28 | Miasto okryte mgłą
Od tego momentu jest druga połowa 3 sezonu.
Ponownie jeśli nie oglądałeś(aś) nie czytaj. Nie biorę odpowiedzialności za spoilery 😊
Minęło kilka godzin odkąd wyruszyliśmy. Był już środek nocy, kiedy wjechaliśmy do lasu poprzedzającego wejście do Shiganshiny. Byliśmy już tak blisko, jednak wciąż tak daleko.
Żeby dostać się do dystryktu musieliśmy przebyć jeszcze las. A nie było to najprostsze zadanie, ponieważ nie mogliśmy sobie pozwolić na korzystanie z koni. Po pierwsze robilibyśmy zbyt dużo hałasu. Po drugie może podróżowalibyśmy odrobinę szybciej, ale kosztowało by nas to zmęczenie koni, a na to nie mogliśmy sobie pozwolić.
Szłam obok Levi'a na tyłach formacji. Nagle jeden z dzieciaków potknął się, jednak dzięki mojej szybkiej reakcji, nie upadł na twarz.
- D-dziękuję. - Był roztrzęsiony, po tym jak prawie zaliczył bliskie spotkanie trzeciego stopnia z kamienną ścieżką.
Puściłam go bez słowa, a po chwili, kiedy chłopak zbierał z ziemi lampę, którą upuścił, usłyszeliśmy głos Levi'a:
- Świeć też trochę pod nogi! - Nie był to najprzyjemniejszy z jego tonów. W następnej chwili odwrócił się do Dirka. - Daleko jeszcze do podnóża? Już prawie świta.
- Gdy tylko przeprawimy się przez górę, Shiganshina będzie na wyciągnięcie ręki. - Odpowiedział mężczyzna. Był on starszy od kaprala. Jego włosy były ciemnej barwy, a na twarzy nosił lekki zarost. Do korpusu przynależał już dłuższy czas, więc był wprawiony w boju jak mało kto. Oprócz tego miał realistyczne podejście do życia, przez co nawet gościa polubiłam. Levi również, co nieczęsto zdarza się w jego przypadku.
Nagle usłyszeliśmy Jeana. W jego głosie słychać było przerażenie.
- Tytan po lewej, wszyscy stać!
Moja mimika zbytnio się nie zmieniła. Jedynie chwyciłam za uchwyt sprzętu gotowa, żeby zaatakować w każdym momencie.
Na szczęście okazało się to fałszywym alarmem, bo tytan był nieaktywny. Odetchnęłam z ulgą i ruszyłam dalej ze swoimi kompanami.
- Co, obawiasz się jednego tytana? - Levi'owi dopisywał humor, czego nie można było powiedzieć o młodzikach.
- Dla twojej wiadomości nie obawiam się jednego... - Położyłam duży nacisk na to słowo. - ...tytana. Jednak nie uważasz, że powinniśmy być jak najciszej? Jesteśmy na terytorium wroga, więc im dłużej jesteśmy niewidoczni tym dla nas lepiej, a jeśli zwrócimy uwagę jednego, na pewno znajdzie się jeszcze kilku innych.
Czarnowłosy nie żartował sobie już więcej. Resztę drogi do wyjścia z lasu przebyliśmy w milczeniu.
\*|*/
- Poznaję tę okolicę. O ile dobrze pamiętam, przychodziliśmy tutaj po drewno.
Po niedługim czacie usłyszeliśmy głos Mikasy. A skoro ona poznawała okolicę, to oznaczało to, że byliśmy naprawdę blisko.
- Widzę podnóże! - Po chwili usłyszeliśmy jednego z naszych. - Znaleźliśmy ślady szlaku.
Przeszliśmy jeszcze kawałek dalej i dostrzegliśmy równinę, na której mieściło się miasto. Byliśmy już prawie w domu.
Dosiedliśmy koni i ruszyliśmy galopem w stronę muru. Erwin pomimo tego, że bardzo chciał się tam dostać, wiedział że przemęczenie koni, będzie naszą zgubą, dlatego pilnował się jak tylko mógł.
- Uważajcie na czających się w cieniu tytanów! - Usłyszeliśmy, kiedy byliśmy już tylko kilkaset metrów od muru.- Rozpoczynamy główną część operacji! Wszyscy przejść na sprzęt od manewru.
