesteś? Czy może to kolejna przykrywka przy tylu innych?

Ostrożnie otworzyłam notatki na pierwszej stronie. To pismo definitywnie należało do mojego ojca.

Pozwól, że zacznę od przeprosin. Powinienem powiedzieć ci prawdę kiedy jeszcze miałem okazję. Ale było to coś co musiałabyś chcieć wiedzieć z własnej woli. Nie chciałem cię przymuszać, ale jako dziecko nie umiałaś podejmować decyzji. Dlatego teraz, kiedy umiesz podejmować wybory możesz wybrać czy chcesz znać prawdę czy wciąż żyć w błogiej nieświadomości. Wybór należy całkowicie do ciebie. Rzeczy, które tutaj przeczytasz musisz zachować dla siebie. Nikt komu nie ufasz nie może poznać informacji zawartych tutaj. Nawet twoja matka nie miała możliwości poznania ich. Dlatego zaklinam cię, żebyś nie wyjawiała tajemnicy nikomu, o ile nie jesteś w stanie przysiąc na własne życie, że ten ktoś cię nie zdradzi.

Moja decyzja została już dawno za mnie podjęta. Nie miałam prawa decydować. Przewróciłam kartkę i kontynuowałam czytanie:

Jeśli więc jesteś gotowa dowiedzieć się prawdy o swoim staruszku zacznę ją od miejsca, które jest bardzo odległe od tego, w którym dane jest ci żyć.

Nie jestem z obszaru murów. Nie jestem wysoko urodzonym jak sądziłaś przez całe życie. Jestem zwykłym mieszkańcem urodzonym w małej mieścinie, zamkniętym w klatce jak jakieś zwierzę. Pomimo, że nie jestem z obszarów Murów, nie byłem wolny, tak jak ty, czy inni Erdianie.

Nasza rasa jest nienawidzona przez inną. Zwą się oni Mare i mają nas za pomioty samego diabła, tylko dlatego że Ymir, matka naszej rasy, podpisała z diabłem pakt, żeby chronić nas, a także Mare. Pomimo tego jesteśmy traktowani jak jakieś potwory, zamykani na małych obszarach specjalnie dla nas wydzielonych. Nie możemy wyjść poza nie, a jeśli nawet ktoś ma na to zezwolenie, to jesteśmy naznaczani. Nie możemy się poruszać bez opasek na ramię.

Może nie będę ci opisywał mojego życia od najmłodszych lat. Jednak wspomnę jedną rzecz. Byłem bardzo ciekawskim dzieckiem, a moja matka zaspokajała tę ciekawość jak najlepiej mogła. Jednak mój ojciec był temu przeciwny. Nie chciał abym znał prawdę. Wolał, żeby Mare byli naszymi Panami i dyktowali jak mamy żyć oraz czego nie robić.

Pewnego dnia cały mój świat się załamał. Nie byłem wtedy jakoś bardzo dorosły, ale nie byłem też już dzieckiem. Pamiętam to jak dziś. Przyszli do nas do domu, mówiąc że ktoś powiadomił ich, że posiadamy w domu zakazane rzeczy. Ojciec nie wahał się wydać mojej matki, a swojej żony na pastwę tych potworów. Zabrali ją. Czekałem i czekałem, ale nie doczekałem jej powrotu. Po czasie dowiedziałem się, że została przez nich rozstrzelana, a ciało wrzucili do rzeki. Tamtego dnia poprzysiągłem się zemścić na tych, którzy zabili ją bądź przyczynili się do jej śmierci.

Niedługo potem oni mnie odnaleźli. Pomogli się zemścić. Zwali siebie Patriotami, a ich celem było wyswobodzenie Erdian spod władzy Mare. Byli tym czego potrzebowałem. Zabiłem ich wszystkich, wliczając mojego ojca. A najgorsze jest to, że czułem spełnienie patrząc jak ten łajdak błaga mnie o łaskę, której sam nie okazał mojej matce. Zabiłem go i nie żałuję, że to zrobiłem.

