27 | Przygotowania

W wyniku czystki ludzkość straciła cenny materiał ludzki, jednak w zamian zyskała między innymi świecącą rudę i wiele innych utajnionych wynalazków. Dodatkowo dzięki opanowanej przez Erena mocy utwardzania narodziła się pewna potężna broń zwalczająca tytanów. Piekielny kat – półautomatyczna broń. Spada na tytanów i eliminuje ich bez zagrożenia dla ludzi.

Staliśmy na murze, przyglądając się testom Piekielnego kata. Jeden z żołnierzy rozciął linę trzymającą kłodę, a ta poleciała wprost na kark tytana, zabijając go natychmiastowo.

- Dwunastometrowiec załatwiony! - Hange była po prostu wniebowzięta. - Udało nam się! Wprost cudownie. Teraz będziemy mogli zabijać tytanów bez wdawania się z nimi w walkę.

Nie chciałam psuć jej humoru, ale to mogło działać tylko przy murze, więc niewiele dawało. Jednak wciąż był to krok do przodu. Nawet jeśli mały, to wciąż był.

Wariatka coś jeszcze krzyczała, ale ignorowałam ją. Miałam coś ważniejszego na głowie.

Eren dostał silnego krwotoku z nosa. Chwyciłam chłopaka zanim się przewrócił i posadziłam na ziemi. Levi natomiast wyciągnął z kieszeni chustkę i dał ją Jeagerowi.

- Wszystko okej? - Zapytałam, ale zanim dostałam odpowiedź, Hanege kapnęła się że coś jest nie halo.

- Eren?

- Przesadził z używaniem mocy tytana. Ostatnio cały czas bierze udział w eksperymentach.

- Wybacz mi, Eren. - Hange po słowach Levi'a zreflektowała się nad swoim zachowaniem.

- Proszę nie przepraszać, pani Hange. Moje zmęczenie nie ma najmniejszego znaczenia. Musimy jak najszybciej zebrać broń i ruszyć na podbój Shiganshiny.

- Ale martwy, to ty się na nic nie przydasz. - Powiedziałam, wstając i otrzepałam kolana. - Odpocznij trochę młody, a później planuj podboje.

Nie był do tego zbyt chętny, ale ostatecznie zgodził się.

\*|*/

Tego samego dnia. Noc.


Wszyscy zebrali się w jadalni, żeby świętować zwycięstwo. Wszyscy oprócz pewnych dwóch osób. Ta dwójka wolała posiedzieć w samotności na murze i przyglądać się gwiazdom.

I nie, nie mylicie się. Tą dwójką jestem ja i Levi.

- Żałujesz? - Zapytałam, wpatrując się w niebo.

- Czego mam żałować?

- Że go nie szukałeś. Że postanowiłeś żyć sam dla siebie. Że nas poznałeś.

- Nie wiem.

W końcu spojrzałam na niego.

- Jak to nie wiesz?

- Po prostu. To jedyne życie jakie poznałem.

- Chciałbyś żeby było inne?

- Nie. - Nastała chwila ciszy. - A ty? Zmieniłabyś?

- Żałuję, że wtedy mnie z wami nie było. Może dzięki temu by przeżyli.

- A może ty byłabyś martwa razem z nimi.

- Dobra uwaga...Lepiej nie martwić się przeszłością, bo nie wróci. Lepiej martwić się tym co nadejdzie jutro.

Kiwnął głową i odwrócił ją. Sama spojrzałam na horyzont. Daleko hen była wolność, którą tylko musieliśmy odzyskać.

Przysunęłam się do mężczyzny i oparłam głowę na jego ramieniu. Nic nie powiedział. Objął mnie ręką i siedzieliśmy tak, każde będąc we własnym świecie.

I właśnie to było naszą zgubą.

Nie usłyszeliśmy, że ktoś się zbliża i wciąż trwaliśmy w błogiej nieświadomości. Dopiero kiedy usłyszeliśmy jej głos:

- Levi, Kira. Eren zna...

Oboje natychmiastowo odwróciliśmy się w stronę osoby, odrywając się od siebie.

Kiedy zobaczyłam Hange nie wiedziałam czy mam się cieszyć, czy płakać.

- H-Hange, c-co ty tu...? - W moim głosie był strach. Wiedziałam, że będziemy mieć przesrane.

- Ile? - Jej głos był naprawdę chłodny. Tak jak nie ona.

