34 | Sekrety piwnicy
Rzuciła mi się w oczy pewna książka, która nie różniła się zbytnio od innych. Miała ciemnoczerwoną okładkę i była misternie zdobiona ciemnymi ornamentami. Kiedy otworzyłam ją, tak jak inne zawierała notatki medyczne. Jednak coś mnie w niej intrygowało. Zamknęłam ją i ponownie zaczęłam się przyglądać okładce. Wtedy to co wydawało się losowymi zdobieniami zaczęło się układać w ogromną różę wiatrów zajmującą prawie całą okładkę.
Krzyknęłam ze zdziwienia i odskoczyłam do tyłu, wypuszczając książkę z rąk. Wszyscy odwrócili się w moim kierunku, zaniepokojeni.
- Co ty odpierdalasz? - To był jego takie „czy wszystko w porządku?".
- Nie...To nic. Po prostu zobaczyłam pająka.
Wzięłam kilka głębszych wdechów, żeby uspokoić kołatanie serca i ponownie chwyciłam książkę.
Zaczęłam ją kartkować, ale nic ciekawego nie dojrzałam. Na jednej ze stron w rogu strony, mikroskopijnych rozmiarów widniała kolejna róża. Była ona tak mała, że nikt oprócz mnie nie mógłby jej dostrzec.
O co tu chodzi?
Kiedy dotknęłam rysunku, usłyszałam cichy przeskok mechanizmu. Otwarłam książkę na końcu. Okazało się, że połowa kartek była fałszywa, zrobiona tak, żeby imitować książkę. Jednak była to skrytka, w której mieścił się nieduży notes. Teraz byłam pewna, że symbol należał do mojego ojca, ponieważ notes miał ten sam wzór, jednak dokładnie narysowany.
Wyciągnęłam notes ze skrytki i odłożyłam ją na miejsce, a zapiski schowałam do kieszeni w kurtce z zamiarem sprawdzenia ich po powrocie za mury.
- Eren... - Odwróciliśmy się wszyscy słysząc Mikasę, która kucała przy biurku. - ...tu jest dziurka od klucza.
Chłopak przykucnął przy biurku i wsunął kluczyk do otworu. Na szczęście tym razem pasował idealnie. Kiedy przekręcił kluczyk, lekko wysunęła się szufladka. Chwycił za nią i ją wyciągnął. Okazało się, że jest ona kompletnie pusta.
- Pusto?!
No chyba nie.
- Może ma podwójne dno? - Zapytałam, czując jak złość coraz bardziej we mnie wzbiera.
Levi sprawdził denko i potwierdził moje przypuszczenia. Pod fałszywym dnem znajdowały się pięknie obłożone trzy książki, każda innego koloru. Oraz jakieś zawiniątko.
- Pachnie olejkiem miętowym i węglem drzewnym. - Powiedziała Hange, która jako pierwsza zwinęła zawiniątko. - Zostały zabezpieczone przed wilgocią i molami.
- Tym czego szukaliśmy, - Powiedział Levi kładąc jedną z książek na biurku. - zapewne są te książki.
Eren chwycił za okładkę, ale wahał się ją otworzyć.
- Co takiego chciał mi pokazać mój ojciec?
A skąd my mamy to wiedzieć?!
Eren walczył jeszcze przez chwilę ze sobą, jednak wsparła go Mikasa. Kiedy tylko ona chwyciła także książkę, chłopak zyskał nowe siły i razem z nią uchylił rąbka tajemnicy.
- Czy to portret? - Eren wziął do ręki obraz, na którym ukazany był jego ojciec, jakaś kobieta oraz chłopiec. A przynajmniej wnioskowałam, że był to jego ojciec po minie chłopaka.
- Daj spojrzeć. - Hange wzięła od niego obraz. - Nie. Jest zbyt szczegółowy jak na dzieło ludzkich rąk.
- Na odwrocie jest wiadomość od ojca. - Mikasa była pierwszą, która to dostrzegła.
Kiedy Hange odwróciła kartkę na jej odwrocie widniały słowa:
„To nie jest rysunek. Widzicie właśnie utrwalone na specjalnym papierze odbite od obiektu światło, zwane fotografią. Przybyłem z miejsca za murami, gdzie ludzie wiodą dostatnie życie. Nasz gatunek nigdy nie został unicestwiony. Mam nadzieję, że ta książka trafi w ręce stojących po mojej stronie patriotów."
- O co w tym chodzi? - Zapytałam, otwierając książkę na kolejnej stronie.
- Nie mam bladego pojęcia. - Powiedziała Hange, odkładając tak zwaną fotografię na stół. - Ale sądzę, że wszystkiego dowiemy się po przeczytaniu zapisków doktora Jaegera.