Tak jak rozkazał, po kolei, każdy z żołnierzy porzucał swojego konia i przy użyciu sprzętu do manewrów miał się dostać na mur. Ja z Levi'em byłam jedną z ostatnich osób, żeby dopilnować czy wszystko idzie zgodnie z planem.
Nie wszyscy żołnierze polecieli na mury. Garstka, nowicjusze, została wytypowana aby pilnować konie, a kiedy tytani wewnątrz murów zostaną wybici, mieli oni sprowadzić wierzchowce do wewnątrz Shiganshiny.
Plan brzmiał tak:
Musieliśmy zapieczętować dwie bramy: wewnętrzną oraz zewnętrzną. W ten sposób miasto zostałoby odcięte, a my mielibyśmy spokój, kiedy czyścilibyśmy dystrykt z tytanów.
Erwin nakazał także każdemu z setki swoich żołnierzy naciągnąć na głowę kaptur, w razie gdyby nasz przeciwnik znał nasz plan. W taki sposób minimalizowaliśmy prawdopodobieństwo odnalezienia Erena do 1% [ No bo wiecie, stu żołnierzy – przyp. autora] W taki sposób nim uda im się zlokalizować dzieciaka, brama zewnętrza będzie już dawno zapieczętowana.
Kiedy tylko wylądowaliśmy na murze ruszyliśmy biegiem do zewnętrznej części. Biegłam kawałek za Levi'em, kiedy zobaczyłam jak Eren stoi jak kołek i gapi się w pobojowisko poniżej.
- Nie zatrzymywać się! - Usłyszałam podniesiony głos mężczyzny. - Do zewnętrznej bramy!
- Rozkaz! - Eren odwrócił się w kierunku kaprala, ale stanął krzywo i noga mu uciekła. Udało mi się chwycić go w ostatniej chwili, dzięki czemu nic mu się nie stało.
- D-dzięki. - Chłopak był lekko roztrzęsiony, ale nie było na to czasu.
- Przestań się mazać jak baba. Mamy misję do wykonania! - Zanim chłopak zdążył mi odpowiedzieć ruszyłam za czarnowłosym skrzatem. Jednak wiedziałam, że chłopak dostał porządną motywację.
Dość szybko przerzuciliśmy się na sprzęt do manewrów. Nie męczył tak bardzo jak bieganie na piechtę, a i był bardziej efektywny, ponieważ poruszaliśmy się o wiele szybciej.
W pewnym momencie odwróciłam się, żeby zobaczyć czy żaden gamoń się nie zgubił lub co gorsza nie zrobił sobie krzywdy. Leciałam teraz sama, ponieważ Levi dawno dostał się już w wyznaczone miejsce i czekał na resztę ludzi. Ja osłaniałam tyły.
Okazało się, że żaden z tych gagatków nie zrobił sobie krzywdy jednak Eren wciąż bujał w obłokach. Wściekłam się nie na żarty i ryknęłam na całe gardło:
- Jaeger! - Skutecznie zwróciłam tym na siebie jego uwagę. - Pomarzysz sobie, przy kufelku piwa i z kobietami u boku jak już ocalimy ludzkość! Teraz skup się na zadaniu do kurwy nędzy!
Wszyscy, którzy lecieli, ale i nie tylko oni gapili się na mnie, jedni z niedowierzaniem inni z niesmakiem. Eren zrobił się cały czerwony, ale mój przekaz chyba dotarł, ponieważ chłopak zwiększył ciąg gazu i zdecydowanie przyspieszył. Na mojej twarzy pojawił się usatysfakcjonowany uśmiech. Sama się odwróciłam i przyspieszyłam, żeby jak najszybciej być już na miejscu.
\*|*/
- Coś tu nie gra. - Usłyszałam głos Hange. Oprócz tego czułam na sobie lodowaty wzrok Levi'a i wiedziałam, że jeśli to przeżyjemy, to będzie sobie musiał ze mną porozmawiać.
Nawet nie chcę o tym myśleć.
- Jak okiem sięgnąć ani jednego tytana? - Mówiła dalej kobieta.
- Jednak musimy dalej działać. - Levi spojrzał na nią pewnym wzrokiem.