Wśród Patriotów poznałem wielu zacnych ludzi. W tym Grishę Jaegera. Mieliśmy ten sam cel: zemścić się na tych, którzy zniszczyli naszą rodzinę. To połączyło nas. Byliśmy jak bracia. I wtedy pewnego dnia pojawiła się ona. Dina Fritz. Grisha zakochał się bez opamiętania w tej dziewczynie. Później wzięli ślub i mieli syna. W tym czasie nasze drogi się rozeszły. Wtedy ja też znalazłem miłość swojego życia. Była piękna, mądra, czuła. Miłość była obustronna. Nie potrafiłem jej zranić, dlatego też nigdy nie powiedziałem jej o Patriotach. Cierpiała, ale mogła żyć. Pewnego dnia wszystko legło w gruzach. Dowiedziałem się, że jestem jednym z nich. Że jestem tytanem. Wciąż nie wiem jak ludzie nie odkryli tego.

Czułem, że muszę się udać tutaj. Do wnętrza murów. Coś bardzo ciągnęło mnie w tym kierunku. Nie wiedziałem tylko co.

Nagle ktoś zapukał do drzwi. Podskoczyłam ze strachu i kiedy ten ktoś otworzył drzwi wepchnęłam notatnik pod poduszkę. Na szczęście był to tylko Levi.

- Co tam chowasz? - Jego głos był łagodny. Nie spodziewałam się tego.

- Nic takiego. Co się stało? - Zapytałam, wstając z łóżka.

- Wariatka chce cię widzieć. Rusz dupę. - I łagodność się skończyła.

- Więc nie każmy jej czekać. - Chwyciłam go za rękę i wyprowadziłam z pokoju. Potem zamknęłam go na klucz przez co dziwnie na mnie spojrzał, ale ja odwróciłam się i już szłam do gabinetu Hange.

Nie mogłam pozwolić, żeby nawet on dowiedział się o zawartości notatnika.

\*|*/

Kilka dni później mieliśmy się spotkać z Historią. W związku z tym wszyscy byliśmy ubrani w zielone płaszcze. Hange, Levi i ja udaliśmy się do lochów, żeby wyciągnąć stamtąd Erena i Mikasę. Mieli tam siedzieć jeszcze kilka dni, jednak ludzie nie byli zbyt szczęśliwi że pogromcy tytanów są trzymani w więzieniu.

Weszliśmy akurat wtedy kiedy Eren gadał sam do siebie. Dowiedzieliśmy się dzięki temu że jego tytan zwie się Atakujący.

Więźniowie wyglądali jak cienie samych siebie, pomimo tego że byli dobrze karmieni. No cóż, my wyglądaliśmy tylko odrobinę lepiej. Wszyscy byliśmy przytłoczeni tym co się stało w Marii.

Niedługo potem królowa przybyła do Trostu. Hange wraz z Jeanem została wysłana, żeby dotrzymać władczyni towarzystwa, a Levi wraz ze mną miał pilnować Erena i Mikasy. Pozwoliliśmy się im wykąpać i przebrać. Później zabraliśmy ich do komnaty królowej. Armin nie chciał iść z Hange, dlatego towarzyszył nam.

Kiedy weszliśmy tylko do pokoju, zobaczyłam że Historia płacze. Od razu zwróciłam wzrok na dokumenty, które trzymała w ręku. Na nich widniał podpis jednej z jej koleżanek, Ymir. A może była kimś więcej wnioskując po zachowaniu Historii? W każdym bądź razie odwróciłam głowę w drugą stronę, wiedząc że zawartość korespondencji nie jest przeznaczona dla moich oczu.

Młodziki stanęły z przodu, a ja z Levi'em staneliśmy krok za nimi, zajmując miejsce po obu ich stronach. Nie, żeby byli jakimiś złodziejaszkami i trzeba ich było pilnować.

Kiedy tylko Historia wstała, żeby się z nimi przywitać, cała trójka pokłoniła się jej.

- Królowo.

- Przestańcie, to jeszcze nie jest oficjalne spotkanie. - Historia była zakłopotana tym. Jednak kiedy tylko unieśli głowy na jej twarzy było widoczne zrozumienie oraz współczucie. - Wiele przeszliście, prawda? Podczas gdy ja bezpiecznie siedziałam za murami i wpatrywałam się w południowe niebo.