- Więc zabierajmy się stąd. - Powiedziałam, chwytając za torbę leżącą w kącie pomieszczenia. - Będziemy mieć dostatecznie czasu na czytanie, kiedy będziemy wracać. - Zaczęłam pakować książki do jej wnętrza. - Na razie musimy wrócić do reszty i zabierać się stąd jak najszybciej, zanim...
W tym momencie dotarło do mnie co właśnie mówiłam. Zamknęłam się na chwilę i przestałam poruszać rękami. Później podniosłam wzrok na Hange.
- Przepraszam, ja...Nie chcę podważać twojego autorytetu...
W tym momencie Zoe wybuchnęła śmiechem.
- Jeszcze nigdy nie widziałam, żebyś robiła coś tak energicznie. - Kobieta zabrała torbę z moich rąk i dokończyła pakować książki. - Niech tak będzie. Mamy to po co przyszliśmy. Książki możemy czytać w drodze powrotnej. Zrobimy tak jak mówisz, zabierajmy się stąd póki mamy czas.
Jak powiedziała tak zrobiliśmy. Wyszliśmy z piwnicy i dołączyliśmy do reszty.
\*|*/
Kilka godzin później byliśmy gotowi do powrotu. Załadowaliśmy Erwina i Sashę na powóz oraz innych najbardziej rannych. Floch, Eren, Mikasa, Armin i Connie jechali konno. Resztę wsadziliśmy na wóz, którym powoziłam. I nie powiem, żeby łatwo było upakować Levi'a na niego. Koniec końców siedział ze mną na koźle. Całą drogę powrotną Jean, który nie miał ciekawszego zajęcia czytał nam zapiski ojca Erena.
Z nich dowiedzieliśmy się, że istnieje świat, poza tym, który znamy. W tym świecie nie ma tytanów, jednak my, Erdianie, jesteśmy traktowani jak dzieci samego diabła. Jesteśmy nienawidzeni przez inny ród, Mare, który w obawie przed nami trzyma nas w zamknięciu, w gettach. Wyspa, na której mieszkamy, Paradis, jest zwana „Rajem". Właśnie tutaj zsyłani i przemieniani są w tytanów ludzie Ymir. Oprócz tego jest to ostatni skrawek ziemi, który należy do nas. Reszta terytoriów została przez nas utracona podczas wojny tytanów.
W książkach zawarta była historia ojca Erena. Opisane w niej było jak to się stało, że Grisha wylądował na Paradis. A także, że tytanów-ludzi było tylko dziewięciu. Eren posiadał trzech: obuchowego, atakującego oraz pierwotnego.
\*|*/
Na nasze szczęście nie trafiliśmy na żadnego tytana w drodze powrotnej, ponieważ mogłoby być kiepsko. Kiedy dojechaliśmy do granicy ludzie czekali już na nas z opuszczonymi windami. Zostaliśmy przywitani jak bohaterowie. Jak zwycięscy. Jednak nikt z nas nie czuł się jak jeden. Wszyscy czuliśmy smutek. Zyskaliśmy wiele, nie przeczę temu. Jednak cena, którą przyszło nam za to zapłacić, sprawiała że było to pyrrusowe zwycięstwo.
\*|*/
Po wszystkich formalnościach pierwszą rzeczą jaką zrobiliśmy było wpakowanie Erena i Mikasy do pierdla. Arminowi pozwolono, żeby ich pilnował, ale zaaranżowano dla nich jeszcze dwie osoby z Żandarmów tak na wszelki wypadek. Nie to, żeby chcieli uciekać, ale żeby zachować pozory. Mieli tam trochę posiedzieć za złamanie prawa wojskowego.
Następnego dnia miał się odbyć uroczysty pogrzeb, na którym mieliśmy pochować Erwina, który jako jedyny wrócił. Rodziną innych Zwiadowców smutne informacje były już przekazane.
Tamtego dnia każdy z nas zamknął się w pokoju, żeby w samotności porozpaczać. No, nie wszyscy. Jean i Connie poszli dotrzymać Sashy towarzystwa. Ja po pewnym czasie też opuściłam pokój. Nie mogłam już znieść tej ciszy panującej w pomieszczeniu.
Udałam się na mury budynku. Nie było to, to samo co w Troście, jednak widok oraz szum wiatru był o wiele lepszy, niż dręcząca cisza oraz ciemność małego pokoiku, który mi przyznano.
Zasiadłam na murach i pomimo przeszywającego jesiennego wiatru nie planowałam się stamtąd ruszać. Jeśli miałam się przespać, to tylko tam. Jednak sen uparcie nie przychodził, więc siedziałam i podziwiałam jak księżyc porusza się po nieboskłonie.