- Tak, to nie powód, by odwołać plan.
Kobieta wyciągnęła zza pazuchy pistolet na flary i posłała jedną, zieloną w niebo. Po sekundzie na niebie rozbłysło kilka kolejnych zielonych łun. Był to znak, że misja może się rozpoczynać. Był to znak dla Erena, że może zacząć.
Chłopak zwiększył ciąg gazu i wystrzelił ponad mur. Po chwili niebo przecięła błyskawica, a w ziemię uderzył piorun. Usłyszeliśmy okropny huk, a po chwili z chmury dymu wyłonił się Eren. Nie tracił już czasu na bezsensowne myślenie. Po kilku chwilach utwardził swoje ciało, blokując wyrwę w murze.
Mikasa została wysłana, żeby odzyskać Erena, a my w tym czasie zajęliśmy się patrolowaniem okolicy czy w pobliżu nie pojawiły się jakieś tytany.
- Eren, jesteś cały? - Mikasa troszczyła się o niego tak jak zawsze.
- Jak sprzęt? - Hange natomiast była bardziej praktyczna.
- Nietknięty. Jednak płaszcz nie przetrwał.
Mikasa odstąpiła mu swojego. Trzeba było mieć nadzieję, że więcej z nich nie zostanie zniszczonych, ponieważ mogłoby się zrobić nieciekawie.
W niebo poleciały kolejne flary, potwierdzające wykonanie tej części zadania.
- Udało się. - Hange szeptała jednak słyszałam ją bardzo wyraźnie. Pomimo, że nikt tego nie ukazywał, wszyscy byliśmy wniebowzięci. W końcu coś szło po naszej myśli. W końcu byliśmy krok bliżej od odkrycia tajemnic tego świata. - Eren, jak się czujesz?
- W porządku. Możemy dalej działać, tak jak na treningach.
- W takim razie teraz wewnętrzna! Nie zapomnijcie zakryć twarzy!
Tym razem ja ruszyłam przodem, zostawiając Ackermannowi obstawianie tyłów.
- Coś mi tu bardzo śmierdzi. - Powiedziałam do Hange, próbując ogarnąć okolicę swoimi wyostrzonymi zmysłami. - A może powinnam powiedzieć, że właśnie nie śmierdzi. Jak okiem sięgnąć, ani jednego tytana. Nie czuć ich, ani nawet nie słychać. To jest bardzo podejrzane.
- Ale nie masz pomysłu o co może chodzić. - Odpowiedziała Hange ze spokojem, także patrolując okolicę.
- To jest największy problem. Najchętniej powiedziałabym Erwinowi, żeby wstrzymać tą akcję i uciekać stąd w pizdu. - Westchnęłam, spoglądając na niebo. - Jednak kolejnej szansy możemy nie dostać. Nie ma też pewności czy podczas powrotu nie wybiliby nas w pień. Zostaje tylko postawić na jedną kartę i modlić się do jakichś bóstw bądź żywiołów o powodzenie misji.
Na pewno nie podniosłam jej tym na duchu. Ale nie wiedziałam co innego powiedzieć. Miałam dość tego monotonnego uderzania butów o mur. Musiałam przerwać tą ciszę, ponieważ doprowadzała mnie do szaleństwa.
Nagle w niebo została posłana czerwona flara.
O nie.
- Sygnał przerwania misji? - Hange była zmieszana, tak samo jak większość żołnierzy. Jednak w przeciwieństwie do nich, ona szybko się pozbierała. - Rozproszyć się i zająć pozycje na murze!
- Rozkaz!
Kiedy tylko wszyscy rozstawiliśmy się, dostrzegliśmy że po drugiej stronie ludzie rozstawiają się wzdłuż muru i stukają ostrzami o jego powierzchnię. Nie wiedzieliśmy czemu ma to służyć.
- Czyżby Armin znowu wpadł na jakiś pomysł? - Kiedy usłyszałam te słowa z ust Erena, uspokoiłam się. Ten dzieciak miał łeb na karku, więc był to dobry znak. Później jednak zrozumiałam, że skoro coś takiego się dzieje, musi to mieć za sobą powód. I raczej nie należał on do najprzyjemniejszych.
