29 | Operacja: Zniszczyć Opancerzonego

 - Skoro tak bardzo tego pragną, to przywitamy ich hucznie. - Powiedziałam, spoglądając z powagą na Erwina.

- Erwin, zaraz wejdzie tu po murze!

Na słowa Levi'a odwróciliśmy się do tyłu, akurat w momencie kiedy pancernik utwardził swoje kończyny i ruszył w pełnym pędzie na mur.

- Żołnierze, unikajcie walki z Opancerzonym! - rozbrzmiał rozkaz Smitha, kiedy Reiner zaczął wspinać się po murze. - Trzymajcie się od niego z daleka!

Sprawdzałam jak wielkie straty poniosły moje plecy po przemianie tytana. Wtedy też usłyszałam jego kolejne słowa:

- Ten czworonożny tytan również jest inteligentny.

Spojrzeliśmy na niego z niedowierzaniem.

Kolejny...Nasza przyszłość maluje się w coraz czarniejszych barwach.

- Nie. Możliwe, że jest ich jeszcze więcej.

No to super. Od razu zeskoczmy z murów. Przynajmniej zaoszczędzimy im roboty...Jest nas zbyt mało, żeby wygrać tę bitwę...może nawet i całą wojnę.

W tym momencie Tytan Zwierzęcy uniósł zwiniętą łapę i z okrzykiem, walnął nią o ziemię. Po drodze przestraszył też stado ptaków, jednak najważniejsze było, że w tamtym momencie ruszyły na nas całe tuziny małych dwu- i trójmetrowców.

- Dowódco, Opancerzony się zbliża! - Armin pilnował drugiej strony muru. - Na dodatek nie wiemy, gdzie jest Bertholdt!

- Tak, zdaję sobie z tego sprawę. - Odpowiedział to tak spokojnie, że nawet mnie wbiło w buty.

Czy ty już do reszty postradałeś rozum, staruchu!

- Erw...! - Miałam mu już powiedzieć to na głos, jednak Levi mnie uprzedził.

- W końcu jesteś gotowy, by coś powiedzieć? Zdążyłbym w międzyczasie zjeść śniadanie. - Levi ujął moje słowa w odrobinę ładniejszym języku.

- Oddziały Dirka i Marlene, dołączcie do oddziału Klausa i brońcie razem koni w bramie! Oddziały Levi'a oraz Hange, powstrzymacie Opancerzonego! Użyjecie Włóczni Gromów wedle własnego uznania. Macie osiągnąć cele bez względu na cenę! Od tej chwili, od tej walki zależy przetrwanie całej ludzkości! Raz jeszcze dla swego gatunku oddajcie serca dla sprawy!

Wszyscy ruszyli na swoje miejsca. Czekałam na Levi'a, ale został on zatrzymany przez Erwina. Smith miał dla niego trochę inne zadanie.

- Mam ochraniać konie zamiast Erena? - Był zły. Oj, był bardzo zły. Podeszłam do nich licząc na to, że nie zbiorę w łeb za niesubordynację.

- Jeśli Erwin się zgodzi, możemy się zamienić. - Mężczyźni spojrzeli na mnie. - Jednak skoro to ciebie wybrał, musi to być zadanie któremu tylko ty możesz podołać.

- Nie udawaj, że jesteś słaba. - Wyśmiał mnie czarnowłosy.

- Nie wiem co planujesz Erwin. - Zwróciłam się do drugiego mężczyzny, ale po chwili znów mówiłam do Levi'a. - Ale szybkością nie dorównuję ci ani trochę. Gdyby nie twoja reakcja wtedy przy murze, Reiner zabiłby o wiele więcej naszych żołnierzy. Zanim zrozumiałam co się stało, miałeś już go nabitego jak szaszłyk. Skoro Erwin twierdzi, że poradzimy sobie bez ciebie, jestem gotowa mu zaufać. A ty?

Zacisnął zęby.

- Co mam zrobić?

Posłałam im uśmiech i ruszyłam za resztą grupy. Zanim jednak zeskoczyłam, krzyknęłam:

- Nie dajcie się zabić!

Dotarłam do reszty, a po chwili dołączył do nas Armin. Planem Erwina było zrobienie z Erena przynęty na Reinera.

- A co jeśli Reiner i tak zdecyduje się najpierw zabić konie? - Mikasa była wściekła na Erwina. Dobrze, że nie było go w pobliżu.

