32 | Radość i cierpienie
Kira pov.
Ciemność. Wszystko co mnie otacza to pustka. Nie ma nic. Czułam ból, teraz nie czuję nic. Tak jakbym nie istniała. Tak jakby wszystko się skończyło.
Kim ja jestem? Dlaczego tu jestem? Co mi się stało? Pamiętam tylko ból. A wszystko inne jest jakby za gęstą mgłą.
\*|*/
- Macie natychmiast go zabić! - Usłyszałam odległy głos, jakby z tyłu głowy.
Poczułam jakby moje ciało zaczęło się materializować. Czułam siłę drzemiącą w moich mięśniach oraz ciepło własnego ciała, które ponownie było w jednym kawałku.
Ruszyłam w kierunku głosu. Nie wiedziałam czemu, ale czułam potrzebę pójścia za nim.
Kiedy ruszyłam biegiem, czułam że coś jest nie tak. Moje ciało wydawało mi się cięższe niż do tej pory. Poza tym nie pasowało mi, że stałam o wiele wyżej nad ziemią niż do tej pory. Przecież nie należałam do wysokich osób.
Spojrzałam na swoje ręce i o mało nie krzyknęłam. Były ogromne, a na spodniej części ramion widniały haczykowate kolce. Instynktownie ruszyłam ręką. W tamtym momencie z wierzchniej strony wysunęło się ostrze. Sprawdziłam drugą i stało się to samo. Sięgnęłam ręką do twarzy. Moja szczęka była o wiele szersza niż normalnie, bez warg. Uszy miałam spiczaste, a włosy, o zgrozo, krótkie. Spojrzałam w dół.
Gdzie są moje piersi?
- Przysiągłem mu!
Usłyszałam w oddali głos Levi'a. Nie było czasu na zastanawianie się nad swoimi szczegółami anatomicznymi. Musiałam się dostać do niego jak najszybciej. I zaryzykować, że Ackermann mnie może zabić.
Ruszyłam biegiem. Po chwili wypadłam na pustkowie, na którym zobaczyłam czarnowłosego walczącego sam na sam z chmarą tytanów.
Rozejrzałam się. Dostrzegłam ciała wielu z naszych. Wiedziałam, że stała się tragedia, nie musiałam o to pytać nikogo.
Ale nie było czasu na martwienie się martwymi. Teraz trzeba się było skupić na żywych.
Ruszyłam ratować Levi'a. Wiedziałam, że był silny, ale ile można samemu zmagać się z nie malejącą falą tytanów?
Zobaczyłam jak jeden z nich chwyta go w swoje łapska. Wpadłam w furię. Doskoczyłam do niego i wysunęłam ostrze. Jednym płynnym cięciem odcięłam mu głowę.
Wiedziałam, że Levi sobie poradzi, więc ruszyłam na kolejnego. Chciał na mnie skoczyć, ale usunęłam się na bok. Tytan wciąż leciał na przód, przez co stał się łatwym celem. Wbiłam mu ostrze w szyję i jednym szarpnięciem oddzieliłam jego głowę od reszty ciała.
Następny tytan naparł na mnie, ale zasłoniłam się rękami. Przesunął mnie o kilka metrów, jednak odepchnęłam go. Później pozbawiłam go głowy silnym kopniakiem z półobrotu.
Nagle jeden z nich na mnie skoczył. Niewiele się zastanawiając chwyciłam go i rzuciłam nim w innych. Tym sposobem zyskałam chwilę wytchnienia, ponieważ było ich o wiele mniej.
Niedługo potem wszystkie cielska poznikały. Brałam głębokie wdechy. Nie była to najprostsza robota i wymagała ode mnie odrobiny energii...dużej odrobiny.
Usłyszałam za sobą warkot silniczka. Odwróciłam się akurat, żeby zobaczyć jak Levi rusza na mnie. Instynktownie zasłoniłam się ręką, wysuwając ostrze. Levi odbił się od niego i wycofał.
Następnie ponowił atak, jednak tym razem celował w moje oczy. Próbował to zrobić kilka razy, jednak za każdym razem unikałam go o milimetry.
Chłopie daj mi trochę wytchnienia. Właśnie ocaliłam ci dupę.
Nagle przeleciał nade mną. Wiedziałam już co chce zrobić. Kiedy wbił kotwiczki w mój kark, przesunęłam się odrobinę przez co minął mnie minimalnie.
Nim zdążył cokolwiek więcej zrobić chwyciłam go za linki. Miałam już dość jego podchodów. Widziałam jak szarpnęło nim i trochę zrobiło mi się go szkoda. Przysunęłam go do swojej twarzy.