- W twoim przypadku samo przetrwanie jest bardzo ważną misją. - Odpowiedział jej Armin.

- To prawda. Cieszę się, że prawie w ogóle się nie zmieniliście.

- Prawdopodobnie tylko dlatego, że to wszystko wciąż jeszcze do nas nie dotarło.

Wtem Hange zaczęła się zbierać.

- Już pora.

- Zawołajcie jak skończycie. - Powiedziałam, chyląc czoła przed Historią i ruszając do drzwi.

- A ty gdzie? - Zapytał Levi, niezbyt szczęśliwy.

- Nie jestem wam potrzebna. Nie wiem co tak naprawdę działo się przez większość czasu, ponieważ leżałam nieprzytomna w kałuży krwi.

- Ale znasz zawartość książek. Dlatego masz tam być.

- Nie...

- To jest rozkaz.

Nie lubiłam kiedy zwracał się do mnie tym tonem. Jednak w takim przypadku nie ważne jak chciałam nie mogłam uniknąć spotkania.

Westchnęłam głośno i odwróciłam się do niego.

- Więc nie mam wyboru.

Widziałam na jego twarzy poczucie winy, jednak zniknęło ono tak samo szybko jak się pojawiło. A miałam nadzieję przeczytać resztę notatek mojego ojca.

W sali znajdowała się dziewiątka Zwiadowców, która przetrwała wyprawę, ponieważ Sasha był niedysponowana. Oprócz tego znajdowali się tam przedstawiciele każdego korpusu wraz z głównodowodzącymi. Była tam także królowa i Darius Zackly.

Ogólnie nie ma o czym mówić. Hange przedstawiła przebieg zdarzeń oraz zawartość książek znalezionych w piwnicy. Wszystko było tak nudne, że prawie zasnęłam.

- Czyżby o to chodziło!? - Kiedy Eren zerwał się z krzesła monotonia została przerwana.

Wszyscy odwróciliśmy się zdziwieni w jego kierunku.

- Ale mnie wystraszyłeś. Co ci tak nagle odbiło?

- Ja tylko...

W sali zapadła cisza. Wszyscy gapili się na Erena. Na początku wydawał się zakłopotany, jednak potem kiedy usiadł widziałam strach i determinacje. Hange zbyła jego zachowanie wiekiem, ale ja wiedziałam że to nie to. Widziałam, że chłopak coś ukrywa. Jednak musiałby mi sam powiedzieć co to takiego.

Później jak to na każdym zebraniu zaczęły się kłótnie. Żandarmi chcieli zachować nowe informacje dla siebie, tłumacząc to tym, że dzięki nim wybuchnie chaos. Zarówno my jak i Stacjonarni uważaliśmy, że informacje powinny zostać przekazane cywilom. Nie po to obalaliśmy stary rząd, żeby zachowywać się tak jak oni.

- O wszystkim im powiemy. Po prostu zwróćmy obywatelom wspomnienia, które sto lat temu bezprawnie odebrał im król Reiss. Wszyscy żyjący za murami współdzielą ten sam los. Dlatego w tych trudnych chwilach musimy się zjednoczyć i stanąć razem do walki.

Królowa zdecydowała. Następnego dnia pojawiły się gazety upubliczniające nowo zdobyte informacje.

Później mieliśmy urwanie głowy, dlatego nie znalazłam ani chwili na zapoznanie się z notatkami mojego ojca.

Następnego dnia pomagałam Hange porządkować papiery w gabinecie.

- Nie uważasz, że trochę to nie wypada? - Zapytałam, przerzucając jedną kupkę do szafy, ponieważ nie były one potrzebne na już.

- Co masz na myśli? - Hange uniosła głowę znad kolejnej sterty.

- Chodzi mi o to, że jestem tak blisko z głównodowodzącymi, pomimo tego że jestem tutaj bardzo krótki czas.