- Nie, na pewno ruszy za Erenem. Gdyby zdecydował się odpuścić, Eren zaszedłby Zwierzęcego od tyłu. Następnie dołączyliby Levi oraz Zwiadowcy, biorąc wroga w kleszcze i przystępując do walki. Czy tak brzmiały rozkazy Erwina?

- Tak.

- Nawet jeśli nie wszystko pójdzie zgodnie z planem, gdy wróg zauważy uciekającego Erena, w ich szeregach zapanuje chaos. Wszystko zależy od tego czy Reiner zdoła się tego domyślić.

- Znając go, na pewno się zorientuje. - Powiedział Eren.

- Jest duża nadzieja, że postąpi wedle naszych założeń. - Powiedziałam do Hange. - Może nie znam go długo, ale widziałam do czego jest zdolny.

- Zgoda. Podejmiemy Pancernika w Shiganshinie!

Dzięki pomocy Armina ustaliliśmy także, że Eren ma się trzymać z dala od murów, żeby nie powtórzyła się historia z jego porwaniem. W ten sposób szanse Erena porządnie rosły.

Kiedy Eren przemienił się w tytana, Reiner bardzo szybko zmienił swój cel zainteresowania. Ruszył na Jaegera i zaczęła się między nimi wymiana ciosów. Jednak tym razem Eren miał przewagę. Był bardzo dobry w walce wręcz, a ponieważ nie miał pancerza tak jak Reiner, jego koordynacja ruchowa była o wiele lepsza. Oprócz tego poruszał się on zdecydowanie szybciej od Opancerzonego. Miał dużą szansę na zwycięstwo. A to dawało nam pole do manewru.

Staliśmy rozstawieni na dachach. Każdy z nas miał po dwie Włócznie Gromów. Było nas tylu, że nawet gdyby dwie czy trzy osoby chybiły, byliśmy w stanie wykończyć dziada. Pewnie zastanawiacie się czym są owe „Włócznie Gromów". Otóż są to pociski, naszprycowane dużą ilością prochu, które swoim wyglądem przypominają włócznie, a siła ich rażenia porównywana jest do błyskawic.

Eren zdecydowanie wygrywał starcie. Jednak właśnie z tego powodu poczuł się zbyt bezpiecznie. A ta pewność go zgubiła.

Reiner odnalazł lukę w jego obronie i zaatakował. Chwycił Jaegera za nogę, uniósł go i z całej siły wbił go w budynek, rozwalając go doszczętnie. Wciąż trzymając Erena, uniósł go i cisnął na ziemię, tak że przepołowiła się ona na pół. Normalny człowiek miałby już złamany kark, ale jak widać tytany są o wiele wytrzymalsze.

Jednak Eren wciąż nie dawał za wygraną. Chwycił Pancernego za ręce i zaczął się z nim siłować.

Wszystko we mnie pulsowało. Miałam ochotę w tamtej chwili rzucić się na tego diabła i wbić mu rozum do głowy, a raczej włócznię. Jednak wiedziałam jak bardzo potrzebna jest w tamtym momencie koordynacja. Jeśli zrobiłabym kompletną samowolkę cały plan w mordę by strzelił. A mieliśmy tylko jedną szansę, a prawdopodobieństwo powodzenia i tak było niewielkie.

Mikasę też rączki świerzbiły jednak była ona jeszcze zbyt młoda i niedoświadczona, żeby panować nad swoimi emocjami.

- Pani Hange!

- Jeszcze nie! - Przeniosły się o kilka dachów dalej, co jednak nie sprawiało, że wcale ich nie słyszałam. - Wszystko zależy od pierwszego ataku!

- Jeśli chcesz, żeby Eren wyszedł z tego bez szwanku, musisz czekać. - Powiedziałam, dołączając do nich. - Jeśli wystrzelimy je zbyt blisko niego, to zrobimy z niego krwawy pulpet. Musimy wierzyć, że sobie poradzi i zrobi dla nas lukę w jego obronie.

Widziałam wściekłość w jej oczach. Nie, żeby na co dzień mnie nie nienawidziła, jednak tym razem było to zgoła silniejsze uczucie. Jednak musiała zrozumieć, że pośpiech był naszym wrogiem.

Kiedy zrozumiała przekaz ruszyła razem z Hange po kolejnych dachach, żeby zbliżyć się do Reinera.