- Po wyprawie. Na co ci to wiedzieć, szalona wariatko? - Levi nie pokazał po sobie nic, ale czułam że też się boi. Nie tak bardzo jak ja, ale też się bał.

- Przypuszczałam, że tak będzie, ale nie że tak szybko . - Na jej twarz wrócił jej zwykły, wesoły wyraz.

Czekaj...coś mnie ominęło?

- Czekaj, co? - Zapytałam na głos.

Spojrzeliśmy po sobie z Levi'em próbując odnaleźć odpowiedzi we własnych oczach, ale nie wyszło. Znów spojrzeliśmy na Hange.

- Było pewne, że będziecie ze sobą. Widziałam jak na siebie patrzyliście.

- A-ale jak!? Przecież robiliśmy wszystko, żeby tego nie było widać! - Powiedziałam zła.

- Niektórych rzeczy nie zamaskujesz. Na przykład tego, że on zawsze na ciebie patrzy, kiedy tego nie widzisz.

Spojrzałam na niego z uniesioną brwią. Widziałam u niego lekki rumieniec, choć utrudniała to wszechogarniająca ciemność i jedynie lekki płomień pochodni.

- Powiesz im? - Zapytałam niepewnie.

- Dlaczego miałabym? Każdy ma prawo być szczęśliwym. - Posłała w naszym kierunku uśmiech. - Tylko wstańcie o normalnej porze, bo jedziemy do korpusu treningowego. Musimy się rozmówić z jego dowódcą.

- Hange. - Walnęłam się w głowę. - Czy to miało ukryty przekaz?

- Może. Wyśpijcie się.

- Hange. - Kiedy miała już zeskoczyć, podeszłam do niej. - A ty masz kogoś?

- M-może.

Zaśmiałam się.

- To dobrze. W tych czasach potrzebujemy kogoś za kogo i dla kogo pragniemy walczyć. Mam nadzieję, że też ci się uda.

Chciałam ją poklepać po ramieniu, ale ta mnie przytuliła. Zaśmiałam się i oddałam uścisk.

- Też się wyśpij. - Powiedziałam, odsuwając się od niej.

- Skorzystam z twojej rady.

I zniknęła. Po chwili poczułam ręce Levi'a na swojej talii.

- O czym gadałyście?

- A co cię to interesuje? - Odwróciłam się do niego i uśmiechnęłam zadziornie. - Co będę mieć w zamian?

- Nagle czegoś chcesz?

- Co ja poradzę, że jestem człowiekiem biznesu. Więc?

Przysunął mnie do siebie i pocałował. Oblałam się cała rumieńcem, ale oddałam pocałunek. Kiedy odsunęliśmy się od siebie uśmiechnęłam się do niego.

- Więc?

- Hange ponoć też ma kogoś.

Widziałam przez chwilę zadziwienie na jego twarzy, ale zniknęło równie szybko jak się pojawiło.

- Wiesz kto to?

- Nie i nie obchodzi mnie to. Jak będzie chciała to sama mi powie. Mam nadzieję, że jest szczęśliwa.

- Jest wariatką, ale nawet jej przysługuje szczęście.

Walnęłam go w ramię.

- Brzmisz jakby była od nas gorsza.

Zaśmiał się. Moje wargi rozciągnęły się w jeszcze szerszym uśmiechu.

Ponownie usiedliśmy na murze i wróciliśmy do przerwanego zajęcia.

\*|*/

Obudziłam się w sypialni Levi'a. Nie wiem kiedy, ale jakoś skończyliśmy oboje u niego. Miałam iść do siebie, ale coś mi nie pozwalało. Tak więc skończyłam u niego.

Byliśmy wyspani jak nigdy. Zdążyliśmy już zauważyć, że kiedy śpimy razem nie mamy żadnych koszmarów. Oboje zapewniamy sobie bezpieczeństwo w śnie.

Po cichu opuściłam jego pokój i poszłam się przygotować. Chwilę później siedzieliśmy już na koniach i pędziliśmy w stronę Korpusu.

Kiedy tylko dotarliśmy, Shadis zabrał nas do swojego gabinetu.

Wszyscy usiedliśmy, a Sashka stała cała spięta.

- Co z wami, Braus, nie usiądziecie?

- Melduję, że wolę zostać tutaj!

- Racja. O ile dobrze pamiętam, zawsze gdy byłaś tutaj wzywana, nieźle ci się obrywało. Od tamtego czasu minęło zaledwie kilka miesięcy. A mimo to, ledwo was poznaję.