Widziałam desperację w jego oczach. Wiedziałam, że podejmie się największej głupoty, żeby tylko ocaleć. I nie zawiódł mnie. Rzucił we mnie ostatnimi ostrzami...a mogły mu się jeszcze przydać.
Ruszyłam głową, a one przeleciały obok mojego ucha. Patrzyłam na niego, a w jego oczach widziałam, gorycz, złość oraz smutek.
Uspokoiłeś się?
Zdziwiłam się. Głos nie wydobył się z moich ust, jednak Levi chyba mnie usłyszał, bo na jego twarzy pojawiła się czysta zgroza. Jeszcze nigdy nie widziałam go tak przerażonego.
Nic ci nie zrobię. Trzeba wracać. Pewnie martwią się o ciebie.
- Kim?
Nic mu dalej nie mówiąc położyłam go sobie na ramieniu i ruszyłam biegiem do muru. Wciąż nie wierzyłam, że potrafię tak szybko biegać. Gdybym miała mierzyć się z Erenem, to prawdopodobnie bym wygrała.
Po chwili byliśmy już pod murem. Levi wskoczył na górę, a ja zastanawiałam się jak mam z tego cholerstwa wyjść.
Odpowiedź przyszła sama. Skóra na moich plecach pękła, a do mnie dotarło czyste powietrze. W tym momencie także opuściły mnie wszystkie siły. Byłam wyczerpana.
Poczułam jak ktoś mnie chwyta i po chwili jestem na szczycie muru.
Kiedy uniosłam głowę, żeby spojrzeć na tą osobę, poczułam tak mi znany, chłód stali na gardle. Kiedy w oczach mi pojaśniało zobaczyłam, że to Levi.
- Od kiedy? - Jego głos był lodowaty. Nie przejęłam się tym, ale tylko dlatego, że jeszcze szumiało mi w głowie od tej przemiany.
- Co od kiedy?
- Cały czas kłamałaś! - Poczułam uderzenie w policzek, przez co przewróciłam się.
- O co ci chodzi!? - Spojrzałam na niego, a później poczułam jak ciągnie mnie za włosy. Po chwili znów ostrze znajdowało się przy mojej szyi.
- Gadaj co wiesz, a może cię oszczędzę! - Nie wiedziałam z kim rozmawiam. To nie był Levi, którego znałam. To nie był mój Levi.
- Co chcesz usłyszeć? Że jestem jedną z nich, tak? Że rozkochałam cię w sobie tylko po to, żeby położyć swoje łapy na tajnych informacjach? Levi, przecież znasz mnie. Nigdy cię nie okłamałam. Za bardzo cię kocham. - Po moich policzkach zaczęły spływać łzy. - Naprawdę sądzisz, że ratowałabym cię gdybym była z nimi? Dałabym ci zdechnąć, żeby nie mieć więcej problemów! Jesteś z nich wszystkich najsilniejszy! Bez ciebie nasi wrogowie wygraliby bez większego wysiłku!
- Dlaczego dopiero teraz? Miałaś tyle okazji, żeby się ujawnić. Mogłaś mnie tyle razy zabić!
- Zamknij się! - Spojrzałam na niego wściekła. - Zamknij się, kurwa! Gdyby nie ta pierdolona przemiana już bym nie żyła! Kolosalny połamał mi wszystkie kości i na domiar tego przyjebałam w drzewo. Myślisz, że ktokolwiek byłby w stanie to przeżyć!? Skoro jest ci tak źle, że wciąż tu jestem to przeciągnij tym cholernym ostrzem tylko odrobinkę, a będziesz miał kurwa spokój! - Zalałam się łzami. - Lepiej było zdechnąć. - Wyszeptałam. - Wtedy przynajmniej byś za mną zapłakał.
Wtedy stało się coś niespodziewanego. Levi odrzucił ostrze i uklęknął przede mną i wziął w swoje ramiona. Ściskał mnie mocno, nie pozwalając się ruszyć. W pierwszej sekundzie byłam wściekła. Jednak po chwili złość zmieniła się w ulgę. Sama mocno objęłam chłopaka, pozwalając łzą spływać. Nie obchodziło mnie, że cały był umorusany w krwi.
- Nie ma teraz na to czasu. - Powiedział, puszczając mnie po chwili. - Nie możemy dać mu uciec. Porozmawiamy o tym później...
O ile będzie później. Levi nie musiał mówić tego na głos. Rozumieliśmy to, że w każdej chwili, każde z nas może pożegnać się z życiem. Jednak pogodziliśmy się z tą myślą i staraliśmy się na głos nie wypowiadać tego.