- Nie wiem kto ci głupot naopowiadał, ale ja nie widzę w tym problemu. Jeśli komuś coś nie pasuje, to chętnie sobie z nim porozmawiam. A teraz zabieraj te dokumenty... - Tu wskazała na niewielki stosik, leżący na rogu biurka. - ...i zanieś do Levi'a. Na dzisiaj to wszystko, ale jutro też chciałabym twojej pomocy.

- Nie ma problemu Hange. - Powiedziałam, chwytając za papiery i kierując się do drzwi. - Połóż się wcześniej spać. Będziesz potrzebowała teraz dużo siły.

- Powinnam ci powiedzieć to samo. Do jutra.

- Cześć.

Wyszłam z pokoju i udałam się do tego należącego do Levia. Zapukałam dwa razy i weszłam do środka. Stał przy oknie i patrzył jak deszcz uderza w szyby. Kiedy usłyszał skrzypienie drzwi odwrócił się do mnie. Posłałam mu mały uśmiech i położyłam dokumenty na biurku, a później dołączyłam do niego.

- To już nie długo, co? - Nie patrzyłam na niego, tylko przez okno, na zalany świat. - Dostaniemy ordery za to, że posłaliśmy na śmierć dziesiątki ludzi.

-Ty nie masz z tym nic wspólnego. - Powiedział twardo.

- Tylko ty tak uważasz. Może nie jestem bezpośrednio za to odpowiedzialna, ale popierałam cały ten plan. W każdym razie nie chcę tego orderu. Cena jaką przyszło nam zapłacić jest niewspółmierna do korzyści. - Widząc minę Levi'a, zrozumiałam że nie zgadzał się ze mną nawet w najmniejszym stopniu. - Heh, chyba tylko ja tak uważam. - Odwróciłam się i ruszyłam do drzwi. - Nie siedź za długo. Wiem, że nie tylko Hange ma teraz urwanie głowy.

Zanim zdołałam postawić kolejny krok, chwycił mnie za rękę i pociągnął do siebie. Wpadłam na niego i kiedy miałam już się wydrzeć, objął mnie mocno. Na chwilę wytrącił mnie z równowagi, ale szybko się pozbierałam.

- Hej, co się stało? - Mój ton był wyjątkowo delikatny. Chyba jeszcze nigdy nie mówiłam do nikogo tak łagodnie.

Nie doczekawszy odpowiedzi, odwróciłam głowę w jego kierunku. Wziął mnie z zaskoczenia i pocałował. Jednak nie był on taki jak poprzednie. Ten był bardziej ognisty.

- Levi...czekaj...

Próbowałam go od siebie odepchnąć, ale to nic nie dawało. Po chwili leżeliśmy już na łóżku. Próbowałam do niego mówić, ale nic do niego nie docierało. Po chwili zaczął rozpinać moją koszulę.

- Levi, skończ. - Zaczynałam czuć coś. I bynajmniej nie była to ekscytacja. Był to strach. - Levi, błagam przestań.

Zaczął składać pocałunki na mojej klatce piersiowej i to właśnie wtedy coś we mnie pękło. Złożyłam rękę w pięść i zasadziłam mu lewego sierpowego w głowę. Spadł na ziemię z głuchym jękiem.

Szybko zerwałam się na nogi i ruszyłam biegiem do drzwi.

- Kira...

Odwróciłam się do niego, czując jak złość rozrywa mnie od środka.

- Nienawidzę cię.

Zatrzasnęłam drzwi i ruszyłam szybkim krokiem przez budynek. Kiedy mijałam biuro Hange, ta akurat wychodziła. Zobaczywszy mnie na jej twarzy pojawiła się trwoga.

- Kira, co...?

- Ten czarnowłosy kurdupel. Muszę iść ochłodzić głowę, wrócę jutro. - Powiedziałam nawet się nie zatrzymując.

- Czekaj! Kira!

Nie poczekałam. Kiedy dotarłam do stajni nawet nie osiodłałam swojego konia. Wskoczyłam tylko na niego i ruszyłam w kierunku murów. Jednak po kilku minutach pociągnęłam konia za grzywę. Stanął dęba o mało mnie nie zrzucając, ale kiedy nad nim zapanowałam odwróciłam go i ruszyłam w przeciwnym kierunku.