- Nie tak dawno marzyłam o tym, żeby zobaczyć niebo. Kiedy w końcu udało mi się je ujrzeć, chciałam zobaczyć świat poza murami. A teraz? Nie wiem czego chcę.
Ledwo widziałam na oczy, zmęczenie było tak przytłaczające. Nagle usłyszałam kroki. Były bardzo ciche, ale je słyszałam. Jednak nie mogłam zidentyfikować do kogo należą, ponieważ moje zmysły były przyćmione.
- Znajdziesz marzenie. Jeśli nie dzisiaj to jutro.
Usłyszałam jak ta osoba siada obok mnie. Nie oderwałam oczu od ciemnego nieba.
- Skąd możesz to wiedzieć?
- Bo znam cię prawie dziesięć lat. Nigdy się nie poddajesz.
Poczułam na ramionach ciepło koca.
- Nie robiliśmy już kiedyś tego? - Zapytałam, odwracając się do niego.
- Chyba tak. - Powiedział, usadawiając mnie między swoimi nogami. - Jednak bez tego.
- Jak się trzymasz? - Zapytałam, wtulając się w niego. Przemarzłam na kość przez te kilka godzin, które spędziłam na murach.
- Nie mogę spać. Próbowałem to sobie wszystko ułożyć w głowie, jednak cały czas czuję jakby coś mi uciekało. A ty? Chyba ciężko jest zrozumieć, że jest się tytanem.
Westchnęłam głęboko i odwróciłam się do niego.
- Nie przeraża cię to? Jestem tytanem. Jak Eren, jak Armin. To nie jest normalne. Nawet nie wiem od kiedy. Nie pamiętam, żadnej przemiany.
- To normalne.
- Wiem. Tylko, że ja nie mam kogo zapytać, jak się zmieniłam. Wiem tylko, że przyczyną mojej przemiany były śmiertelne obrażenia ciała. Błądzę jak dziecko w ciemności. Nie wiem co z tym wszystkim począć. Do tego straty, które ponieśliśmy...Dlaczego to wszystko musi być takie ciężkie. Kiedyś martwiliśmy się tylko czy dożyjemy następnego dnia. - Przytuliłam go. - Jestem już zmęczona. Chciałabym odpocząć, ale muszę mieć jeszcze coś do zrobienia skoro przeżyłam.
Levi objął mnie mocno jak jeszcze nigdy dotąd i wtulił twarz w moją szyję.
- Nie wiem co bym zrobił gdybyś odeszła. Zostałaś tylko ty. Nie opuszczaj mnie.
Poczułam ciepło na sercu. Smutek, który do tej pory czułam, został lekko ukryty pod miłością, która rozgrzewała moje serce w tamtym momencie. Chwyciłam go mocno i nie puściłam dopóki nie wzeszło słońce.
\*|*/
Wraz ze wzejściem słońca, zebraliśmy się bez słowa do swoich pokoi. Przez całą noc nie zmrużyliśmy nawet oka. Nie potrafiliśmy.
Weszłam do pokoju i od razu skierowałam się do szafy. Wyciągnęłam z niej ciemnoszare spodnie, na które założyłam brązowe pasy od sprzętu. Była to jednak nieodłączna część każdego Zwiadowcy. Do tego ciemnobrązowe trapery. U góry była czarna koszula, u której rozpięłam ostatni guzik. Zwieńczeniem wszystkiego była brązowa kurtka ze skrzydłami na plecach, z którą Zwiadowcy się nie rozstają.
Wyszłam ze swojego pokoiku i udałam się do tego Levi'a. Zapukałam do drzwi i pchnęłam je. O dziwo, ustąpiły.
Levi stał na środku pokoju i wpatrywał się w lustro. Nie wyglądał zbyt zdrowo, ale można było to zrzucić na wydarzenia minionych dni oraz nieprzespaną noc.
Zamknęłam po cichu drzwi, ale i tak się odwrócił w moim kierunku. Nie było go łatwo podejść, pomimo całego tego zmęczenia.
- Gotowy? - Zapytałam, idąc w jego kierunku.
- Już kończę.
Widziałam, że miał problem z zawiązaniem żabotu. Położyłam delikatnie rękę na jego ramieniu, a on odwrócił się do mnie. Chwyciłam za chustę i dwoma płynnymi ruchami zawiązałam ją wokół szyi. Potem pociągnęłam go za nią, czego widocznie się nie spodziewał i cmoknęłam go w usta.
- Chodźmy, bo się spóźnimy.
Wyszłam z pokoju, kiedy on próbował zrozumieć co się właśnie wydarzyło.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Znowu będą opuźnienia z publikacjami. Moja wena umarła i nie chce mi się wcale pisać, ale nie chcę was zostawiać na lodzie. Jeszcze ten kawałek pociągnę
Mam nadzieję, że się podobało
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top