- Wszyscy w gotowości! - Krzyknęłam, żeby zwrócić na siebie ich uwagę. Nie miałam uprawnień dowódcy, ba nawet kaprala Nie miałam też pod sobą żadnych ludzi. Po prostu nie nadawałam się do kierowania nimi. Jednak wiedziałam, że moje przeczucie mnie nigdy nie myli.
- O co chodzi? Jeśli to któryś z twoich debilnych żartów to...
- Nie wiem. - Odpowiedziałam, spoglądając ze smutkiem na Levi'a. - Chciałabym ci powiedzieć co to jest, ale najzwyczajniej w świecie nie wiem. Wiem tylko tyle, że zaraz możemy mieć tutaj piekło na ziemi.
- Za mną. - Szepnął do mnie.
Bez żadnych pytań ruszyłam za nim. Przemieszczaliśmy się wzdłuż muru, żeby jak najszybciej dostać się na jego drugą stronę.
Nagle rozniósł się wielki huk. To, któryś z naszych posłał w niebiosa petardę hukową.
- Tutaj, znalazłem pustą przestrzeń!
I tyle go widzieli. W następnej chwili ostrze przeszło go na wylot zabijając na miejscu.
Nim ktokolwiek zdążył choćby mrugnąć Levi ruszył na Reinera w pełnym pędzie. Przebił na wylot jego szyję i pchając go w dół, wbił kolejne ostrze w klatkę piersiową.
Nikt po prostu nikt nie dowierzał, że to się wydarzyło. A ja? Bardziej mnie zainteresowała szybkość jego reakcji niż samo trafienie wroga.
Jednak coś poszło nie tak. Po chwili Levi wyrwał ostrze z klatki mięśniaka i powrócił na mur obok mnie.
- Kurwa!
- Kapralu!? - Armin znalazł się zaraz obok nas.
- Kolejna moc tytana?! Tak mało brakowało, bym sukinsyna wykończył!
Nagle wszystko rozbłysło światłem.
- Levi, na mur!
W tym momencie wszystko wokół nas wybuchło. W ostatniej chwili udało mi się zakryć chłopaka swoim ciałem. Błyskawica uderzyła tak blisko nas, że czułam jej skutki na swoich plecach. Jednak nie był to ból, który mógłby mnie powstrzymać.
- Zwariowałaś!? - Levi nie krył wściekłości ani odrobinę.
- Może. - Uśmiechnęłam się do niego po czym na mojej twarzy pojawił się grymas bólu. - Wyliżę się. Jak zawsze.
Zanim miał on okazję odpowiedzieć, usłyszeliśmy rozkazy Erwina:
- Przeszukać okolicę! - Wskoczyliśmy na mur. - Zlokalizować jego towarzyszy.
Wtem wokół nas zaczęły się pojawiać światła, a kiedy dym opadł okazało się, że przed nami stoją ze trzy tuziny tytanów. A wśród nich, w samym środku włochata bestia – tytan zwierzęcy.
Chwycił on duży kamień w łapy i cisnął go w naszym kierunku.
- Nadlatuje głaz! Padnij! - Tak brzmiały kolejne rozkazy Erwina.
Jednak skała nie uderzyła w ludzi stojących na murze. O, co to, to nie. Było jeszcze gorzej. Trafiła w bramę.
- Chybił? - Usłyszałam jednego z żołnierzy, po tym jak zebrałam swoją godność, z małą pomocą Levi'a, z ziemi, a tak dokładniej to z muru.
- Nie. Trafił tam gdzie chciał. Zablokował przejście by konie nie mogły przejechać. Wybiją konie, otoczą nas, by odciąć nam drogę ucieczki i wyeliminować nas tu co do nogi. - Erwin wyglądał, jakby go to wcale nie ruszyło. - Nam i naszym wrogom zależy dokładnie na tym samym. Na ostatecznym rozstrzygnięciu tej wojny! Ludzie czy tytani!? Która strona przetrwa, a która odejdzie w zapomnienie?!
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
W taki oto sposób, optymistyczny bądź nie - sami oceńcie - powracamy. Mam nadzieję, że jesteście szczęśliwi.
A tak na marginesie mam nową klawiaturę, więc za ewentualne błędy przepraszam.
Bayo!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top