Eren coraz bardziej tracił siły. Był przyparty do ziemi przez pancernika, co nie poprawiało jego sytuacji, bo jak mawiają „lepiej jest atakować, niż się bronić". Po długiej walce zdołał opleść nogami tytana, jednak ten znowu mu się wyśliznął. Zaczęli się mocować i to Eren wyszedł z tego zwycięsko. Udało mu się odbić Opancerzonego, który przetoczył się kilka razy i wylądował na dupie.

- Teraz! - Powiedziałam do Hange.

- Ale...

- Widzę lepiej od ciebie. Choć ten jeden raz mi zaufaj. - Powiedziałam, patrząc na nią błagalnie. Taka szansa mogła już nie nadejść. Eren nie miał już zbyt wiele siły, żeby odpierać ataki przeciwnika. Oprócz tego zaczął być o wiele wolniejszy, a jego ataki o wiele słabsze niż na samym początku.

- Do roboty!

Hange wyruszyła pierwsza. Z uśmiechem na ustach ruszyłam zaraz za nią. Zaufała mi, a to wiele dla mnie znaczyło. Zaraz za nami podążyła reszta naszej grupki.

Zoe strzeliła pierwszą włócznią w oko tytana, a drugą posłała Mikasa, uprzedzając mnie. Kiedy widziałam, że mają już pociągać za linkę...

Za blisko!

Rzuciłam się na Mikasę, tym samym wyrywając linkę. Dzięki temu uniknęła ona uderzenia przez odłamki. Hange natomiast udało się jakoś zsynchronizować ze mną i wysadziła włócznię w tym samym momencie co my. Wybuch rozsadził Opancerzonemu oczy, oślepiając go.

Niewiele się zastanawiając wbiłam kotwiczki w kolejny budynek przed sobą i odwracając się 180°, wpakowałam jedną z gromicznych w jego plecy. Po chwili kolejni żołnierze zaczęli go faszerować tym ustrojstwem i kiedy wszyscy naraz wysadziliśmy je, pancerz na jego karku zaczął się rozlatywać. Wystarczyła jeszcze jedna salwa i mielibyśmy go.

- Powtórzyć atak! Zaatakować ponownie i wykończyć drania!

Dzieciaki, które znały się z nim ponad rok zaczęły mieć wątpliwości. W końcu był on ich przyjacielem, mniej lub bardziej.

- Reiner. - Sasha była przerażona samym tym pomysłem. Ani myślała się ruszyć.

Spokojnym krokiem podeszłam do niej i wyciągnęłam rękę w jej kierunku.

- Oddaj mi ją. - Powiedziałam twardo. Dziewczyna spojrzała na mnie nie rozumiejąc. - Oddaj swoją włócznię. Skoro nie macie jaj, żeby wykończyć jednego pieprzonego tytana, to nie nadajecie się na Zwiadowców. Jeśli trzeba będzie mogę nawet wysadzić siebie, żeby tylko skurwysyna posłać do piachu. Dlatego na razie proszę. Ale tylko ten jeden raz.

- Odbiło wam!? Myślałem, że jesteście gotowi go zabić! - Jean oprzytomniał. Jako pierwszy wyrwał się z letargu i zrozumiał jak blisko osiągnięcia celu jesteśmy.

- Ruszać dupska! - Ryknęłam, że aż wszystkich przeszedł dreszcz. Byłam jak damska wersja Levi'a. Jednak 3x gorsza, bo jestem kobietą.

Jak na akord hołota się zebrała, a ich wątpliwości gdzieś zniknęły.

Wszyscy po kolei, jeden za drugim, posyłaliśmy w niego kolejne Włócznie Piorunów. I kiedy wszystkie wbiły się w jego ciało, wysadziliśmy je.

Tytan opadł, a z jego karku wyłoniło się ciało chłopaka. Nieźle go urządziliśmy, bo pozbawiliśmy go głowy.

- Dorwaliśmy skurwiela!

- Uwaliliśmy mu ten głupi łeb!!

- Pancernik został pokonany!

Wszyscy świętowali. No, prawie wszyscy. Hange była strasznie spięta, a Armin i Mikasa próbowali przetworzyć co się właściwie wydarzyło. Ja natomiast wybrałam się pozwiedzać okolicę, czy przypadkiem jego kolega się gdzieś nie czai.

Kiedy wróciłam zobaczyłam jak Connie i Sasha beczą na dachu jak jakieś panienki.

- I co beczycie jak kretyni!? Wstawać, ale już! To jeszcze nie koniec... Weźcie się w garść!- Jean zajął się ustawianiem ich do pionu. Postanowiłam zostawić tą robotę w jego rękach i ruszyłam do Hange.