Ruszyliśmy na drugą stronę muru. Wtedy to zobaczyliśmy Zwierzęcego na czworonożnym. Levi nie zwracając na mnie uwagi zeskoczył z muru. A ja musiałam znaleźć sobie inny sposób na zejście, ponieważ mój sprzęt do manewrów był w rozsypce.
Wpadłam na idiotyczny pomysł, ale jedyny jaki mogłam wykorzystać w tamtym momencie. Za pomocą pasów przywiązałam do butów sztylety i wzięłam po jednym na każdą rękę. Zaczęłam schodzić, a raczej zeskakiwać na dół przy ich użyciu. Było to bardzo ciężkie, bo jeden krzywy skok i mogło by mnie nie być. Jednak udało się i stanęłam już na dachu obok Levi'a i Erena.
Wtedy też Mikasa wylądowała obok nich. Na początku zainteresowała się mną, ale później spojrzała na Armina. Na chłopaka, który w tamtym momencie był kupką sfajczonego mięcha.
-Kapralu, szybko, zastrzyk!
Patrzyłam na to z niedowierzaniem.
Co tu się do cholery stało?
Armin był zwęglony, a obok niego leżał półżywy Bertholdt bez członków. Musieli go pokonać, tylko dlaczego Armin był w takim stanie?
Spojrzałam na Levi'a. Montował sobie właśnie butle z gazem. Eren się wściekł i przytrzymał Bertholdta.
- Musimy przemienić go w tytana i dać mu pożreć Bertholdta! No dalej, proszę mi to dać!
- W porządku.
Levi wyciągnął futerał. W tym momencie Mikasa jakby sobie coś przypomniała i wystrzeliła czerwoną flarę.
Czarnowłosy chciał go już dać Erenowi, kiedy na dach wdrapał się jeden z rekrutów. A na jego plecach był umierający Erwin.
Poczułam jak w momencie robi mi się słabo. Przewaliłam się na dach, bo tego co zrobiłam nie można określić siadnięciem. W oczach zebrały mi się łzy i
chociaż nie miałam nic w żołądku, poczułam jak mi się podnosi.
- Kapralu, w końcu Pana dogoniłem. Dowódca umiera! Oberwał w brzuch i wnętrzności wychodzą mu na zewnątrz! Nie da się zatrzymać krwawienia! Pomyślałem, że zastrzyk mógłby mu pomóc. Co pan o tym sądzi!?
Nastała długa chwila ciszy. Levi cofnął rękę, przykładając futerał do piersi. Musiał wybrać między: przyjacielem oraz generałem, który poprowadził nas w to piekło, ale mógł też z niego wyciągnąć lub dzieciaka, którego ledwo znał, ale był silnie uzdolniony. Był to bardzo ciężki wybór i sama nie chciałabym być na jego miejscu. Nie potrafiłabym wybrać poczucia obowiązku ponad emocje.
Levi wstał z kucków i silnym głosem powiedział:
- Zrobimy zastrzyk Erwinowi.
Eren zerwał się na równe nogi. Siedziałam jak wcześniej, ponieważ:
a/ Eren był zbyt słaby, żeby cokolwiek zrobić Levi'owi
b/ byłam zbyt zmęczona
- Przed chwilą mówiłeś, że to Armin go dostanie! - Chyba nigdy nie słyszałam takiego jadu w jego głosie.
- Wybieram człowieka, który może ocalić ludzkość.
Na jego słowa Mikasa wyciągnęła miecz. W jej oczach widziałam przerażenie, jednak gdzieś tam kryła się także determinacja.
- Kretyni, czy wy macie pojęcie co wy wyprawiacie?! To Erwin, dowódca Zwiadowców, a wy każecie skazać mi go na śmierć?! Nie mamy czasu na głupoty. Z drogi! - Eren chwycił Levi'a, kiedy ten chciał podejść do Smitha. - Eren, nie pozwól, żeby kierowały tobą uczucia.
- Że niby mną kierują?! Czy to nie pan zawahał się, gdy miał mi pan wcześniej oddać strzykawkę?!
- Bo rozważałem możliwość, że Erwin mógł przeżyć.
- Nie wydaje mi się, by mógł pan przewidzieć, że Floch przytarga go tu na swoich plecach!
- Może i racja, ale skoro Erwin już tu jest, użyjemy tej substancji na nim.
Dzieciak zaczął ciągnąć za futerał, a następnie oberwał od Levi'a z piąchy. Mikasa ruszyła natychmiastowo w jego kierunku, ale ja też byłam szybka. Nim zdołała go dopaść wyciągnęłam ostrze i zablokowałam to jej. Moje usta opuścił stęk wysiłku.