- Dowódco Shadis...Wróć, panie instruktorze, zapewne się pan domyśla, co jest celem naszej wizyty, szczególnie że trwają przygotowania do odbicia muru Maria.

Nastała chwila ciszy, którą przerwał mężczyzna. Ale nie spodziewaliśmy się tego co powiedział:

- Eren, jesteś bardzo podobny do matki. Jednak czające się w twoich oczach kły masz zdecydowanie po ojcu.

- Proszę mi powiedzieć wszystko co pan wie! - Eren aż zerwał się z krzesła.

- Tak naprawdę nie wiem nic. Jednak mogę ci opowiedzieć pewną bezużyteczną dla ludzkości historię. Wydarzenia, których byłem światkiem jako zwykły obserwator.

Opowiedział nam historię jak poznał ojca Erena. Mężczyzna nie należał do ludzi z obrębu murów. Został znaleziony poza nimi i jedyne co pamiętał to swoje imię oraz to, że był lekarzem. Kiedy rozpoczęła się zaraza on był tym, który uratował tak wielu ludzi. Później poślubił matkę Erena, a na świat przyszedł Eren.

Shadis został nazwany wyjątkowym przez Grishę. Ale jak później się okazało, tylko Grisha tak uważał. Mężczyzna zrezygnował z dowództwa i przekazał je komuś wyjątkowemu – Erwinowi. A sam zaszył się w korpusie treningowym, żeby ukryć swoją hańbę.

- Wyjątkowi ludzie naprawdę istnieją. Po prostu ja się nigdy do nich nie zaliczałem.

Opowiedział jeszcze o tym, kiedy znalazł chłopaka w środku lasu, nieprzytomnego i zaniósł go do schronu. Było to w dniu, kiedy mur został przełamany.

- To wszystko, co wiem.

Nastała chwila ciszy. Musieliśmy sobie przyswoić co usłyszeliśmy. A ja coraz bardziej utwierdzałam się w mniemaniu, że Zwiadowcy są skazani na porażkę i cierpienie.

- Tylko tyle? - Nie dowierzałam w słowa Erena. Ale była to prawda. Jego słowa niewiele nam pomogły.

- Przynajmniej poznaliśmy prawdziwy powód twojej rezygnacji. Nie chciałeś odkupić śmierci swoich żołnierzy, tylko zaszyć się tutaj bo nie byłeś wyjątkowy.

- Przestań, Hange. - Levi był tym, który wstawił się za mężczyzną.

- Chrzanić twój kompleks niższości! Przestań uciekać przed rzeczywistością! Czy to nie na tym polega oddanie serca dla sprawy?!

- Proszę przestać pani Hange. Pan instruktor miał rację. Nigdy nie byłem nikim wyjątkowym. Jestem tylko synem wyjątkowego człowieka. To wszystko.

Nie mogę tego słuchać. Wychodzę.

Miałam się już podnieść i opuścić pomieszczenie, ale zdanie które powiedział Shadis mnie powstrzymało:

- Wiesz, o powiedziała mi wtedy twoja matka?

„Czy to źle, że ktoś nie jest wyjątkowy?"

Miała rację. Ta kobieta ma całkowitą rację. Bycie wyjątkowym nie zawsze jest dobre. Dla niektórych jest to przekleństwo.

Zaczęliśmy się zbierać. Kiedy wszyscy już opuścili pokój przymknęłam drzwi, żeby nikt oprócz Shaidsa nie słyszał moich słów.

- Sądzisz, że bycie kimś przeciętnym jest złe. - Powiedziałam, z małym uśmiechem. - Ale bycie wyjątkowym jest czasem przekleństwem. Ty jesteś wyjątkowy. Potrafisz z dzieciaków zrobić żołnierzy. To też się liczy.

- Jesteś kropka w kropkę ojciec. - Powiedział zanim opuściłam pomieszczenie. - Jesteś tak samo uparta i zdeterminowana jak on. Widać to w twoich oczach. Ale same oczy masz po matce. Nie znałem jej za dobrze, ale słyszałem że potrafiła walczyć jak lwica.

Uśmiechnęłam się do mężczyzny i wyszłam z budynku.

Wszyscy siedzieli już na koniach. Podeszłam do swojego i wskoczyłam na niego.

- Co robiłaś? - Usłyszałam głos Mikasy.

- Nic. Dowiedziałam się czegoś. Ale to nic ważnego.

Spojrzałam na Erena. Chłopak w końcu wyglądał jakby żył. Wreszcie odzyskał wiarę w siebie.