Wylądowałam na dachu obok niej. Hange nawet nie zauważyła, że wróciłam, dlatego też oparłam rękę na jej ramieniu, wybudzając ją tym z letargu.

- Skończyłam zwiad. Nigdzie nie widzę tego drugiego.

- Nie wiem czy cieszyć się, czy płakać. - Powiedziała Hange próbując rozładować atmosferę, jednak sama nie była zbytnio przekonana.

- Powiedziałabym, że to drugie. Lepiej znać położenie swego wroga, szczególnie, że jest on tak niebezpieczny.

- To nie koniec! - Prawie przylała mi w głowę tak się zamachnęła. 

Szybko zmienia nastroje. 

- Przygotować sprzęt na kolejne cele!

Przyglądałam się Opancerzonemu. Coś mi nie grało. Coś podpowiadało mi, że nie można go tak zostawiać.

- Nie mogliśmy sobie pozwolić na negocjacje. - Powiedział Armin, łamiącym się głosem.

- Ano, nie mogliśmy. Nie żeby chciał nas słuchać. - Powiedziałam, wciąż gapiąc się na parujące ciało.

- Jesteśmy za słabi, by schwytać żywcem człowieka przemieniającego się w tytana. Dlatego to było nieuniknione!

Wciąż czułam to dziwne uczucie z tyłu głowy. Postanowiłam więc działać według własnego instynktu.

Wyciągnęłam ostrza i wystrzeliłam kotwiczki w ciało tytana.

- Co ty...? - Nie dałam dokończyć Arminowi.

- Podzielę go. Tak profilaktycznie. - Powiedziałam, ruszając na tytana w pełnej prędkości.

- Nie! - Usłyszałam rozkaz Hange, jednak zignorowałam go. Wiem, że nie powinno się bezcześcić zwłok. Jednak w tym przypadku nie mogliśmy sobie pozwolić na półśrodki. Trzeba było mieć 100% pewności, że to bydle zejdzie z tego świata i już więcej nie wróci.

Już miałam rozciąć jego ciało na pół, kiedy tytan poruszył się i wydał z siebie ostatni okrzyk, odrzucając mnie kawałek od siebie. Wylądowałam na najbliższym dachu, wiedząc że jesteśmy w niezłych tarapatach.

- Strzelajcie włóczniami! Trzeba zniszczyć całe jego ciało!

- Hange, za późno! - Krzyknęłam do niej, widząc jak po niebie z niebezpieczną prędkością leci do nas jakiś punkt. - Jeśli zginiemy, nic nie wskóramy! Zabieraj żołnierzy i jazda mi stąd! - Kobieta patrzyła na mnie nie dowierzając moim słowom. Byłam już wtedy nieźle wkurwiona z powodu niepowodzenia. - Rusz że dupsko babo! Zaraz wszystko tutaj jebnie!

- Hange-san, nadlatuje Kolosalny! - Dopiero, kiedy Armin pokazał jej nadlatującą, jak się okazało beczkę, poszła kobita po rozum do głowy.

- Cholera! Wszyscy oddalić się od Opancerzonego! Zaraz spadnie tutaj Kolos!

Kiedy widziałam, że oddalili się już dostatecznie daleko, miałam wrócić do Reinera i nawet za cenę własnego życia, zabić drania. Jednak kiedy ruszyłam, usłyszałam ponownie ten rozrywający czaszkę świst. Musiałam się oprzeć o pobliski budynek, żeby nie wyrządzić sobie większej krzywdy.

Jeśli zginiesz, nikomu nie pomożesz.

Ból był oszałamiający. Wyciszyłam się. Nie słyszałam prawie nic wokół siebie. Miałam słuch jak każdy inny człowiek.

Ból zniknął tak samo szybko, jak szybko się pojawił. Rzężenie ustało, a ja mogłam się znów poruszać.

Ciągło mnie, żeby iść go wykończyć. Ale tak jak ten głos w mojej głowie powiedział. Nie potrzebowaliśmy bezcelowych poświęceń. Ruszyłam w szaleńczym pędzie za resztą w momencie, w którym Bertholdt wyskoczył z beczki.

- Reiner!

Zdążyłam.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Napisałam ten rozdział w jeden dzień. Możecie być ze mnie dumni.

A pojawia się on dzisiaj, bo umówmy się, nie chciałam was budzić powiadomieniami o 24 w nocy (choć wiem, że dla niektórych to jest dzień)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top