Niedługo później dotarłam do karczmy. Chciałam wynająć pokój, ale nie miałam pieniędzy. Do tego mój koń nie miał wodzy, więc kiedy tylko z niego zeszłam pobiegł w pierony. Tak więc zostałam bez dachu nad głową i wierzchowca.

- Chrzanić to. - Usiadłam na ziemi, opierając się o jeden z budynków. - Taki deszczyk mnie nie zabije.

\*|*/

Nie wiem czy siedziałam tam kilka minut czy kilka godzin, jednak w pewnym momencie dostrzegłam przed sobą cień, a na moją głowę przestał padać deszcz.

Podniosłam do góry głowę i zobaczyłam piękną kobietę, która osłaniała mnie swoją własną parasolką.

- Co tutaj robisz, moje dziecko?

- Studzę swój temperament. Nie musisz się martwić, nie uciekłam z domu.

- Wiem. Znam cię, Zwiadowco. Tylko zastanawia mnie co robisz tutaj, a nie w swoich kwaterach.

- Nie ważne. Muszę chwilę odpocząć. Nie musisz się martwić. Poradzę sobie.

- Nie wątpię. Jednak może chciałabyś przenocować gdzieś gdzie nie będzie ci kapać na głowę? Mam wolny pokój, ponieważ syn wyjechał, żeby dostać się do wojska. Chce zostać Zwiadowcą tak jak ty. - Kobieta uśmiechnęła się do mnie. A ja nie potrafiłam odwzajemnić tego uśmiechu.

- Jeśli chcesz mieć syna, to powinnaś mu wybić ten pomysł z głowy. - Powiedziałam, wstając.

- Cieszę się, że będę mogła cię gościć.

- Mam nadzieję, że to nie jest zbyt duży problem.

Jak się okazało kobieta mieszkała niedaleko. Kiedy tylko weszłyśmy do jej domu, od razu przyleciał do nas mały szkrab.

- Mamo, patrz. Patrz.

- Kochanie...

I nastała chwila ciszy. W momencie kiedy mnie dostrzegli cała radość zniknęła.

- Wiedziałam, że tak będzie. Nie będę wam przeszkadzać. Miłego wieczoru.

Odwróciłam się z zamiarem opuszczenia budynku, jednak dziecko mnie zatrzymało.

- Kim jesteś? - Patrzył z zaciekawieniem na mnie.

- Jest Zwiadowcą. Walczy z tymi okropnymi tytanami. - Powiedziała kobieta, gładząc synka po włosach.

- Super. Chodź pobawić się ze mną. - Chwycił mnie za rękę i zaczął gdzieś ciągnąć.

Kiedy byliśmy już w jego pokoju, usłyszałam głos męża.

- Zwariowałaś? Sprowadzisz na nas kłopoty. Ta dziewczyna to morderczyni.

- Jak możesz tak mówić!? Ona poświęca swoje życie, życie żebyśmy zaznali lepszego jutra. Gdyby nie ona, nie wiedzielibyśmy nic o tytanach.

Starałam się nie pokazywać swojego złego humoru. Nie potrafię się zajmować dziećmi, ale jakoś dawałam sobie radę. Niedługo później jego matka przyszła do pokoju.

- Przepraszam, ale nie mogłam wcześniej. Proszę. - Podała mi ręcznik, a w drugiej trzymała ubrania. - Możesz się w to przebrać. Nie chcę żebyś się pochorowała. Łazienka jest przy drzwiach wyjściowych.

Nie powiedziałam tego, ale nie mogłam się pochorować. Jednak skorzystałam z jej oferty, ponieważ nie chciałam zalać jej całego domu.

Kiedy wyszłam przebrana, maluch już spał w łóżku.

- Dziękuję, że się nim zajęłaś. Może chcesz coś zjeść?

- Nie, dziękuję.

- A może coś potrzebujesz.

- Nie...Chociaż wiesz co? Masz może papierosy? - Kobieta wyglądała jakby nie zrozumiała. - Nie martw się. Oddam wam później pieniądze.

- Nie, nie. Ja nie palę, ale mój mąż może je mieć. Chodź ze mną, kochana.