\*|*/

Czekałam przed drzwiami, aż opuszczą pokój. Nie należałam do dowództwa, ani nie byłam wyższa rangą, żeby móc przebywać na tym spotkaniu. Kilka minut później drzwi stanęły otworem, a wszyscy dowódcy wraz z Hange i Levi'em opuścili pokój.

Ruszyłam z Levi'em.

- I co ustaliliście?

- Nie masz odpowiedniego stopnia żeby to wiedzieć.

- Nie lubię cię. - Zabrzmiałam jak dzieciak, na co Levi zaczął się śmiać.

- Kazali mi wziąć to na przechowanie. W razie czego ja decyduję komu to wstrzykniemy.

- To nie zbyt duża odpowiedzialność?

- Mówisz, że sobie nie poradzę?

- Nie. Chodzi mi to, że jeśli coś źle pójdzie, to powiedzą że to twoja wina.

- Dostałem rozkaz i planuję go wykonać, nie zważając na konsekwencje.

Westchnęłam i oparłam rękę na jego ramieniu.

- Nie ważne co zdecydujesz jestem z tobą.

\*|*/

Kolejne spotkanie było w gabinecie Erwina.

Wyżej postawieni siedzieli przy stole koło Erwina, a ja z Levi'em przy ścianie, z dala od nich.

- Innymi słowy, ojciec Erena, Grisha Jeager, najprawdopodobniej pochodził ze świata poza murami.

- Na to wygląda. Wiemy również, że tak jak Annie, Reiner oraz Bertholdt posiadał moc tytana. Jednak w przeciwieństwie do tej trójki, był sprzymierzeńcem ludzi za murami.

- Skoro tak bardzo interesował się Zwiadowcami, mogliśmy lepiej wykorzystać jego moce.

- Nie sądzę. Jestem pewna, że gdy tylko dostał się za mur, rozpoczął na własną rękę inwigilację rodziny królewskiej. Tak czy siak to, co zrobił, świadczy o jego wielkiej determinacji. I ten właśnie człowiek chciał pokazać swojemu chętnemu do wstąpienie do Zwiadowców synowi zawartość piwnicy w ich domu. A na łożu śmierci dodał, że można tam znaleźć całą prawdę. Jak myślicie, co może być tam ukryte?

- Coś o czym nie wolno głośno mówić. - Odpowiedź Erwina, nie dawała żadnej odpowiedzi. - Nie, coś czego Grisha nie mógłby wyrazić słowami, nawet gdyby próbował. Czyli wspomnienia o świecie, których pozbawił ludzi pierwszy król z rodu Reiss. A przynajmniej chciałbym, żeby tak było. Jednak takie dywagacje nigdzie nas w tej chwili nie zaprowadzą. - Ostatnie zdanie powiedział bardzo cicho. Później ponownie podniósł głos. - W dzisiejszym dniu zakończyliśmy przygotowania. Za dwa dni rozpoczniemy operację odbicia muru Maria. Jeśli chcemy poznać zawartość piwnicy, musimy po prostu tam dotrzeć. Tak to się robi w Zwiadowcach.

Po tych słowach wszyscy się uśmiechnęliśmy. Nasza „rodzina" nie zostawia nic przypadkowi.

- Powiadomcie swoje oddziały.

Zaczęli ze sobą mówić o jakichś bzdetach.

- Co zrobimy ze sprawą zatajenia przez Shadisa ważnych informacji?

- Puścimy mu to płazem, nie mamy teraz czasu na takie rzeczy. - Odpowiedziała Hange.

Kiedy wszyscy już wyszli, ja też się podniosłam żeby opuścić pomieszczenie, ale Levi zamknął drzwi.

- O co chodzi, Levi?

- Wiem, że trochę na to za wcześnie, ale co zamierzasz zrobić, gdy już odbijemy mur Maria? Na pewno najważniejsze będzie wprowadzenie dobrej strategii obronnej. Ale co potem?

- Likwidacja zagrożenia. Wygląda na to, że komuś za murami bardzo zależy, by rzucić nas tytanom na pożarcie. Wierzę, że jego tożsamość poznamy w piwnicy. Dlatego jak już wcześniej powiedziałem, podejmiemy decyzję, gdy już się tam dostaniemy.

- Pytam, bo nie mamy pewności, że dożyjesz tej chwili. - Levi co ty kombinujesz?