Mikasa co prawda była silna, ale w porównaniu ze mną wypadała blado. Jednak przemiana dała się we znaki i byłam wtedy mocno osłabiona. Wiedziałam, że nie powstrzymam jej na długo, więc musiałam szybko działać.
- Mikasa, dość! - Przesunęła mnie o parę centymetrów, jednak ja wciąż napierałam nie chcąc dopuścić jej do Ackermann'a. - Wiesz jaka kara grozi ci za niesubordynacje. - Zaczynałam czuć w ustach gorzki smak wspomnienia tamtej nocy, jednak szybko go odegnałam. - Może być wam to poczytane jako dezercja, wtedy...
Poczułam silne pchnięcie. Było to dla mnie zbyt wiele, przez co odleciałam. Oprócz tego zahaczyłam o jedną z dachówek nogą i runęłam jak długa, aż mi się ciemno przed oczami zrobiło.
Wtedy to Mikasa doskoczyła do Levi z okrzykiem jakiejś bestii.
- Wiem, że wy też zdajecie sobie z tego sprawę, że bez niego ludzkość nigdy nie pokona tytanów!
- On ma rację, Mikasa! Przestań się wygłupiać!
Głosy dochodziły do mnie jak z oddali. Chwilę zajęło mi uspokojenie umysłu i powrót do zmysłów. Co prawda dalej nie próbowałam wstać, bo zawroty głowy były zbyt silne.
- ... wy cierpicie!? - Usłyszałam głos Flocha. - Może nie zdajecie sobie sprawy, ale po tamtej stronie nie ma już nikogo żywego! Wszyscy zostali zabici głazami przez Zwierzęcego! - Zrobiło mi się momentalnie słabo.
Tyle śmierci na nic?
- W chwili gdy straciliśmy nadzieję, generał Erwin wciąż wierzył! W tej desperackiej sytuacji wymyślił plan pokonania Zwierzęcego i wprowadził go w życie! Dlatego zgodnie z planem wszyscy zostali zmasakrowani. W tych ostatnich chwilach swojego życia czuli jedynie przerażenie. Gdy znalazłem ledwo zipiącego Erwina, początkowo chciałem go dobić. Ale wtedy pomyślałem, że taki bezwzględny bydlak powinien jeszcze trochę pocierpieć w tym piekle. I wtedy coś sobie uświadomiłem. Że tytanów może zniszczyć jedynie wcielony diabeł i moim zadaniem jest utrzymać tego diabła przy życiu! - Powoli zaczęłam wstawać, żeby stanąć obok nich. Problemem była stłuczona lewa ręka, która ciągle pulsowała bólem. - Zrozumiałem, że powodem, dla którego wyszedłem cało z tej rzezi, było wypełnienie tej misji! Więc nie ważcie się wchodzić mi w drogę!
Ruszył biegiem. Mikasa uniosła miecz, Levi podniósł się, żeby ją powstrzymać, a ja chwyciłam za sztylet tkwiący w cholewie buta. Wszystkich nas uprzedziła...
- Hange! - Kobieta mocno trzymała Mikasę, nie dając jej się ruszyć.
Po chwili udało jej się przewalić dziewczynę. Wtedy też na dachu zobaczyłam Jeana, Conniego i Sashkę, która nawiasem mówiąc, nie wyglądała za dobrze. Nawet jeśli zdziwili się moim widokiem, postanowili chwilowo pominąć tę kwestię. Mieli większe zmartwienia.
- Mój Boże... - Widziałam jak bardzo Hange wstrzymywała łzy. Przypomniała mi się rozmowa z tamtej nocy.
- A ty masz kogoś?
- Może...
No jasne...O nie.
Patrzyłam na to wszystko, wiedząc że nie mogę nic zrobić. Gdybym mogła oddałabym wtedy swoje przekleństwo Erwinowi, żeby go tylko uratować.
Levi zaczął montować strzykawkę, a Mikasa znów się wydzierała. Nie zwracałam na nią uwagi tylko podeszłam do Levi'a i przyklękłam obok niego. Uniósł zdziwiony, głowę nad strzykawkę. Chwyciłam za jej części, niby przypadkowo łapiąc go za rękę. Posłałam mu mały uśmiech, taki na jaki pozwalał mi natłok ciężkich emocji. Zabrałam części strzykawki i złożyłam je w całość. Widziałam jak Levi'owi trzęsły się ręce. Nigdy nie byłby zdolny jej poskładać będąc w takim stanie.
Kiedy strzykawka była w całości podałam mu ją. Hange do tej pory zdołała już uspokoić Mikasę. Teraz wpatrywała się ona tępo w przestrzeń. Odwróciłam się od niej, żeby nie czuć poczucia winy.