W kuchni przy stole siedział ten sam mężczyzna, poczytując gazetę.

- Kochanie, masz jeszcze papierosy?

- Po co ci? Przecież nie palisz? - Był szczerze zdziwiony.

- Nie dla mnie. Dla naszego gościa.

- To nie. Nie mam.

- Koch...

- Rozumiem, że mnie nienawidzisz. Ale mógłbyś chociaż dla niej udawać. - Tu wskazałam na jego małżonkę. - Mówisz, że jestem mordercą. Myślisz, że tego nie wiem? Mam na głowie śmierć setek ludzi. Myślisz, że nie żałuję? Żałuję każdego dnia. Ale jeśli miałabym możliwość wyboru, to ponownie posłałbym ich wszystkich na śmierć, żeby tylko odkryć to co odkryliśmy. Bo w tym świecie, ktoś musisz zostać diabłem, żeby inni mogli żyć. - Odwróciłam się do kobiety. - Przepraszam, ale lepiej będzie jeśli stąd pójdę. Nie chcę żebyś przeze mnie cierpiała. Szczególnie, że masz tak dobre serce, że pomogłaś nieznajomej nie chcąc niczego w zamian. Dziękuję za wszystko.

Ruszyłam do drzwi. Nim jednak je otworzyłam, usłyszałam ponownie jego głos.

- Czekaj...Zostań. Przepraszam. Po prostu...Wiem ile dla nas zrobiliście, ale wciąż nie rozumiem dlaczego tylu ludzi musi zginąć.

- Sami wybieramy tą ścieżkę, znając ryzyko. Nikt nas do niczego nie przymusza. Podczas rekrutacji zostały nam wyłożone statystyki. Niewielu Zwiadowców wraca. Jednak wciąż jest pełno wariatów, którzy pragną wolności na tyle mocno, że potrafią rzucić na szalę swoje życie.

- Czy ty jesteś jedną z nich?

- Jestem córką Zwiadowcy. Ryzyko jest wpisane w moją krew. I jeśli przyjdzie mi za to zginąć, to niechaj tak będzie.

- Zostań. - Powiedział w końcu zrezygnowany. - Papierosy leżą w szufladzie przy łóżku.

- Dlaczego nagle zmiana nastawienia?

- Bo mój syn jest taki jak ty. - Zaśmiał się, jednak nie było w tym śmiechu ani cienia wesołości.

- Więc jeśli go kochasz powstrzymaj go przed dołączeniem do nas...Dziękuję za wszystko.

Opuściłam ich i udałam się do pokoju. Znalazłam papierosy tam gdzie miały być. Wraz z nimi leżała zapalniczka.

Byłam zmęczona, ale nie chciało mi się spać. To zmęczenie było bardziej psychiczne niż fizyczne.

Usiadłam na parapecie, który był na tyle duży, że mogłam się na nim wygodnie rozsiąść. Wyciągnęłam papierosa i od razu zapaliłam go.

Brakowało mi tego. Tak bardzo. Zbyt długo nie miałam jednego w ustach. Podziałał praktycznie natychmiastowo. Poczułam jak moje napięte mięśnie się rozluźniają. Mogłam w końcu odpocząć.

Siedziałam tak całą noc. Rozmyślając o wszystkim i o niczym. O świcie okazało się, że wypaliłam prawie połowę paczki.

Podniosłam się z parapetu i przebrałam w swoje ciuchy. Nie były już mokre, jednak wciąż wilgotne. Zabrałam jeszcze jedną fajkę na drogę powrotną i opuściłam po cichu dom, nie budząc domowników.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Wiem, rozumiem. Jesteście źli za tak długi przestój. Ale nie miałam w ogóle ochoty tego pisać, bawiłam się z czym innym. Ale teraz planuję skończyć. Oczywiście znów będzie zawieszona w oczekiwaniu na ostatni sezon. I znów wracamy do systemu "napiszę, wrzucę". 

Mam nadzieję, że rozdział się podobał. Jest odrobinę dłuższy niż poprzednie, ale myślę że nie będziecie mieć mi tego za złe.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top