Nie wiedziałam czy mam tam zostać, czy próbować się jakoś zmyć. Ta rozmowa wyglądała mi na prywatną, ale mężczyźni wyglądali jakby ignorowali moją obecność.

- Nie jesteś taki sprawny jak dawniej. Oddajmy dowodzenie Hange. Ty byś nam tylko ciążył. Zostań tutaj i czekaj na wieści. Powiemy wszystkim, że cię do tego zmusiłem. Zresztą w ostateczności naprawdę zamierzam to zrobić. Zgadzasz się, prawda?

Levi miał trochę racji. Z tym, że Erwin może zginąć, nie z tym że będzie ciążył. Ale z drugiej strony całą tą operacje może w mordę strzelić jeśli jego zabraknie.

Erwin zaczął myśleć. Nastała chwila ciszy, którą przerwał. Ale ani ja, ani Levi nie spodziewaliśmy się takiej odpowiedzi.

- W żadnym wypadku.

Spojrzałam na niego z niedowierzaniem. Może i był wyżej w hierarchii, ale Levi kiedy na coś się uparł to planował to zrobić. Nie zważając na koszta.

- Mogę robić nawet za przynętę. W kwestii łańcucha dowodzenia nic się nie zmienia. Jeśli padnę, dowodzi Hange. A później następni w kolejce. Bez wątpienia będzie to wyjątkowo trudna operacja, jednakże ma ona kluczowe dla ludzkości znaczenie. Dlatego dałem z siebie wszystko. Zrealizujmy mój plan. Beze mnie szanse na sukces spadną!

- To prawda. Bez ciebie operacja może nie wypalić, jednak jeśli dasz się teraz zabić, stracimy wszelką nadzieję. Więc po prost siedź za biurkiem i walcz mózgownicą. To w ten sposób najbardziej zaszkodzisz tytanom. To najlepszy dla ludzkości wybór.

- Mylisz się. Najlepszym wyborem jest postawienie wszystkiego na tę...

- Przyhamuj, kolego. Jeśli będziesz mi dalej wciskał ten kit, połamę ci oba kulasy. Bez obaw, zrobię to tak, by dało się je później poskładać. Jednak podczas operacji odbicia Marii będziesz tutaj siedział i robił pod siebie, bo o własnych siłach do kibla nie zajdziesz.

Mężczyzna zaśmiał się na słowa Levi'a.

- Przykra perspektywa. - Co z wami jest kurwa nie tak!? - W pełni się z tobą zgadzam. Nie w pełni sprawny żołnierz powinien się trzymać z dala od pola bitwy. Ale wiesz co? Ja po prostu muszę być przy ujawnieniu prawdy o tym świecie!

Nie dowierzaliśmy w jego słowa. Erwin był zdolny poświęcić wszystko dla paru informacji.

To jakiś wariat!...Heh. Wszyscy Zwiadowcy nimi są.

- Więc to dla ciebie aż tak ważne? Ważniejsze niż twoje nogi?

- Tak.

- Ważniejsze niż zwycięstwo ludzkości?

- Tak.

Widziałam jak gotuje się w Levi'u. Stanęłam przed nim tak, żeby przypadkiem nie omsknęła mu się ręka i żeby nic nie zrobił Erwinowi.

- Rozumiem. - Odwrócił się i chwycił za drzwi.

Że co?

- Erwin, ufam twojej ocenie sytuacji.

I wyszedł. Spojrzałam na niego. A później na Erwina. I zanim wyszłam powiedziałam jeszcze:

- Obaj jesteście popieprzeni. Ale to chyba nasza wspólna cecha. - Zaśmiałam się i wyszłam za Levi'em.

\*|*/

Jak powiedzieli, tak zrobili. Kiedy podano kolację na stołach pojawiło się mięso. Większość zaczęła się zachowywać jak zwierzęta, tylko po to, żeby dostać jak najwięcej. Do tego Jean i Eren znów zaczęli się napieprzać.

Nikt nie planował ich rozdzielić, włącznie ze mną. Pomyślałam, że w taki sposób obaj sobie ulżą i na wyprawie nie będzie takich wyskoków.

Kiedy chłopaki ledwo stali na nogach, Levi wparował do pomieszczenia i „dał każdemu z nich po mordzie".

- Przesadziliście z tą zabawą. - Na sali nastała kompletna cisza. - Do spania! - Jean zwrócił, po tym jak Levi walnął go w brzuch. - I posprzątajcie po nim.

- Rozkaz!