- Kapralu, słyszał pan kiedyś o morzu? - Eren cicho wyszeptał, łapiąc Levi'a za kostkę. - Woda ciągnąca się aż po horyzont. Gigantyczne słone jezioro. Armin powiedział...
- Wystarczy tego. - Floch go odciągnął.
- Powiedział, że pewnego dnia udamy się za mury i zobaczymy je na własne oczy! Choć to było nasze marzenie z dzieciństwa, kompletnie o nim zapomniałem! Pomszczenie matki...Wymordowanie tytanów...Moją głowę przepełniała jedynie nienawiść! Ale Armin jest inny! Nie tylko walka się dla niego liczy! On ma marzenia!
Jak my wszyscy.
Patrzyłam na Erena z żalem. Wiem co to znaczy strata. I wiem jak ciężko się z nią pogodzić. Ale w tamtym momencie ważniejsza była ludzkość niż jednostka. Dlatego decyzja musiała zostać podjęta.
- Wynocha stąd wszyscy! - Głos Levi'a w końcu miał dawną moc. - Bezzwłocznie nakarmię Erwina tym ścierwem!
Wszyscy zaczęli się zbierać. Eren został zawleczony siłą. A ja wciąż stałam na dachu i patrzyłam jak oni odlatują.
- A ty co tutaj jeszcze robisz? - W jego głosie, który miał brzmieć groźnie, słyszałam nieskrywaną ulgę. Nie chciał zostać z tym sam.
- Po pierwsze mój sprzęt nie działa. Po drugie boli mnie ręka, a tylko ty wiesz jak trzymać udręczoną damę w opałach.
Na ustach Levi'a na chwilę zawitał uśmiech, ale zniknął tak samo szybko jak się pojawił.
Levi przykucnął przy Erwinie i kiedy miał już wbić igłę...
Z moich oczu popłynęły łzy.
- Erwin!?
- Panie nauczycielu. - Usłyszeliśmy cichy szept z ust Erwina, po tym jak wytrącił rękę Levi'a. - Skąd wiadomo, że po tamtej stronie nie ma...
W tamtej chwili Levi zdecydował. Podniósł się i poszedł ukłuć Armina. Przyklęknęłam przy Erwinie i zasłoniłam mu oczy.
- Dziękuję...za wszystko. Dziękuję ci za wszystko Erwin. Za dom, w którym mogłam być sobą, za ludzi, których mogłam nazwać rodziną oraz za to, że byłeś mi bratem, którego nie miałam. - Pojedyncza łza spłynęła z mojej twarzy i upadła na policzek Erwina. Chwyciłam go za rękę i dotknęłam ją do swojego czoła.- Tak bardzo ci dziękuję.
Uniosłam się w momencie, kiedy Levi skończył aplikację serum. Wzięłam Erwina na ręce i kiwnęłam mu głową, że możemy wracać.
\*|*/
Siedziałam na dachu razem z Levi'em, Hange i Flochem. Reszta oglądała jak Armin zżera Bertholdta. Nie widziałam w tym widoku niczego nadzywczajnego.
- Kapitanie, dlaczego...
- Nie mógłbyś mu wybaczyć? - Levi zapytał Flocha. Słuchałam go, ale dźwięk był bardzo odległy. Jakby mnie tam zupełnie nie było. - Nie miał wyjścia, musiał stać się diabłem. I to my tego od niego zażądaliśmy. A gdy już zdołał się z tego piekła uwolnić, chcieliśmy go tu z powrotem ściągnąć. Ale już wystarczy. Pozwólmy mu w końcu odpocząć...Erwin, obiecałem ci, że zabiję Zwierzęcego, ale wygląda na to, że jeszcze trochę mi to zajmie.
Hange odchyliła jego powieki.
- Odszedł.
- Rozumiem.
Levi podjął decyzję dla jednostki. Pozwolił, aby Erwin odszedł z tego piekła, każąc nam się męczyć jeszcze bardziej. Ale nie mam mu tego za złe. Erwin zasłużył na spoczynek.
Nie mogłam powstrzymać łez. Rozpaczałam bezgłośnie wraz z moimi druhami, kiedy po drugiej stronie inne osoby przelewały łzy z innego powodu.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Przedłużałam pisanie tego rozdziału jak najdłużej, jednak ten dzień musiał nadejść. Wiedziałam co się stało jednak nie powstrzymało to moich łez podczas pisania go.
A wy? Przeszła wam już żałoba po śmierci Erwina? Bo mi nie i dam temu upust w następnym rozdziale.
Do usłyszenia
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top