Widziałam jak Levi wychodzi. Chciałam iść za nim, ale nie mogłam się przecisnąć. Kiedy już udało mi się wyjść na dworze zobaczyłam Erena, Armina i Mikasę.

- Cześć. Dołączysz do nas? - Zapytał Eren, kiedy tylko mnie zobaczył.

Zaśmiałam się.

- Nie, nie chcę wam przeszkadzać. - Zobaczyłam kątem oka Levi'a siedzącego we wnęce. - Mam coś do załatwienia.

Pożegnaliśmy się, a ja weszłam do środka tak żeby dzieciaki tego nie wiedziały.

- Nie powinieneś się obijać, kapralu. Kazałeś dzieciakom iść do łóżka, a sam pijesz po kątach. Nie ładnie. - Powiedziałam, siadając obok niego.

- Co cię to obchodzi? Dzieci powinny spać.

- Jedyne co mogę zrobić to dotrzymać ci towarzystwa.

- Żadnych słów otuchy? - Słyszałam w jego głosie ironię.

- Nie ma takich słów. Nie powiem ci „wszystko będzie dobrze", bo najzwyczajniej tego nie wiem. Chcę wierzyć, że wszystko pójdzie po naszej myśli, ale nie potrafię. - Wyciągnęłam z kieszeni paczkę papierosów i spojrzałam do środka.

Ostatni.

- Mówiłem ci, żebyś...

Wyciągnęłam paczkę w jego kierunku.

- Tobie przyda się bardziej niż mnie. - Spojrzał na mnie zdziwiony. - To ostatni jaki mi został. Nie ma czasu, żeby je kupować, więc chyba muszę rzucić. - Uśmiechnęłam się do niego. - Bierz, bo się rozmyślę.

Wziął papierosa i zapalił go. Po chwili podał mi go, co przyjęłam z wdzięcznością.

- Dlaczego nie potrafisz uwierzyć? To połowa sukcesu.

- Bo widzę co się dzieje. - Powiedziałam, wydychając dym. - Zwiadowcy są skazani na niepowodzenie, na ból, na cierpienie. - Podałam mu fajkę. - Może nam się udać uratować ludzkość, ale to nie zmieni tego, że my wciąż będziemy cierpieć.

Nastała cisza. Spędziliśmy tam prawie całą noc. Pijąc i rozmawiając. To był nasz sposób na uspokojenie się.

\*|*/

Dwa dni później.


Staliśmy na murze czekając aż słońce zniknie za horyzontem. To był nasz sygnał żeby ruszać. Kiedy wszystko spowije mrok. Tym razem ciemność miała być naszym sprzymierzeńcem.

Resztka naszych wjeżdżała na mur, kiedy usłyszeliśmy z dołu krzyki. Były to zdania otuchy. Ci ludzie wierzyli, że powiedzie nam się odbicie Marii. I dzięki nim ja też zaczynałam wierzyć.

Jak niewiele trzeba człowiekowi. Wie, że nie ma szans, ale kiedy ktoś inny powie mu, że da radę wątpliwości znikają. Zaczyna wierzyć, że sobie poradzi.

- Po tak hucznej imprezie musieli się dowiedzieć.

- Sprawa się rypła, bo całe mięso zamówiliśmy u Reevesów.

- Zabiję tego Flegela.

- Możecie na nas liczyć! - Jean, Sasha i Connie zaczęli się drzeć w odpowiedzi.

Co ja z nimi tutaj robię?

- Kiedy ostatnio Zwiadowcy byli tak entuzjastycznie żegnani?

- Dobre pytanie. Zdaje się, że nigdy.

- O ile mi wiadomo to pierwsza taka sytuacja. - Widziałam na twarzach moich kamratów dumę, a także szerokie uśmiechy.

Erwin zrobił coś, czego kompletnie nikt się nie spodziewał.

Uniósł rękę i zaczął krzyczeć. Ludzie odpowiadali mu tym samym. To było po prostu niesamowite.

- Operację ostatecznego odbicia muru Maria czas rozpocząć!

Spuszono nas na ziemię.

- Naprzód!

Ruszyliśmy wszyscy galopem, z okrzykami bojowymi na ustach. Z wiarą, że tym razem w końcu nam się uda.

~~~~~~~~~~~~~~~~

I tym oto optymistycznym akcentem kończymy ten epizod. Kiedy wyjdą kolejne odcinki anime, będę kontynuować. Ale tak jak mówiłam opóźnienie może być prawie dwumiesięczne, bo w maju mam matury.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top